Epilog
Cięty wiatr smaga moje policzki. Wtykam nos mocniej w szalik i przyśpieszam kroku, aby już za kilka minut być w ciepłym barze. Podnoszę wzrok zauważając kątem oka jakiś ruch. Wysoki mężczyzna ubrany z płaszcz i kapelusz energicznie idzie w moją stronę. Podnosi wzrok i przyłapuje mnie na obserwacji. Jest mi głupio, więc uciekam wzrokiem w bok.
- Przepraszam – zaczepia mnie nieznajomy, na co przystaję i patrzę na mężczyznę. – Poszukuję jakiegoś baru, coś w nazwie ma związanego z zegarem. Mogłaby mi Pani pomóc go znaleźć. Przyjechałem na spotkanie klasowe z drugiego końca Polski i rozładował mi się telefon, a w tym całym szaleństwie zapomniałem ładowarki do telefonu i błądzę już od jakieś godziny.
- Zapraszam za mną.
- Idzie tam Pani?
- Tak, właściwie jestem też właścicielką.
- Taka młoda kobieta? Gratulacje.
- Dziękuję, za dosłownie chwilę będziemy w barze. Może na dzień dobry zaproponuje Panu grzańca, skoro błądził Pan całą godzinę.
- Będę wdzięczny inaczej będę się telepał przez cały wieczór. Jest dopiero połowa listopada, a w jeden dzień zrobiła się totalna zima.
- Oj tak, a na święta znów będzie plucha. Skręcamy w prawo – instruuję nieznajomego i sama przyśpieszam kroku, bo mimo ciepłych ubrań czuję gęsią skórkę. Wiatr jest wyjątkowo przeszywający dzisiejszego wieczoru. Zaczynam zgrzytać zębami kiedy moim oczom ukazuje się budynek baru. Uśmiecham się na ten widok.
- Rany to tutaj? Byłem od niego zaledwie pięć minut drogi, a błądziłem w każdym kierunku, tylko nie w tym.
- Czasami tak jest, ale za chwilę będziemy już na miejscu. – Jak wejdę do baru od razu podbiegnę do Alka przyłożyć mu zimne dłonie do karku, wiem, że to jest dziecinne, ale nie odpuszczę sobie tej przyjemności. Nieznajomy otwiera mi drzwi, za co mu dziękuję. Od wejścia uderza mnie zapach alkoholu, ciepło i gwar panujący na sali. Za barem stoi Fabian, który serdecznie uśmiecha się do rudowłosej dziewczyny. Z sali z pełną tacą pustego szkła wraca Marta i zauważając mnie macha energicznie. Moje zmarznięte kończyny są tylko w stanie podnieść dłoń i po chwili ją opuścić. Zaczynam się trząść i nie wiem czy bardziej z zimna czy właśnie zaczynam rozmarzać.
- Marek! Tutaj! – woła mężczyzna ubrany w granatową koszulę, niosący dwa kufle piwa. Zza pleców słyszę głos mojego towarzysza.
- Zaraz przyjdę. – Staję obok mnie i trzymając już kapelusz w dłoni pyta. – To jak mogę liczyć na mocno rozgrzewającego grzańca do tamtego stolika? – Wskazuje ruchem głowy na stoliki odgrodzone parawanem od reszty sali.
- Jasne, zaraz ktoś przyniesie – obiecuje i uśmiecham się.
- Dziękuję i dziękuję za pomoc.
- Proszę i życzę udanego wieczoru. – Podchodzę do baru i przekazuje zamówienie Fabianowi.
Sama idę na zaplecze do pokoiku. Chyba wyciągnę koc i przytulę się do grzejnika, żeby jak najszybciej ruszyć do pracy bez zimnych dreszczy. Wchodząc do pokoju zauważam Alka, który wyciąga gry planszowe z szafki. Z uśmiechem złoczyńcy skradam się do jego pleców i wyciągam rączki, kiedy do moich uszu dochodzi jedno zdania.
- Nawet nie próbuj. – Brunet wstaje i odwraca się mierząc mnie złowrogo wzrokiem. Nadal widać mi tylko oczy, więc opuszczam bezwładnie ręce po bokach ciała i przewracam oczami.
- Żałosne. Ale skąd wiedziałeś?!
- Nie znamy się od dziś kochanie. Tu czeka na Ciebie kocyk i rozgrzewająca herbata. A za półgodziny mam nadzieję, że standardowo widzimy się na sali. – Cmoka mnie w czoło i rusza do wyjścia. – Lepiej się pośpiesz, bo Pan Staszek wciąż czeka na piwo od Ciebie.
I już go nie ma. Rozbieram się w kurtki, czapki i szalika. Owijam się szczelnie kocykiem, biorę gorącą herbatę i siadam na poduszce opierając się plecami o ciepły kaloryfer. Po dwudziestu minutach czuję się już nagrzana i rozgrzana. Ogarniam przestrzeń w pokoiku i wychodzę na bar. Nalewam kufel piwa i idę z nim do stolika z zielonym i niebieskim fotelem, przy którym siedzi Pan Staszek.
- Dobry wieczór.
- Witaj Perełko – ściska moja dłoń i uśmiecha się serdecznie. – Jak się miewasz?
- Dziękuję, dobrze. Bar przyciąga coraz więcej klientów. Ból w sercu jakby zmalał. No i uwolniłam się od Piotra.
- Mam nadzieję, że ten ogrych już nigdy więcej nie będzie Cię niepokoił.
- Ogrych?
- Mówię tak na podłych ludzi. Ale zostawmy już go. Czy mnie wzrok myli czy jednak moje oczy jeszcze dobrze widzą? Co to się świeci Ci na szyi? – W pierwszej chwili oblewa mnie fala paniki, myśląc, że może gdzieś umknął mi ślad pozostawiony przez Alka na szyi, w którą tak usilnie wpatruje się staruszek. Rozumiem, że kiedyś też był młody, ale nikt nie chce być przyłapany na śladach miłości przez osoby starsze, nie mówiąc już o przyszywanych wujkach. Ale nieśmiało dotykając dłonią szyi wyczuwam zawieszony pierścionek zaręczynowy na łańcuszku i oddycham z ulgą. Rozpinam go i zdejmuje złoty pierścionek z osadzoną cyrkonią. Podaje go mężczyźnie.
- Zaręczynowy.
- Nie powiem, ma chłopak gust. Ale dlaczego nie nosisz go na palcu? Jakaś nowa moda? – Oddaje mi pierścionek, a ja wsuwam go na serdeczny palec prawej ręki. Po czym nad stolikiem delikatnie strzepuję dłonią w powietrzu, na co pierścionek upada na stolik i przez chwilę drży na stoliku, po czym łapię go w palce i znów nawlekam na łańcuszek i zapinam na szyi. Staruszek zaczyna się śmiać i upija łyk piwa.
- Muszę go zmniejszyć, ale jeszcze nie dotarłam do jubilera.
- Ja się tym zajmę – odzywa się Alek, który nagle zmaterializował się na podłokietniku mojego fotela.
- Gratulacje dzieci!
- Dziękujemy – odpowiadamy razem.
- Kiedy ślub? – dopytuje staruszek.
- Jeszcze o tym nie myśleliśmy. Ale marzy mi się, aby wesele zrobić tutaj.
- Też o tym myślałem. W końcu to tutaj zaczęła się nasza znajomość.
- Jesteście bardzo sentymentalni, ale popieram pomysł – podsumowuje nas Pan Staszek i upija kolejny łyk piwa.
- A jak tam żyćko u Pana?
- Perełko ja mam już siedemdziesiąt pięć lat. Moje życie to nudna rutyna z małymi wyskokami do Was do baru.
- Brakuje u nas jakieś aktywizacji seniorów, co? – dopytuje Alek i zerka na mnie. Czy myślimy o tym samym?
- Zdecydowanie! Ale komu są potrzebni starzy ludzie?
- Nam! – wołam. – A jakbyśmy zorganizowali posiadówki dla dojrzałych? Panie Staszku, czy byłby Pan chętny poprowadzić takie wieczorki? – Alek nachyla się do mojego ucha i szepcze „Telepatia".
- Bardzo chętnie. W końcu coś się zacznie dziać, a nie tylko w kółko te tureckie telenowele. Oglądam je wszystkie, ale czasami potrafią człowieka zdenerwować jak mało co.
Wyciągam dłoń w kierunku Pana Staszka i z rozbawieniem rzucam.
- Wchodzi Pan w to? Oferta...
- Wchodzę Perełko! Na tą okazję wyciągnę jakąś odświętną koszule i marynarkę. A co!
- Będzie klasa – cmoka Alek, a ja uściskam dłoń Pana Staszka.
Zaczynam się cieszyć z kolejnego naszego pomysłu, który może niedługo wjedzie w życie. Pan Staszek z moim narzeczonym zmieniają temat na piłkę nożną, której są ogromnymi fanami i wymieniają swoje spostrzeżenia na temat ostatniego meczu. Rozglądam się po barze, który wręcz wrze od energii i dźwięcznych śmiechów gości. Mój wzrok przykuwa Fabian, który jest mi jak młodszy brat. Moje podejrzenia i dystans były całkowicie wyssane z palca i mylne. Od kiedy zaczęliśmy spędzać więcej wspólnego czasu czy to w barze czy u nas w domu, zauważyłam w nim z jednej strony poważnego i odpowiedzialnego jak na swój wiek chłopaka, a z drugiej wewnętrzne dziecko, które od czasu do czasu potrzebuje coś zbroić lub poczuć, że ktoś nad nim czuwa. Czasami żartujemy z Alkiem, że jest naszym młodszym braciszkiem, któremu się dokucza i co chwilę robi żarty, ale jednocześnie chroni się przed całym złem świata zewnętrznego. W tym roku ma w planie złożyć papiery na studia z filologii angielskiej. Za co kompletnie trzymam kciuki, bo chłopak naprawdę jest zakochany w tym języku.
- A co z Piotrem? – dopytuje Pan Staszek i tym samym zwraca moją uwagę.
- Uwolniliśmy się od duchów przeszłości i już nie ma szans nas szantażować – tłumaczy nieco ściszonym tonem Alek i badawczo zerka na mnie.
- Wytrąciliście mu jego broń i musiał pogodzić się z porażką?
- Dokładnie tak – przytakuje na to trafne podsumowanie staruszka. Prawda jest taka, że Piotr próbował wyłudzić od Alka obiecane pieniądze. Umówiliśmy się z nim we wskazanym miejscu na przekazanie pieniędzy, które miały zagwarantować uśpienie jego pamięci na kilka kolejnych lat. Jakie było jego zdziwienie, kiedy zobaczył nas oboje. Wyjaśniłam mu, że znam już najściślej strzeżony sekret moich rodziców i w żaden sposób nie zmienia on mojej rzeczywistości. No może jednak trochę zmienił. Sprawił, że Piotr ulotnił się z naszego życia bez słowa, doskonale wiedząc, ze stracił swoje asy z rękawa. Z drugiej strony wiem, że moja rodzina sama w imię mojego dobra stworzyła swoją pietę Achillesową, która była jednym z powodów odwiecznych walk między moim dziadkiem a Piotrem.
- Było minęło, może to i wyszło nam na lepsze – rozmyślam na głos i słyszę głośny toast z drugiego końca Sali.
- Za życie, z którym możemy zrobić wszystko!
Koniec.
Hejka Kochani! <3
To zabawne, że "Bar pod zegarem" zaczęłam pisać w 2020 roku, a skończyłam w 2023. Kieruje podziękowania dla każdego kto pomimo takich przerw w publikacjach rozdziałów nadal je czytał. Czasami już myślałam, że nie ma to sensu. Wracałam po X razy na watt z obietnicą regularnych publikacji. I co? I g*wno. I d*pa. Ale uporem maniaka znów próbuje. Każdy Twój komentarz/gwiazdka były jak punkt zapalny lub pstryczek w nos dla mnie. Dziękuję! <3
Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się poprowadzić regularnie, którąś z historii, które wciąż siedzą mi w głowie. To nie koniec. Ale jeszcze nie znam daty nowego początku.
Trzymajcie się!
Loretta- Mirel
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro