Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Podchodzę do czarnego pomnika na cmentarzu i kładę na zimną płytę bukiet czerwonych róż.

 
- Cześć – szepcze, czując narastającą gulę w gardle. Na siłę przełykam ślinę i siadam na składanej ławeczce. – Wiem, dawno mnie nie było, ale tyle się działo. Mieliśmy trochę problemów z barem i Piotrem, co pewnie i tak wiecie – wzdycham i zaciągam się świeżym wiosennym powietrzem. – Tęskno mi za Wami. I mimo, że już pogodziłam się z faktem, że Was nie ma, to tęsknie cholernie. – Pojedyncza łza zaczyna toczyć mi się po policzku. Pozwalam jej samotnie spłynąć i skapnąć gdzieś na kurtkę. – Nigdy nie sądziłam, że będzie mi brakowało tego, że jestem dla kogoś dzieckiem. Że jest ktoś, dla kogo jestem i będę gwiazdką. - Zastanawiam się chwilę. - Koniec tych smętów, prawda Babciu? – Zapewne pogładziłaby mnie teraz po policzku ścierając mokry ślad po łzie i uśmiechnęła się pokrzepiająco. Dziadek zaś by podsunął mi ciastko pod stołem jak zakazany owoc, żeby mnie rozbawić. Uśmiecham się na tą myśl. – Dziadku miałeś rację. Wróciłam do baru. Nie potrafiłam go zostawić. Gdybym to zrobiła, to tak jakbym porzuciła cząstkę Ciebie, siebie...Nas. A ja chcę mieć Was jak najbliżej. – Moją twarz owiewa silny podmuch wiatru, a mój mózg podsuwa mi myśl, że to znak od nich. Czasami potrzebujemy wierzyć w rzeczy, które wydarzyły się przypadkiem, ale z nadanym nam głębszym sensem, symboliką, która nas pokrzepia. Uśmiecham się pod nosem i wsadzam dłonie pod nogi. Wpatruję się w wyryte srebrne litery i daty na pomniku. – Mamo, Tato – urywam, bo czuję się dziwnie. Nie czuję się jakbym zwracała się do kogoś kto powinien być mi najbliższy, a jak do kogoś kto jest mi prawie obcy. – Szkoda, że nie było nam dane poznać się lepiej. – Przygryzam wargę od środka, aż do krwi. Zaczynam z natłoku emocji się trząść, więc szybko podrywam się z ławki i rzucam. – Do zobaczenia. – Po czym szybko maszeruję przez cmentarz do auta. 

Wsiadam do pojazdu i zatrzaskuję głośno drzwi. Próbuję uciec. Odpalam silnik i włączam się do ruchu. Podkręcam głośność radia i mknę przez ulice miasteczka. Próbuję wyłączyć myśli, które budzą we mnie poczucie winy, że tak mało pamiętam rodziców. To tylko myśli. Biorę urywany wdech i wydech. Skręcam ostatni raz w prawo i jestem już na swojej ulicy. Mijam znajome budynki od lat i zwalniam przy posesji sąsiada, po czym wjeżdżam pod garaż. Wchodzę do pustego domu i wybieram numer do prywatnego  gabinetu. Asystentka odbiera po trzech sygnałach.

- Gabinet Psychologiczny Farsa słucham.

- Dzień dobry, chciałabym się umówić na wizytę. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro