Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24


Kolacja minęła w przyjemniej atmosferze. Obecnie dwie kelnerki zbierają wszystko ze stołów, a ja, Ben, Brian, Cas i kilku jego ludzi siedzimy przy stole. Z tego co zdąrzyłam zauwarzyć w przeciągu tych kilkunastu godzin, które tutaj spędziłam. Wnioskuję, że jest tutaj dosć sporo ludzi. Muszą być naprawdę zaufanymi pracownikami skoro Casmir tylu ich ma. Mam nadzieję, że wszystkim można ufać i nic nam tutaj nie grozi.

- Aillen - Ben ciągnie mnie za rękaw bluzy Briana, którą mam na sobie. Mogłam ją ściągnąć ponieważ przyjaciel ciagle dwuznacznie się usmiecha co jest irytujace.

- Tak? - pytam chłopca i odwracam twarz w jwgo strone. Klęka na krześle i przysówa się do mojego ucha.

- Mogę zapytać wujka o rower? - pyta i patrzy na mnie z nadzieją.

- Jeżeli musisz - wzruszam ramionami i uśmiecham się. Skina głową i siada spowrotem na krześle.

- O co pytał? - szepcze mi na ucho Brian. Wywracam oczmi. Jacy oni wszyscy ciekawscy.

- Zaraz się zapewne dowiesz - odpowiadam.

- Wujek - mówi w tym samym czasie chłopiec. Casmir gestem rękę pokazuje mu, że zaraz, kończy zdanie, przerywa rozmowę z jednum z ochroniarzy i spogląda ta Bena.

- Tak? - unosi brew do góry.

- Będę mógł jeździć na rowerze po korytarzu? - pyta z nadzieją patrząc na mężczyznę. Casmir spoglada na mnie pytajaco jakby podjęcie decyzji należało do mnie.

- Na mnie nie patrz - unoszte ręce w obronnym geście i opuszczam je. - To twój dom ty decydujesz.

- Jeżeli Len będzie cię uczyć i pilnować - wzrusza ramionami. - To nie mam nic przeciwko.

- Dziękuję - wykrzykuje Ben, zeskakuje z krzesła i podbiega do Casmira. Mężczyzna smieje się i go przytula.

- A teraz pora spać maluchu. Musimy odpocząć po ciężkim dniu. Wszyscy dużo dzisiaj zrobili. Aillen, Brian, Sam. Dobranoc - mówi i powraca do rozmowy z ochroniarzem. Wzdycham cicho wstaję z krzesłą. Czekam aż Ben do mnie podejdzie, łapię go za rękę i wychodzę z pomieszczenia.

- Aillen - słyszę głos Sama. Odwracam się i spoglądam na przyjaciela zmierzającego w moją stronę.

- Tak? - pytam i ziewam. Moje policzki oblewa lekka czerwień z tego powodu. To trochę niegrzeczne z mojej strony.

- Nie przejmuj się - zbywa mnie machnięciem reki, pewnie widzi, że jestem zakłopotana. - To był cieżki dzień, na pewno jesteś zmęczona. - Skinam głową na potwierdzenie jego słów. - Może ja dzisiaj podłoże Bena spac? - proponuje.

- Mógłbyś? - pytam dla potwierdzenia.

- Oczywiscie - uśmiecha sie. - To dla mnie żaden problem. Mogę się nim zajać, a ty odpocznij.

- Dziękuję - mówię cicho. Sam pochyla sie w moją stronę i całuj mnie w czoło.

- Śpij spokojnie Leni - uśmiecha się i kuca przed Benem.

- To jak Benjaminie? Pójdziesz ze mną i dasz siostrze odpocząć? - pyta i szczypie go delikatnie w policzek. Chłopiec skina głową i puszcza moją dłoń. Unosi rączki do góry i czeka. Samuel śmieje się i bierze go na ręce, a następnie niesie w kierunku schodów. Ziewam po raz kolejny i powolnym krokiem sunę w stronę schodów. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego jak zmęczona jestem. Czuję jak moje nogi odgrywają się od podłogi na co reaguję piskiem.

- Spokinie - słyszę przy uchu głos Briana. - Nic ci nie zrobię. Zaniosę cię tylko do pokoju bo widzę, że jesteś wykończona i masz dość. Prawie zasypiasz na stojąco - śmieje sie i całuje mnie w skroń. Zarzucam ręce  jego szyję, otaczam ją ramionami i odpływam.

  Budzę się z powodu zimna. Jęczę cicho i otwieram oczy. W pomieszczeniu panuje ciemność, jedynie delikatnie światło księżyca daje minimalne oświetlenie, dzięki ktoremu widać jak dojść do drzwi balkonowych. Nie myśląc wiele staczam sie z łóżka i podchodzę do nich. Uchylam je i wchodzę na balkon. Zimne płytki pieką moje stooy ale nie zwracam na to uwagi. Spogladam w dół i dostrzrgam ze mam na sobie tylko koszulkę. Pochylam nos w stronę ramienia i wącham materiał. Do moich nozdrzy dostaje się charakterystyczny zapach Briana i jego wody kolońskiej. Tak slicznie pachnie ta koszulka. Mógłbym jej nie ściągać już nigdy.

Na zewnatrz jest o wiele cieplej niż w pokoju. Noc jest wyjatkowo ciepła. To dobrze. Unoszę głowę do góry i spoglądam w niebo. Gwazdy są rozsiane po całym niebie i świecą każda swoim światłem. Są takie piękne wzdycham cicho i powracam wzrokiem do patrzenia przed siebie.

- Przeziębisz się - słyszę za sobą zaspany głos Briana na co podskakuję w miejscu. Byłam pewna, a raczej myślałam, że śpi. Podchodzi do mnie i otacza moje ramiona swoimi  ramionami, a następnie opiera brodę na mojej głowie.

- Obudziłam cię? - pytam. Jestem lekko skrępowana jego gestem. Nie jestem do takich przyzwyczajona, a domyślam się, że i on raczej przez swoja senność nie bardzo wie co robi.

- Nie - mam wrażenie, że  kłamie ale nie dążę tematu. - Jest cieplej niż myślałem- komentuje zmieniając temat. - Ale płytki są zimne i to nie zmienia faktu, że możesz się przeziębić - dodaje.

- Tak - odpowiadam mając na myśli jego pierwsze stwierdzenie. - I nic mi nie będzie- dodaję do stwierdzonego przez niego faktu. Wywracam oczami ale robi mi się cieplej na sercu na myśl, że się o mnie martwi. A może to tylko z grzeczności? Bo tak wypada?

- Ale chodź do środka. Jest środek nocy, musimy się wyspać - odwracam się w jego strone, aby wyswobodzić się z jego uścisku. On jednak mi to uniemożliwia. Podnosi mnie i wnosi do pokoju. Kopnięciem zamyka drzwi. Oplatam go nogami w pasie. Podchodzi do mojego łóżka i kładzie mnie na nim, a następnie okrywa kołdrą.

- Dobranoc - szepcze mi do ucha i całuje w policzek.

- Dobranoc - mówię z uśmiechem. Prostuje się i podchodzi do swojego posłania.

Leżę i nie mogę zasnać. Słyszę miarowy oddech Briana co świadczy o tym, że śpi. Mma ochotę się obok niego położyć. Niewiele myśląc podnoszę się z łóżka i podchodzę do jego posłania.

- Nie śpisz jeszcze? - pyta zaspanym głosem. Nie spodziewałam się tego, wiec pisnęłam cicho.

- Nie - przyznaję. - Mogę sie obok ciebie położyć? - pytam niepewnie. Podnosi kołdrę do góry.

- Wskakij - mówi. Kładę się na materacu obok niego, przykrywa mnie poscielą i otacza ramieniem w tali.

- Dziękuję - szepczę.

- Za co? - pyta i przyciąga mnie bliżej siebie.

- Nie wiem - wzruszam ramionami na tyle na ile to możliwe. - Za wszstko- dodaję po chwili.

- Śpij maleńka - całuje mnie w tył głowy i opuszcza swoją na poduszkę obok. Zasypiam w jego ramionach nie czują już skrępowana, jak niedawno na balkonie.



*****

Jak się podoba rozdział?

Z góry przepraszam za błędy, możecie mnie poprawiać w komentarzach. Byłam bym za to wdzięczna, bo przynajmniej wtedy może zapamiętam jak napisać dany wyraz i więcej tego błędu nie popełnię. ☺☺








100 🌟+ 15💬= następny rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro