Lover
Wrócili do motelu, nie rozmawiając już o babskich sprawach. Dean nie chciał rozmowy o uczuciach z Samem, bo obawiał się, że brat go wyśmieje, straci jego szacunek i jeszcze kilka innych rzeczy, które przerażały Winchestera. Teraz, kiedy było już po fakcie, chciał udawać, że ta rozmowa nie miała miejsca, ale głupi uśmieszek na twarzy Sama nie pozwalał mu na to. Młodszy Winchester był w bajecznym nastroju, snując pod nosem jakieś plany dotyczące Deana i Castiela. Dean milczał, słuchając ich. Nie chciał tego przyznawać, ale kilka z pomysłów Sama były bardzo intrygujące. Jednak przed nim wciąż była bardzo trudna rozmowa, którą będzie musiał odbyć ze swoim najlepszym przyjacielem. Stresował się, a brat mu nie pomagał. Sam chciał żeby mężczyźni porozmawiali od razu, ale wiedział, że Dean potrzebuje czasu. Prawdopodobnie dużo czasu.
Sam wiedział jak ta sytuacja wpłynęła na Deana, które swoje uczucia dopiero 'odkrył'. Zastanawiał się jak radzi sobie Cas, który definitywnie kochał Deana dłużej. Dodatkowo Castiel jako Anioł na pewno nie rozumiał swoich uczuć... tak jak Dean. Sam westchnął cicho nie mogąc się doczekać, aż te dwa głupki pogadają i nareszcie obaj będą szczęśliwi. Razem, zakochani, szczęśliwi... obaj zasłużyli na to.
Następnego dnia postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Dean pojechał po jedzenie na drogę, więc Sam odczekał chwilę i wezwał Anioła, mając nadzieję, że mężczyźni się spotkają. Nie mylił się.
Dean wszedł do środka pokoju i stanął jak wryty. Miał ochotę zdzielić Sama w potylicę za ściągnięcie Casa. Chyba ustalili, że potrzebuje czasu!
-Witaj, Dean-przywitał się Anioł.
-Cas-mruknął, spoglądając na ubawionego Sama.
-Mówiłem Casowi właśnie, że zakończyliśmy sprawę i szukamy nowej.
-Myślę, że powinniście odpocząć-powiedział Anioł.-Przemęczacie się-dodał z myślą o starszym Winchesterze.
-Spoko Cas, dajemy radę-powiedział i wysilił się na uśmiech.
-Na pewno, Dean? Twoje tętno skoczyło-stwierdził Anioł. Winchester przeklął palpitację serca, którą dostał jak tylko zobaczył przyjaciela. Sam zachichotał.
-Zabiorę nasze rzeczy do samochodu, a wy sobie pogadajcie-rzucił, szybko ulatniając się z pokoju.
-Wydajesz się inny-stwierdził brunet, kiedy Sam zniknął.
-Możliwe-pokiwał.-Stawiam małe kroczki w pewnym kierunku...
Castiel stał na środku pokoju, przyglądając się Winchesterowi. Jego zielone oczy, w porannym słońcu, wydawały się jeszcze jaśniejsze niż zwykle.
-Posłuchaj, Cas...-zaczął ostrożnie.-Jak długo się znamy?
-Długo-przyznał.
-Widzisz, my ludzie tak mamy, że czasami... przywiązujemy się do innych ludzi, chcemy z nimi spędzać czas, budzić się obok nich i takie tam bzdety.
-Do czego zmierzasz, Dean?-zapytał.
-Chcę tylko powiedzieć, że jesteś moim najlepszym przyjacielem, bratem i... i bardzo mi zależy na naszej... wspólnej relacji.
Boże, jestem beznadziejny-pomyślał.
-Mi też, Dean-przyznał Anioł i uśmiechnął się lekko.-Bardzo sobie cenię twoją osobę. I Sama-dodał szybko.
-Tak, tak-uśmiechnął się niezręcznie.-Ugh-zamiast dopowiedzieć coś, wydał z siebie niezrozumiały dźwięk. Zaniepokojony Castiel zbliżył się do Deana i położył rękę na ramieniu łowcy.
-Co się dzieje, Dean?
-Chciałbym żeby było łatwiej... Zachowuję się jak baba-burknął cicho. Ręka Anioła niemalże parzyła.
Chciał mu powiedzieć, ale słowa nie przechodziły mu przez gardło. Mimo zapewnień Sama, bał się, że straci Casa. Mógł żyć z tym dziwnym bólem w piersi, wiedząc, że ma przy sobie niebieskookiego Anioła.
Westchnął ciężko i zamiast wydobyć z siebie słowa przysunął się bliżej bruneta i oparł głowę o jego ramię. Serafin coraz bardziej zmartwiony otoczył go ramieniem. Winchester poczuł się w tej chwili jak małe dziecko: było mu ciepło i otaczało go poczucie bezpieczeństwa. Nie, poprawka, to Castiel go otaczał.
Na jedno wychodzi-westchnął w myślach.
-Bardzo Cię lubię, Cas-mruknął.
-Ja ciebie też, Dean-odpowiedział, otaczając go również drugą ręką.-Lepiej Ci?
-Przy tobie, zawsze-szepnął.
-To miłe, Dean-uśmiechnął się Anioł.
-Rozumiesz do czego zmierzam?-zapytał z nadzieją.
-Nie-przyznał szczerze.
-Bardzo cię lubię-powtórzył.
-Ja ciebie też-powiedział ponownie.-Ciebie i Sama-dodał.
-Do diabła z Samem-burknął, dalej będąc w ramionach Anioła.-Mówię o tobie, Cas. Bardzo cię lubię w sposób, w który lubią się... nie wiem kto. Rozumiesz, Cas?-dodał szeptem.
-Przykro mi, ale nie-powiedział. Serce zaczęło mu bić szybciej, pełne nadziei.
-Nie każ mi tego mówić-mruknął, wdychając zapach mężczyzny.
-Powiedz to, Dean-poprosił.
-Ja... chyba coś-zaczął powoli-do ciebie czuję... i to nie miłość braterska, Cas. Chyba cię-przełknął ślinę, gotowy to powiedzieć-kocham.
Anioł jak rażony piorunem odsunął od siebie Deana na wyciągnięcie rąk. Oczami wielkości monety patrzył na mężczyznę przed nim, szukając oznak kłamstwa lub kpiny.
Zniknął.
Dean jeszcze czuł na sobie jego ręce, kiedy ten wyparował z pokoju.W pokoju został on sam i echo jego słów. Poczuł bolesny ścisk w klatce piersiowej i panikę. Rozejrzał się po pomieszczeniu, ale Anioła nie było. Poczuł się jak ostatni idiota, zły na siebie za swoją idiotyczną postawę. Mógł nic nie mówić, cholera.
Sam uznał, że dał bratu i przyjacielowi wystarczająco czasu, więc postanowił wrócić do pokoju. Zdziwił się, widząc Deana samego. Stał do niego plecami, ze spuszczoną głową.
-Powiedziałeś mu?-zapytał.
-A jak myślisz?-usłyszał ciche burknięcie.
-Nie, bo go tu nie ma-powiedział.
-W tym rzecz, Sammy. Nie ma go, bo mu powiedziałem-jęknął, zrozpaczony. Nie chciał odwrócić się do Sama twarzą, bo był pewny, że brat zauważy łzy cisnące mu się do oczu.
Właśnie tego się obawiał. Stracił Castiela i już nic nie mógł na to poradzić.
-Ale, przecież Cas...-zaczął Sam, nie rozumiejąc.-Tak mi przykro, Dean.
-Trudno, zdarza się-odburknął, prostując się. Szybko przetarł twarz i odwrócił się do bruneta.-Masz wszystko? Super, jedziemy.
-Chcesz o tym pogadać?-zapytał ostrożnie.
-Już nie mogę się doczekać twojej kolejnej, genialnej rady-warknął.-Co teraz mi powiesz, huh?
Sam spuścił wzrok na swoje buty. Czuł się winny, bo to on poradził bratu co robić. Z drugiej jednak strony nie rozumiał, dlaczego to się tak skończyło. Był pewien, że Cas też coś czuje do Deana.
Nabrał powietrza i podniósł głowę. Chciał przeprosić i...
-Dean-zaczął.
-Nie, Sam. Mam dość, serio-warczał.-Spróbuj coś powiedzieć o tym, co miało tu miejsce a złamie ci nos!
-Nie, Dean!-uśmiechnął się.-Za tobą, matole-powiedział, obkręcając brata.
-Co do-CAS?
-Witaj, Dean-powiedział nieśmiale, ściskając w dłoni samotnego kwiatka. Wyciągnął rękę z kwiatem w stronę starszego Winchestera.-Widziałem to w jakimś filmie-dodał cicho, rumieniąc się.
Sam pchnął Deana w stronę ich pierzastego kumpla, po czym wycofał się i opuścił pokój.
Blondyn podszedł do Anioła i wielkimi oczami spojrzał na twarz niebieskookiego.
-Cas...
-Ja ciebie też kocham-powiedział, wciskając kwiatka w dłoń Winchestera.
-Nie masz pojęcia jaka ulga to usłyszeć-westchnął.
-Mam pojęcie-powiedział, uśmiechając się nieśmiale.-Przepraszam, że tak zniknąłem bez słowa.
-Chodź tu, ty skurczybyku-powiedział uśmiechnięty, pociągając Anioła za jego płaszcz. Otoczył go ramionami i mocno uściskał.
-Dusisz-stwierdził spokojnie brunet.
-Daj mi się nacieszyć chwilą-fuknął. Castiel uśmiechnął się i wtulił w pierś Winchestera.
Chwilę później wyszli z motelu razem, ramię w ramię.
^^^^^
Zachodzące słońce odbijało się od czarnej karoserii Impali, która gładko sunęła przed siebie. W radiu leciała jakaś rockowa piosenka, którą kierowca auta doskonale znał. Wybijał jej rytm kciukiem o kierownice, kiwając głową i nucąc. Cieszył się tą chwilą dla siebie. Tylko on, jego Impala i klasyczny rock. Niczego więcej mu nie trzeba!
-Witaj, Dean.
Poprawka, dopiero teraz niczego mu nie trzeba.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro