Rozdział 4
Można powiedzieć, że jeszcze trochę utykam, ale nie takie rzeczy się przechodziło w życiu. Siła, siła i jeszcze raz siła. To z nią dochodzę do pałacu Puszczy. Nawet nie zdążyłam przekroczyć progu Leśnego Królestwa, a już podchodzi do mnie dwóch strażników. Mężczyzna i kobieta. On, z jasnymi włosami, które błyszczą się złociście w słońcu, a ona z długimi za pas kruczoczarnymi. Co znów?
-Jak się nazywasz?
Pyta mnie elfka.
-Lethien. Mogę wiedzieć o co chodzi?
Pytam przerażona i onieśmielona jednocześnie. Mogłabym śmiało powiedzieć, że mnie zaatakowano.
-Król przyniesie ci do pokoju listę obowiązków, którym będziesz musiała sprostać, by móc tu zostać.
-Rozumiem, że mam pracować?
Rzuciłam do elfów ostrym tonem.
Co to ma być? Ja się tak nie dam traktować.
I nagle myślę, że mam fatamorganę. Znowu on, Legolas.
________________________
-Książę, dobrze, że jesteś. Ta dziewczyna sprzeciwia się rozkazowi króla.
Oskarżył mnie strażnik, a ja spojrzałam na Legolasa niewinnym wzrokiem, co szybko zauważył.
-Nic mi nie wiadomo o rozkazie króla.
Oznajmił.
-Dostaliśmy informację, że dziewczyna bezprawnie mieszka tu od kilku dni. Jeżeli chce być mieszkanką Puszczy dłużej, powinna pracować, jak każdy z nas.
Legolas zmierzył wzrokiem moją ranną nogę i posłał mi miły uśmiech.
Ahhh....
-Lethien, wyjdź proszę.
Na znak Legolasa opuściłam pomieszczenie.
________________________
Po krótkim czasie elf przychodzi do mnie. Co znów?...
-Jaką pracę mam wykonywać?
-Nie będziesz pracować, Lethien.
Mówiąc to, zrobił krok do przodu, a ja do tyłu.
-Jak to?
-Nastąpiła pomyłka.
-Legolasie, nie musiałeś....
Ciągnęłam dalej.
-Nie musisz mi dziękować.
I odszedł z dumną miną.
_________________________
"Bufon.
Albo nie.
On jest... cudowny.
Też nie.
Ehh...
jestem mu wdzięczna. "
Zapisałam te swoje poematy na kartce papieru z elfickimi zdobieniami. Siedziałam teraz w swojej komnacie. Nagle podchodzi do mnie Diana.
-Słyszysz mnie?!
Krzyknęła do mnie.
-Co... coś mówiłaś?
-Zaplotłam warkocz. Pytałam się, czy wygląda dobrze.
Diana widząc moje bazgroły zaczyna się śmiać.
-Tak. Jest cudowny.
Jak Legolas.
-Nawet na niego nie spojrzałaś. Powiedz mi, o czym tak rozmyślasz, Lethien!
-To długa historia, ale jak zwykle rolę odegrał Legolas.
Diana najwyraźniej zaciekawiła się, szybko rozplątała długi warkocz i usiadła obok mnie. Zaczęła czytać słowa z kartki. Szybko wyrwałam jej to z rąk.
-Mogłabyś zająć się swoimi sprawami, Diana?...
-A może wyjaśnisz mi, kto to jest tym szpanerem o którym pisałaś?
Ale ona jest uparta, nie da za wygraną. Musiałam jej wytłumaczyć wszystko ze szczegółami.
...
-Chyba cię polubił, jeżeli cię tak obronił.
Słuchając tego wstałam z wrażenia z krzesła. Jak zwykle Diana ma paranoje.
-Nie chcę tego słuchać.
Odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. Diana na znak zrozumienia przytaknęła i odeszła. Chyba zrozumiała, że jeszcze nie czas na takie rozmowy.
Ja też postanowiłam wyjść się przewietrzyć. Cudowna była natura Mrocznej Puszczy. Ogromne drzewa, sięgające do nieba i świeżo pachnące lasy. Szum Leśnej Rzeki i delikatny wiatr rozwiewający włosy.
Wszystko to czułam jednego wieczoru.
W oddali dostrzegam elfa, z ciemnymi włosami do ramion o jasnozielonych końcówkach. Ma bystre oczy, których wzrok jest wbity w trawę. Siedzi na niej, lecz gdy zauważa, że podchodzę bliżej- wstaje i ucieka. Biegnie przed siebie.
Kto to był?
I dlaczego przede mną uciekł?...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro