Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

p r o l o g


Krew.
Krew jest wszędzie: na jego i na jej dłoniach, na jego koszuli, na twarzy. Krwią pomazane są
płytki i ściany. Krwią jest nasączony mały okrągły dywan, który teraz leży brunatny. Kiedyś był
niebieski, ale już nigdy taki nie będzie. Niegdyś białe płytki teraz są czerwone. Klęczy w krwi.
Nie miał pojęcia, że krew może być tak czerwona, tak jasnoczerwona: wielkie, rozproszone
kropelki krwi niczym maki. Są piękne, piękne jak wiosenny dzień spędzany na słonecznej łące
pod lasem... Do wiosny jeszcze daleko. Płytki są zimne i białe, białe jak śnieg, i jest zima.
Zima będzie trwać wiecznie.
Absurdalna myśl, dlaczego zima ma trwać wiecznie?
Musi coś zrobić, żeby usunąć tę krew, to morze krwi, te czerwone, bezkresne, purpurowe
fale, ceglastoczerwone grzbiety piany, te perliste barwy. Wszystko to krąży w jego głowie!
Jak długo już tak klęczy? Czerwień zaczyna wysychać, pozostawiać ślady i tracić urodę.
Maki więdną, bledną jak słowa, kiedy zapisuje się je na kartce...
Zamyka oczy.
Weź się w garść. Skoncentruj się. Co teraz trzeba zrobić? Co najpierw? Co jest
najważniejsze?
Najważniejsze jest to, żeby nikt się nie dowiedział.
Ręczniki. Potrzebne są ręczniki. I woda, ścierka. Zacieki na ścianie trudno będzie zmyć,
pozostaną w szparach między płytkami. Czy ktoś to zauważy? Mydło. Jego paznokcie mają
ciemne obwódki. Szczotka. Szoruje, aż dłonie się czerwienią, ale czerwienią się jakąś inną
czerwienią, czerwienią ciepłą, żywą, sprawiającą ból.
A ona mu się nie przygląda. Teraz odwróciła wzrok. Zawsze odwracała wzrok. Tak żyła –
z odwróconym wzrokiem. Wrzuca ręczniki do pralki. Ona siedzi oparta o ścianę i nie chce z nim
rozmawiać. Jeszcze raz klęka przed nią na podłodze, która znowu jest biała, i chwyta ją za dłoń.
Szeptem zadaje pytanie, które składa się tylko z jednego słowa: Dokąd?
Odpowiedź odczytuje z jej lodowatych dłoni:
– Pamiętasz tamten las? Była wtedy wiosna, a pod bukami kwitły małe białe kwiatki...
Szliśmy, trzymając się za ręce i zapytałeś, jak się te kwiatki nazywają..., a ja tego nie
wiedziałam... Las. Las był naszym jedynym wspólnym miejscem i wtedy, kiedy byliśmy tylko we
dwoje, było nam naprawdę dobrze, pamiętasz, pamiętasz, pamiętasz...?
– Pamiętam – szepnął. – Przypominam sobie. Las. Zawilce gajowe. Później kogoś zapytałem,
jak te kwiatki się nazywają. Zawilce gajowe...
Wziął ją na ręce jak małe dziecko. Była ciężka i zarazem lekka. Kiedy ją wynosił w ciemną
noc, jego serce biło w rytmie strachu.
– Trzymaj się mocno. Pomóż mi, pomóż mi choć ten jeden jedyny raz!
Na zewnątrz – przenikliwe zimno. W powietrzu czuć nadchodzący mróz. Ziemia jeszcze nie
zamarzła. Ma szczęście. To dziwna myśl, mieć szczęście w tę zimną lutową noc. Do lasu nie jest
daleko, a zarazem za daleko. Ogląda się za siebie. Nikogo nie ma. Nikt nie patrzy. Nikt nie wie
i nikt nie będzie pamiętał.
W lesie nie kwitną żadne małe białe kwiatki. Ziemia jest brązowym, miękkawym bagnem.
Na szarych bukach nie ma liści. Widzi to bardzo niewyraźnie, bo jest zbyt ciemno, ale to dobrze,
że jest ciemno. Tutaj nie ma żadnych latarni. Ziemia niechętnie pozwala, żeby w niej kopać,
a łopata jest tępa. Klnie, na głos. Ona nadal na niego nie patrzy. Siedzi oparta o jedno z drzew
i wydaje się zatopiona w myślach.
I nagle ogarnia go złość. Po raz trzeci tej nocy klęka przed nią, potrząsa nią, próbuje podnieść
na nogi, chce ją skrzyczeć, krzyczy na nią, ale tylko w myślach, niemo, z otwartymi ustami.
– Jesteś najbardziej egoistycznym, bezmyślnym stworzeniem, jakie znam! To, co zrobiłaś,
jest niewybaczalne. Wiesz, przecież wiesz, co się wydarzy! Oczywiście, że o tym nie pomyślałaś,
o nie, ty nie. Twoje myśli krążą jedynie wokół twojego własnego, nędznego małego świata.
Znalazłaś rozwiązanie dla siebie, ale nie znalazłaś rozwiązania dla mnie, dla nas, ani sekundy o
nas nie pomyślałaś...
Zaczyna płakać. Płacze z głową opartą na jej ramieniu, jak dziecko, a ona głaszcze go po
głowie, delikatnie, bardzo delikatnie. Ale nie, to tylko gałąź.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro