10. Niech cię szlag, Presley
Siedziałam jak na szpilkach, oczekując ostatniego dzwonka tego dnia. Od skończenia lekcji dzieliły mnie już naprawdę sekundy i choć zazwyczaj cieszyłam się z tego powodu, tym razem towarzyszyło mi dziwne uczucie ciężaru spoczywającego na moim żołądku, spowodowane bynajmniej nie jedzeniem, bo tego akurat w moim żołądku brakowało. Romio co prawda, po tym, jak przegapiłam przerwę obiadową, łaskawie zaproponował mi podzielenie się ze mną batonem, jednak nie mogłam przełknąć ani kęsa.
Miałam wrażenie, że wszystkie moje wnętrzności, łącznie z gardłem, związały się w słupły, których nie sposób było rozplątać.
Na domiar złego ta cholerna wskazówka zegara przesuwała się niezwykle wolno, a dźwięk, który towarzyszył każdemu jej ruchowi, dudnił mi w uszach i sprawiał, że denerwowałam się jeszcze bardziej.
Hazel. Hazel Brookshire. To nazwisko kotłowało się non stop w mojej głowie, powodując kompletny mętlik wśród moich myśli. Przecież cała ta farsa nie miała być traktowana na poważnie, miała być pstryczkiem w nos Veronici, pokazaniem, że nie będę chować głowy w piasek, bo tak sobie tego zażyczyła. Tymczasem okazało się, że dałam się wrobić w coś, czego nawet nie miałam ochoty robić. Teatr nie był dla mnie. Kostiumy, dziwne fryzury i scena nie były dla mnie.
Życie towarzyskie nie było dla mnie.
Tęskniłam w tym momencie za moim bezpiecznym pokojem, w którym nikt nigdy nie wymagał ode mnie angażowania się w coś podobnego. Właściwie nikt niczego ode mnie nie wymagał. Mogłam spokojnie jeść, spać, słuchać muzyki, czytać książki, oglądać filmy i tak przez cały czas. Słodkie Dzieciątko Jezus, dlaczego moja matka ukarała mnie tak okrutnie, mimo że nic jej nie zrobiłam?
Musiałam pamiętać, by skontaktować się później z jakimkolwiek prawnikiem, w celu uzgodnieniu wszczęcia postępowania w sprawie znęcania się nad swoim własnym dzieckiem.
Gdy nareszcie strzałka zatrzymała się na dwunastce, a po klasie rozniósł się upragniony dla większości dzwonek, wstałam gwałtownie i zaczęłam pakować książki do plecaka. Jedna z nich z hukiem spadła na ziemię, a gdy schyliłam się, żeby podnieść zgubę, czyjaś noga minęła moją twarz o dosłownie milimetr.
Podniosłam wzrok na Parkera, który z głupim uśmiechem obserwował, jak zacisnęłam szczękę i ze złością zapięłam plecak, a następnie podniosłam książkę, którą kopnięciem przesunął prawie metr dalej. Moja pokora najwidoczniej sprawiała mu dużo satysfakcji i ze zgrozą musiałam przyznać, że tego dnia Presley miał okazję być bardzo usatysfakcjonowany.
Nie byłam w stanie nawet myśleć o tym, żeby uprzykrzyć mu życie, więc milcząco przyjmowałam wszystkie złośliwości, które wymierzał w moim kierunku od czasu długiej przerwy. Elvis najwidoczniej zadziałał na niego jak płachta na byka i teraz Parker chodził za mną i działał mi na nerwy, a cisza z mojej strony wydawała się być dla niego pobudzająca. Dosłownie czułam jego oddech na swoim karku. I przez słowo „dosłownie" miałam myśli NAPRAWDĘ dosłownie.
Ten skurczybyk nawet oddychał tak, by mnie zirytować.
— Możesz na mnie nie chuchać?! — krzyknęłam w końcu. — Daj mi spokój, do cholery.
Miałam pełną świadomość tego, że po części ja... No dobra, głównie ja zaczęłam konflikt między nami i to z mojej winy nie dawał mi spokoju, ale teraz liczyło się co innego.
— Ooo, księżniczka się denerwuje? — zadrwił. — Czyli jednak role się nie odwróciły i to wciąż JA sprawiam przykrość TOBIE, Winslow.
Wsadził ręce w kieszenie jeansów i oparł się nonszalancko o ścianę. W międzyczasie ja wpychałam do szafki wszystkie swoje książki, specjalnie przedłużając ten proces, w oczekiwaniu, aż chłopakowi znudzi się łażenie za mną.
Ze złości zaczęłam odczuwać natrętne pulsowanie w głowie, które powoli utrudniało mi nawet normalne myślenie. A skoro stał obok mnie jeden bezmózgi kretyn, żeby równowaga we wszechświecie nie została zachwiana, musiałam nadrabiać myśleniem za nas oboje i na utratę trzeźwości rozumu nie mogłam sobie w tym momencie pozwolić.
— Jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa — fuknęłam. — Co ty tu właściwie jeszcze robisz, co? Nie powinieneś kogoś gnębić w łazience? Albo być na jakimś zebraniu idiotów? Albo, no nie wiem, robić czegokolwiek, co zabrania zbliżania się do mnie na przynajmniej pięć kilometrów?
— No popatrz, akurat dziś mam wieeeelką ochotę na gnębienie ciebie. — Wydął usta. — A tak dla przypomnienia: słyszałem, że to raczej ty i ten twój Romeo lubicie chodzić na zebrania idiotów.
— Romio. — Poprawiłam go z irytacją, chociaż wcześniej sama zwróciłam się do Romia podobnie. — On ma na imię Romio.
Parker wzruszył ramionami, podkreślając, jak niewiele obchodziło go wszystko, co działo się wokół i nie dotyczyło jego własnego tyłka.
— Tylko się w nim nie zakochaj. — Znów ze mnie drwił, a ja stałam, jak ostatnia sierota, patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami. Nie mogłam się ruszyć, a przed oczami nagle pojawiły mi się czarne plamki. — Szekspir nie przewidział zakończenia, w którym Romeo okazuje się gejem. Może nie być kolorowo.
Tak jakby w zakończeniu, w którym Romeo nie wolał chłopców, było kolorowo. Pieprzony ignorant.
Zauważyłam nagle, że szkoła była całkowicie opustoszała. Lekcje skończyły się już dawno, a ja, zamiast iść na autobus, stałam tu z tym idiotą i rozmawiałam z nim wbrew swojej woli. Wróć, naszej wymiany zdań nawet nie można było nazwać rozmową.
— Zakocham się w nim, jeśli będę chciała — warknęłam, czując się coraz gorzej. — Będę robiła to, na co mam ochotę i na pewno nie będę słuchać kogoś takiego, jak ty. A teraz zejdź mi z oczu, bo dalsza pogawędka może się skończyć dla ciebie i twoich butów bardzo nieprzyjemnie. Znowu.
Z całej siły trzasnęłam drzwiczkami od szafki i wyminęłam go, starając się iść w miarę prosto. Choć głowa ciążyła mi niemiłosiernie, a podłoga zdawała się być nagle najwygodniejszym na świecie łóżkiem, nie chciałam pokazywać przed nim swojej słabości.
Usłyszałam jeszcze, jak powiedział coś o tym, że jestem ofiarą i do niczego się nie nadaję, ale nie miałam już siły, by odwracać się i patrzeć na jego złośliwy uśmieszek, więc tylko podniosłam do góry prawą rękę i wystawiłam w jego kierunku środkowy palec.
Zaraz potem skręciłam za rogiem i niespodziewanie poczułam, jakby Parker i wszystko inne nagle zniknęło z powierzchni tego świata. Byłam tylko ja i podłoga w dziwaczny wzorek. W tym momencie nie mogłam sobie przypomnieć, czy linie od samego początku były krzywe, jako dziwaczny pomysł architekta, czy może po prostu to mój osłabiony organizm zaczynał płatać mi figle.
Przezornie przytrzymałam się ściany i wyjęłam telefon, spoglądając spod zmrużonych powiek na wyświetlacz. Przeklęłam siarczyście, widząc, że mój autobus już dawno odjechał, co oznaczało, że chcąc nie chcąc, musiałam wracać do domu pieszo. Parker był jedyną osobą będącą w pobliżu, a przy okazji też jedyną, której w życiu nie poprosiłabym o nic, szczególnie o podwózkę do domu.
Napisałam szybko sms'a do mamy, krótko informując ją o moim samopoczuciu i wsadziłam komórkę do kieszeni.
Wyszłam ze szkoły zupełnie bez sił, powłócząc nogami. Jeśli tak miał wyglądać każdy mój dzień w szkole, to miałam tego serdecznie dość i chciałam powiedzieć „dziękuję, nie skorzystam" już teraz. Może po prostu moja choroba wykluczała chodzenie do tej placówki, a może to ona sama była do dupy i stwardnienie zanikowe boczne nie miało nic do tego.
Promienie słońca padały na moją twarz, a delikatny wiatr rozwiewał mi włosy, orzeźwiając mnie lekko. Ból głowy na nowo przybierał postać delikatnego pulsowania, a i ucisk w gardle stawał się stopniowo coraz mniejszy. Dookoła mnie było cicho i spokojnie, na drodze nie jechał ani jeden samochód, co koiło moje nerwy i jednocześnie poprawiało samopoczucie.
No i najważniejsze: nigdzie w pobliżu nie było Presleya.
Może w tym wszystkim właśnie chodziło o to, by nie przebywać w jego towarzystwie? Może po prostu na sam jego widok dostawałam mdłości i bolało mnie wszystko, co tylko możliwe?
Gdy tylko moje myśli zeszły na Parkera, usłyszałam za sobą donośne trąbienie samochodu, dochodzące gdzieś z tyłu. Odwróciłam się i zobaczyłam nikogo innego, jak Presleya, który siedział w granatowym, starodawnym samochodzie i z uśmiechem naciskał ręką na kierownicę, powodując, że ból rozsadzający moją czaszkę wrócił.
Przewróciłam oczami i zacisnęłam usta.
Skąd on się tu niby wziął?
Wyjęłam z plecaka słuchawki, ignorując hałasującego Parkera i podłączyłam je do telefonu. Wybrałam losową playlistę i moje uszy wypełniły pierwsze dźwięki „West Coast" The Neighbourhood. Niestety głos Rutherforda zagłuszał trąbienie tylko częściowo.
Niech cię szlag, Presley.
Spojrzałam na niego kątem oka, udając, że jestem pochłonięta muzyką. Jechał powoli ulicą, najwyraźniej bardzo dobrze się bawiąc. Nie znałam się zbytnio na samochodach, ale doskonale wiedziałam, że był to starodawny Mustang – taki, który swego czasu był bardzo popularny w filmach i który zawsze podziwiałam z otwartą buzią, mówiąc mojemu tacie, że to moje wymarzone auto.
I zupełnym przypadkiem nagle straciło na wartości.
Nie wiedziałam, o co chodziło Presleyowi i dlaczego jechał za mną samochodem, ale gdy tylko zobaczyłam przed sobą przejście dla pieszych, byłam niemalże pewna, że bez wahania skorzystałby z okazji i przejechał mnie, gdybym tylko postawiła tam nogę.
Zatrzymałam się więc, wyjęłam słuchawki z uszu i spojrzałam na niego najbardziej nienawistnym wzrokiem, na jaki było mnie stać. On również się zatrzymał i wolno opuścił szybę, robiąc minę niewiniątka.
— Możesz mi wyjaśnić, co ty, do cholery, robisz? — warknęłam.
— Jadę do domu – stwierdził. — A przy okazji doprowadzam cię do szału. Idzie mi nieźle, co?
Zgrzytnęłam zębami. Dlaczego on był taki pewny siebie?
— Sprawia ci satysfakcję to, że jedziesz najmniejszą możliwą prędkością? Naprawdę? — Uniosłam jedną brew. — Poświęcasz mi za dużo uwagi, Presley.
— Nie poświęcam ci uwagi, to po pierwsze. — Podniósł palec wskazujący. — Po drugie, satysfakcję sprawia mi to, że stanęło na moim i wreszcie zaczęłaś to zauważać. Spotulniałaś, Winslow. Tak trzymaj.
Zmrużyłam oczy, a ten dupek podniósł szybę, zasalutował mi, włożył okulary przeciwsłoneczne i znów głośno zatrąbił. Następnie ruszył z piskiem opon.
Chciałam pokazać mu środkowy palec, posłać go do wszystkich diabłów, nawrzeszczeć na tył jego samochodu, lub nawet krzywo spojrzeć. Nie mogłam jednak zrobić nic. Nogi miałam jak z waty, a serce zaczęło mi bić sto razy szybciej.
I nagle, wpatrując się w tył granatowego Mustanga, poczułam twardy chodnik na moim policzku. Zaraz potem nastała ciemność i głucha, głucha cisza.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro