Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

05. W porównaniu z tym Alcatraz to prawdziwe spa

— Powiedz mi, że nie googlujesz tego, co myślę. — Romio patrzył na mnie oskarżycielsko.

— Nie, no coś ty. Za kogo mnie masz? — powiedziałam, zamykając przeglądarkę, w której właśnie wyszukiwałam hasło „jak sprawić, by wyrzucono kogoś ze szkoły".

— Wiesz, że mogę sprawdzić po prostu twoją historię? — Pokręcił głową z dezaprobatą. ­

— Wiesz, że mogę korzystać z trybu incognito?

Romio skrzyżował ręce na piersiach. Było po nim widać, że moje zachowanie zaczynało go irytować, ale nie mogłam nic na to poradzić. Sama myśl o ciemnowłosym chłopaku sprawiała, że zaczynałam gotować się ze złości. Wspomnienie chociażby jego przeszywających oczu działało na mnie niczym płachta na byka, doprowadzając do białej gorączki.

— To twój drugi dzień w szkole, Nora. Wczoraj Parker pokazał ci, że jest praktycznie nietykalny, a ty i tak kombinujesz jak mu dokopać. A myślałem, że zależało ci na tym, żeby ukończyć liceum w spokoju.

— Bo tak jest. Ale nie potrafię być spokojna, gdy ktoś, kto znęca się nad moim... — Zawahałam się, nie wiedząc, na jakim etapie jest moja relacja z Romiem. — ...jedynym kolegą i pewnie wieloma innymi osobami, bezkarnie panoszy się po tej szkole.

— On się nade mną nie znęca, Nora.

Przewróciłam oczami.

— Tak, tak, wiem. To nie znęcanie się tylko niekonwencjonalna metoda podrywu, pamiętam. Ale...

— Nora — powiedział Romio, zbyt poważnym jak na niego tonem. — On mnie nie bije. Nigdy nie dotknął mnie nawet palcem.

— Co?

— To był ktoś inny. Czy teraz skończysz drążyć temat?

— Dlaczego go bronisz? — zarzuciłam mu.

— Nie bronię. — Westchnął. — Parker jest aroganckim, wrednym chujkiem, to prawda. Ale nic mu nie zrobisz. Nie chcę, żebyś niepotrzebnie wpakowała się w kłopoty. A Parker Presley to synonim tego słowa.

Milczałam przez chwilę, przetwarzając jego słowa. Jeśli nie Parker, to kto w takim razie był odpowiedzialny za znęcanie się nad nim?

— To i tak niczego nie zmienia — powiedziałam w końcu. — Parker pobił tamtego chłopaka i...

W tym samym momencie usłyszałam znaczące chrząknięcie i zdałam sobie sprawę z obecności nauczyciela informatyki, który stał nad naszymi głowami.

— Nora, Romio — zwrócił się do nas. — Mogę wiedzieć, o czym tak zawzięcie rozmawiacie od kilkunastu minut?

Na końcu języka miałam „nie", ale w porę powstrzymałam się przed wypowiedzeniem tego słowa głośno, mając na uwadze, że szkoła nie była domem i nie mogłam mówić wszystkiego, na co miałam ochotę.

— Panie profesorze, my tak tematycznie rozmawiamy. — Romio otworzył w notatniku jakiś długi tekst. — Pokazywałem koleżance jak działa język html, bo ona w życiu nie robiła strony internetowej.

— Bardzo miło z twojej strony, ale koleżanka mogła też zwrócić się do mnie.

W tym momencie moja natura wzięła nade mną górę.

— Nie chciałam zawracać panu głowy, przecież jest pan tak bardzo zajęty — powiedziałam przesłodzonym tonem, sugestywnie patrząc na pudełko pączków i filiżankę kawy, leżące na biurku nauczyciela.

— No tak, w sumie masz rację. — Mężczyzna nie złapał mojej aluzji. — W porządku, możecie pracować razem, ale bądźcie cicho i nie przeszkadzajcie innym.

— Oczywiście — powiedział Romio, kolejny raz posyłając mi ostrzegawcze spojrzenie.

Wzruszyłam ramionami.

— Niewyparzona gęba — rzucił w moim kierunku, gdy tylko nauczyciel oddalił się od nas na tyle, by nie słyszeć, o czym mówimy. — Okej. Zmieńmy temat. Jak w domu?

— W sensie?

— No, jak radzą sobie z tym, że już nie jesteś już dostępna przez dwadzieścia cztery na dobę?

— Płaczą po nocach i błagają mnie, bym została w domu. — Przewróciłam oczami. — Nie chcę zmieniać tematu. Opowiedz mi coś o Parkerze.

— Parker, Parker, Parker. — Przedrzeźniał mnie. — Od wczoraj mówisz tylko o tym. A co ze mną? Ja też potrzebuję uwagi.

— Romio, proszę cię.

— Ja ciebie też proszę. — Westchnął. — Jesteś nieznośna. Zaczynam rozumieć, dlaczego...

Ugryzł się w język i szybko przeniósł wzrok na ekran swojego komputera. Ja natomiast ziewnęłam teatralnie, bo doskonale wiedziałam, co chciał powiedzieć.

— Dlaczego mama chciała pozbyć się mnie z domu i zapisała mnie do szkoły? — Zaśmiałam się. Po brunecie widać było, że miał wyrzuty sumienia, co oczywiście od razu wykorzystałam. — No, skoro nie mogłeś powstrzymać się od tak okrutnego komentarza na mój temat, teraz wisisz mi zadośćuczynienie. Mów.

— Ale ja nic o nim nie wiem... — Zaczął, ale już na pierwszy rzut oka widać było, że to kłamstwo.

— Jaaasne. — Przewróciłam oczami. — Ty, który jesteś dosłownie skarbnicą wiedzy o wszystkich w tej szkole, nie wiesz nic o życiu najsłynniejszego w niej chłopaka? Założę się, że wiesz nawet, w którym szpitalu się urodził.

— W Maylawn jest tylko jeden szpital, więc to raczej nie byłoby trudne.

— Czyli wygrałam zakład. Mów — powtórzyłam, tym razem bardziej stanowczo.

— Okej — westchnął. — Parker Presley, siedemnastolatek, którego boją się wszyscy w szkole.

— Dlaczego się go boją?

— Nikt tego dokładnie nie wie. Po prostu każdy trzęsie majtkami, gdy tylko przejdzie korytarzem. Laski w sumie z dwóch powodów, bo jest przerażający i przystojny jednocześnie.

Przewróciłam oczami z irytacją.

— Okej, ale wracając do głównego wątku. Jego matka jest zamknięta w psychiatryku, a ojciec siedzi w kiciu i większość ludzi chyba obawia się o to, czy przypadkiem nie dostała mu się w genach agresja po tatusiu i bycie psycholem po mamusi.

— Czekaj, czekaj. I ty go właśnie dziś broniłeś? — powiedziałam ze zdziwieniem.

— Ile razy można ci mówić, dziewczyno. Nie broniłem go, nie bronię i nie będę bronił. Jest niebezpieczny. Ale nie aż tak, jak ludzie mówią, a przynajmniej tak mi się wydaje.

— Nie spodziewałam się tego — przyznałam. — Bogatego dupka, którego rozpieścili rodzice, owszem. Ale nie... tego.

Patrzyłam na Romia, w oczekiwaniu na kolejne szczegóły z życia Parkera, które mogłyby mi pomóc... Nawet nie wiedziałam w czym. Wykopać go ze szkoły? Niewykonalne. Zastraszyć? Nie ten typ człowieka. Zdenerwować? Po co miałabym to robić?

Bo nazywasz się Nora Winslow — podpowiedział mi jakiś cieniutki głosik z tyłu głowy.

— Zabawny fakt: nienawidzi muzyki Elvisa Presleya.

Uśmiechnęłam się złowieszczo, co nie uszło uwadze Romia.

— O nie, nie, nie. Nie podoba mi się ta mina.

— Taką mam twarz. Nic na to nie poradzę — Wzruszyłam ramionami.

— Już nigdy w życiu ci niczego nie powiem! — Obruszył się. W tym samym czasie zadzwonił dzwonek na przerwę. — Nigdy, słyszysz? A jeśli wykorzystasz moje słowa w jakikolwiek sposób...

— Jesteś najlepszy! — Posłałam mu całusa. — Pa!

Oboje wyszliśmy z sali, udając się w różnych kierunkach. Gdy doszłam do swojej szafki i otworzyłam ją, zorientowałam się, że w środku znajdowała się książka do biologii należąca do Romia. Szybkim krokiem ruszyłam, by mu ją zwrócić i gdy znalazłam się przy nim, dosłownie odebrało mi mowę. Chłopak trzymał w ręku koszulkę, na której namalowana była jego karykatura, a pod nią umieszczony był czerwony napis „pedał". Gdy Romio zauważył, że stałam obok niego, wrzucił niedbale koszulkę do szafki i zmusił się do uśmiechu, ale ja domyślałam się, jak w rzeczywistości mógł się czuć. Wyciągnęłam koszulkę i wybiegłam ze szkoły, odprowadzana ciekawskimi spojrzeniami reszty uczniów.

Stałam na dziedzińcu, cała roztrzęsiona, rozglądając się wokół. Zanim zdążyłam pomyśleć, emocje wzięły górę i podeszłam do pierwszego lepszego chłopaka.

— Masz zapalniczkę?

— Śliczna, w szkole nie wolno...

— Pytam, czy masz zapalniczkę, a nie czy wolno — warknęłam.

Nieznajomy sięgnął do kieszeni i podał mi to, czego od niego żądałam.

Podpaliłam materiał koszulki i rzuciłam ją na ziemię, w międzyczasie zauważając, że wokół mnie zebrał się spory tłum osób, którzy patrzyli na mnie jak na wariatkę.

— Wszyscy jesteście żałośni — powiedziałam głośno.

Chciałam dodać coś jeszcze. Chciałam, by zostawili Romia w spokoju. Chciałam zrobić i powiedzieć tak wiele rzeczy, ale nagle usłyszałam swoje nazwisko i poczułam szarpnięcie za ramię. Nauczycielka chemii, która nagle pojawiła się na dziedzińcu, ciągnęła mnie za ramię, a ja nawet się nie opierałam.

— Do dyrektora, natychmiast. — Ton jej głosu zdecydowanie nie należał do najprzyjemniejszych, ale było mi wszystko jedno.

Nim zdążyłam choćby pomyśleć nad wytłumaczeniem, znajdowałam się w ciasnym, znajomym mi już pomieszczeniu. Dyrektor przypatrywał mi się pobłażliwie. Wskazał ręką fotel przed nim, ale nie skorzystałam z propozycji i dalej stałam w miejscu. Moje usta zaciśnięte były w wąską linię, a ręce mimowolnie układały się w pięści.

— Potrzebuje pani czegoś, panno Winslow? Źle się pani czuje? — spytał uprzejmie dyrektor, mając na uwadze sytuację z wczoraj, gdy wbiegłam do jego gabinetu blada jak ściana, ledwo stojąc na nogach.

— Wszystko z nią w porządku, panie dyrektorze — odpowiedziała za mnie nauczycielka. — Najwidoczniej czuje się wyśmienicie, skoro miała na tyle siły, żeby prawie wzniecić pożar w szkole.

Prawie parsknęłam śmiechem. Pożar. Dobre sobie.

— Czy to prawda? — spytał dyrektor.

Nie zaprzeczyłam, bo:

a) byłam winna,

b) nawet gdybym nie była, moje słowo przeciwko słowu nauczycielki niewiele by w tej kwestii zmieniło,

c) nie żałowałam tego, co zrobiłam.

Patrzyłam więc na dyrektora bez słowa, przyznając się tym samym do popełnionego czynu. Niewiele mogłam wyczytać z jego twarzy, więc nie potrafiłam stwierdzić czy był zaskoczony, zły, roztrzęsiony, czy też może wszystko naraz. Bębnił palcami o stół i przyglądał mi się badawczo.

— Takie zachowanie jest niedopuszczalne. Musimy wyciągnąć konsekwencje — powiedział w końcu.

Uniosłam prowokacyjnie jedną brew, na chwilę zapominając, że rozmawiam z osobą starszą ode mnie, w dodatku mającą nade mną pewną władzę.

— Och, tak. Konsekwencje. — Nakreśliłam w powietrzu cudzysłów. — Błagam, tylko nie główna rola w szkolnym przedstawieniu. W porównaniu z taką karą Alcatraz to prawdziwe spa.

Nauczycielka chemii łypnęła na mnie złowrogo i oburzona otworzyła buzię, ale dyrektor, który najwidoczniej nic nie robił sobie z mojego przytyku, pstryknął palcami. Kobieta patrzyła na niego zdezorientowana, podobnie jak ja.

— To doskonały pomysł, panno Winslow. Porozmawiam z panią Montgomery, która jest odpowiedzialna za organizację całego wydarzenia. Myślę, że główna rola bez problemu przypadnie tobie, skoro jesteś aż tak chętna.

Dopiero wtedy dotarło do mnie, co zrobiłam. Ja i Parker w jednym przedstawieniu. JA w PRZEDSTAWIENIU. Przed CAŁĄ szkołą. Z PARKEREM.

(!!!)

— Możesz wyjść, Nora — powiedział dyrektor.

Możesz strzelić się w łeb, Nora — poprawiłam go w myślach i przeklinając swoją głupotę i zgryźliwość, wyszłam na korytarz. Do rozpoczęcia się lekcji wuefu, która była moją ostatnią lekcją, zostały dwie minuty.

Idąc w stronę szatni za dwiema dziewczynami, mimowolnie usłyszałam ich rozmowę.

— Słyszałaś? — powiedziała jedna z nich. — Parker Presley ma grać główną rolę w przedstawieniu.

— O. Mój. Boże — pisnęła druga. — Naprawdę?

— Tak, to oficjalne info. Clarissa mi mówiła. Boziu, tak zazdroszczę Veronice...

— Pewnie skacze teraz z radości! Zresztą, nie dziwię jej się...

Nie wiedziałam, kim była Veronica, ale w myślach przeprosiłam ją za to, że niechcący odebrałam jej rolę. I Parkera. Jeśli miałaby ochotę, mogłaby to wszystko zabrać z powrotem.

Mogłam ją nawet błagać na kolanach, byle tylko wzięła sobie to, co do niej należało.

Czy była jeszcze szansa, że zdążę umrzeć jeszcze przed przedstawieniem?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro