55. Jimin
- Czekaj, tu masz jeszcze jeden koc - powiedział Jimin i uśmiechnął się na widok Sugi, który zaplątany był w światełka choinkowe.
- To nie jest zabawne. - mruknął - Nawet nie wiem jak to zrobiłem - dodał starając się ruszyć któromś z kończyn. Młodszy się zaśmiał i odrzucając koc na bok ruszył na pomoc swojemu chłopakowi. Ciągle uśmiechając się rozplątywał jego ciało podczas gdy w tle grała cicha muzyka z lat 90-tych. Chłopcy na walentynki postanowili zrobić sobie maraton amerykańskich filmów z koreańskimi lektorami, siedząc w namiocie zrobionym z kocy od razu wypełnionym po brzegi poduszkami. Mieli przekąski, napoje i oczywiście siebie co napawało ich radością i w zupełności wystarczało.
Kiedy wyższy w końcu rozplątach niższego pocałował go w skroń zabierając mu z dłoni światełka. Rozanielony Yoongi ostrożnie ułożył jeszcze jeden koc na reszcie aby konstrukcja nie zawaliła się. Jimin ułożył w środku lampki, a Minnie włożył wtyczkę do kontaktu by chwilę później para mogła oglądać swoje dzieło.
Na sześciu krzesłach rozłożone było chyba sześć kocy, tworzących dach i ściany. W środku wszelakie dziury zatkane zostały poduchami, a całe małe i miłe pomieszczenie rozświtlało lekko żółtawe światło z lampek. Chłopcy chwilę później zrobili wejście odgarniając dwie połowy koca i przyczepiając je do reszty złotymi klamrami. Jimin włożył do środka laptopa z ładującym się filmem i powędrował do Sugi, który porabiał coś w kuchni. Szatyn już nie czuł tego skrępowania co kiedyś i spokojnie chodził po domu w skarpetkach i szarej bluzie sięgającej mu do kolan.
Młodszy objął w pasie swojego partnera i przytuł się do jego pleców kładąc brodę na jego ramieniu.
- Co robisz? - wyszeptał, a gdy jego ciepły oddech owiał szyję młodszego zobaczył lekki uśmiech Sugi.
- Ramen, bo jestem głodny - odpowiedział mieszając makaron w garnku. - Dla ciebie też robię porcję. - Jimin się zaśmiał.
- Dziękuję. Już wiem kto będzie nam robił obiady w przyszłości - powiedział wesoło, niezdzając sobie sprawy, że serce Mina na te słowa zabiło szybko, bardzo szybko.
ㅔㅒ투ㅑ더
- Hej, Minnie! Wiem czego nam brakuje! - wykrzyknął nagle Jimin prawie wypluwając ramen z buzi. Zakrztusił się przy okazji, a szatyn podał mu serwetkę.
- Przecież wszystko mamy - Yoongi przewrócił oczami. Podejżewał, że po ową rzecz trzeba wyjść, o on nie chciał ruszać się z mieszkania. Jimin w zadziwiającym tempie przełknął ramen i wytarł usta serwetką.
- Wino - uśmiechnął się tak szeroko, że jego mały nosek lekko się spłaszczył na co szatyn wybuchnął śmiechem. - W zasadzie to szampan, bo jest lepszy - mruknął nie rozumiejąc wybuchu swojego chłopaka.
- Nie sądzę, żeby potrzebny nam był alkohol - uspokoił się już chłopak.
- Ale ja na ten temat wiem lepiej - powiedział z uśmieszkiem, wstał od stołu, cmoknął w usta swojego chłopaka i pobiegł do sypialni. Podczas gdy szatyn kończył jeść ten ubrał długie spodnie, czapkę i szalik, a gdy stanął koło niego Minnie ubierał kurtkę i próbował wsunąć stopy w buty.
- Tylko szybko wróć - mruknął Yoongi chowając się za otwartymi drzwiami.
- Oczywiście - odpowiedział, ucałował czoło chłopaka i wybiegł na klatkę schodową. Yoongi zmarszczył twarz w grymasie czując chłód z posadzkowej klatki schodowej i zamknął drzwi.
Podgłośnij lekko radio gdy usłyszał dobry kawałek i spuścił rolety w kuchni. Na dworze było już ciemno i nie za bardzo chciał aby ktoś obserwował go z dworu. Mył właśnie naczynia gdy jego telefon wydał z siebie dźwięk przypominający o powiadomieniu.
Taechyung: Dlaczego musisałem okłamać moją najwspanialszą mamę zastępczą?
Ja: Bo wiedziałeś, że robisz to w dobrej sprawie
Taehyung: Powiedzenie jej, że uczymy się do projektu było dobrą wymówką od czegoś o czym nie wiem? ~
Ja: Jezuuu nie mogłeś wymyślić lepszej wymówki? Są ferie ciołku
Taehyung: Whatever
Teahyung: Gdzie ty się wgl szlajasz? (ಠ_ಠ)
Ja: Jestem u Jimina (≧▽≦)
Taehyung: Nie chcę małych YoonMinków, jeszcze za wcześnie!
Ja: ??
Yoongi zdezorientowany odłożył telefon na blat i ze zmarszczonymi brwiami powrócił do mycia naczyń. Kiedy usłyszał dzwonek do drzwi westchnął. Przecież nie zamykał drzwi na klucz. Chyba.
- Już idę! - krzyknął z kuchni i ruszył szybko, uwarzając jednak na śliską podłogę. Już miał się odzywać, jednak jego język związał się w supeł gdy na korytarzu zobaczył obcą mu kobietę. Była ubrana w czarne spodnie, beżowy płaszcz, a na ramieniu miała przewieszoną czarną torebkę.
- Dobry wieczór, zastałam może swojego syna?
A/N: O wiele bardziej cieszą mnie komentarze niż gwiazdki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro