•Rozdział 51•
- Muszę panią osłuchać, więc prosiłbym, by zdjęła pani koszulkę.
Pokiwałaś głową i zdjęłaś górną część ubrania, zostając w spodniach i staniku sportowym. A wtedy nagle cię olśniło, przez co zrobiłaś się okropnie czerwona. Na twoich plecach, karku i talii było kilka malinek.
- Niech pan tego nie komentuje. - Mruknęłaś zażenowana, przykładając sobie ręcznik do ust.
- Nie miałem nawet zamiaru. - Parsknął rozbawiony - Proszę wziąć głęboki wdech...A teraz wydech... - Rozległo się pukanie do drzwi - Jeszcze raz...Wdech...I wydech. Dobrze, możesz założyć koszulkę.
Zrobiłaś, co polecił i w myślach zabijałaś Ushijime za taki wstyd.
- No dobrze...Proszę, niech pani usiądzie. - Zajęłaś miejsce przed biurkiem lekarza - Przeprowadziliśmy kilka badań, jednak większość wyszła negatywnie.
- Większość? Które z nich wyszło pozytywnie? - Spytałaś zdziwiona.
- Wykryliśmy u pani nadkrwistość. - Wziął w dłonie papiery.
- Nadkrwistość? - Podniosłaś brwi.
- Tak, wszystkie objawy, które pani podała...Pokrywały się z objawami tej choroby, ale spokojnie. Nie jest to choroba złośliwa, jednak musimy być przygotowani na to, że u niewielkiego stopnia chorych pacjentów, przez nadkrwistość powstaje białaczka.
Wzięłaś głęboki wdech i przetarłaś twarz dłońmi.
- Proszę się nie załamywać, przeprowadziliśmy odpowiednie badania i prócz nadkrwistości, nie choruje pani na nic poważniejszego. - Pokiwałaś głową - Tak, jak pani prosiła, nic nikomu nie powiedziałem.
- Czy będę przyjmować jakieś leki na to? - Spytałaś, krzywiąc się.
- Co tydzień będzie pani przychodziła na pobieranie krwi, będziemy jej odejmować stopniowo i z początku niewiele. Twój organizm będzie musiał się do tego przyzwyczaić.
- Rozumiem, a ta nadkrwistość to coś takiego, że mam...Za dużo krwi?
- Dokładnie.
- Ale nigdy wcześniej coś takiego mi się nie działo, kiedy się skaleczyłam...Wszystko było w porządku, żadnych potopów nie było.
Lekarz delikatnie się zaśmiał.
- A kiedy pani ostatni raz się skaleczyła?
- Um...Rok temu. - Spuściłaś zrezygnowana głową.
- No widzi pani, jak już mówiłem, nie ma tu czym się stresować, to tylko pobieranie krwi. Sądzę, że wtedy objawy delikatnie się zmniejszą.
- No dobrze.
- Widzę, że niechętnie pani tutaj siedzi. Wszystko wyjaśnione, przepiszę pani leki i zapraszam za tydzień.
- Bardzo dziękuję. - Lekarz wyprowadził cię z pomieszczenia, gdzie od razu powitał cię Ushijima, mocno przytulając.
- I jak?
- Wszystko dobrze, jestem zdrów jak ryba. - Uśmiechnęłaś się do niego szeroko i również objęłaś.
Lekarz przeszedł obok was i ruszył ku następnemu pacjentowi. Ty za to wytłumaczyłaś Wakatoshi'emu i jego mamie, że wszystko jest w porządku i że takie rzeczy się zdarzają, co na szczęście ich uspokoiło. Pojechaliście do domu, a potem znów znaleźliście się w pokoju twojego chłopaka.
- Na pewno wszystko jest w porządku? - Spytał, otwierając szafę.
- Tak, nie masz się o co martwić. Wszystko jest dobrze. - Położyłaś się na jego łóżku, dalej co jakiś czas dociskając do ust ręcznik.
- Cały czas leci ci krew z ust? Musiałaś się porządnie walnąć. - Podszedł do ciebie - Pokaż. - Sięgnął dłonią do twojej twarzy, ale odsunęłaś się.
- Nie, nie wygląda to zbyt dobrze. Będzie lepiej, jeśli nie będziesz tego oglądał. - Spuściłaś wzrok.
- Może chcesz coś do picia? - Pokręciłaś przecząco głową - Zimno ci? - Znów pokiwałaś na nie.
- Ushi, przestań zachowywać się przy mnie, jak przy dziecku. Jestem... - Chłopak odsunął gwałtownie ręcznik od twojej twarzy i pocałował cię.
Natychmiast do odepchnęłaś.
- Normalny jesteś? Co ty, w wampira się bawisz? - Spytałaś zirytowana.
- Marudna się zrobiłaś.
- Marudna? Czy ty wiesz, jak ten lekarz na mnie patrzył, gdy zobaczył te malinki? - Twoja powieka drgnęła.
- Chociaż miał świadomość, że jesteś zajęta. Nie narzekaj. - Wywrócił oczami i położył się obok ciebie.
Przerzuciłaś mu nogę przez biodra i położyłaś głowę na jego piersi, a potem wzięłaś w dłoń telefon i zaczęłaś oglądać filmiki, żeby poprawić sobie humor.
- Co oglądasz? - Spytał, zaglądając w ekran twojego telefonu.
- Oglądam sobie...To i owo. - Mruknęłaś, przyglądając się grze reprezentacji Japonii w piłce nożnej - Ciebie raczej takie coś nie interesuje.
- Niby nie, ale dla ciebie mogę zrobić wyjątek.
- Czy ty coś chcesz? - Odsunęłaś się i usiadłaś, przyglądając się chłopakowi.
- A skąd. - Zaprzeczył - Po prostu... - Nie wiedział co powiedzieć.
- Spać mi się chce. - Mruknęłaś, ziewając i wyłączyłaś telefon.
- Możesz iść spać. - Mruknął łapiąc cię w pasie i położył na sobie.
- Nie...Dzisiaj Seitaro miał przyprowadzić braciszka, a ja miałam się nim zająć. Za chwilę będę musiała wrócić do domu.
- Jeśli chcesz, to mogę ci pomóc. - Zaproponował.
- Z tego co kiedyś widziałam, to nie masz ręki do dzieci. - Zeszłaś z niego - Ale skoro chcesz, to chodź.
Naszykowaliście się, wyszliście i długo nie minęło, a siedziałaś w swoim salonie i czekałaś na chłopczyka. Oglądałaś jakiś denny film, gdy usłyszałaś drzwi i tuptanie małych stópek.
- One-Chan! - Krzyknął chłopczyk i skoczył na kanapę, a następnie na ciebie i mocno przytulił.
- Cześć młody. - Uśmiechnęłaś się, głaszcząc chłopca po głowie.
- A to kto? - Spytał, patrząc na Ushijime.
- To... - Zerknęłaś na zielonowłosego - Mój chłopak.
- Co? - Spytał zdziwiony, a jego dziecięce oczy się zmrużyły - Nie lubię go.
Parsknęłaś cicho śmiechem i pokręciłaś głową, chcąc zsadzić chłopca ze swoich kolan. On jednak postanowił pokrzyżować nieco twoje plany i mocniej cię przytulił, a następnie potajemnie pokazał Ushijimie język. Ten zmarszczył brwi, nie rozumiejąc o co chodzi dziecku.
- Ai-Chan...Zrobisz mi herbatki? - Spytał wesoło, a ty pokiwałaś energicznie głową i wyszłaś z salonu do kuchni, wtedy chłopcu zszedł uśmiech z twarzy i przeniósł wzrok na Ushijime - Zostaw Ai-Chan w spokoju. - Odparł w pełni poważny.
- Huh? O co ci chodzi?
Czarnowłosy podszedł do siatkarza i łapiąc a poły jego bluzy, zniżył go do siebie.
- Słuchaj...Ai-Chan mi się podoba, więc zostaw ją w spokoju.
- Nie, to ty mnie posłuchaj. - Wakatoshi delikatnie go odepchnął - Ai jest ze mną od kilku miesięcy, a jakiś młodszy gnojek mi jej nie odbierze. Ile ty masz w ogóle lat, gówniarzu?
- Trzynaście. - Prychnął - Jeszcze zobaczymy, kogo Ai-Chan woli. - Powiedział i odwrócił się, biegnąc w stronę kuchni.
- Boże, co za dzieciak. - Prychnął, przecierając twarz dłońmi.
******************************************
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro