45. Jimin
Jimin nie chciał słuchać nikogo. Absolutnie nikogo. Jungkook i Tae, którzy byli od niego co chwila odpychani siedzieli pod drzwiami jego pokoju w domu, bo... Ich wyrzucił.
Na szczęście V zadzwonił już do Sugi, który słysząc to zaczął biec w stronę ulicy, którą wskazał mu przyjaciel. Wbiegł zdyszany do domu i nie zwracając na nikogo uwagi otworzył drzwi i niezdając sobie z tego sprawy zaczął głęboko oddychać. Zamknął drzwi i zaczął iść w stronę wpatrującego się w niego Jimina. Usiadł naprzeciw chłopaka i sięgnął po opakowanie chusteczek namoczonych wodą utlenioną. Pod bacznym spojrzeniem bruneta zaczął odkażać mu ranę na czole i policzku. Robił to dopóki Jimin nie złapał go za nadgarstek.
- Umiem sam.
- Ale chcę się tobą zająć. -mruknął i powrócił do wykonywanej czynnośći. - Wiesz, że nie musiałeś się z nim bić?
- Należało się mu. - szepnął i zamknął oczy.
- Może i tak, ale dawno przestałem to sobie przypominać. Teraz to już nieważne. - Jimin otworzył oczy - Mam tyle swagu, że już nie obchodzi mnie to zdarzenie. - brunet prychnął cichym śmiechem.
- Czyli to jest swag ?
- Tak. To zlewanie po całości. - oboje się uśmiechnęli. - Ale mimo wszystko dziękuję. - szatyn skończywszy oczyszczanie nachylił się lekko i oparł swoje czło o czoło bruneta.
- Minnie-
- Kocham Cię. - szepnął szatyn. Tak bardzo mu ulżyło. Tak bardzo chciał, żeby ten wyjątkowy chłopak o tym wiedział. I w końcu tego dokonał.
- Minnie, ja też cię kocham - Park szeroko się uśmiechnął widząc zaszklone oczy perfekcyjnego chłopaka. Przekręcił głowę i lekko, a zarazem stanowczo złączył ich wargi.
I teraz wiedzieli, że kochają siebie zbyt mocno, żeby ktoś lub coś mogło im to zepsuć. Ich uczucie było zbyt perfekcyjne, zbyt idelne, wypielęgnowane i zbyt piękne aby ktoś mógł je pociąć, zepsuć, zgnieść czy wyżucić. To przychodziło samo.
Oni po prostu zbyt pięknie do siebie pasowali.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro