Rozdział 11
W środku nocy, ze snu wybudza mnie dźwięk alarmu z telefonu mojego i Alka. W jednej chwili łapię za telefon, a kątem oka rejestruję jak chłopak wyskakuję z łóżka jak poparzony. Spoglądamy na ekrany telefonów, na siebie i bez zbędnych słów szybko się ubieramy i biegniemy do samochodu.
W duchu sobie dziękuję, że brunet kilka lat temu wpadł na pomysł opracowania planu działania w razie „Alarmu z baru". On zabiera kluczyki do samochodu i otwiera wszystko, po czym wsiada za kółko, ja natomiast zabieram nasze dokumenty i wszystko zamykam za nim, po czym szybko wskakuję do auta, by jak najszybciej być na miejscu. I tak właśnie robimy, krok po kroku.
Podczas drogi, żadne z nas się nie odzywa, radio jest przyciszone, a Alek całą uwagę skupia na drodze i jak najszybszym dotarciu do baru bez kolizji. W głowie mam milion scenariuszy, dlaczego alarm się uruchomił. Może to zwykła awaria systemu i fałszywy alarm? Próbuję zaczynać od pozytywnych wizji, ale mój mózg od razu podsuwa mi czarniejsze scenariusze. Może włamanie? W naszym miasteczku mało prawdopodobne zdarzenie, ale nigdy nie wiadomo. Pożar? Kiedy wychodziliśmy jeszcze kilka godzin z lokalu nic nie wskazywało na jakąkolwiek awarię ze strony elektryki. Wrogów nie mamy, więc wykluczam podpalenie. A mimo wszystkich złych stron i zachowań Piotra nie uważam, że posunąłby się do takiego działania, na którym sam by nic nie zyskał. Dawno go nie widziałam,czyżby odpuścił i zajął się swoim życiem? Moje rozmyślania przerywa widok samochodu z firmy ochroniarskiej, straży pożarnej i policji. Moje serce, które myślałam, że już galopuję w klatce piersiowej jeszcze bardziej przyśpiesza. Alek gwałtownie hamuję przed lokalem i wyskakuję z samochodu, nie gasząc silnika. Robię to za niego i podążam za jego śladem. Gdy jestem już blisko do moich uszu dobiega głos Pana Krzysztofa z ochrony.
- Ktoś podpalił śmietnik przy zapleczu i próbował włamać się przez TYLNE wejście. Obstawiam, że kiedy zauważył alarm postanowił zatrzeć ślady i dlatego zastawił drzwi śmietnikiem i go podpalił. Do jutra powinien pojawić się ubezpieczyciel, żeby udokumentować zdarzenie. Do tego czasu nie możemy niczego ruszyć.
Na kilka dni musimy zamknąć bar. Na szczęście mamy zaoszczędzone pieniądze, z których wszystko pokryjemy. Wypłacimy dziewczynom dniówki, jakby pracowały, bo to nie ich wina, że ktoś próbował się włamać. Mój chłopak łapię mnie za rękę, a ja patrzę na jego twarz. Jest spięty i mocno zaciska szczękę. Łapię mój wzrok i mówi.
-Nadia oddychaj, bo zaraz zemdlejesz.
A jego słowa trafiają do mnie jak przez szybę. Po chwili czuję jak brunet przyciąga mnie do siebie i przytrzymuję mocno w talii. Opieram się o niego, bo nagle czuję, jakby ktoś odebrał mi siły.
- Oddychaj ze mną. Wdech. – Słyszę świst powietrza nad moją głową i czuję unoszącą się klatkę Alka przy mojej głowie. – Wydech. – Wypuszcza powietrze głośno ustami, tak że czuję podmuch na czubku głowy, a jego klatka się zapada. – Wdech. – Ponawia czynność, a ja dołączam do niego, dopasowując swój rytm do jego wskazówek. Czuję się jakby prowadził mnie za rękę przez mgłę w stronę światła. – Wydech. – Stoimy tak jeszcze kilka sesji, aż ja zaczynam odzyskiwać siły. Podnoszę głowę do góry i spoglądam na zmartwioną twarz mężczyzny.
- Dziękuję – szepczę i unoszę się na palcach, aby złożyć krótki pocałunek na jego policzku.
- Jak się Pani czuję? – pyta Pan Krzysztof.
- Dziękuję, już lepiej. Czy wiadomo coś jeszcze?
- Kamera nie została uszkodzona, więc powinniśmy mieć nagranie. Mają Państwo klucze do wejścia głównego?
- Oczywiście, proszę za nami – odpowiada Alek i prowadzi nas do drzwi baru.
Alek, Krzysztof wraz z funkcjonariuszami Policji sprawdzają nagranie z monitoringu. Niestety osoba, która postanowiła włamać się do baru była ubrana cała na czarno bez znaków szczególnych i miała założoną maskę, przez co szansa na ustalenie tożsamości spada do minimum. Kto to mógł być? Chciałabym poznać motyw tego człowieka.
- Moim zdaniem wygląda to na wybryk młodzieńca, a nie zorganizowaną akcję – odzywa się jeden z policjantów za moimi plecami.
- Dokładnie. Pani Nadio w swojej karierze miałem wiele przypadków włamań, ale to nie wygląda na coś zaplanowanego. Może to był jakiś zakład wśród młodzieży? Tak czy inaczej będziemy dążyć do ustalenia tożsamości tego człowieka.
Milczę. Nie daję żadnego znaku, że słucham słów kierowanych do mojej osoby. Ale słyszę je i do głowy przychodzą mi jedne dane. Fabian Łyski. Pojawił się znikąd, ale Alek go zna. Nie powinnam go podejrzewać tylko na podstawie moich przeczuć. Potrząsam delikatnie głową, jakby ten ruch miał oczyścić mój mózg z głupich insynuacji.
- Rozumiem. Będziemy czekać na ubezpieczyciela i informację od państwa. Narazie ogłosimy zamknięcie lokalu do odwołania. Będziemy wdzięczni za informowanie nas o każdym postępie w sprawie na bieżąco – rozglądam się po wszystkich zgromadzonych przy stoliku.
- Dziękujemy za tak szybką reakcję. Kto wie jakby to mogło się jeszcze skończyć, gdyby nie Panowie – dodaję Alek i odprowadza wszystkich do wyjścia baru, po czym żegna się i zamyka drzwi na klucz od środka. Wraca z powrotem do stolika i siada na krześle obok. Wyciąga dłoń w moją stronę, a ja podaję mu swoją i ściskam wpatrując się w ścianę ze zdjęciami i cytatem dziadka – „Bądź dobrym człowiekiem, w tym dziwnym świecie. Bo tylko to może go zmienić.".
- Poradzimy sobie z tym – szepcze brunet.
- Wiem – mruczę pod nosem i przenoszę wzrok na mężczyznę. – Kim jest Fabian?
Pytam,a na twarzy Aleksego widzę niezrozumienie. Ściąga brwi i mruży oczy. Po chwili zaczyna rozumieć do czego mogę dążyć i kręci głową.
- To nie on – mówi pewnym siebie głosem.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie – zauważam i czekam, aż Alek postanowi wyjaśnić tak prostą zagadkę.
- Znajomy z dzieciństwa.
Patrzy mi prosto w oczy, a ja tylko przytakuję. Wiem, że nic więcej z niego nie wyciągnę, bo to ten okres czasu, o którym nie rozmawiamy. A może właśnie tutaj robimy ogromny błąd? Bo mam przeczucie, że po wielu latach uśpienia, demony z przeszłości próbują wyjść na światło dzienne, skutecznie burząc nasz spokój.
Hejka!
Znów po długiej przerwie wracam na wattpad. Zapraszam do czytania opowiadania. Mam nadzieję, że przypływ weny szybko mnie nie opuści.
Loretta-Mirel
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro