•Rozdział 59•
- Chłopaki! Wsta-Je-My! - Krzyczałaś, stukając o siebie dwoma pokrywkami od garczków.
W odpowiedzi usłyszałaś jedynie ich żałosne jęki niezadowolenia, zakryli sobie uszy dłońmi, a ty się zaśmiałaś i zaczęłaś jeszcze bardziej hałasować.
- Nienawidzę cię. - Mruknął Oikawa.
- Co mówiłeś?! Za cicho gadasz, nic nie słyszę! - Krzyczałaś i stuknęłaś pokrywkami tuż przy jego uchu, na co zaskomlał.
- Błagam, przestań. - Jęknął, zatykając sobie uszy palcami.
- Co?! Mówisz za cicho!
Pomyślałaś, że jak już hałasować, to pełną parą, więc podeszłaś do kolumn, które stały przy telewizorze i podłączyłaś kabelek do telefonu. Weszłaś w muzykę i podgłośniłaś na maksa, po czym wyjęłaś z kieszonki zatyczki do uszu. Włożyłaś je i wcisnęłaś przycisk play, a kolumny się zatrzęsły. Chłopcy byli w szoku, słysząc opening z Naruto, który im zapodałaś, a ich uszy niemal nie zwiędły. Kiedy wyłączyłaś muzykę, oni ledwo oddychali. Parsknęłaś na to śmiechem i na zakończenie wlałaś do dużej butelki zimnej wody, którą każdego z nich oblałaś.
- Wstawać, oszołomy. - Mruknęłaś, patrząc na ich miny męczenników - Śniadanie, proszki i gorące kakao na stole. - Patrzyli na ciebie - I co się tak gapicie? Won na śniadanie. - Wskazałaś palcem w stronę kuchni, do której poszli.
Ty za to postanowiłaś wziąć mopa i wytrzeć podłogę, bo w końcu wylałaś na nich trochę tej wody, a nie chciałaś mieć bałaganu w domu. Kiedy skończyłaś i odstawiłaś mopa do schowka, poszłaś do swojego pokoju i walnęłaś się na łóżko, cicho ziewając. Specjalnie pofatygowałaś się, by wstać o szóstej, żeby obudzić te niemoty życiowe, zrobić im śniadanie i jakoś ich ogarnąć. Pierwszy raz widziałaś, żeby się upili, ale miałaś już o tym wyrobione zdanie.
- Pierwszy i ostatni raz. - Mruknęłaś sama do siebie i przytuliłaś się do poduszki.
~•••~
Obudziło cię łaskotanie w szyję, powoli otworzyłaś oczy i pierwszym co dostrzegłaś, były zielone kosmyki włosów. Kiedy nieco się rozbudziłaś, trzasnęłaś Ushijime w twarz, a ten od razu się od ciebie odsunął.
- Za co to? - Spytał, pocierając policzek.
- Mieliście się wczoraj nie upijać. - Usiadłaś i pokazałaś na niego palcem - Ostatni raz byłam tego świadkiem, jeśli taka sytuacja się powtórzy, będziecie spać na chodniku przed domem. Ja sobie nie będę marnować zdrowia, żeby was do salonu dotargać.
- Przepraszam. - Spuścił głowę, ukazując swój skruche.
- O nie, nie ma mowy. Zawsze przepraszasz, a ja ci wybaczam, ale teraz będzie inaczej. - Wygoniłaś go z łóżka - Może i jestem jedyną kobietą w tym domu, ale na głowę sobie nie dam wejść. - Wskazałaś palcem na drzwi - Wypad.
- Dlaczego?
- Bo śmierdzisz piwem, nie mam zamiaru tego wdychać. No już, do widzenia.
Ushijima westchnął i wyszedł z pokoju, potem mogłaś usłyszeć jak coś mówi do reszty chłopaków, ale miałaś to gdzieś. Zdenerwowało cię ich zachowanie, ale dopiero po fakcie zaczęłaś to odczuwać. Nie byłaś przecież żadną cholerną niańką, a oni byli dorosłymi mężczyznami. Jednak widocznie wiek to tylko liczba, gdyż oni zachowywali się momentami gorzej, aniżeli dzieci. Ty też, nie oszukujmy się, ale na pewno miałaś więcej oleju w głowie niż cała ta piątka razem wzięta.
Leżałaś w ciszy i błogim spokoju przez około półtorej godziny, ale jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, ktoś musiał ci przeszkodzić. Pukanie do drzwi rozniosło siw echem po całym pokoju, a ty jedynie mocniej przycisnęłaś poduszkę do głowy, by to zagłuszyć.
- Ai, mogę wejść? - Przytłumiony przez drzwi głos Ushijimy, poznałaś niemal od razu.
- Nie, nie możesz. - Ziewnęłaś w poduszkę, a potem usłyszałaś, jak drzwi się otwierają - Powiedziałam, że... - Podniosłaś się i ucichłaś, widząc Ushijime.
- Jestem czyściutki i pachnący. - Uśmiechnął się do ciebie - Pójdziemy na spacer? - Przekrzywił głowę w bok.
~•••~
Usiadłaś na jednej z huśtawek, co poczynił również Wakatoshi. Pogoda jak na końcówkę lata była średnia, niby ciepło, ale wiało. Miałaś na sobie bokserkę, na to bluzę Ushijimy, czarne dżinsy i sportowe buty. Delikatnie odepchnęłaś się nogami i zaczęłaś bujać, a przez wiatr włosy ograniczały ci pole widzenia.
- Ai? - Zerknęłaś na siatkarza - Nie złościsz się już na mnie, prawda?
- Nie. - Pokręciłaś głową - Ale lubię czasami pobawić się w taką obrażalską dziewczynę. - Uśmiechnęłaś się - Nie potrafię się na ciebie złościć, tyle w temacie.
- Chciałem cię jeszcze raz przepro...
- Nie masz za co i koniec tematu. - Przerwałaś mu, bujając siw coraz wyżej - Ale jak już wcześniej mówiłam, nie będę pozwalać wam wchodzić sobie na głowę. Ja jestem jedna, a was aż pięciu.
- Niby tak, ale czasami masz takie momenty, że jak cię coś narwie, to zachowujesz się, jakby cię całe stado było.
- Stado? - Parsknęłaś śmiechem - Wątpię.
Zatrzymałaś się na huśtawce i wzięłaś wdech, dzisiaj miałaś iść na pobieranie krwi do prywatnej kliniki.
- Umówiłam się dzisiaj z Chizuru, więc wrócę nieco później. - Spojrzałaś na Ushijime - Jakby coś się działo, to dzwoń, dobrze?
- Ai, przecież nie jesteśmy małymi dziećmi.
Twój wzrok mówił sam za sobie, nie mogłaś się powstrzymać od kpiącego uśmiechu. Wakatoshiemu zrzedła mina, wiedząc, o co ci chodzi. Wstałaś i stanęłaś przed nim, pochyliłaś się opierając dłonie na jego udach, a twoja twarz była na wysokości jego twarzy.
- Jesteście największymi dziećmi, jakie znam. - Przekrzywiłaś głowę w bok.
- Ty też czasami zachowujesz się jak dziecko. - Odgryzł się i złapał twoją twarz w dłonie.
- Na pewno jestem starsza umysłowo, niż ty i reszta. - Parsknęłaś, a on wywrócił oczami - Dobra...Już czas, muszę zaraz iść.
- I tak idziemy w tę samą stronę, więc chodź. - Wyciągnął w twoją stronę dłoń, gdy wstał.
Chwyciłaś ją i razem poszliście w stronę domu, z którego później zabrałaś plecak. Do środka wpakowałaś portfel, komórkę i kilka innych potrzebnych rzeczy. Pożegnałaś się z resztą i wyszłaś z domu, kierując się w stronę kliniki. Nie szłaś długo, zaledwie dwadzieścia minut drogi. Weszłaś do środka, gdzie powitał cię pielęgniarz.
- Dzień dobry. - Uśmiechnął się do ciebie miło.
- Dzień dobry. - Kiwnęłaś w jego stronę głową.
- Chodź, wszystko jest już przygotowane. - Otworzył drzwi sali, do której weszłaś.
Zajęłaś miejsce na fotelu, a chłopak wszystko dokładnie przygotował. Oczyścił skórę na twojej dłoni.
- Jak często przychodzisz oddawać krew? - Spytał, starając się ciebie zagadać.
- Co tydzień, w niedziele. - Patrzyłaś, jak igła przebija twoją skórę - Jeśli doktor ci nie powiedział, to maksymalnie możesz pobrać pół litra.
- Właśnie miałem o to pytać, doktor nie ma ostatnio zbyt wiele czasu na rozmowy. Nawet tak szczegółowej informacji mi nie udzielił.
- Nie szkodzi...A przynajmniej na razie.
******************************************
Ja cię...Już 60 rozdział.😂😂
No...To jeszcze tylko 140. XDDDD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro