Rozdział 6
Dzień trzeci.
Z perspektywy Briana.
-Widziałeś Aillen?- zapytałem chłopaka, który chodził z nią do klasy.
-Nie ma jej w szkole.- wzruszył ramionami i powrócił do pisania czegoś na swoim telefonie.
Kurde wiem, że nie ma jej w szkole, w końcu mamy razem lekcje. Myślałam, że się spóźni, ale już trzecia lekcja, a jej nie ma. I nie powiem, że się o nią nie martwię, bo się o nią martwię.
Gdy wczoraj odwoziłem ją i jej brata do domu zobaczyłem, że zbladła gdy zobaczyła samochód na podjeździe i była zdenerwowana. A rysunek Bena kazała wyrzucić do kosza.
Coś było nie tak i dobrze o tym wiedziałem. Ale ona nie chciała nic powiedzieć i mówiła, że wszystko w porządku.
Jeszcze tylko cztery lekcje i będę mógł do niej pojechać. Jestem pewien, że coś się stało.
Z perspektywy Aillen.
Ben nie może zasnąć wiec zrobiłam mu w nocy kakao i przeczytałam bajkę. Ale nawet to nie pomogło. Bał się i pytał co mi się stało ale odpowiedziałam mu, że nic. Pytał kim był mężczyzna, który krzyczał ale nie odpowiedziałam mu. Powiedziałam mu żeby się nie martwił i zasnął.
Ja też byłam i jestem śpiąca ale nie mogę teraz spać. Nie teraz gdy nie mam pewności, że jest bezpieczny.
Dzwonek do drzwi zadzwonił, a ja zadrżałam. Przykryłam szczelniej chłopca kołdrą i pocałowałam w czoło. Wolała bym żeby się teraz nie obudził bo dopiero co zasnął.
Zeszłam na dół i podeszłam na palcach do drzwi spojrzałam przez judasza i zobaczyłam Briana.
-Aill, wiem, że mnie słyszysz otwórz.- otworzyć mu czy nie?
Wzięłam głęboki oddech i schyliłam lekko głowę, tak żeby nie widział mojego policzka. Przekręciłam klucz i otworzyłam powoli drzwi. Chłopak od razu wszedł do środka, a ja zamknęłam za nim drzwi I skierowałam się do kuchni, a on za mną.
-Chcesz coś do picia?- zapytałam nie patrząc na niego.
-Nie.- odpowiedział. Wyciągałam jedna szklankę i nalałam sobie soku pomarańczowego.
Przerzuciłam włosy na lewą stronę, tak żeby zasłaniały mój policzek i odwróciłam się w jego stronę.
-Dlaczego nie było Cię w szkole?- zapytał.
-Ben źle się czuje i zostałam z nim w domu.- odpowiedziałam cicho i spojrzałam na niego.
-Aillen?- zapytał.- Wszystko w porządku?- pokręciłam bezradnie głową i podniosłam głowę do góry. Chłopak gwałtownie wciągnął powietrze i wstał od stołu. Stanął przede mną i podniósł rękę, a ja zamknęłam oczy, nie wiedząc co chce zrobić.- Boisz się mnie?- zapytał, a ja otworzyłam oczy.
-Nie- odpowiedziałam.
-Kto cię uderzył?- zadał kolejne pytanie.
-Nie ważne- odpowiedziałam.
-Aillen- warknął, a ja zadrżałam.- Kto cię uderzył?- zapytał po raz kolejny.
-Brian, nie mogę ci powiedzieć.
-Boisz się go?- zapytał.
-Jego nie- prychnęłam.- Ale martwię się o Bena. Więc jeśli możesz, mów ciszej bo dopiero zasnął.
-Co się wczoraj stało?- zapytał. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech.
-Brian, to na prawdę nic. Bywało gorzej.
-Bywało gorzej?- zapytał z oburzeniem.- On cię już wcześniej bił?- patrzyłam wszędzie byle nie na niego.- Aillen?
-Nie mieszaj się w to- powiedziałam.
-Dziewczyno on cię uderzył, a z tego co wnioskuję nie pierwszy i nie ostatni raz.- powiedział głośno.
-Nie chce o tym rozmawiać.
-Aillen...
-Nie Brian- przerwałam mu.- Nie mogę cię w to mieszać.- powiedziałam łamiącym głosem.
Chłopak objął mnie ramionami i przyciągnął do siebie, a ja się w niego wtuliłam.
-Dlaczego nie chcesz o tym porozmawiać?- zapytał po chwili.
-Bo to tajemnica i przeszłość. A do przeszłości nie powinno się wracać.
-Czasem trzeba, żeby zmienić przyszłości.- odpowiedział.
-Ale to nie takie proste.- powiedziałam i odsunęłam się od niego. Poczułam ogromne zmęczenie, ziewnęłam lekko a chłopak się zaśmiał, a ja się zaczerwieniłam.
-Spałaś w nocy?- pokręciłam przecząco głową, a on spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami.- Zwariowałaś?
-Ben nie mógł zasnąć, a po za tym obawiam się że on tu wróci.
-Mała, musisz odpocząć.
-Nie mogę, bo on może tu wrócić. I co wtedy?
-Zostanę z tobą.
-Nie, napewno masz jakieś plany.- zaprotestowałam.
-Mam, zostać tu z tobą i dopilnować żebyś się przespała. Chociaż godzinkę.
-Ale...
-Nie ma żadnego ale.- przerwał mi.- Idziesz spać i koniec.
-Nie idę.- zaprotestowałam.
Na twarzy chłopaka pojawił się uśmiech. Pochylił się i przerzucił mnie przez ramię.
-Co ty robisz?- zapytałam
-Zaniosę cię do łóżka, żebyś sobie pospała. I nie kłóć się ze mną. Zostaję i koniec.
Uznałam, że nie ma sensu się z nim kłócić więc się poddałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro