Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19. Jak zostać sławnym w kilku prostych krokach

Dokładnie tak, jak się spodziewałam, wieść o rzekomym związku moim i Parkera Presleya obiegła szkołę w trybie niemalże natychmiastowym, powodując wśród uczniów Maylawn High School spore zamieszanie.

Już na samym początku trochę o mnie mówiono, głównie o moim tajemniczym pojawieniu się w środku semestru i manifestacji, którą urządziłam na szkolnym dziedzińcu, bo tak nazywano spalenie przeze mnie koszulki podrzuconej do szafki Romia, ale tak na dobrą sprawę zainteresowanie moją osobą dość szybko ucichło.

Przynajmniej do czasu, gdy grupa gimnazjalistów przyłapała mnie i Parkera na... No właśnie, na czym?

Choć nie robiliśmy nic nieprzyzwoitego, plotka rozniosła się po całej szkole, a kilka osób nagle stwierdziło, że w sumie rozmawialiśmy kilka razy na korytarzu (pomińmy oczywiście fakt, że były to głównie kłótnie) i znalazł się nawet świadek naszej „randki" w kawiarni, który oczywiście przekręcił całą sprawę tak, że gdyby nie chodziło o mnie, sama uwierzyłabym w jego słowa. Na jaw wychodziły jakieś zwyczajne sytuacje, o których nawet ja nie pamiętałam, a które w obliczu zaistniałej sytuacji nabierały dla wszystkich nowego znaczenia.

Skąd wiedziałam to wszystko?

Od dziesięciu minut siedziałam w toalecie, wysłuchując rozmowy dwóch dziewczyn o tym, jak to wolny strzelec Parker Presley przestał być singlem i że padło akurat na mnie, tę dziwną Norę Winslow. Obie zgodnie stwierdziły, że nie byłam go warta i na pewno szybko się mną znudzi, a w ogóle to na pewno był ze mną z litości, bo w końcu nikt poza tym gejem Mendezem się mną nie interesował. Siedząc w kabinie nie miałam możliwości zobaczyć, kim była druga rozmówczyni, ale w pierwszym głosie rozpoznałam Sofię Puerto.

— Nie mogę uwierzyć, że to nie Veronica — powiedziała tamta z westchnieniem. — Ta cała... Winslow, tak? Zabrała jej najpierw rolę Hazel, a teraz Parkera. Jak ona się trzyma?

No tak, bo przecież życie kręciło się tylko wokół tej głupiej roli i Parkera.

A przecież nie zrobiłam tego specjalnie!

To znaczy, owszem, specjalnie zagrałam wtedy Hazel, bo chciałam zezłościć Veronicę, ale przecież nie sądziłam, że dostanę tę rolę, a później Parker założy się z kolegami o moje dziewictwo i cała szkoła pomyśli, że coś nas łączy. Czy ktoś w ogóle był w stanie przewidzieć sytuację tego typu?

— Nora? — zapytała Sofia ze zdziwieniem i mimo że dzieliły nas drzwi, oczami wyobraźni mogłam zobaczyć jej durną minę. — A skąd mam wiedzieć, jak ona się trzyma?

Miałam ochotę strzelić się w głowę, ale to zdemaskowałoby moją obecność, więc tylko przewróciłam oczami. Na litość boską, czy ona serio była aż tak głupia?

— Nie, chodzi mi o Veronicę — sprostowała cierpliwie dziewczyna. — Co u niej? Nie widziałam jej w szkole od czasu przesłuchania.

— Nie wiem — przyznała wreszcie Sofia. — Chyba... Ma jeden z tych swoich, hm, ataków? — zawahała się. — Obiecujesz, że nikomu nie powiesz?

„Akurat!" pomyślałam, gdy tamta od razu potwierdziła.

— Nie dostałam od niej żadnej wiadomości od tamtego czasu, a zostawiłam jej całą skrzynkę pełną — wyjaśniła. — Słyszałam, że jej mama usprawiedliwia te nieobecności jakąś grypą albo coś takiego, ale przecież, fuj, Veronica nie mogłaby chorować na takie świństwo.

Niekontrolowanie parsknęłam śmiechem, ale szybko zasłoniłam usta dłonią. Na szczęście żadna z nich nie zwróciła na mnie uwagi.

Święta Veronica z Maylawn, której cudownego ciała nie trzymały się żadne ludzkie bakterie.

— Te ataki skończyły się już dawno temu. — Sofia cmoknęła, najprawdopodobniej do swojego obicia w lustrze. — Ale mam wrażenie, że wróciły wraz z Norą.

Co to miało niby oznaczać? Jakie ataki?

Dobra, byłam w stanie sobie wyobrazić Veronicę mającą napady złości albo coś w tym rodzaju, w końcu miała ku temu pewne powody, dające jej prawo do wściekania się, ale jej przeciągająca się nieobecność była co najmniej dziwna i teraz niby łączyła się ze mną? Dla mnie to brzmiało jak jakaś paranoja.

Jak właściwie mogłam wpływać w ten sposób na życie obcych mi ludzi? Czy mój jeden mały sukces, w dodatku obracający się przeciwko mnie, siał więcej spustoszenia, niż mogłabym przypuszać? To było tylko szkolne przedstawienie, na litość boską. Byłam pewna, że Veronica co roku zgarniała główną rolę, więc co jej zależało, by chociaż raz odsunąć się na bok?

Miałam już dość tej gadki, która robiła ze mnie nie wiadomo kogo, więc podniosłam plecak z podłogi i odblokowałam drzwi, stając twarzą w twarz z obgadującymi mnie dziewczynami. Spojrzały na mnie z konsternacją, zupełnie jakbym nagle wyrosła spod ziemi, a później, poznając we mnie tę jakże popularną Norę Winslow, wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.

Uśmiechnęłam się sztucznie do Sofii i pomachałam jej koleżance, a następnie opuściłam łazienkę wolnym krokiem, choć w środku gotowałam się ze złości.

Skierowałam się prosto do sali, w której miałam następną lekcję, zabijając po drodze wszystkich gapiów spojrzeniem i zastanawiając się nad tym, jak przekonać mamę, by jednak ukończyć naukę w domu. Miałam już jednego przyjaciela, więc nie byłam totalnie zamknięta w sobie, a jeśli cała ta zaplanowana przez nią socjalizacja przebiegła pomyślnie, chyba mogłam już rzucić szkołę i wreszcie odetchnąć.

I pomyśleć, że niektórzy starają się całe życie o to, czego ja dokonałam w dwa dni, stając się lokalną celebrytką. Hej, wy wszyscy, którzy pragniecie poczuć, jak to jest być sławnym: serdecznie zapraszamy do Maylawn High School! Wystarczy trochę napyskować, zwiedzić gabinet dyrektora i umówić się na fałszywą randkę, resztę zrobią za was ludzie. Musicie pamiętać też, by koniecznie narobić sobie wrogów już na samym początku, najlepiej także wśród nauczycieli i przy okazji wkręcić się do jakiejś inscenizacji marnego romansu z damą w opałach w roli głównej.

Proste, prawda?

Naburmuszona usiadłam w wolnej ławce w ostatnim rzędzie, a siedzący obok Romio posłał mi pytające spojrzenie. Pokręciłam głową, dając mu do zrozumienia, że nie chciałam o tym rozmawiać, zresztą sam najpewniej słyszał wszystkie plotki i domyślił się, co stało za moim paskudnym humorem. Sam pewnie cieszył się z takiego obrotu spraw, bo przecież „stawiał na mnie i Parkera" i pewnie też „wiedział, że nam się uda", ale nawet jeśli tak było, nie dał po sobie nic poznać.

Romio Mendez po prostu umiał zamknąć się w odpowiednich momentach.

Angielski od samego początku nie sprawiał mi żadnego problemu i mogłam się nawet pokusić o stwierdzenie, że byłam do przodu z materiałem, więc nie musiałam jakoś szczególnie skupiać się na lekcjach, by wiedzieć, o czym w danym czasie mówiliśmy. Inna sprawa, że tego dnia nawet nie byłam w stanie, pochłonięta własnymi myślami. Ukryłam się za plecami jakiegoś postawnego chłopaka z ławki przede mną i po prostu oparłam głowę na rękach, po czym zamknęłam oczy.

Nie mogłam wymazać z głowy tych wszystkich słów, którymi zostałam określona. Wiedziałam, że w zasadzie nie powinnam przejmować się tymi wszystkimi ludźmi, bo przecież ani ja nie znałam ich, ani oni nie znali mnie, co z automatu sprawiało, że ich opinie były gówno warte, ale nie potrafiłam pozbyć się tego uczucia beznadziejności, które towarzyszyło mi od samego rana.

Już nie tylko moja siostra sugerowała mi, jak bardzo nieodpowiednia byłam dla Parkera, ale robiła to bezsprzecznie cała szkoła. I nie chodziło o samego Presleya, bo mimo że nie traktowałam go już jak swojego śmiertelnego wroga, koniec końców nie miał dla mnie większego znaczenia, a już na pewno nie w romantycznym sensie.

Było mi najzwyczajniej w świecie przykro, bo znaleźli się ludzie, którzy w życiu nie zamienili ze mną nawet jednego słowa, nie poznali moich poglądów, nie spojrzeli na moją przeszłość, która ukształtowała to, jaką osobą byłam teraz, a mimo to potrafili stwierdzić, że byłam kiepskim materiałem randkowym. I w czym tkwił problem? W tym, że posiadałam cechy, które innym wydawały się nieatrakcyjne?

Nie. Ludziom po prostu przeszkadzało to, że nie byłam Veronicą Gilmore.

Czułam się, jakby moje życie zamieniało się w bajkę „Piękna i Bestia" i nagle ze zgrozą uświadomiłam sobie, że to ja w tym momencie dla wielu byłam Bestią.

Myślałam nad tym jeszcze chwilę, aż wreszcie z amoku wyrwał mnie dzwonek, który nastał zdecydowanie zbyt szybko i oznaczał, że musiałam się pozbierać, dosłownie i w przenośni. Spakowałam do plecaka tomik poezji jakiegoś podrzędnego brytyjskiego autora, na który nie zdążyłam nawet rzucić okiem i jako jedna z pierwszych osób wyszłam z klasy, zmierzając od razu do prawdopodobnie pustej jeszcze stołówki.

Stanęłam w niewielkiej kolejce i zaczęłam jak szalona przebierać wielkimi plastikowymi sztućcami, nawet nie zwracając uwagi na to, że wszyscy wokół patrzyli na mnie jak na idiotkę. Nawet jeśli zachowywałabym się jak normalny człowiek, wciąż byłabym na ich celowniku, więc co za różnica? Przynajmniej mogłam się najeść.

Gdyby nie fakt, że moja zazwyczaj problematyczna miesiączka skończyła się jakiś tydzień temu i prawdopodobnie nie miała w planach zawitać znów w ciągu najbliższych dwóch miesiący, pomyślałabym, że wszystkiemu winne są hormony. Okazało się jednak, że byłam po prostu zwykłym obżartuchem.

Po chwili zorientowałam się, że w akcie desperacji nałożyłam sobie na tacę wszystko, co tylko zawierało w sobie choć odrobinę czekolady i tak zaopatrzona usiadłam do wolnego stolika, do którego zaraz za mną przyszedł Romio, mierząc moje jedzenie zdezorientowanym spojrzeniem.

— Nie oceniam — stwierdził i zajął miejsce obok mnie. — Moim jedynym problemem jest to, że zwinęłaś ostatni kawałek mojego ulubionego ciasta i teraz już na zawsze będę za nim tęsknił. Dzięki bardzo.

Mimo całej złości doceniałam, że próbował choć odrobinę poprawić mi humor i zwracał się do mnie normalnie, jakby nic się nie stało. Nie umoralniał mnie i nie pouczał, nie dopytywał o żadne szczegóły i mimo że jedynym bezpiecznym tematem, o którym mogliśmy rozmawiać, było jedzenie, robił to z chęcią. Gdybym to ja była na jego miejscu i miała przed sobą humorzastą Norę, nie próbowałabym nawet głośniej oddychać w jej obecności.

Pod wpływem silnym emocji stawałam się naprawdę nieobliczalna, a przynajmniej tak zawsze mówiła mi mama. Co prawda nie miałam szczególnej okazji do wściekania się, gdy całymi dniami przesiadywałam w swoim pokoju, ale już jako dziecko wykazywałam skłonności do przesadzania i wyolbrzymiania niektórych sytuacji.

Dlatego właśnie cieszyłam się, że Romio nie zostawiał mnie sam na sam z moimi przemyśleniami, nie pozwalając, bym niepotrzebnie nakręcała samą siebie.

Westchnął ostentacyjnie, na co przewróciłam oczami i mozolnie zaczęłam kroić ciasto plastikowym widelcem, tworząc dwie połówki z postrzępionymi brzegami, z czego jedną z nich podałam Romiowi.

No i proszę, czy byłam taką okrutną bestią?

— Znów to samo? — usłyszałam nagle Parkera, który dosiadł się do nas i spojrzał na mnie z politowaniem. — Może trzeba powiedzieć pani Montgomery, żeby zaczekała z zamawianiem sukienki? Aż, no wiesz, w końcu określisz się ze swoim rozmiarem?

Jak zawsze musiał wybrać sobie najbardziej nieodpowiedni moment na bycie wobec mnie kąśliwym.

Romio machnął do niego głową, najwidoczniej próbując go ostrzec, ale on nie reagował na jego ostrzeżenia i dalej uśmiechał się do mnie drwiąco. A mi kończyła się cierpliwość.

— Może trzeba było wziąć swoją tackę i napełnić ją jedzeniem? — mruknęłam i strzeliłam go po łapie, gdy sięgnął po stojącą na krawędzi muffinkę.

MOJĄ MUFFINKĘ.

— Powinnaś być mi wdzięczna, Winslow — rzucił z miną pieprzonego niewiniątka, a ja skrzywiłam się ledwie zauważalnie. — Ktoś musi dbać o twoją linię. Pamiętasz, że Edward w jednej scenie podnosi Hazel do góry?

Policzyłam do dziesięciu i przywołałam w pamięci wszystkie zdjęcia słodkich piesków, jakie kiedykolwiek widziałam w sieci, a dla bezpieczeństwa wzięłam jeszcze głęboki oddech, mając nadzieję, że to wystarczy, bym stała się oazą spokoju. Nie mogłam pozwolić, by Parker wytrącił mnie z równowagi, chociaż był w tym tak dobry, że stanowiło to naprawdę wielkie wyzwanie.

— Co pozwala ci myśleć, że tym kimś będziesz właśnie ty? — powiedziałam tylko, zajmując się dalej swoim jedzeniem. — Może zamiast martwić się moją dietą, powinieneś wykupić sobie karnet na siłownię?

— No, nie wiem. Jeśli dalej będziesz zamawiała wszystko jak leci, nie podniosę cię nawet po roku spędzonym na siłowni. Nie uda się to też Arnoldowi Schwarzeneggerowi ani Dwayne'owi Johnsonowi, no chyba że oddasz mi tę babeczkę.

Spojrzałam na niego z oburzeniem i zgrzytnęłam zębami. I pomyśleć, że już nawet... Być może... W pewnym sensie zaczynałam go lubić.

— Jak miło popatrzeć na przyjacielską wymianę zdań dwójki przyjaciół — powiedział Romio, starając się nas od siebie odciągnąć, co niezbyt mu się udało. Dalej mierzyliśmy się spojrzeniami, ale nasze podejście do sytuacji było zgoła inne – on wydawał się dobrze bawić, ja byłam na skraju załamania nerwowego.

— Jaki jest właściwie twój problem, co? — warknęłam, odsuwając od siebie tacę z jedzeniem, po czym powiedziałam teatralnym szeptem: — Ach, no tak, wiem. Przecież na pewno jestem za gruba dla kogoś tak idealnego, jak ty.

Na twarzy Parkera odmalowało się zaskoczenie, jakby nie miał pojęcia, o czym mówię. Na pewno musiał słyszeć!

— Jak myślisz, powinnam przefarbować włosy na blond? Zmienić imię? O, a może zrobię sobie operację plastyczną twarzy i w ogóle stanę się klonem Veronici? — paplałam dalej, zupełnie nie zważając na próbującego mnie uspokoić Romia i Parkera, który chyba zastanawiał się, w którą stronę najlepiej uciec.

— Okej, jaki jest właściwie TWÓJ problem, Nora? — zapytał w końcu, wyraźnie markotniejąc. — Przecież to tylko żarty. Wiesz, że cię lubię. I wcale nie jesteś gruba.

— Zabawne, sam przecież wcale nie nazwałeś mnie grubasem! — wrzasnęłam nagle i wycelowałam w niego oskarżycielsko palcem.

Zmarszczył brwi, obserwując jak dyszę ciężko ze złości. Ja z kolei czułam się, jakbym miała się rozpłakać, a do tego piekło mnie gardło. W tym momencie liczenie do tysiąca, kilkanaście głębokich oddechów i nawet wszystkie słodkie pieski świata nie były w stanie mi pomóc.

— A od kiedy przejmujesz się tym, co mówię? — zauważył, słusznie zresztą.

Spojrzałam na niego z wyrzutem, jakby odpowiedź na to pytanie była najbardziej oczywistą rzeczą na świecie, a później odpowiedziałam z zażenowaniem:

— Od kiedy cała szkoła mówi, że jesteśmy parą.

Spodziewałam się jakiejś poważniejszej rekacji, ale Parker tylko uśmiechnął się i spojrzał na Romia, a później na mnie, jakbym właśnie opowiedziała jakiś dowcip. Czy jego naprawdę nie interesowała opinia ludzi na ten temat?

— A nie jesteśmy? — spytał, znów przybierając ten lekceważący ton, który doprowadzał mnie do białej gorączki.

Jego głupi uśmieszek denerwował mnie do tego stopnia, że chwyciłam kubek z czekoladowym shakiem i nim zdążyłam się dwa razy zastanowić nad tym, co właściwie wyprawiałam, podniosłam go wysoko i przechyliłam wprost nad głową Parkera.

Wstał gwałtownie, ale nie zdołał uchronić się od brązowej cieczy, która teraz spływała po jego włosach i białej bluzie, tworząc okropnie wielką plamę. A potem spojrzał na mnie z wyrzutem i dopiero wtedy dotarło do mnie, co zrobiłam, w dodatku z tak błahego powodu.

Zasłoniłam usta ręką i zgarnęłam swój plecak z podłogi, a później po prostu uciekłam, zostawiając w szoku Romia, Parkera i całą stołówkę. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro