Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

- Och perełko jak ja dawno nie piłem piwa lanego z twojej ręki! – zwraca się do mnie Pan Staszek. Zerkam na niego przelotnie i posyłam mu uśmiech, kończąc nalewanie piwa. Pan Staszek jest w barze prawie od początku, dobrze znał się z moim dziadkiem. Byli prawdziwymi przyjaciółmi, a dla mnie jest jak wujek. Dzisiaj jak zawsze jest ubrany w sztruksową koszulę i spodnie z szelkami. Podsuwam w jego stronę kufel, na co jego spojrzenie błyszczy niczym u małolata przed pierwszym piwem.

-Proszę bardzo. Jak tam zdrowie? Dawno Pana u nas nie było.

Staruszek bierze łyk piwa, odstawia kufel, po czym wyciera swoje siwe wąsy z piany.

- Perełko przyszedłem od razu, gdy dowiedziałem się, że wróciłaś. Czasami tu zaglądałem do Alka, ale nawet nie wiesz jak Ciebie tutaj brakowało.

-Nie tylko mnie Panie Staszku. Ale już jestem i z chęcią opowiem Panu suchara - pochylam się nad barem w jego stronę i już widzę rozbawienie błądzące w jego twarzy.

- Proszę perełko, rozbaw mnie swoją tandetą. – Opiera się wygodnie o krzesło i splata ręce na klatce piersiowej, patrząc na mnie wyczekująco. Poprawiam włosy i przybieram poważną minę.

-Czemu owca kocha swoją pracę? – pytam i milczę przez chwilę.- Bo to praca na wypasie. – Zaczynam się śmiać z własnego żartu i nie odrywam wzroku od mojego kompana. Biedaczyna mimo tylu lat treningu nadal ulega czarowi moich sucharów i po chwili dołącza do mnie śmiejąc się o wiele głośniej niż ja.

- Perełko nigdy chyba nie utrzymam pokerowej twarzy przy twoich żarcikach.

-Och Panie Staszku, ja tylko dbam, aby Pan był zdrowy i długo żył. A śmiech to zdrowie – mrugam do niego porozumiewawczo na co staruszek znów się zaśmiewa.

-Przez Ciebie będę się męczył sto lat! – mierzy we mnie groźnie palcem po czym znów sięga po kufel.

-Już nic nie mówię. – Podnoszę ręce na znak poddania i wracam do innych klientów.

Dzisiaj jestem za barem sama, ale nie ma zbyt dużego tłoku, więc daję sobie radę. Robię kolorowe drinki dla trójki dziewczyn w jednym boksie. A na męskie spotkanie podaję whisky. Gdy mam chwilę czasu wycieram szkło i sprzątam stoliki, czasami zagaduję Pana Staszka. Gdy już się z nim żegnam, do baru wpada zdezorientowana blondynka. Rozgląda się nerwowo po barze, po czym po chwili namierza wzrokiem bar i mnie. Łapię jej spojrzenie pełne rozpaczy i pustki. Pewnym krokiem idzie w stronę baru i sadowi się na stołku barowym na przeciwko mnie i nie patrząc na mnie mówi.

- Coś mocnego! Whisky – zaczyna szukać czegoś w swojej torebce. – Albo nie! Czystą! Tak, od razu może ze trzy!

Nie podnosi wzroku dopóki nie podaję jej zamówienia. Za koleją wypija wszystkie trzy kieliszki i krzywi się. Nigdy nie oceniam naszych klientów. Ale ta dziewczyna ewidentnie potrzebuję pomocy. Kiedy odchodzę na drugi koniec baru podnosi wzrok na mnie i patrzy mi prosto w oczy z niemym błaganiem, abym została. Zatrzymuję się po czym sięgam po butelkę wódki i podchodzę do blondynki.

- Tylko dwa – mówi, podnosząc dwa palce do góry. Polewam jej i zakręcam butelkę.

- Jak mam mu to powiedzieć? – zaciska dłonie w pięści i kręci głową tak, że jej blond włosy przez chwilę są idealnym odzwierciedleniem tego co czuję w środku. Podnosi załzawione na mnie oczy i patrzy, szukając odpowiedzi w moich. – Tak się cieszyliśmy gdy okres mi się spóźniał. Mój mąż pojechał do apteki kupił z dziesięć testów ciążowych. Zrobiłam jeden. Wyszedł pozytywny. Przepłakaliśmy cały wieczór ze szczęścia. Nie mogliśmy uwierzyć, że w końcu się nam udało. Umówiłam się dzisiaj na wizytę. Wszystko było dobrze do kilku godzin przed wizytą. – Sięga po pierwszy kieliszek. Wypija go, po czym kontynuuje. – Zaczęłam okropnie się czuć, bolał mnie brzuch. Myślałam, że to przez nerwy. Gdy zajechałam do kliniki zaszłam do łazienki i zobaczyłam krew. Byłam przerażona. Byłam na tyle zdezorientowana, że gdy już wróciłam na poczekalnie i przyszła moja kolej musiała po mnie wyjść lekarka i mnie zawołać. Gdy weszłam do gabinetu wszystko jej opowiedziałam i byłam zrozpaczona myślą, że straciłam dziecko. – Wyciągam rękę i pocieram jej dłoń dodając jej otuchy. Uśmiecha się krzywo, po czym bierze wdech i mówi. – Po badaniu usłyszałam: Nigdy Pani nie była w ciąży. Możliwe, że przez ostatnio stresujący czas w pani życiu po prostu miesiączka się przesunęła przez zbyt wysoki poziom kortyzolu. Bardzo mi przykro. Wypija ostatni kieliszek wódki i zaczynam ocierać łzy z policzków. – Powinnam się rozwieźć. Mój mąż zasługuję na kobietę, która jest w stanie dać mu dziecko, a nie jest zepsuta przez stres.

I to jest ten moment, kiedy muszę się odezwać. Ściskam jej dłoń, aby na mnie spojrzała i mówię.

- Twój mąż ożenił się z Tobą bo Cię kocha. Myślę, że jesteś dla niego całym światem i byłby zaskoczony, gdyby się dowiedział jak o sobie myślisz. Nie jesteś zepsuta. Hej, nawet tak nie myśl. Spokojnie zostaniesz kiedyś matką, tylko potrzebujesz czasu, może zmiany trybu życia. Wierzę w to.

Kobieta potakuję głową na moje słowa i szepczę.

- Dziękuję. Może jeszcze jedną kolejkę poproszę. Nie mam pojęcia jak powiem mu, że nie byłam w ciąży. Na odwagę, chyba tego potrzebuję.

Gdy stawiam kieliszek czystej przed blondynką do baru wbiega mężczyzna w marynarce. Rozgląda się szybko po barze i zatrzymuję wzrok na plecach blondynki, która właśnie wypija kolejną kolejkę. W jednej sekundzie już stoi przy niej. Widzę jak kumulują się w nim emocję, a jego wzrok jest pełen nie zrozumienia.

- Słońce co Ty do jasnej cholery wyprawiasz? Przecież jesteś w ciąży! Powinnaś..

- Nie jestem w żadnej ciąży! Nigdy nie byłam. Rozumiesz? Po prostu cykl mi się przestawił, okres znikł przez kortyzol. Nie będziemy mieli dziecka! Przepraszam, że jestem beznadziejna!

Mężczyzna po przeanalizowaniu tego co usłyszał przytula do siebie zapłakaną żonę i mówi.

- To dlatego nie zwracałaś uwagi na mnie na drodze. Kochanie nie jesteś beznadziejna. Kocham Cię i nie ożeniłem się z Tobą, żebyś urodziła mi dziecko. Na litość boską, czy Ty po tylu latach nie widzisz, że ja za Tobą świata nie widzę?!

- Ale tak się cieszyliśmy..

-Następnym razem nam się uda. I tak jestem w szoku, że jesteś cała i zdrowa. Jechałem za Tobą od kliniki. Jechałaś jak na wyścigach. Kiedy tylko Cię dogoniłem, zaraz mi uciekałaś. Na ostatnich światłach przed barem zwiałaś mi, ale na szczęście zauważyłem twój samochód na parkingu i tak Cię znalazłem.

Blondynka prostuję się i spogląda na niego z wyrzutem.

-Jak pirat drogowy?

-Kochanie, chyba złamałaś wszystkie możliwe przepisy. Podejrzewałem, że coś się stało, ale nie wiedziałem co. – Czule wytarł jej mokre policzki. – Kocham Cię i nie zapominaj o tym, dobrze?

- Też Cię kocham. Wracajmy do domu. Chyba mi trochę nie dobrze z tego wszystkiego.– Złapała swoją torebkę po czym wyciągnęła kilka banknotów. – Dziękuję Ci - spogląda mi w oczy i widzę w nich ulgę. - Czy mogę zostawić samochód u was na parkingu do jutra?

- Oczywiście to nie jest problem. Życzę powodzenia i będę trzymać kciuki. – Posłałam tej dwójce serdeczny uśmiech, po czym odprowadziłam wzrokiem ich do drzwi. 

Życie jednak potrafi człowieka zaskoczyć. Dzięki pracy w barze poznałam sporo ludzkich historii i dramatów. To pozwala mi lepiej doceniać i dostrzegać szczęście, które mam. Akurat za bar wchodzi Alek, kiedy spoglądam na niego wypełnia mnie ciepło. Rzucam ścierkę trzymaną w rękach na bar i postanawiam zrobić coś bardzo nie profesjonalnego, ale na szczęście to ja jestem tu szefową i nie muszę się przed nikim tłumaczyć. Podchodzę do Alka i całuję go, przez krótką chwilę, ale wkładam w to całe serce i chęć wyrażanie swoje wdzięczności, za to że go mam. Jest zaskoczony, ale po chwili oddaje pocałunek. Gdy odrywam się od niego z baru słychać gwizdanie i pomruki. Zaczynam się śmiać i zawstydzam się, czując, że właśnie zachowałam się jak zakochana nastolatka. Opieram głowę na jego klatce, chowając moje wypieki na policzkach  włosami. Czuję jak Alek obejmuje mnie prawą ręką, a jego tors zaczyna przyjemnie wibrować od śmiechu. Lewą ręką sięga do mojej twarzy i unosi ją, spoglądając mi w oczy. W jego oczach widzę małe iskierki, które tak kocham. Uśmiecham się do niego.

- Jesteś najsłodszą istotą jaką znam Nadia. Tylko Ty potrafisz tak zaskoczyć mnie i siebie. Nie wiem skąd ten przypływ czułości w barze, ale niech to dzieje się częściej. I nie chowaj się! Dobrze wiesz, że uwielbiam twoje rumieńce - gdy to mówi, zakłada mi kosmyk włosów za ucho ukazując moje resztki wstydu.

-Wracajmy do pracy - próbuje brzmieć poważnie, po czym opuszczam jego ciepłe ramiona i wracam do klientów, na co chłopak  nieco się krzywi.

-No i wróciła szefowa - mruczy pod nosem, na co pokazuje mu język. Kolejny incydent pogrążający mój profesjonalizm. Uśmiecham się pod nosem,  zdając sobie sprawę, że podobają mi się te chwilę czystej głupawki.

      Hejka! ❤️
Trochę mnie nie było.. Zdecydowanie muszę popracować nad regularnością 🙈
Chcę wam przedstawić pewną akcję, o której już pisałam na swojej tablicy.  LukeDaff i ZakochanawLisach chcą do maja dobić do tysiąca obserwujących. Serdecznie zapraszam was do nich na profile. Odwiedźcie jeśli chcecie i zostawcie po sobie ślad. Polecam ich twórczość!

Zdrówka Tuptusie! ❤️
Loretta-Mirel


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro