Rozdział 4 [anulowany]
Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć. Zmieszana spojrzałam na zegarek.
-Kurczę, już późno. Pójdę już.
-Fleur, ja...
Nie dałam dokończyć Kasowi, w popłochu wybiegłam z jego domu.
Szybko zamknęłam się w pokoju. Było to w sumie bezcelowe, w końcu rodzice wyjechali za granicę, do pracy, więc mieszkałam zupełnie sama - podobnie jak Kastiel. Pół nocy bez celu łaziłam po domu próbując wszystko ułożyć w głowie. Postanowiłam porozmawiać z Lysandrem, w końcu przyjaźnił się z czerwonowłosym. Pomimo, ze nie rozmawiam z nim zbyt często, myślę, że mogę uważać go za przyjaciela.
Następnego dnia wcześniej pryszłam do szkoły. Nie chciałam natknąć się na Kastiela na dziedzińcu, dopóki nie ułożę sobie wszystkiego w głowie. Dwa lata byłam mu obojętna, a nagle on wyskakuje z bronieniem mnie! I do tego ten pocałunek...
Tak jak myślałam, znalazłam Lyśka pod salą biologiczną.
-Cześć Lysander!
-Witaj, Fleur - brr... Zapomniałam, że oprócz stroju, maniery też ma wiktoriańskie.
-Chciałam z tobą porozmawiać... O Kastielu
-Och, stało się coś? Skrywdził cię?
-Nie, po prostu... Wczoraj zdarzyło się coś dziwnego... - opowiedziałam srebrnowłosemu całą historię. Wyraźnie mnie słuchał, co nie zdarza się zbyt często - Myślisz, że... Naprawdę podobam się Kasowi?
Lysander uśmiechnął się.
-Fleur, nawet nie zdajesz sobie sprawy... Zresztą, sama powinnaś go o to zapytać.
-Och... Um... Dobra, dzięki.
-Trzymam za ciebie kciuki! - krzyknął za mną chłopak.
Lekcje zleciały mi dość szybko. Przez cały dzień nie natknęłam się na Kastiela - znowu był na wagarach.
Do domu wracałam zamyślona. Ludzie przechodzili obok mnie, nie zwracałam na nich uwagi. Ale jeden osobnik przykuł moją uwagę: tak ognistej czupryny nie da się pomylić. Kas też mnie zauważył. Uśmechnął się, ale nie tym swoim szyderczym uśmiechem. Nie był to też uśmiech wymuszony. Był to prawdziwy, szczery uśmiech, który u Kastiela widziałam po raz pierwszy w życiu. Natychmiast podszedł do mnie.
-Cześć Fleur...
-Znowu wagarowałeś?
Chłopak wyraźnie się zmieszał.
-Przepraszam, to twoje życie. Nie powinnam się mieszać. Ale moim zdaniem trochę przeginasz. Możesz nabawić się kło...
Szarooki przerwał mi w pół słowa
-Masz ochotę na lody?
-Słucham?
-Nie udawaj. Znam świetną kawiarnię, mają tam prawdziwe włoskie lody.
Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą. Po chwili byliśmy w parkowej kawiarni.
-Poczekaj tu na mnie
Zanim zdążyłam zareagować, chłopak poszedł kupić lody. Po chwili wrócił, trzymając dwa włoskie specjały.
-Waniliowe, moje ulubione! Skąd wiedziałeś?
-Plaża, mówi ci to coś?
-Naprawdę zapamiętujesz takie szczegóły? Jakim cudem nie jesteś prymusem?
-Każdy szczegół jest ważny, jeżeli dotyczy ciebie...
Chyba się zarumieniłam, czułam ciepło rozpalające moje policzki.
-Mogę spróbować?
Doświadczyłam deja vu. Kastiel pochylił się i chcąc polizać mojego loda zrzucił go na ziemię. Zaczęliśmy się śmiać z całej sytuacji, aż ludzie dziwnie na nas patrzyli. Wtedy Kastiel znowu to zrobił. Powoli zbliżył swoją twarz do mojej. Lekko musnął moje usta, a następnie pogłębił pocałunek. Staliśmy tak na środku chodnika mając w głębokim poważaniu przechodniów. Do moich nozdrzy doleciał zapach drogich perfum. Położyłam dłonie na jego klatce piersiowej i wspięłam się na palce, maksymalnie angażując się w pocałunek. Kastiel jedną ręką złapał mnie za policzek, a drugą przyciągnął mnie do siebie. Najchętniej trwałabym w tym pocałunku cały dzień, ale w końcu zabrakło nam powietrza i musieliśmy się od siebie oderwać.
Zatem jest nowy rozdział! Tym razem moja nieobecność wynika ze szlabanu na telefon, przepraszam Was! Znowu jestem polsatem, hihihi
Zdrowia, Szczęścia, pomarańczy, niech Wam Kastiel nago tańczy!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro