Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20

Przez cały wieczór w barze działałam na autopilocie, odbierałam zamówienia, rozdysponowywałam zadania i dziękowałam klientom. Wyłączyłam myśli i przełączyłam się na tryb szefowej bez emocji. Moje kąciki ust są dzisiaj wyjątkowo ciężkie i nawet przy słuchaniu zachwytu klientów o wieczorze z planszówkami, nie potrafię choćby się skrzywić na wzór uśmiechu. Na zmianę zaciskam szczęki przygryzam policzki od środka, zadając sobie kolejny ból. Czy mam ochotę walnąć tacą w ścianę i rozwalić kilka stolików z krzesłami, a niesione kufle z piwem cisnąć w osobę, z którą jeszcze dzisiaj rano jadłam śniadanie i nazywałam kochaniem? Bynajmniej, jest to najdelikatniejsza wersja zdarzeń jaka siedzi mi w głowie. Rozbiłam się na kawałki, widząc zdjęcia, ale nie mogłam sobie pozwolić na rozsypanie się w tamtym momencie. A chcę się rozsypać, krzyczeć i bić pięściami w ścianę. Ale zostawienie pracowników z takim tłumem byłoby nieprofesjonalne i mimo, że każda minuta przeciąga się w nieskończoność powodując mi wewnętrzne katusze, wiem, że muszę wytrzymać i dotrwać do zamknięcia baru.

 
I po kolejnej godzinie z baru wychodzą ostatni klienci i Agata z Fabianem. Osuwam się ciężko po ścianie na podłogę i próbuję wydobyć z siebie zduszone emocję przez ostatnie godziny. Gardło mam ściśnięte tak mocno, że próba wydobycia jakiegokolwiek dźwięku jest wręcz niemożliwa. Jakby ktoś zabrał mi głos. Przepełniona frustracją rzucam tacą w głąb baru, a hałas odbijającego się plastiku o stolik i podłogę roznosi się echem po sali. Uderzam pięścią w podłogę i czuję promieniujący ból do łokcia. Idiotka. Zaczynam płakać i głośno szlochać, czując się jak w alternatywnej rzeczywistości. Łzy płyną mi po policzkach, a ja przyciągam kolana do klatki piersiowej, kuląc się w sobie podwójnie. DLACZEGO? Zadaję sobie to pytanie, ale odpowiedź nie chcę nadejść. Po kilku minutach płaczu, wzbiera się na nowo we mnie złość i raptownie wstaję z podłogi, czując jak szumi mi w uszach ruszam do najbliższego stolika i popycham go tak mocno, że wywraca się, a założone krzesła spadają tworząc wyzwalający dla mnie hałas. Podchodzę do kolejnego stolika i ponawiam czynność, prychając pod nosem z pogardą w stronę wywróconych mebli. Grzbietem dłoni ocieram policzki i zaciągam się mocno powietrzem. Mój wewnętrzny masochista nie ma ochoty się zatrzymać i teraz podpowiada mi, aby znów spojrzeć na zdjęcia. Biegnę do pokoju socjalnego otwierając drzwi z impetem, nie zważam na nic. Drzwi się odbiją od ściany i przymykają się z powrotem, gdy ja już w dłoni trzymam zdjęcia. Oglądam je jeszcze raz, tym razem z większą uważnością, naiwnie myśląc, że coś przeoczyłam lub sobie wymyśliłam. Ale są takie same jak kilka godzin temu. Zgniatam je i ciskam nimi w ścianę, po raz pierwszy uwalniając głos i krzycząc tak długo, aż zaczyna mnie piec gardło. Odgarniam włosy przyklejone do mokrych policzków, ktoś łapie mnie za ręce i obraca twarzą do siebie. Kiedy przed moimi oczami pojawia się twarz Alka zastygam na chwilę, by po chwili wyrwać się i popchnąć go z całych sił na ścianę.

- Nie dotykaj mnie! – wrzeszczę głosem, którego nie znam. 

- Nadia..

- Zamknij się! – Mam burzę w głowię, chcę mu wygarnąć wszystko, jednocześnie nie wiem od czego mogę zacząć, moje myśli przelatują mi przez głowę z prędkością światła, a ja czuję się otumaniona. – Kochałam Cię, wierzyłam w każde słowo, a Ty...

- Co ja? Co się stało? - Wygląda na zdezorientowanego, ale ja nie potrafię mu wierzyć. Sięgam po zgniecioną kulkę zdjęć i rzucam w niego nie szczędząc siły, ale zapomniałam, że brunet ma wybitny refleks i chwyt, więc łapie kulkę bez większego wysiłku. Wkurwia mnie tym.

- Zdradziłeś mnie – cedzę przez zęby. Alek odrywa wzrok od kawałku papieru i patrzy na mnie jak na wariatkę.

- Nigdy – mówi to z stoickim spokojem. Doskakuję do niego w dwóch krokach i wyrywam zgniecione zdjęcia.

- Kurwa, nie kłam! – Pokazuję mu zdjęcie z czarnulą jak się całują i widzę jak przygląda się fotografii, analizując obrazek. Jakby kurwa miał co. – Masz godzinę na spakowanie się. Wynoś się z mojego życia! – krzyczę i chcę wyjść z pokoju, bo nie wytrzymam dłużej w jego obecności. Brunet jednak mnie łapię za ramię i zatrzymuję. Wyrywam się.

- Nadia to nie ja jestem na tym zdjęciu.

- Żartujesz sobie ze mnie? – Czuję jak do oczu napływają mi łzy, a szczęka zaczyna drżeć. Za dużo...wszystkiego. I ten cholerny stoicki spokój emanujący z każdej części ciała Alka. Pieprzony stoik się znalazł.

- Na trzech fotografiach zgadza się, jestem ja z Hanią.

- Dziwką.

- Nadia! – Po raz pierwszy Alek podnosi głos i zaciska pięści.

- Nie podoba Ci się jak nazywam Twoją...

- Siostrę – wtrąca Alek, a ja zaczynam się śmiać.

- Siostrę? Gdzie była przez tyle lat?! Zresztą mówiłeś, że nie masz rodziny. Mógłbyś mieć odrobinę..

- Godności? – Znów mi przerywa, a ja mrużę oczy i zakładam ręce na piersi. – Właśnie próbuję obronić moją godność. – Przewracam oczami na jego słowa. Obroniłbyś swoją godność, gdybyś się przyznał. Albo i nie. Dodaję sobie w myślach.

- Masz godzinę – powtarzam.

- Zgoda. Ale tylko pod jednym warunkiem.

- Ty śmiesz jeszcze dyktować mi warunki?! Bezczelny!

- Tak, bo jestem niewinny! – krzyczy, jakby chciał się przebić tonem głosu przez mój mur, który zbudowałam przez ostatnie godziny. – Daj mi godzinę, a po tym pojadę się spakować.

- Dziesięć minut.

- Dobra.

Hejka! ❤️
Będę szczera. Cykam się kompletnie odbioru tego rozdziału, więc będę wdzięczna za wszystkie odpowiedzi zwrotne. 🙈
Dziękuję wszystkim nowym czytelnikom za przybycie! Mam nadzieję, że historia Alka i Nadii umila Wam chłodne wieczory. ❤️

Trzymajcie się!

Loretta-Mirel

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro