Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Brother

Uświadomił sobie, że jego towarzysz śpi, kiedy usłyszał ciche chrapanie, które wydało mu się urocze w wykonaniu Winchestera. Przed sobą mieli kawałek drogi i uznał, że Dean może odpocząć. Zdjął z siebie swój płaszcz i okrył nim łowce, który zareagował na to cichym pomrukiem, który ucieszył Anioła. Zdawało się, że demony Winchestera nie prześladują go chociaż we śnie. W tym przekonaniu utwierdził go lekki uśmieszek na bladej twarzy mężczyzny. 

Cas skupił się na drodze wzdychając głęboko. Martwił się o swojego człowieka. Bał się, że Deanowi coś grozi albo że umiera i znowu ukrywa to przed nim i Samem. Nie zniesie kolejnego cierpienia swojego przyjaciela. Tak bardzo chciałby mu pomóc! Chciałby wiedzieć co gryzie Deana, ale ten jak na złość mu nie powie. Będzie to trzymał w sobie, męczył się ze sprawą sam i pozwoli bratu i przyjacielowi patrzeć jak gaśnie w oczach. Anioł westchnął, spoglądając na Deana, który był pogrążony w śnie. Castiel uśmiechnął się lekko, bo widok Winchestera schowanego pod jego płaszczem przyprawiał go o miłe mrowienie w piersi. Uśmiech zszedł z jego twarzy, kiedy przyłapał się na myślach, za które Dean by go wyśmiał. Że Winchester wygląda uroczo, że Anioł chętnie by go przytulił albo po prostu leżał obok niego.

Samochód z cichym zgrzytem hamulców zatrzymał się pod motelem, w którym Winchesterowie nocowali. Cas odwrócił się do Deana, który wciąż spał. Nie chciał go budzić więc swoją anielską mocą przeniósł go do pokoju. Anioł zdjął buty łowcy i chciał również zabrać swój płaszcz, ale blondyn był w niego zaplątany. Westchnął krótko i nakrył mężczyznę kocem. Ostrożnie zbliżył się do łóżka i palcami odgarnął wciąż jeszcze wilgotne włosy łowcy z jego czoła. Jak oparzony odskoczył na drugi koniec pokoju, kiedy usłyszał, że Sam wchodzi do środka.

Młodszy Winchester z ulgą zobaczył brata pogrążonego w głębokim, spokojnym śnie. Przeniósł swój wzrok na Castiela, który jakby nerwowo bawił się swoim krawatem. 

-Gdzie był?-zapytał szeptem.

-Kawałek za miastem-odparł Anioł.

-Cholera, Cas, nie wiem co zrobić z nim-wyznał, przyglądając się bratu. Zaskoczony zauważył, że Dean z błogim wyrazem twarzy wtula polik w płaszcz Anioła. Dawno nie widział go tak spokojnego.

 -Coś niedobrego się z nim dzieje-pokiwał głową.-Niestety nie powiedział mi, co go męczy. Przykro mi, Sam.

-W porządku, Cas. Po twojej interwencji i tak wygląda lepiej niż wcześniej.

Od dawna nie spał tak dobrze jak teraz. Pierwszy raz od tygodni śniło mu się coś miłego, a nie żaden koszmar, w którym Castiel odtrąca go i znika z życia Winchestera. Tym razem śniło mu się, że siedzi przy Impali ze swoim pierzastym przyjacielem i popijają piwo. Anioł opiera się o ramie Deana i milczy, pozwalając Winchesterowi nawijać o jakiś bzdetach. Zadowolony łowca otoczył przyjacielsko ramieniem serafina, który jakby jeszcze bardziej się przybliżył. Dean definitywnie czuł zapach Castiela.

Po otworzeniu oczu, już wiedział dlaczego tak wyraźnie czuł ten zapach. Wygrzebał się z łóżka i wyplątał z płaszcza. Z goryczą odkrył, że ubranie pachniało teraz nim, Deanem, a nie Castielem.

 -O! Obudziłeś się!-powiedział Sam, ubrany w garnitur. Wchodził właśnie do ich pokoju z dwoma kubkami kawy. 

-Długo spałem?-zapytał, odkładając własność niebieskookiego na łóżko.

-Z dobre dziewięć godzin-uśmiechnął się, zadowolony. 

Dean zdjął swoją granatową kurtkę i trzasnął ją niedbale na bok. Poczochrał włosy, przetarł twarz i wdzięczy przyjął kawę od brata. 

-Gdzie Cas?-zapytał jakby z wyrzutem, że Anioła nie ma w pobliżu.

-Znalazłem dla nas sprawę i Cas poszedł sprawdzić trop-wyjaśnił.

 Jak na zawołanie brunet wszedł do pokoju Winchesterów. 

-Wo, Cas-rzucił Dean, patrząc na Anioła.-Jesteś praktycznie nagi!

-To nieprawda, Dean-powiedział, nie rozumiejąc. Winchester uśmiechnął się pod nosem i podał przyjacielowi jego płaszcz.

-Bez niego wyglądasz jak nie ty-wyjaśnił. 

Wdzięczny wziął swoje ubranie od łowcy, który również się uśmiechał. Castiel z zadowoleniem odkrył, że płaszcz pachnie wodą po goleniu Winchestera-najlepszy zapach jaki było mu dane poznać w jego długim życiu. Sam stał po boku i silnie próbował powstrzymać chichot. Wiedział, że nie widzą go-byli zbyt zajęci wpatrywaniem się w siebie nawzajem. Nie pierwszy raz im się to zdarzyło, więc młodszy Winchester był już do tego przyzwyczajony. Jednak coś w spojrzeniu Deana go zaintrygowało. Nie wiedział co to dokładnie, ale zanotował to w pamięci.   

Bracia zajęli się sprawą, którą Sam znalazł. Nie była zbyt wymagająca. Szybko odkryli, że za sprawą tych dwóch zgonów w ciągu kilku godzin stoi mściwy duch. Wieczorem już stali nad grobem i spalali szczątki ich podejrzanego.

Z łopatami opartymi o ramiona ruszyli w stronę ich zaparkowanego auta. Zapakowali je do bagażnika i wsiedli do środka.

Sam przyglądał się bratu, kiedy prowadził. Tak jak rano, kiedy Dean się obudził, miał dobry humor tak teraz znowu zrobił się ponury i markotny. Sam westchnął.

-Mam dość-powiedział nagle.-Powiesz mi o co chodzi, ale sobie pójdę w cholerę-zagroził.

-Sammy-westchnął, zmęczony tym tematem.-O co ci, do cholery, chodzi?

-O ciebie!-huknął.-Zachowujesz się... dziwnie. Powiedz co cię gryzę, spróbuję ci pomóc.

-Nie możesz, Sam-powiedział poważnie.-To bardziej skomplikowane...

-To mi wytłumacz!

-Nie umiem-odwarknął.

-Chodzi o Casa, prawda?-zapytał po chwili milczenia. Dean, który spiął się od razu utwierdził go w tym przekonaniu.

-Sammy...-jęknął. Naprawdę nie chciał o tym rozmawiać. Wizja straty szacunku Sama, bolała tak samo jak wizja straty Casa. I to wszystko przez jakieś głupie uczucia.-Skąd w ogóle pomysł, kurwa, że chodzi o Casa?

-Dobra, Dean, sam tego chciałeś-powiedział, prostując się.-Porozmawiajmy o tobie i Casie.

-Co?-Starszy Winchester zesztywniał, zestresowany.

-To o to chodzi, prawda? Domyśliłeś się w końcu?

-Czego niby się domyśliłem W KOŃCU?-burknął, skupiając się na drodze.

-No nie wiem, hm, może że coś do niego czujesz?-prychnął.

-Skąd taki pomysł...

-Dean, nie udawaj-westchnął.

-Ja...-zaczął.-Nie wiem co mi się dzieje-wyznał.

-Zrozumiałeś nareszcie, że go kochasz-uśmiechnął się.

-Skąd ten głupi pomysł, że go kocham-prychnął.

-Mamrotałeś w nocy jego imię-wzruszył ramionami.

-Cholera... Sammy...Ja, to nie tak, naprawdę, ja nie jestem gejem ani nic, serio, ja tylko... ja nic nie...Dlaczego się śmiejesz?

-Dean jesteś chyba ostatnią osobą, która dowiedziała się, że kochasz się w Casie.

-Ale ja nie...

-Dean.

-Tylko trochę-westchnął.-Nie jesteś zły?

-Zły, o co? Mnie nic do tego co, do kogo czujesz. Tak właściwie to jestem szczęśliwy. Teraz jak już wiem, że byłeś taki ostatnio przez taką błahostkę...

-Błahostkę?-przerwał mu zły.-Uważasz to za błahostkę? JA SPAĆ PRZEZ TO NIE MOGĘ.

-Ale dlaczego, Dean?-zapytał.-To nic złego. Powinieneś pogadać z Casem.

-O nie, nie, nie-pokręcił głową.-Za żadne skarby, nie!

-Boisz się jego reakcji?-zapytał łagodnie.

-Dostaję palpitacji jak jestem z nim w jednym pokoju!-fuknął.-Zresztą... Cas to Anioł, Sam. Oni nie mają uczuć... Jak to sobie wyobrażasz? "Hej, Cas, bo wiesz chyba coś do ciebie mam i jakbyś ty miał coś do mnie to było by miło..." Rozwinąłby skrzydła i tyle żeśmy go widzieli, a ja... ja nie chce go stracić, Sammy. Nie przez to, że coś tam mi się poprzestawiało w głowie.

-Nie sądzę żeby tak zareagował-powiedział, uśmiechając się.-Skoro już mamy naszą babską rozmowę to szczerze ci powiem, że czekałem na ten dzień.

-O czym, do cholery, mówisz?

-Nigdy nie patrzałeś na waszą relacje z mojej strony, ale uwierz mi, gdy mówię ci, że ten dzień nadszedłby wcześniej czy później. Powinieneś widzieć jak Cas na ciebie patrzy... a nie, przepraszam, zazwyczaj jesteś zbyt zajęty byciem macho, żeby zwrócić uwagę.

-Więc co sugerujesz? Powinienem mu powiedzieć?

-Tak!-zawołał, ucieszony. 

-A co jeśli...

-Dean, nie myśl tyle-przerwał mu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro