20. Chcę, żebyś został
Wysiadłam z autobusu, wciąż będąc w pewnego rodzaju szoku.
Drogę do domu pamiętałam jak przez mgłę, zupełnie jakby moje nogi prowadziły mnie same, podczas gdy mój mózg zajmował się czymś innym.
A może w ogóle nie miałam mózgu? Sama nie byłam już pewna.
Opamiętałam się dopiero stojąc na podjeździe, gdy zobaczyłam auto mojej mamy, która powinna być jeszcze w pracy. Zaklęłam w myślach, wiedząc, że pytania o mój rychły powrót były nieuniknione.
A jak miałam jej wytłumaczyć coś, czego sama nie rozumiałam?
Gdy weszłam do domu, rozmawiała z kimś przez telefon. Odetchnęłam z ulgą, wierząc, że dzięki temu uda mi się przemknąć niezauważoną i po cichu starałam się zdjąć z nóg buty.
— Proszę cię, przemyśl to jeszcze. Wiem, wiem — westchnęła do słuchawki. — Warunki są trudne. Ale...
Nie interesowała mnie jej rozmowa, która najpewniej dotyczyła pracy, więc po prostu ruszyłam na górę. W tym samym momencie mama wyszła z kuchni, a widząc mnie, podskoczyła jak oparzona, przez co telefon prawie wypadł jej z ręki.
— Nora? — Automatycznie nacisnęła czerwoną słuchawkę i zwróciła się do mnie, odzyskując rezon. — Co ty tu robisz?
— Urwałam się z lekcji — odpowiedziałam zgodnie z prawdą. — Źle się poczułam.
I nawet nie kłamałam. Naprawdę źle czułam się z tym, jak potraktowałam Parkera, mimo wszystko.
— Boli cię coś? — zapytała, starając się brzmieć czule i w tym momencie miałam ochotę wszystko jej opowiedzieć.
O tym, jak wielką byłam idiotką i o tym, że właściwie sama już nie wiedziałam, jak powinnam się zachowywać. O wszystkich kumulujących się we mnie uczuciach, które znajdowały ujście w najmniej odpowiednich momentach i powodowały, że miałam dość samej siebie. Naprawdę miałam ochotę z nią porozmawiać.
A później opanowałam się i zacisnęłam usta w wąską linię, jednocześnie odwracając się w stronę schodów.
— Nie. Jestem tylko bardzo mocno zmęczona. — Wzruszyłam ramionami i zakomunikowałam: — Idę na górę.
Weszłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko, po czym krzyknęłam w poduszkę, która na szczęście stłumiła ten dźwięk.
Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Udawać, że nic się nie stało i było w porządku?
Przecież tak nie było. Wszystko było nie tak. A ja nawet nie umiałam powiedzieć, czym było owe wszystko i dlaczego właściwie byłam taka roztrzęsiona.
Postanowiłam robić to, co zawsze szło mi najlepiej i uciec od wszystkich moich problemów. Przebrałam się więc w bawełniane spodenki i pierwszą lepszą koszulkę, która trafiła pod moje dłonie, a następnie włączyłam stojącego na biurku laptopa. Przeniosłam go na łóżko, gdzie czekał na mnie mój ulubiony miękki koc, którym owinęłam się jak najmocniej i zaczęłam poszukiwania filmu, który mogłabym obejrzeć i zapomnieć o zaistniałej sytuacji.
Gdy tylko otworzyłam przeglądarkę, moim oczom ukazała się reklama białych bluz, na co przewróciłam oczami z irytacją. Naprawdę?
Mój pech nie ograniczał się jednak do tej jednej, małej reklamy, bo gdy tylko odpaliłam stronę z filmami, całe okno zajęła kolejna reklama, tym razem zapraszająca do skorzystania z kuponu na darmowego shake'a z McDonald's. Wzdrygnęłam się na widok plastikowego kubeczka ze słomką, w którym znajdowała się czekoladowa ciecz, ale pomyślałam sobie, że nie mogłam dopuścić do tego, by wpaść w jeszcze większą paranoję.
Czara goryczy przelała się jednak w momencie, gdy piosenką początkową w filmie, który wybrałam na chybił trafił, okazała się jakaś piosenka Elvisa Presleya, co natychmiast przypomniało mi o Parkerze i o tym, że...
WYLAŁAM NA JEGO BIAŁĄ BLUZĘ TEGO GŁUPIEGO CZEKOLADOWEGO SHAKE'A.
Zdesperowana krzyknęłam i zamknęłam laptopa, czując, że byłam już naprawdę na skraju wytrzymałości. Jak miałam zapomnieć, skoro wszystko na świecie mi o tym przypominało?
Usłyszałam kroki na schodach, a później pukanie do drzwi i pomyślałam, że to moja mama, zaalarmowana wrzaskiem, postanowiła sprawdzić czy na pewno dobrze się czuję, więc powiedziałam głośno:
— Wszystko w porządku! To tylko problem z komputerem.
Ale mama nie odezwała się ani słowem. Sądząc po ciszy po drugiej stronie drzwi, uznałam, że nie odeszła i dalej sterczała pod moim pokojem.
— Naprawdę, możesz już iść — mruknęłam zniecierpliwiona.
Nie lubiłam, gdy ktoś naruszał w ten sposób moją prywatność, a mama doskonale o tym wiedziała.
Już miałam wstać, gdy nagle drzwi otworzyły się i stanęła w nich ostatnia osoba, którą spodziewałam się w tamtym momencie zobaczyć. Poderwałam się gwałtownie do pozycji siedzącej i szybko odgarnęłam włosy za ucho.
— Parker? — wydukałam. — Co ty tu robisz?
— Twoja mama mnie wpuściła — wyjaśnił i omiótł wzrokiem mój pokój, przez krótką chwilę zawieszając wzrok na tym nieszczęsnym porcelanowym słoniku, od którego zaczęło się to całe robienie sobie na złość. I pomyśleć, że dziś byliśmy na etapie, w którym stał przede mną w mojej sypialni.
Zauważyłam, że zdążył się przebrać – nie miał na sobie ubrudzonej przeze mnie białej bluzy, a koszulkę polo, w którą ubrany był podczas naszego pierwszego spotkania. Włosy jak zwykle miał roztrzepane, ale to sprawiało, że wyglądał naturalnie i – w pewnym sensie – uroczo.
Jego uwadze nie umknęło oczywiście to, że gapiłam się na niego, na co uśmiechnął się lekko.
— Wiesz, naprawdę lubiłem tę bluzę — powiedział tylko, odgadując moje myśli. — Ale ta koszulka też jest spoko.
A ja, choć w życiu nie powiedziałabym tego na głos, musiałam przyznać, że też bardzo lubiłam tamtą bluzę.
— Mogę wejść?
— Co za różnica, przecież już i tak jesteś w środku. — Wzruszyłam ramionami.
Nie wiedziałam, dlaczego właściwie był w moim domu i dlaczego mama wpuściła go bez wcześniejszej konsultacji ze mną. Co jeśli nie byłby moim kolegą, a tylko się za niego podawał?
Spojrzałam na niego naglącym spojrzeniem, czując się coraz bardziej niepewnie. Nie przywykłam do tego typu sytuacji, bo nie miałam znajomych, którzy mogliby mnie odwiedzać. Jedynym wyjątkiem był Romio, który zresztą był w moim domu tylko raz i nawet jego nie wpuściłam do swojego pokoju. Oczywiście ważnym okazał się też fakt, że byłam już w piżamie, w dodatku bez stanika i jakoś nie uśmiechało mi się stawać tak przed Parkerem.
W końcu był facetem. W dodatku facetem, który wolał dziewczyny, a nie facetów. I nawet jeśli na mnie nie leciał, pewne rzeczy były po prostu krępujące.
— Powiesz mi w końcu, co tu robisz? — powiedziałam, gdy nie spieszył się z wyjaśnieniami i dalej rozglądał się dookoła. — Dlaczego jesteś u mnie w domu?
— Napisałbym do ciebie, ale dalej nie przyjęłaś mojego zaproszenia na Facebooku. — Uśmiechnął się, chcąc najwidoczniej rozładować napięcie, co niezbyt mu się udało.
Faktycznie, nie zaakceptowałam jego zaproszenia, ale to chyba nie upoważniało go do odwiedzin?
— Chciałem tylko powiedzieć, że porozmawiałem dziś z pewnymi osobami — rzucił, podchodząc bliżej. Owinęłam się szczelniej kocem i spojrzałam na niego pytająco.
Rozmowy Parkera charakteryzowało to, że nad porządną dyskusją dominowało użycie pięści. Spojrzałam na jego zaczerwienione kłykcie, co rozwiało moje wątpliwości.
— Pobiłeś kogoś? — spytałam oskarżycielsko. — Chyba mi nie powiesz, że z mojego powodu... Wtedy, z Romiem, to była inna sytuacja! Ale teraz...
— Nikogo nie pobiłem, wyluzuj — przerwał mi. — Trochę ich tylko nastraszyłem. Ja i chłopcy z drużyny... mamy wspólną historię. A oni z kolei mają wpływy w tej szkole. Nikt nie będzie cię już denerwować tymi wiecznymi spojrzeniami i głupim gadaniem, którym swoją drogą nie powinnaś się aż tak przejmować.
— Łatwo ci mówić — mruknęłam. — O tobie wszyscy mówią w samych superlatywach.
— Teraz może i tak, bo nieźle wyprzystojniałem — poinformował mnie z niezwykłą wręcz skromnością. — Ale chyba nie powiesz mi, że nie słyszałaś historii o psychicznej mamusi i tatusiu kryminaliście? — Uniósł jedną brew.
Nie odpowiedziałam nic, bo doskonale zdawałam sobie sprawę, że Parker raczej nie rozmawiał z ludźmi o swoich rodzicach. Nawet Ben i Josie przyznali, że wściekał się na samą wzmiankę o nich, czego dowód w postaci rozbitego porcelanowego słonika ze zbitym uchem stał właśnie na mojej komodzie. Byłam w stanie to zrozumieć, w końcu ja też nie rozpowiadałam na prawo i lewo o tym, co stało się z moim tatą.
— To wszystko, co miałeś mi do powiedzenia? — powiedziałam w końcu. Wyszło mi to o wiele bardziej oschle niż zamierzałam, przez co miałam ochotę udusić samą siebie.
Parker przychodził do mojego domu i mówił mi, że wstawiał się za mną w sprawie, która wcale nie musiała go obchodzić, a ja potrafiłam być jedynie wredna.
Pomyślałam sobie, że to dobry moment na to, żeby mu podziękować, ale nie mogłam zmusić się do tego, by chociaż otworzyć buzię. Czemu to było takie trudne?
No podziękuj mu, durna krowo!
Zagryzłam wargę, bijąc się z myślami, ale Parker ubiegł moje podziękowania.
— Właściwie to chciałem cię też przeprosić. — Wyraźnie spoważniał, na co wskazywał brak uśmiechu i szczęka zaciśnięta w charakterystyczny sposób. Zaczynałam myśleć, że to po prostu było jakimś jego dziwnym nawykiem. — Nie powinienem sobie w ten sposób żartować. Ani o tym, że jesteś gruba, ani o tym, że jesteśmy parą.
Zmarszczyłam brwi, szczerze zdziwiona jego słowami.
— Oszalałeś? — powiedziałam. — To ja powinnam przeprosić ciebie, Parker.
Teraz to na jego twarzy zagościła dezorientacja, jakby zupełnie nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Ja po części też nie sądziłam, że to się stanie, ale słowa same ze mnie płynęły.
— Zniszczyłam twoją bluzę, upokorzyłam cię przed całą szkołą i zachowuję się w stosunku do ciebie jak ostatnia jędza od samego początku — powiedziałam, a później pomyślałam sobie, że gdyby mój tata żył, z pewnością nie byłby zadowolony z mojego zachowania. — Jesteś dupkiem, Parker. Ale ja wcale nie jestem lepsza. Jestem głupią, małą egoistką.
Zacisnęłam usta, wyczuwając, że to był dobrzy moment, żeby przestać, ale nie mogłam zostawić mojej wypowiedzi bez zakończenia.
— I dlatego rozumiem wszystkich, którzy mówią o mnie te okropne rzeczy. Rozumiem, dlaczego wszyscy mnie nienawidzą.
Oznajmiłam to z takim spokojem, że sama zdziwiłam się, gdy poczułam płynące po moich policzkach łzy, które szybko otarłam kciukiem, ale zaraz po nich pojawiły się nowe. Z całych sił chciałam przestać, ale czułam się słaba, jak jakaś szmaciana lalka, która nie ma kontroli nad swoim ciałem.
Nie chciałam, by Parker widział mnie w takim stanie. Nie chciałam, by ktokolwiek widział we mnie taką bezsilną małą dziewczynkę, która płacze tylko dlatego, że kilka osób powiedziało, że jest gruba i brzydka.
Parker zastygł w miejscu, zupełnie nie wiedząc, co robić. A później podszedł do mnie wolno i ukląkł przede mną, po czym delikatnie złapał mnie za ramiona, wyraźnie zmieszany.
— Hej, hej, hej, nie płacz — szepnął. — Przecież nic się nie stało, tak? Kupię sobie nową bluzę i wszystko będzie okej.
Spojrzałam na niego z wyrzutem.
— Nic nie będzie okej. — Pociągnęłam nosem i spojrzałam w górę, byleby nie patrzeć na jego twarz. Co prawda przestałam już płakać, ale mojego nagłego wybuchu nie dało się zatuszować i co gorsza, mógł się jeszcze powtórzyć.
— Nie chodzi tylko o bluzę, prawda? — zapytał. — O plotki zresztą też nie.
Zostawiłam to pytanie bez odpowiedzi, bo i tak domyślał się, jaka mogłaby być.
— Nie udawaj, że tak się mną przejmujesz — mruknęłam tylko, wycierając mokrą jeszcze twarz krawędzią koca. — I tak wiem, co sobie o mnie myślisz. Jestem żałosna.
— Wcale nie. — Zaprzeczył. — Tylko jakoś nigdy nie wyobrażałem sobie ciebie aż tak dotkniętej. Od początku byłem pewien, że mogę sobie żartować do woli, a ty po prostu odwrócisz się i powiesz mi coś równie wrednego. Nie sądziłem, że możesz być... wrażliwa.
Po tych słowach zapadła dziwaczna cisza, której chyba żadne z nas nie chciało przerywać. Oboje potrzebowaliśmy chwili, by zaznajomić się z nową sytuacją i tym, że jednak mogliśmy normalnie rozmawiać. Zdecydowanie ciężko było do tego przywyknąć.
— Każdego dnia zaskakujesz mnie coraz bardziej, Nora — wyznał w końcu Parker i jego oczy po raz pierwszy nie wydawały mi się złowieszczo ciemne, a szczęka nie zaciskała się, jakby miał ochotę mnie zabić.
A później zrobiło się jeszcze bardziej niezręcznie, bo nagle staliśmy zbyt blisko siebie i to wyznanie stało się okropnie intymne.
Chrząknęłam i odsunęłam się od niego, czując ścisk w żołądku.
— Chyba powinieneś już iść — powiedziałam.
Nie patrzyłam na niego, mówiąc to, tak zażenowana byłam. Czułam za to na sobie jego wzrok, przez co nagle zrobiło mi się gorąco.
Już kilka razy byliśmy przecież tak blisko, w końcu Parker próbował się do mnie przystawiać dla zakładu i nigdy nie działał na mnie w ten sposób.
— Tak, powinienem. — Podrapał się po karku i wstał, po czym bez słowa ruszył w stronę drzwi, zostawiając mnie w ciężkim szoku.
Dlaczego tak ciężko mi się oddychało?
— Parker... — powiedziałam nagle i zupełnie wbrew sobie, ale on nie zareagował na moje słowa, mimo że ewidentnie je słyszał.
Położył rękę na klamkę i westchnął głęboko. A potem odwrócił się i z zażenowaniem wyszeptał:
— Jak bardzo dziwne jest to, że... Chcę zostać?
Przełknęłam ślinę. To było bardzo dziwne. Ale jeszcze dziwniejsze było to, co uzyskał w odpowiedzi.
— Prawie tak samo, jak to, że ja chcę, żebyś został.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro