Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25. Przecież nie można się upić jednym drinkiem

Uszczypnęłam się w policzki, chcąc nadać im trochę koloru i wyszłam z łazienki, zostawiając róże na szafce nocnej. Następnie wyszłam z pokoju i zeszłam na dół, mając nadzieję, że Parker wciąż był zajęty paleniem. W salonie z ulgą zauważyłam, że nigdzie go nie było.

Podeszłam do stolika, chcąc odrobinę uspokoić się jedzeniem. Po chwili obok mnie znalazł się Justin, który zmierzył mnie od góry do dołu i jakiś jego kolega, trzymający w dłoni butelkę wódki. Starałam się nie zwracać na nich najmniejszej uwagi, bo naprawdę nie chciałam problemów, a Justin wyraźnie szukał zaczepki. Drażnił mnie jego uśmieszek, który pokazywał, jak wysokie mniemanie miał o sobie ten kretyn. W pierwszej chwili pomyślałam, że z tą łobuzerską aparycją mógł przypominać mi Parkera, ale szybko odrzuciłam od siebie tę myśl.

Parker był wkurzający. Justin był wkurzający i obrzydliwy.

— Chcesz? — spytał mnie Justin, a jego towarzysz odwrócił się i uśmiechnął się do mnie zachęcająco.

Nie rozumiałam, o co im chodziło, ale już po chwili domyśliłam się, że pytali mnie, czy chciałam się z nimi napić.

Z początku miałam odmówić i jak najszybciej zniknąć z pola widzenia obleśnego chłopaka mojej siostry, jednak nagle wpadła do mojej głowy myśl, która w tamtym momencie wydawała mi się naprawdę sensowna.

Przed oczami stanął mi Parker i wydarzenia ostatnich kilku dni, co dało mi do zastanowienia. Bawiłam się dobrze tylko w momencie, gdy przestawałam myśleć i choć być może powinnam być z tego dumna, bo w końcu większość ludzi jednak rzadko kiedy myślała, takich momentów nie było wcale tak dużo. Miałam już dość analizowania każdego, nawet najmniejszego detalu, dość reagowania paniką na obecność Parkera. Chciałam wreszcie wyluzować. I jak miałam tego dokonać?

Poprosiłam ich o drinka. Naprawdę to zrobiłam.

To było coś zupełnie nie w moim stylu i bałam się, jakie mogły być tego skutki. Ale hej, w końcu wszyscy wokół chcieli, żebym próbowała nowych rzeczy!

— Hej, hej, hej, czy ty nie jesteś przypadkiem śmiertelnie chora? — Przypomniał mi Romio, który nagle znalazł się przy mnie i odciągnął mnie na bok.

Wzruszyłam ramionami.

— Przecież nie biorę żadnych leków. Tylko gorzej się po nich czuję — wyjaśniłam. — Zresztą, spójrz na proporcję tego drinka — wskazałam ręką na chłopaka, który zgodnie z moją prośbą nalał mi tylko trochę wódki. — Nie mam zamiaru wypić całego wiadra alkoholu.

Romio przyjrzał mi się z uwagą, a potem rozejrzał się wokół, prawdopodobnie szukając Parkera. A ja modliłam się, żeby go nie było. Przynajmniej dopóki byłam trzeźwa.

— Piłaś już kiedyś?

— Nie. — Przełknęłam głośno ślinę. — A ty?

— Kilka razy — przyznał, a gdy zobaczył moją zszokowaną minę, dodał: — No co?

— Nie, nic. — Wzruszyłam ramionami. — Po prostu nie wyglądasz mi na osobę, która pije...

— Ty mi też na taką nie wyglądasz, kwiatuszku. — Uśmiechnął się zaczepnie, a ja westchnęłam. — Okej, w porządku, nie musisz mi się tłumaczyć. To twoje urodziny, masz prawo — Romio uniósł ręce w obronnym geście, a gdy wróciliśmy na poprzednie miejsce, zwrócił się do tego samego kolesia: — Dla mnie to samo.

Chłopak skinął głową i wręczył nam dwa czerwone kubeczki. Uśmiechnęłam się do niego, jednocześnie unikając spojrzenia stojącego obok niego Justina, który wciąż wydawał mi się obleśny. Wróciliśmy z Romiem na swoje miejsce na kanapie, która o dziwo nie była zajęta przez nikogo innego. Rozejrzałam się po salonie, ale nie zauważyłam nigdzie Parkera, który musiał jeszcze nie wrócić z przerwy na papierosa.

Alleluja!

— Parker poprosił mnie do tańca — powiedziałam po pierwszym łyku, gdy ciepło rozeszło się po moim gardle. Skrzywiłam się lekko, czując w ustach gorycz, ale im więcej piłam, tym lepiej smakował mi trunek. Alkohol musiał być naprawdę mocny, bo po kilku łykach zakręciło mi się w głowie.

— No i? — spytał Romio, unosząc jedną brew do góry, po czym na raz opróżnił zawartość kubka. — Aaaa, to już rozumiem, skąd ten drink. Parker poprosił cię do tańca, a ty stwierdziłaś, że nie poradzisz sobie na trzeźwo. Mam rację?

Milczenie z mojej strony tylko potwierdziło jego przypuszczenia. Spojrzał na mnie i pokręcił głową, parskając śmiechem.

— Nora, proszę cię. Ile razy już się całowaliście?

Spojrzałam w bok, czując jak się czerwienię. Tych razów było dokładnie dwa. Pierwszy dokładnie w tym miejscu, przed tą kanapą, na której właśnie siedziałam. No i drugi, ten pod Targetem. Czy żałowałam, że miały miejsce? Chyba nie. Czy chciałam, żeby Romio o nich wiedział? Chyba nie.

— My nie...

— Och, tak, na pewno — zadrwił, a ja pokazałam mu środkowy palec. — Nie jestem ślepy. Widziałem, co stało się ostatnio na parkingu i widziałem, jak na niego wtedy patrzyłaś. Myślałem, że będziesz chciała go zabić, że dotknął cię wbrew twojej woli, ale miałem wrażenie, że ty wcale nie miałaś nic przeciwko. Naprawdę, Nora, nie mam pojęcia, dlaczego jeszcze nie jesteście razem.

Spojrzałam na niego spod zmrużonych powiek.

Jak na geja był całkiem dobry w relacjach damsko-męskich.

— O, tu jesteś, Parker — powiedziałam głośno, widząc, że zbliżał się w naszą stronę i dając tym samym do zrozumienia, że Romio powinien skończyć temat.

Mój przyjaciel spojrzał na mnie w taki sposób, że miałam wrażenie, jakby za chwilę miał wypalić coś, czego nie powinien, ale na szczęście powstrzymał się i zacisnął usta. Wolałam go nie prowokować, dlatego wstałam i bez słowa złapałam Parkera za rękę, kierując się z nim w stronę grupki tańczących osób. Lekkie kręcenie w głowie mówiło mi, że alkohol zaczynał działać, wobec czego nie powinnam być tak onieśmielona, jak do tej pory.

Na moje nieszczęście (lub szczęście) akurat zaczęła lecieć jakaś wolna piosenka, więc Parker położył dłonie na moich biodrach, a ja za to splotłam palce swoich rąk tuż za jego karkiem. Choć na początku wcale nie zamierzałam z nim tańczyć, ta pozycja naprawdę mi się podobała. Mogliśmy być blisko siebie i nikt nie uważał tego za dziwne, bo wszyscy tańczyli w tym momencie w ten sposób.

— Skąd ta nagła zmiana? — zapytał, gdy już staliśmy na prowizorycznym parkiecie i powoli kołysaliśmy się w rytm muzyki.

— Zmiana? — spytałam, udając, że nie wiedziałam, o czym mówił.

— Odniosłem wrażenie, że bałaś się ze mną zatańczyć — zadrwił. Doskonale wiedział, jak na niego reagowałam. — Co się zmieniło?

— Być może... trochę wypiłam — przyznałam i zaśmiałam się. — Widzisz, Parker, tak bardzo doprowadzasz mnie do szaleństwa, że nawet żeby z tobą zatańczyć, musiałam znieczulić się alkoholem.

Sama nie wiedziałam, dlaczego mu to mówiłam i czy mogłam za to winić procenty oraz towarzyszący mi w głowie szum. Czułam się coraz bardziej ogłupiona.

Parker najwidoczniej jednak uznał to za żart, bo też się zaśmiał i prowokacyjnie uniósł brew. A przecież naprawdę doprowadzał mnie do szaleństwa. Jak mógł tego nie zauważyć?

Oparłam głowę o jego tors, wdychając jego zapach. Pachniał miętą i nutką cytryny, na co zachichotałam cicho, mając wrażenie, jakbym przytulała się właśnie do pieprzonej lemoniady. Odsunęłam się od niego z uśmiechem, chcąc podzielić się z nim moim nowym odkryciem, gdy nagle zamroczyło mnie na chwilę.

Mój oddech zrobił się ciężki i musiałam złapać się Parkera, żeby nie upaść. Parker zmarszczył brwi i przyjrzał mi się badawczo, podczas gdy ja nie mogłam sobie poradzić sama ze sobą. Już miałam go przeprosić i udać się do toalety, gdy nagle to Parker przerwał nasz taniec i spojrzał na mnie całkowicie poważnie.

— Na górę, już — rozkazał mi.

Nie lubiłam, gdy ktoś mi rozkazywał, więc wyszarpnęłam się z jego uścisku. Parker zacisnął szczękę ze złości i mocniej chwycił mnie za rękę, po czym zaprowadził mnie w stronę schodów. Doszłam do wniosku, że nie było najmniejszego sensu, żeby mu się opierać, bo w gruncie rzeczy stanowił dobrą podpórkę dla kogoś, kto ledwo trzymał się na nogach.

Tak się składało, że tym kimś byłam akurat ja.

Po drodze pomachałam wciąż siedzącemu na kanapie Romiowi, który ze zdziwieniem uniósł brew i podniósł się z miejsca, ale zanim zdążyłam zauważyć, gdzie poszedł, Parker wciągnął mnie na górę.

Chciałam mu powiedzieć, że mój pokój był zamknięty na klucz, ale po chwili okazało się, że wcale nie miałam racji, bo gdy otworzył drzwi od mojej sypialni, okazało się, że w środku była już jakaś para, która w najlepsze wymieniała się śliną w moim łóżku. Przestraszeni podnieśli wzrok, a gdy Parker swoim zwyczajem łypnął na nich złowrogo, w mgnieniu oka zaczęli się ubierać.

— Ups, ten pokój chyba zajęty. — Zachichotałam, wisząc Parkerowi na ramieniu.

— Spieprzajcie — warknął do nich, a oni migiem opuścili pokój, przepraszając mnie i Parkera.

Przerażenie w ich oczach rozbawiło mnie jeszcze bardziej, więc gdy Parker poprowadził mnie do łóżka, rzuciłam się na nie i zaczęłam praktycznie dusić się ze śmiechu. Presley usiadł na skraju i popatrzył na mnie z litością.

— Czemu jesteś taki poważny? — zapytałam.

— Bo nie jestem pijany? — odpowiedział z przekąsem. W tym samym czasie do pokoju wparował Romio.

— Jezu, co jej się stało? — jęknął, widząc, jak wciąż chichocząc mocowałam się z butami, które w ogóle nie chciały zejść w moich stóp.

Parker westchnął i pomógł mi pozbyć się zbędnej części mojej garderoby. No, to teraz zostało ich jeszcze jakieś cztery.

— Ile ona wypiła? — zapytał.

— Prawie nic. — Romio wyglądał na naprawdę zmartwionego. Ale uroczo. — Pół drinka, w którym niewiele było wódki. Wypiłem to samo i nie poczułem zupełnie nic.

Parker złapał mnie za policzki i przyjrzał się moim oczom, a ja ponownie zaczęłam się śmiać. Wszystko, co robił, było takie zabawne. Hej, alkohol naprawdę pomagał w wyluzowaniu się!

— Romio, możesz przynieść jej kubek? — zapytał i już po chwili znów zostaliśmy sami w pokoju.

Chciał zostać ze mną sam na sam, więc pozbył się Romia. Sprytnie. Uśmiechnęłam się do swoich własnych myśli, chociaż prawdopodobnie nie były one najmądrzejsze.

— Nora. Rozumiesz, co do ciebie mówię? — powiedział, a ja uświadomiłam sobie, że w ogóle go nie słuchałam.

— No przecież nie jestem głupia — mruknęłam i założyłam ręce na piersiach.

— Wiem, że nie jesteś — westchnął, jakbym była małym, obrażonym dzieckiem, któremu trzeba było przyznać rację, jeśli nie chciało się wybuchu złości. — Pytałem, czy pamiętasz, kto robił ci drinka?

Wzruszyłam ramionami.

— Nie znam tego kolesia. To chyba jakiś kolega tego psychola Justina, chłopaka mojej siostry — powiedziałam po chwili namysłu. — Stał obok i gapił się na mnie, jakbym była jakimś pierdolonym eksponatem w muzeum. W sumie nie jestem pewna, czy on w ogóle wie, co znaczy eksponat.

Parker ponownie zaczął mi się przyglądać, szczególną uwagę poświęcając moim oczom. Ja też robiłam to samo, bo jego oczy były naprawdę magiczne. Zadziwiający był mechanizm tego, że gdy się złościł, wydawały się być ciemniejsze niż normalnie. Izupełnym przypadkiem teraz były jak dwa czarne kawałki węgla. 

— Zabiję tego skurwysyna... — wycedził przez zęby.

Trochę nie rozumiałam, co działo się wokół i dlaczego on i Romio tak panikowali. Miałam siedemnaście lat i wypiłam tylko pół drinka, dzięki któremu czułam się swobodnie. Nie byłam już sztywniarą, która bała się zatańczyć z chłopakiem, na którego leciała. Teraz byłam dziewczyną, która miała odwagę, żeby się z nim całować.

— Wiesz, wbrew temu, co zawsze mówiłam, nie dziwię się tym wszystkim laskom — powiedziałam i zbliżyłam się do niego. — Jesteś naprawdę przystojny.

Był zdezorientowany i trudno było go winić. W końcu zazwyczaj nie mówiłam mu, że był atrakcyjny i nie próbowałam się na niego rzucić, a wręcz przeciwnie – uciekałam, gdy dochodziło do jakiejkolwiek formy zbliżenia, a z własne uczucia ukrywałam pod grubą warstwą cynizmu i sarkazmu.

— Przestań, Nora — mruknął.

— Dlaczego? — spytałam, szczerze zdziwiona. — Przecież mówię prawdę.

Parker spojrzał na mnie z politowaniem, jakby chcąc pokazać mi, że to nie byłam ja. Był zażenowany, że po pijanemu zmieniałam się w napaloną idiotkę, która próbowała go zaciągnąć do łóżka.

Może powinnam zejść na dół i się z kimś założyć, co?

— Wcale tak nie myślisz, uspokój się — powiedział tonem tak obojętnym, że momentalnie ostudził mój zapał.

— Słowa pijanych to myśli trzeźwych. — Wzruszyłam ramionami.

— Ty nie jesteś pijana — mruknął. — Jakiś frajer cię naćpał.

Parsknęłam śmiechem, bo to, co powiedział, brzmiało naprawdę absurdalnie. Przecież wiedziałabym, gdybym wzięła jakieś narkotyki, prawda?

Miałam wrażenie, że Parker po prostu szukał wymówki, żeby zamaskować fakt, że naprawdę go lubiłam, bo bał się przyznać, że on też mnie lubił. Ale ja byłam już zmęczona tymi ciągłymi podchodami i postanowiłam skorzystać z mojej chwilowej odwagi.

— Rozepnij mi sukienkę — poprosiłam i odwróciłam się do niego tyłem.

— Ta sukienka nie ma zamka — poinformował mnie, a ja jęknęłam z rozczarowaniem.

Faceci jednak naprawdę byli debilami.

— No to coś wymyśl — powiedziałam, przewracając oczami.

Parker jednak najwidoczniej nie był chętny, żeby zdjąć mi sukienkę, bo nie ruszył się z miejsca nawet o milimetr. W końcu postanowiłam sama pozbyć się ograniczającego mnie materiału i już po chwili siedziałam przed nim w samej bieliźnie i rajstopach.

A on miał to zupełnie gdzieś.

Przybliżyłam się do niego na czworakach, jednak on uparcie patrzył w bok, zaciskając szczękę ze złości. Spróbowałam go pocałować, ale odsunął głowę i przytrzymał mnie za ramiona.

— Nie podobam ci się? — zapytałam z wyrzutem.

— Nie o to chodzi. — Usiłował za wszelką cenę na mnie nie patrzeć, ale zmusiłam go do tego.

— No to się zamknij — powiedziałam i pocałowałam go.

Na początku się opierał, ale już po chwili oddał pocałunek i przyciągnął mnie do siebie. Jedną dłoń trzymał na moich nagich plecach, drugą zaś na nodze, którą po chwili oplatałam go w pasie. Usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła, ale nie przejęłam się tym, tak zaabsorbowana byłam Parkerem. Siedziałam na nim okrakiem i próbowałam rozpiąć guziki jego koszuli, ale czułam, jakbym zupełnie traciła panowanie nad swoimi dłońmi.

W końcu odsunął się ode mnie.

— Nie mogę, nie mogę, nie mogę — powiedział gorączkowo i wstał z łóżka, zostawiając mnie na nim samą i zupełnie zdezorientowaną. — To nie tak miało być.

Chciałam zapytać go, o czym mówił i jak właściwie miało być, ale nagle poczułam, że moja głowa robiła się naprawdę ciężka. Tworzące się przed moimi oczami plamki powoli zaczęły zlewać się w jedną, ogromną plamę, która zasłaniała mi widoczność.

Po chwili nie było już nic. Ani Parkera, ani mojego pokoju, ani nawet mnie.

Wszędzie tylko ciemność. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro