•Rozdział 78•
Kiedy szłaś z Ushijimą przez park, nagle obok ciebie przeleciał Kiseki. Cały brudny z resztą. Puściłaś dłoń Wakatoshi'ego i przebiegłaś parę metrów, łapiąc za ubłoconą smycz psa. Gwałtownie go pociągnęłaś, przez co się zatrzymał. Spojrzałaś na brudnego szczeniaka, a następnie na zielonowłosego.
- Mogłem się spodziewać, że tak to się skończy. - Mruknął, podchodząc do ciebie - Teraz pozostaje tylko pytanie, gdzie Tendō?
- Pewnie go szuka. - Westchnęłaś - Jaki ten chłopak jest nieogarnięty.
- Zadzwonię do niego. - Wakatoshi wyjął telefon i wybrał numer do czerwonowłosego.
- Chyba nie będziesz musiał. - Podążałaś wzrokiem za blokującym, który również do najczystszych nie należał - Tendō! - Zawołałaś chłopaka.
Spojrzał w waszą stronę i odetchnął z ulgą, gdy zobaczył, że trzymasz szczeniaka...No, już trochę nie wyglądał, jak szczeniak. Taki duży szczeniak. Uważnie go obserwowałaś, gdy do was podchodził.
- A ciebie co, napadli? - Spytałaś z podniesionymi brwiami - Wyglądasz, jakbyś z wojny wrócił. Dosłownie.
- Aaa... - Potarł dłonią kark - Bawiłem się z Kiseki i...On wbiegł do błota, chciałem go wyciągnąć, ale się poślizgnąłem...Wtedy Kiseki zaczął po mnie skakać i jakoś tak wyszło, że...Jesteśmy cali brudni.
Twoja powieka delikatnie drgnęła.
~•••~
Wytarłaś z twarzy błoto, przez to, że Kiseki zdzielił cię brudnym ogonem w twarz. Dokładnie wtarłaś szampon w jego sierść i zaczęłaś go delikatnie drapać palcami po całym ciele. Siedział spokojnie i przymykał oczy, a ty co jakiś czas wzdychałaś, gdyż ubrudził się tak bardzo, że trudno było go domyć.
- Pomóc ci? - Spytał Tendō, zaglądając do łazienki.
- Ty lepiej siedź na dupie i się nie ruszaj. Jeszcze byś się wężem od prysznica udusił. - Powiedziałaś, łapiąc za słuchawkę prysznicową.
- No przepraszam. - Usiadł na zamkniętym sedesie.
- Mhm, nie przeszkadzaj mi. Chce go umyć porządnie.
Spłukałaś dokładnie szampon z sierści Kiseki, a potem wylałaś na rękę kolejną porcję szamponu. Zawsze myłaś go dwa razy, przez co miał taką fajną, miękką w dotyku sierść. Jeżdżąc dłońmi po jego ciele, ściągałaś pozostałą wodę. Kiedy się ze wszystkim uwinęłaś, pociągnęłaś go delikatnie za obrożę, a on wyskoczył z wanny na chodnik. Kazałaś mu usiąść, gdy sięgałaś po ręczniki.
Osuszyłaś go delikatnie i sięgając po suszarkę, włączyłaś ją. Kiseki wystawił język i zadarł głowę do góry, by ciepłe powietrze nie wiało mu w mordkę. Po skończeniu wszystkiego, wygoniłaś go z łazienki, Tendō też i zaczęłaś sprzątać. Całkiem szybko ci to poszło, umyłaś sobie jeszcze twarz i wrzuciłaś ręczniki do osobnej miski, by później je wyprać.
- Już jestem. - Otrzepałaś dłonie z niewidzialnego kurzu, wchodząc do pokoju.
Kiedy nie usłyszałaś żadnej odpowiedzi, spojrzałaś w miejsce, gdzie był Wakatoshi, zanim poszłaś umyć psa. Zerknęłaś na łóżko, gdzie siatkarz sobie słodko spał. Akurat wtedy wpadł świeżo wykąpany pies i wskoczył do niego na łóżko, kładąc się nad jego głową. Uniosłaś w zdumieniu brwi i postanowiłaś się przebrać, gdyż twoje ciuchy po konfrontacji z brudnym psem, były całe mokre.
Zdjęłaś z siebie koszulkę i rzuciłaś ją na krzesło, stojące pod ścianą. Wyciągnęłaś z szafy bluzę zakładaną przez głowę i szybko ją założyłaś. W tym czasie Ushijima przekręcił się na drugi bok i wyczuwając coś ciepłego nad głową, przesunął się wyżej na łóżku, kładąc głowę na brzuchu psiaka. Ten jakby nic sobie z tego nie robiąc, ułożył się wygodniej i rozłożył bardziej na miękkich poduszkach. Widząc to, na twojej twarzy zagościł delikatny uśmiech.
Przebrałaś też spodnie i zabierając je oraz mokrą koszulkę, wróciłaś znowu do łazienki. Zostawiłaś ubrania i postanowiłaś się położyć. Oczywiście Ushijima przygarnął cię do siebie, gdy tylko położyłaś się u jego boku. Zamknęłaś oczy, a Kiseki widocznie zazdrosny o ciebie, ułożył się między wami i polizał cię po brodzie. Parsknęłaś cichym śmiechem i pogłaskałaś psa po pysku.
~•••~
- To nie jest dobry pomysł. - Jęknęłaś żałośnie, gdy Tendō odpalał petarde.
Ten czerwonowłosy, nadpobudliwy debil wyciągnął cię na dwór, by wypróbować nowe petardy, które ostatnio nabył. Przyglądałaś się mu z irytacją.
- Dobrze, odpalaj je sobie, ale jak ci łapy urwie, to ja ich nie będę zbierać! - Pokazałaś na niego palcem.
- Ktoś będzie musiał. - Parsknął śmiechem i odpalił petarde, nakrywając ją metalowym garnkiem, po czym podbiegł do ciebie.
Czekałaś i czekałaś, aż usłyszałaś głośny i naprawdę mocny huk, a garnek wyleciał wysoko do góry. Zrobiłaś sobie z dłoni daszek i obserwowałaś, jak naczynie leci coraz wyżej i wyżej, aż w końcu zaczęło spadać. Podążałaś za nim wzrokiem i dostrzegłaś, że dość dziwnie leci, bo wprost na Tendō.
- Oi, Satori...Weź się odsuń, bo ten garnek zaraz ci przywali. - Powiedziałaś, ale chyba widocznie zbyt cicho, bo Tendō nie ruszył się o krok.
Dopiero gdy naczynie było naprawdę blisko niego, postanowił zerwać się do ucieczki. Niezbyt mu to wyszło. Usłyszałaś huk i blokujący leżał prosto, niczym kłoda na ziemi z rękoma wyciągniętymi przed siebie. Skrzywiłaś się i podeszłaś do niego.
- Mówiłam. - Westchnęłaś i przewróciłaś go na plecy - O tyle dobrze, że jesteś przytomny. - Złapałaś się za nasade nosa - Ale dalej trzymam się zdania, że jesteś lekkomyślnym idiotą.
- Moja głowa. - Jęknął, łapiąc się za wcześniej wspomniane miejsce - Boli jak diabli.
- Jak to mówią, głupota boli. - Uśmiechnęłaś się złośliwie i pomogłaś mu wstać - Chodź, idziemy do domu. Przyłożę ci...
- Nie, nie bij mnie. - Wywróciłaś na jego słowa oczami.
- Nie dałeś mi dokończyć. Przyłożę ci lód go głowy, ale guza i tak będziesz miał.
Pozbierałaś resztę jego petard, ale garnek zostawiłaś, gdyż przez petarde mocno się nagrzał. Zaprowadziłaś go do domu, gdzie powitał was Semi z pytającym wzrokiem.
- Błagam cię, nie pytaj. - Pokręciłaś głową - Ale możesz przynieść worek z lodem.
- No dobrze. - Posłusznie wstał i poszedł do kuchni.
Usadziłaś Satori'ego na kanapie akurat w chwili, gdy zadzwonił twój telefon. Zostawiłaś na chwilę Tendō i odbierając, wyszłaś na zewnątrz.
- Tak, słucham?
- Dzień dobry, z tej strony Yoshiaru Aokisu.
- Oh...Dzień dobry, trenerze. - Przywitałaś się niepewnie.
- Jak pewnie się spodziewasz, dzwonie w sprawie twojego podania odnośnie przyjęcia do drużyny.
- Trochę panu z tym zeszło. - Mruknęłaś do siebie.
- Taaak... - Przeciągnął, a następnie westchnął - Czekaliśmy, aż zwolni się odpowiednie miejsce dla ciebie i faktycznie tak się stało. Chciałabyś jeszcze dołączyć?
- Myślę, że tak.
- Oh...To świetnie! Wiesz, treningi byłyby raz w tygodniu, zważywszy na to, że większość z drużyny ma studia i dużo nauki...Ale po zakończeniu studiów ilość treningów by się zwiększyła, nawet do czterech tygodniowo, plus wyjazdy drużynowe na sparingi i tym podobne.
- Tak, tak, rozumiem, mógłby pan przejść do rzeczy?
- Oczywiście! Dzwonie w sprawie meczu sparingowego, którego rozegramy za dwa miesiące. Jeśli wygramy pierwsze pięć meczy, awansujemy do ćwierćfinałów i takie tam...Potem półfinały, finały i wiesz...
- Tak, wiem. - Wywróciłaś oczami - Do rzeczy trenerze, do rzeczy.
- No dobra, dobra! Ja tak mam, że się rozgaduje, no! Słuchaj! Będziesz grała na pozycji napastnika, po strój możesz zgłosić się po jutrze, wszystko wtedy na spokojnie ci wytłumaczę i...To chyba tyle.
- Tak trudno było? - Wypuściłaś powietrze ze świstem - Dobrze, dziękuję i do zobaczenia.
- Ale chwila, jeszcze nie skończ... - Nie zdążył, bo się rozłączyłaś.
- Jeju, jeszcze chciał coś gadać? - Podniosłaś brwi.
Ostatecznie wzruszyłaś ramionami i wróciłaś do środka, gdzie Semi śmiał się z głupoty Tendō.
******************************************
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro