Rozdział 5
Przed moim domem na podjeździe stał czarny sportowy samochód. Stał tam samochód Damona.
-Wszystko w porządku?- zapytał brunet, zapewne zauważył moją reakcję.
-Tak- starałam się żeby mój głos nie drżał.
-Może odprowadzę was do środka jesteś blada.
-Nie Brian, nie trzeba.- powiedziałam.- Ben chodź idziemy.- zwróciłam się do brata i wyszłam z samochodu.- Dziękuję Brian. A teraz spadaj stąd jak najszybciej. Widzimy się jutro w szkole.- powiedziałam i zamknęłam drzwi od jego samochodu. Po czekałam aż brat do mnie podejdzie i samochód bruneta zniknie z mojego zasięgu wzroku.- Ben- zwróciłam się do chłopca i kucnęłam przed nim.- Pamiętasz czego cie uczyłam?- chłopiec pokiwał głową.- To dobrze. Za domem jest drabinka, która prowadzi do mojego pokoju. Wejdziesz po niej powoli, cicho i ostrożnie. Wturlasz się pod moje łóżko. Pod nim jest klapa, odsuniesz ją, wejdziesz do środka i zamkniesz ją za sobą. Okej? Rozumiesz?
-Tak- odpowiedział chłopiec.- A ty?
-O mnie się nie martw. Nie ważne co usłyszysz pod żadnym pozorem nie wolno ci stamtąd wychodzić. Jak wszystko będzie okej to ja po ciebie przyjdę. Ale nie wolno ci wychodzić nawet jak cię zawołam. Po prostu nie ważne kto cię będzie wołał nie wychodź. Okej?- znów pokiwał głową.- Po cichu przejdź koło okien, a potem na drabinę. Już.- popchnęłam go lekko a on pobiegł gdzie mu kazałam. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w stronę drzwi.
Wyciągnęłam klucz i jak gdyby nigdy nic weszłam do domu. Światła były pogaszone, ale czułam czyjąś obecność. Zapaliłam światło i zamknęłam za sobą drzwi. Podniosłam wzrok do góry i ujrzałam opartego o ścianę mężczyznę w czarnych włosach.
-Witaj Aillen. Dobrze cię widzieć.- powiedział z tym swoim szyderczym uśmiechem.
-Ciebie nie- warknęłam.
-Odważna i zadziorna jak zawsze.- powiedział i podszedł do mnie szybkim krokiem przygwoździł mnie do ściany i pochylił się.- Gdzie jest Benjamin?- warknął.
-Nie ma go tu. - powiedziałam starając się żeby mój głos brzmiał pewnie.
-Nie kłam.- krzyknął i uderzył mnie w policzek. Spojrzałam na niego i splunęłam, za co znowu mnie spoliczkował.- Wiem, że tu jest. Powiedz gdzie, a dam ci spokój.
-Po moim trupie- syknęłam i kopnęłam go w kroczę. Odsunął się i zgiął się w pół.
-Ty suko- wrzasnął i się wyprostował. Chciałam uciec ale złapał mnie za nadgarstek i kolejny raz uderzył. Poczułam w ustach metaliczny posmak krwi.- Gadaj gdzie on jest.- warknął i znów przygwoździł mnie do ściany.
-Nie ma go tu- odpowiedziałam pewnie, a on przyłożył dłoń do mojej szyi.
-Nie umiesz kłamać. Powiedz gdzie on jest, a zostawię cię w spokoju.- wzmocnił swój uścisk na mojej szyi, przez co było mi trudno oddychać.
-Nigdy- wychrypiałam i z całej siły kopnęłam go w kroczę. Odsunął się ode mnie, a ja nie tracąc czasu, złapałam za pierwszą lepszą rzecz jaką miałam pod ręką i uderzyłam go nią.
-Zabiję cie.- krzyknął i złapał mnie za dłoń w której trzymałam moją broń.
-Puść mnie- krzyknęłam i próbowałam się mu wyrwać.
-Uspokuj się.- syknął mi do ucha. Znów kopnęłam go nogą w kroczę i odwróciłam się w jego stronę. Zaczęłam okładać go pięściami, a on zaczął cofać się do tyłu.
-Nigdy nie pozwolę ci dotknąć Bena.
-Jest moim synem. Mam do niego prawo.- powiedział z szyderczym uśmiechem.
-Nie jesteś jego ojcem. On nie ma ojca.- krzyknęłam i uderzyłam go z całej siły. Zatoczył się, a ja otworzyłam drzwi i popchnęłam go.- I żebyś tu chuju więcej nie wracał bo cię zabije.- warknęłam i zamknęłam drzwi na klucz.
-Jeszcze się policzymy.- usłyszałam jego krzyk, a po chwili dźwięk silnika i pisk opon. A potem już tylko ciszę.
Nie tracąc czasu. Zaczęłam biegać po pokojach i spuszczać rolety antywłamaniowe. Gdy byłam pewna, że jest bezpiecznie poszłam do siebie do pokoju i weszłam pod łóżko. Wpisałam kod i odsunęłam klapę.
-Chodź Ben.- powiedziałam do roztrzęsionego chłopca i pomogłam mu wyjść. Położyłam go na łóżku i zaczęłam głaskać po głowie.- Nie bój się, wszystko będzie dobrze.- mówiłam głaskając go po głowie.- Spróbuj zasnąć.
****
Rozdziały poprawia Bakamka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro