Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•Rozdział 59•

- Chłopaki! Wsta-Je-My! - Krzyczałaś, stukając o siebie dwoma pokrywkami od garczków.

W odpowiedzi usłyszałaś jedynie ich żałosne jęki niezadowolenia, zakryli sobie uszy dłońmi, a ty się zaśmiałaś i zaczęłaś jeszcze bardziej hałasować.

- Nienawidzę cię. - Mruknął Oikawa.

- Co mówiłeś?! Za cicho gadasz, nic nie słyszę! - Krzyczałaś i stuknęłaś pokrywkami tuż przy jego uchu, na co zaskomlał.

- Błagam, przestań. - Jęknął, zatykając sobie uszy palcami.

- Co?! Mówisz za cicho!

Pomyślałaś, że jak już hałasować, to pełną parą, więc podeszłaś do kolumn, które stały przy telewizorze i podłączyłaś kabelek do telefonu. Weszłaś w muzykę i podgłośniłaś na maksa, po czym wyjęłaś z kieszonki zatyczki do uszu. Włożyłaś je i wcisnęłaś przycisk play, a kolumny się zatrzęsły. Chłopcy byli w szoku, słysząc opening z Naruto, który im zapodałaś, a ich uszy niemal nie zwiędły. Kiedy wyłączyłaś muzykę, oni ledwo oddychali. Parsknęłaś na to śmiechem i na zakończenie wlałaś do dużej butelki zimnej wody, którą każdego z nich oblałaś.

- Wstawać, oszołomy. - Mruknęłaś, patrząc na ich miny męczenników - Śniadanie, proszki i gorące kakao na stole. - Patrzyli na ciebie - I co się tak gapicie? Won na śniadanie. - Wskazałaś palcem w stronę kuchni, do której poszli.

Ty za to postanowiłaś wziąć mopa i wytrzeć podłogę, bo w końcu wylałaś na nich trochę tej wody, a nie chciałaś mieć bałaganu w domu. Kiedy skończyłaś i odstawiłaś mopa do schowka, poszłaś do swojego pokoju i walnęłaś się na łóżko, cicho ziewając. Specjalnie pofatygowałaś się, by wstać o szóstej, żeby obudzić te niemoty życiowe, zrobić im śniadanie i jakoś ich ogarnąć. Pierwszy raz widziałaś, żeby się upili, ale miałaś już o tym wyrobione zdanie.

- Pierwszy i ostatni raz. - Mruknęłaś sama do siebie i przytuliłaś się do poduszki.

~•••~

Obudziło cię łaskotanie w szyję, powoli otworzyłaś oczy i pierwszym co dostrzegłaś, były zielone kosmyki włosów. Kiedy nieco się rozbudziłaś, trzasnęłaś Ushijime w twarz, a ten od razu się od ciebie odsunął.

- Za co to? - Spytał, pocierając policzek.

- Mieliście się wczoraj nie upijać. - Usiadłaś i pokazałaś na niego palcem - Ostatni raz byłam tego świadkiem, jeśli taka sytuacja się powtórzy, będziecie spać na chodniku przed domem. Ja sobie nie będę marnować zdrowia, żeby was do salonu dotargać.

- Przepraszam. - Spuścił głowę, ukazując swój skruche.

- O nie, nie ma mowy. Zawsze przepraszasz, a ja ci wybaczam, ale teraz będzie inaczej. - Wygoniłaś go z łóżka - Może i jestem jedyną kobietą w tym domu, ale na głowę sobie nie dam wejść. - Wskazałaś palcem na drzwi - Wypad.

- Dlaczego?

- Bo śmierdzisz piwem, nie mam zamiaru tego wdychać. No już, do widzenia.

Ushijima westchnął i wyszedł z pokoju, potem mogłaś usłyszeć jak coś mówi do reszty chłopaków, ale miałaś to gdzieś. Zdenerwowało cię ich zachowanie, ale dopiero po fakcie zaczęłaś to odczuwać. Nie byłaś przecież żadną cholerną niańką, a oni byli dorosłymi mężczyznami. Jednak widocznie wiek to tylko liczba, gdyż oni zachowywali się momentami gorzej, aniżeli dzieci. Ty też, nie oszukujmy się, ale na pewno miałaś więcej oleju w głowie niż cała ta piątka razem wzięta.

Leżałaś w ciszy i błogim spokoju przez około półtorej godziny, ale jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, ktoś musiał ci przeszkodzić. Pukanie do drzwi rozniosło siw echem po całym pokoju, a ty jedynie mocniej przycisnęłaś poduszkę do głowy, by to zagłuszyć.

- Ai, mogę wejść? - Przytłumiony przez drzwi głos Ushijimy, poznałaś niemal od razu.

- Nie, nie możesz. - Ziewnęłaś w poduszkę, a potem usłyszałaś, jak drzwi się otwierają - Powiedziałam, że... - Podniosłaś się i ucichłaś, widząc Ushijime.

- Jestem czyściutki i pachnący. - Uśmiechnął się do ciebie - Pójdziemy na spacer? - Przekrzywił głowę w bok.

~•••~

Usiadłaś na jednej z huśtawek, co poczynił również Wakatoshi. Pogoda jak na końcówkę lata była średnia, niby ciepło, ale wiało. Miałaś na sobie bokserkę, na to bluzę Ushijimy, czarne dżinsy i sportowe buty. Delikatnie odepchnęłaś się nogami i zaczęłaś bujać, a przez wiatr włosy ograniczały ci pole widzenia.

- Ai? - Zerknęłaś na siatkarza - Nie złościsz się już na mnie, prawda?

- Nie. - Pokręciłaś głową - Ale lubię czasami pobawić się w taką obrażalską dziewczynę. - Uśmiechnęłaś się - Nie potrafię się na ciebie złościć, tyle w temacie.

- Chciałem cię jeszcze raz przepro...

- Nie masz za co i koniec tematu. - Przerwałaś mu, bujając siw coraz wyżej - Ale jak już wcześniej mówiłam, nie będę pozwalać wam wchodzić sobie na głowę. Ja jestem jedna, a was aż pięciu.

- Niby tak, ale czasami masz takie momenty, że jak cię coś narwie, to zachowujesz się, jakby cię całe stado było.

- Stado? - Parsknęłaś śmiechem - Wątpię.

Zatrzymałaś się na huśtawce i wzięłaś wdech, dzisiaj miałaś iść na pobieranie krwi do prywatnej kliniki.

- Umówiłam się dzisiaj z Chizuru, więc wrócę nieco później. - Spojrzałaś na Ushijime - Jakby coś się działo, to dzwoń, dobrze?

- Ai, przecież nie jesteśmy małymi dziećmi.

Twój wzrok mówił sam za sobie, nie mogłaś się powstrzymać od kpiącego uśmiechu. Wakatoshiemu zrzedła mina, wiedząc, o co ci chodzi. Wstałaś i stanęłaś przed nim, pochyliłaś się opierając dłonie na jego udach, a twoja twarz była na wysokości jego twarzy.

- Jesteście największymi dziećmi, jakie znam. - Przekrzywiłaś głowę w bok.

- Ty też czasami zachowujesz się jak dziecko. - Odgryzł się i złapał twoją twarz w dłonie.

- Na pewno jestem starsza umysłowo, niż ty i reszta. - Parsknęłaś, a on wywrócił oczami - Dobra...Już czas, muszę zaraz iść.

- I tak idziemy w tę samą stronę, więc chodź. - Wyciągnął w twoją stronę dłoń, gdy wstał.

Chwyciłaś ją i razem poszliście w stronę domu, z którego później zabrałaś plecak. Do środka wpakowałaś portfel, komórkę i kilka innych potrzebnych rzeczy. Pożegnałaś się z resztą i wyszłaś z domu, kierując się w stronę kliniki. Nie szłaś długo, zaledwie dwadzieścia minut drogi. Weszłaś do środka, gdzie powitał cię pielęgniarz.

- Dzień dobry. - Uśmiechnął się do ciebie miło.

- Dzień dobry. - Kiwnęłaś w jego stronę głową.

- Chodź, wszystko jest już przygotowane. - Otworzył drzwi sali, do której weszłaś.

Zajęłaś miejsce na fotelu, a chłopak wszystko dokładnie przygotował. Oczyścił skórę na twojej dłoni.

- Jak często przychodzisz oddawać krew? - Spytał, starając się ciebie zagadać.

- Co tydzień, w niedziele. - Patrzyłaś, jak igła przebija twoją skórę - Jeśli doktor ci nie powiedział, to maksymalnie możesz pobrać pół litra.

- Właśnie miałem o to pytać, doktor nie ma ostatnio zbyt wiele czasu na rozmowy. Nawet tak szczegółowej informacji mi nie udzielił.

- Nie szkodzi...A przynajmniej na razie.

******************************************

Ja cię...Już 60 rozdział.😂😂

No...To jeszcze tylko 140. XDDDD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro