Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24. Najcudowniejsze urodziny świata

Obiektywnie rzecz biorąc, wyglądałam naprawdę ładnie.

Brązowe włosy, które pierwszy raz w życiu miałam całkowicie proste, opadały na plecy, częściowo zasłaniając mocno wycięty tył sukienki. Czarny materiał ładnie opinał moje biodra i optycznie wydłużał nogi, przez co wydawałam się dużo wyższa niż w rzeczywistości. Sukienka sięgała mi mniej więcej do połowy ud, miała cienkie ramiączka i spory dekolt, a przy okazji była zupełnie nie w moim stylu.

I właśnie dlatego tak bardzo zdziwiło mnie to, że właściwie dobrze się w niej czułam.

Gdy po powrocie ze szkoły zobaczyłam czarne pudełko leżące na mojej szafce nocnej i przeczytałam dołączoną do niego kartkę napisaną przez moją mamę, byłam przekonana, że nie było nawet najmniejszej szansy na to, żebym ją założyła. W końcu ja i mama byłyśmy jak dwa różne światy – myślałyśmy zupełnie innymi kategoriami, miałyśmy inne cele w życiu i na ogół o wiele więcej rzeczy nas dzieliło niż łączyło, w co wliczał się również gust do ubrań. Mamie nie podobało się, że często nosiłam ciemne ubrania, które na pewno nie były w moim rozmiarze i krytykowała wszystkie moje jeansy, nazywając je „wycieruchami". Z początku, gdy tylko zdecydowałam się na praktycznie całkowitą izolację od świata, to ona kupowała mi ubrania i przynosiła je pod drzwi mojego pokoju; później jednak odkryłam magię zakupów internetowych i mogłam rozwinąć swój własny, niezależny od upodobań mamy styl.

A jednak wybrana przez nią sukienka naprawdę mi się podobała. Była może trochę zbyt skąpa jak na mój gust, ale na szczęście wszystko, co najważniejsze, miałam zakryte. Pocieszał mnie fakt, że na tej imprezie miały się znaleźć dziewczyny, które ubierały się bardziej wyzywająco nawet na co dzień.

Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze, chcąc dodać sobie otuchy, bo choć to miały być tylko zwykłe urodziny, stresowałam się niemiłosiernie.

Nie tylko tym, że miałam ten dzień spędzić w towarzystwie znajomych mojej siostry, którzy w większości znali mnie tylko z plotek i pewnie mieli o mnie nienajlepsze zdanie, ale samym faktem, że to miała być dla mnie zupełnie nowa sytuacja. Nie wiedziałam, jak miałam się zachowywać, jak przyjmować życzenia i prezenty, jak robić... cokolwiek.

Usłyszałam dzwonek do drzwi i równocześnie do moich uszu dotarł pełen frustracji krzyk Olivii, która nie była jeszcze gotowa. Wiedziałam to, bo od godziny słyszałam jej jęki i nerwowy stukot stóp, gdy biegała tam i z powrotem, co bawiło mnie niemiłosiernie.

Przewróciłam oczami i ostatni raz spojrzałam w lustro, po czym wyszłam z pokoju.

Gdy zeszłam po schodach, zobaczyłam Olivię mknącą korytarzem. Miała na sobie czerwoną, obcisłą sukienkę na długi rękaw, całą wykonaną z weluru. Blond włosy w połowie były pokręcone, w połowie proste, a w rajstopach, które miała na nogach zrobiła się dziura. Mimo że była w stanie totalnej rozsypki, stała właśnie przy drzwiach, prawdopodobnie spodziewając się kogoś ze swoich znajomych.

Kiedy jednak otworzyła drzwi i zobaczyła stojącego przed nimi Romia, znów zawyła ze złością i zamknęła mu je przed nosem, zanim zdążył się chociażby przywitać. Następnie bez słowa wyminęła zszokowaną mnie i biegiem wróciła na górę, przy okazji kolejny raz trzaskając drzwiami, tym razem od swojego pokoju.

Wciąż oniemiała, podeszłam do drzwi i otworzyłam je najszybciej jak potrafiłam. Romio stał w tym samym miejscu, zaskoczony równie bardzo, jak ja, w jednej ręce trzymając ozdobnie zapakowany płaski prostokąt, w drugiej napompowane helem różowe balony.

Nie komentując w żaden sposób sytuacji, jaka miała miejsce przed chwilą, uśmiechnął się do mnie szeroko i po chwili już mnie obejmował, składając mi wylewne życzenia. Milczeniem przyjęłam te, które dotyczyły Parkera i naszego domniemanego związku, a następnie podziękowałam mu i nawet ucałowałam go w policzek, czym zdziwiłam go chyba jeszcze bardziej, niż Olivia, zamykając mu drzwi przed nosem. Wzruszyłam ramionami, a potem z ciekawością spojrzałam na prezent, który dalej trzymał w ręku.

Romio podążył za moim spojrzeniem.

— Proszę. — Wręczył mi pakunek. — Ale obiecaj mi jedno, kwiatuszku.

Uniosłam jedną brew, zaciekawiona.

— Wiem, że to dziś są twoje urodziny i raczej spodziewałaś się prezentów, które będziesz mogła odpakować od razu, ale obiecaj mi, że otworzysz go dopiero w momencie jakiegoś kryzysu emocjonalnego — poprosił.

— Romio, całe moje życie to kryzys emocjonalny — mruknęłam, ale jego spojrzenie było tak natarczywe, że westchnęłam głęboko i powiedziałam: — Dobrze, otworzę go w momencie kryzysu.

Zostawiłam Romia samego w salonie i udałam się na chwilę do swojego pokoju, skąd miałam zabrać kupione wcześniej dekoracje, przy okazji odkładając na toaletkę prezent Romia. Naprawdę kusiło mnie, żeby zajrzeć do środka, ale w końcu postanowiłam nie łamać danej mu obietnicy, skoro najwidoczniej bardzo mu na tym zależało.

Podczas gdy Romio rozstawiał w salonie pożyczony od taty sprzęt, z którego miała lecieć muzyka, ja zastanawiałam się, w którym miejscu umieścić balony. Ostatecznie zdecydowałam, że powinny znajdować się przy stoliku, który pełnił funkcję szwedzkiego stołu. Rozstawione na nim były słone przekąski jak chipsy czy paluszki oraz jakieś słodycze i inne żelki, no i oczywiście nieodłączny element wszystkich amerykańskich imprez w postaci kultowych czerwonych kubeczków. Mimo że na stole stały jedynie butelki z gazowanym piciem, wiedziałam doskonale, że ta impreza miała mieć nieco mniej grzeczny charakter.

W końcu czerwone kubeczki do czegoś zobowiązywały, prawda?

Romio puścił jakąś piosenkę z głośników i zaczął pomagać mi z dekoracjami. Wspólnie rozwieszaliśmy kupione przez nas kolorowe lampki, które miały utworzyć swojego rodzaju pajęczynę na suficie i rozjaśnić cały pokój, gdy zrobi się ciemno. Później nad kanapą powiesiliśmy różowy napis Happy Birthday i na tym skończyło się babranie się z dekoracjami, bo ostatecznie i tak nikt nie miał zwracać na nie uwagi. Nie spotykaliśmy się przecież po to, żeby wspólnie oglądać balony.

To znaczy, może niektórzy mieli to w planach, ale w tym przypadku byłam pewna, że nie chodziło wcale o te, które kupiłam w Targecie.

Cała impreza miała się odbywać w salonie i kuchni, w której na wysepce również stały porozstawiane talerzyki z jedzeniem i butelki z piciem, ale byłam pewna, że goście mieli zamiar opanować cały dom. Jako że nie chciałam udostępniać im swojego pokoju, do ich dyspozycji była jeszcze tylko niewielka sypialnia Olivii i ogródek, gdzie oprócz odkrytego basenu, stały jedynie dwie ławki i stolik, a także zardzewiała dziecięca huśtawka.

Kolejny raz zabrzmiał dzwonek do drzwi i zanim zdążyłam się ruszyć, Olivia ponownie zbiegła na dół, tym razem jednak miała już nienaganną fryzurę i makijaż oraz zmienione rajstopy. Skoro Romio już był, teraz pozostawały już tylko dwie opcje – albo był to ktoś z gości Olivii, albo Parker Presley.

Widziałam, jak po jej twarzy przebiegł cień zawodu, gdy okazało się, że to jakaś jej koleżanka, a nie Parker (który przecież był moim gościem), jednak nie dała po sobie tego poznać. Cmoknęły się w policzki na powitanie i przeszły do kuchni, całkowicie ignorując naszą obecność.

Po jakimś czasie pojawiło się więcej osób, aż w końcu cały dom wypchany był ludźmi i naprawdę trudno było znaleźć dla siebie miejsce gdziekolwiek. Powoli zaczynało się ściemniać, część ludzi była już po kilku piwach lub drinkach, kilku kolesi grało na dworze w piw-ponga, jakaś para obściskiwała się na moim ulubionym fotelu, a Parkera wciąż nie było.

Stałam przy stole i przestępowałam z nogi na nogę, obserwując całe towarzystwo i nerwowo drgając na każdy kolejny dźwięk dzwonka.

Poczułam na sobie spojrzenie i odwróciłam głowę, by stanąć twarzą w twarz z jakąś dziewczyną. Nie wiedziałam, jak się nazywała, ale wiedziałam, że była jedną z najlepszych przyjaciółek Olivii. Miała na sobie top odkrywający pępek i obcisłą spódnicę sięgającą jej ledwo za tyłek, a do tego długie czarne kozaki. Rysy twarzy miała naprawdę ładne, ale mocny makijaż zdecydowanie dodawał jej lat i w mojej opinii szpecił. 

— Chcesz autograf? — zaproponowałam, widząc, jak taksowała mnie wzrokiem od góry do dołu.

Na jej twarz wstąpił wredny uśmieszek.

— Wydaje mi się, że kogoś brakuje. — Wzruszyła ramionami.

Doskonale wiedziałam, do czego zmierzała. Przemknęło mi przez myśl, że musiała mieć naprawdę nudne życie, skoro na imprezie urodzinowej swojej przyjaciółki zwracała uwagę na to, czy do jej starszej siostry przyszli wszyscy goście.

— Być może brakuje materiału w fabrykach ciuchów — powiedziałam spokojnie i odwróciłam się, nie pozwalając, by wytrąciła mnie z równowagi.

— Być może. A być może Parker już się tobą znudził? — Zaśmiała się dziewczyna.

Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się do niej szeroko, po czym jak gdyby nigdy nic wepchnęłam sobie do buzi ciastko i odeszłam od stołu.

Mimo wszystko nic nie mogłam poradzić na to, że zaczynałam mieć wątpliwości. A co, jeśli naprawdę już mu się znudziło? Jeśli nie miał w ogóle zamiaru przyjść?

Gdy trochę nad tym pomyślałam, to rzeczywiście miało sens. Może tak naprawdę wciąż chodziło o ten cholerny zakład? Parker najwidoczniej wiedział, że choćby nie wiem co robił, nie było najmniejszej szansy na to, bym się z nim przespała i w końcu dał sobie spokój. Z drugiej strony, jego ostatnie zachowanie w ogóle nie wyglądało, jakby do czegoś się zmuszał. Wręcz przeciwnie! Przecież nie musiał mnie wtedy całować.

Z zamyślenia wyrwały mnie podniesione głosy dobiegające gdzieś z przedpokoju.

To był wystarczający dowód na to, że Parker postanowił jednak przyjść na moje urodziny. Kto inny mógł wywołać takie poruszenie?

Po chwili zauważyłam go, próbującego przepchać się przez tłum. Chciałam się odwrócić, żeby zobaczyć reakcję dogryzającej mi wcześniej dziewczyny, ale w tym momencie Parker spojrzał na mnie tymi swoimi ciemnymi oczami i nagle znów poczułam, jakbym cała była z waty.

Presley miał na sobie czarne jeansy i białą koszulę, której rękawy były podwinięte, a dwa ostatnie guziki rozpięte, dzięki czemu zdobył kolejne dwa punkty w grze „wyglądaj jak zły chłopiec". Włosy miał w nieładzie, czyli dokładnie tak, jak lubiłam, a błysk w oku sprawiał, że uginały się pode mną nogi.

W ręku trzymał bukiet czerwonych róż, który wręczył mi, gdy tylko do mnie podszedł.

— Przepraszam, że tak późno — powiedział i oblizał wargi, po czym obrzucił mnie spojrzeniem. — Wyglądasz naprawdę ładnie.

— Dzięki — powiedziałam zmieszana i wskazałam mu głową kanapę, na której siedział Romio, obserwując mnie z rozbawieniem.

Odniosłam wrażenie, że Parker chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zanim zdążył chociażby otworzyć usta, ja już siadałam na kanapie, celowo zostawiając Romia w środku. Ten pokręcił głową z dezaprobatą i wymienił porozumiewawcze spojrzenia z Parkerem, który po chwili do nas dołączył.

Siedzieliśmy tak we trójkę, rozmawiając o jakichś pierdołach związanych ze szkołą, aż wreszcie Romio wymyślił, że musi gdzieś wyjść, co było oczywiście kłamstwem. Miałam nieodparte wrażenie, że zmówił się z Parkerem, bo gdy tylko zostaliśmy sami (nie licząc pozostałych trzydziestu ludzi znajdujących się w moim domu), przybliżył się do mnie.

— Róże to nie wszystko, co dla ciebie mam — oznajmił i wyjął z kieszeni spodni małe pudełeczko.

— Chyba nie zamierzasz mi się oświadczyć? — Zaśmiałam się nerwowo. — Daję słowo, że jeśli teraz przede mną klękniesz, zadzwonię na policję i każę cię zabrać z mojego domu.

Parker przewrócił oczami, ale uśmiechnął się i pokazał mi, żebym się uciszyła i nie niszczyła momentu. Zamknęłam więc usta i wzięłam od niego pudełko.

Gdy podniosłam wieczko do góry, moim oczom ukazał się złoty naszyjnik z małą zawieszką w kształcie serduszka. Na pierwszy rzut oka nie było tego widać, ale na serduszku wygrawerowana była mała literka N, a tuż obok niej literka P, co sprawiło, że moje serce zabiło mocniej. Co Parker chciał mi pokazać za pomocą tego wisiorka?

— Parker... Nie wiem, co powiedzieć — wydusiłam z siebie wreszcie.

— Normalni ludzie zazwyczaj mówią „dziękuję", ale masz urodziny, więc cokolwiek powiesz, będzie dobrze. — Zaśmiał się.

To naprawdę była najpiękniejsza rzecz, jaką dostałam kiedykolwiek od kogokolwiek. Spojrzałam na Parkera, który wyjął mi z dłoni pudełko, a następnie kazał mi się odwrócić. Poczułam jego palce na swoim karku i momentalnie to miejsce pokryła gęsia skórka. Chłopak zapiął mi naszyjnik, przy okazji muskając delikatnie moją szyję.

— To jest przepiękne — powiedziałam całkowicie szczerze, dotykając łańcuszek, już zaczepiony na mojej szyi. — Dziękuję.

Następnie zapadła cisza, jak zawsze, gdy między nami działo się coś istotnego. Miałam wrażenie, że to była taka swojego rodzaju reakcja obronna, bo oboje mieliśmy na tyle trudne charaktery, że nie byliśmy w stanie tak po prostu przyznać, że między nami coś iskrzyło.

W tle grała muzyka, ludzie na środku salonu tańczyli ze sobą i dobrze się bawili, a my siedzieliśmy obok siebie na kanapie, nienaturalnie wyprostowani i pogrążeni w swoich myślach.

Super.

— Masz ochotę potańczyć? — zapytał w końcu Parker, a ja musiałam się powstrzymać, żeby nie otworzyć ust ze zdziwienia.

Parker chciał tańczyć? TAŃCZYĆ? ZE MNĄ?!

— Mmm... — wymamrotałam. — Najpierw muszę odnieść kwiaty na górę. Są śliczne i nie chcę, żeby zwiędły.

Uniósł jedną brew, ale nawet jeśli wyczuł w tym kłamstwo, nie dał tego po sobie poznać. Sama nie wiedziałam, dlaczego właściwie próbowałam się od tego wymigać i już po chwili żałowałam, że to zrobiłam, ale nie mogłam się przemóc, żeby to odkręcić. Co niby było takiego złego w tańczeniu?!

— Okej. To ja pójdę zapalić — powiedział Parker.

Ruszyliśmy w dwie zupełnie różne strony. On udał się na ogródek, ja weszłam na górę i otworzyłam drzwi do swojego pokoju, które zamknięte były na klucz. Serce waliło mi jak oszalałe, gdy napełniałam znaleziony w szafce wazon wodą, patrząc przy okazji na swoje odbicie. Byłam przeraźliwie blada, jakby propozycja Parkera wyssała ze mnie resztki życia, a przecież tylko chciał ze mną zatańczyć.

No, ale w tańcu... Trzeba się było dotykać. I nie chodziło o to, że Parker nigdy wcześniej mnie nie dotykał i się tego bałam. Wręcz przeciwnie – bałam się tego, bo doskonale wiedziałam, jak mój organizm reagował na jego dotyk. Przyspieszony oddech, przyspieszony puls i jakby na przekór – zwolnione myślenie.

I wiedziałam też, że jeśli miałam mu pozwolić na to, żeby mnie do tego doprowadził, nie było już odwrotu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro