Rozdział 24
Kolacja minęła w przyjemniej atmosferze. Obecnie dwie kelnerki zbierają wszystko ze stołów, a ja, Ben, Brian, Cas i kilku jego ludzi siedzimy przy stole. Z tego co zdąrzyłam zauwarzyć w przeciągu tych kilkunastu godzin, które tutaj spędziłam. Wnioskuję, że jest tutaj dosć sporo ludzi. Muszą być naprawdę zaufanymi pracownikami skoro Casmir tylu ich ma. Mam nadzieję, że wszystkim można ufać i nic nam tutaj nie grozi.
- Aillen - Ben ciągnie mnie za rękaw bluzy Briana, którą mam na sobie. Mogłam ją ściągnąć ponieważ przyjaciel ciagle dwuznacznie się usmiecha co jest irytujace.
- Tak? - pytam chłopca i odwracam twarz w jwgo strone. Klęka na krześle i przysówa się do mojego ucha.
- Mogę zapytać wujka o rower? - pyta i patrzy na mnie z nadzieją.
- Jeżeli musisz - wzruszam ramionami i uśmiecham się. Skina głową i siada spowrotem na krześle.
- O co pytał? - szepcze mi na ucho Brian. Wywracam oczmi. Jacy oni wszyscy ciekawscy.
- Zaraz się zapewne dowiesz - odpowiadam.
- Wujek - mówi w tym samym czasie chłopiec. Casmir gestem rękę pokazuje mu, że zaraz, kończy zdanie, przerywa rozmowę z jednum z ochroniarzy i spogląda ta Bena.
- Tak? - unosi brew do góry.
- Będę mógł jeździć na rowerze po korytarzu? - pyta z nadzieją patrząc na mężczyznę. Casmir spoglada na mnie pytajaco jakby podjęcie decyzji należało do mnie.
- Na mnie nie patrz - unoszte ręce w obronnym geście i opuszczam je. - To twój dom ty decydujesz.
- Jeżeli Len będzie cię uczyć i pilnować - wzrusza ramionami. - To nie mam nic przeciwko.
- Dziękuję - wykrzykuje Ben, zeskakuje z krzesła i podbiega do Casmira. Mężczyzna smieje się i go przytula.
- A teraz pora spać maluchu. Musimy odpocząć po ciężkim dniu. Wszyscy dużo dzisiaj zrobili. Aillen, Brian, Sam. Dobranoc - mówi i powraca do rozmowy z ochroniarzem. Wzdycham cicho wstaję z krzesłą. Czekam aż Ben do mnie podejdzie, łapię go za rękę i wychodzę z pomieszczenia.
- Aillen - słyszę głos Sama. Odwracam się i spoglądam na przyjaciela zmierzającego w moją stronę.
- Tak? - pytam i ziewam. Moje policzki oblewa lekka czerwień z tego powodu. To trochę niegrzeczne z mojej strony.
- Nie przejmuj się - zbywa mnie machnięciem reki, pewnie widzi, że jestem zakłopotana. - To był cieżki dzień, na pewno jesteś zmęczona. - Skinam głową na potwierdzenie jego słów. - Może ja dzisiaj podłoże Bena spac? - proponuje.
- Mógłbyś? - pytam dla potwierdzenia.
- Oczywiscie - uśmiecha sie. - To dla mnie żaden problem. Mogę się nim zajać, a ty odpocznij.
- Dziękuję - mówię cicho. Sam pochyla sie w moją stronę i całuj mnie w czoło.
- Śpij spokojnie Leni - uśmiecha się i kuca przed Benem.
- To jak Benjaminie? Pójdziesz ze mną i dasz siostrze odpocząć? - pyta i szczypie go delikatnie w policzek. Chłopiec skina głową i puszcza moją dłoń. Unosi rączki do góry i czeka. Samuel śmieje się i bierze go na ręce, a następnie niesie w kierunku schodów. Ziewam po raz kolejny i powolnym krokiem sunę w stronę schodów. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego jak zmęczona jestem. Czuję jak moje nogi odgrywają się od podłogi na co reaguję piskiem.
- Spokinie - słyszę przy uchu głos Briana. - Nic ci nie zrobię. Zaniosę cię tylko do pokoju bo widzę, że jesteś wykończona i masz dość. Prawie zasypiasz na stojąco - śmieje sie i całuje mnie w skroń. Zarzucam ręce jego szyję, otaczam ją ramionami i odpływam.
Budzę się z powodu zimna. Jęczę cicho i otwieram oczy. W pomieszczeniu panuje ciemność, jedynie delikatnie światło księżyca daje minimalne oświetlenie, dzięki ktoremu widać jak dojść do drzwi balkonowych. Nie myśląc wiele staczam sie z łóżka i podchodzę do nich. Uchylam je i wchodzę na balkon. Zimne płytki pieką moje stooy ale nie zwracam na to uwagi. Spogladam w dół i dostrzrgam ze mam na sobie tylko koszulkę. Pochylam nos w stronę ramienia i wącham materiał. Do moich nozdrzy dostaje się charakterystyczny zapach Briana i jego wody kolońskiej. Tak slicznie pachnie ta koszulka. Mógłbym jej nie ściągać już nigdy.
Na zewnatrz jest o wiele cieplej niż w pokoju. Noc jest wyjatkowo ciepła. To dobrze. Unoszę głowę do góry i spoglądam w niebo. Gwazdy są rozsiane po całym niebie i świecą każda swoim światłem. Są takie piękne wzdycham cicho i powracam wzrokiem do patrzenia przed siebie.
- Przeziębisz się - słyszę za sobą zaspany głos Briana na co podskakuję w miejscu. Byłam pewna, a raczej myślałam, że śpi. Podchodzi do mnie i otacza moje ramiona swoimi ramionami, a następnie opiera brodę na mojej głowie.
- Obudziłam cię? - pytam. Jestem lekko skrępowana jego gestem. Nie jestem do takich przyzwyczajona, a domyślam się, że i on raczej przez swoja senność nie bardzo wie co robi.
- Nie - mam wrażenie, że kłamie ale nie dążę tematu. - Jest cieplej niż myślałem- komentuje zmieniając temat. - Ale płytki są zimne i to nie zmienia faktu, że możesz się przeziębić - dodaje.
- Tak - odpowiadam mając na myśli jego pierwsze stwierdzenie. - I nic mi nie będzie- dodaję do stwierdzonego przez niego faktu. Wywracam oczami ale robi mi się cieplej na sercu na myśl, że się o mnie martwi. A może to tylko z grzeczności? Bo tak wypada?
- Ale chodź do środka. Jest środek nocy, musimy się wyspać - odwracam się w jego strone, aby wyswobodzić się z jego uścisku. On jednak mi to uniemożliwia. Podnosi mnie i wnosi do pokoju. Kopnięciem zamyka drzwi. Oplatam go nogami w pasie. Podchodzi do mojego łóżka i kładzie mnie na nim, a następnie okrywa kołdrą.
- Dobranoc - szepcze mi do ucha i całuje w policzek.
- Dobranoc - mówię z uśmiechem. Prostuje się i podchodzi do swojego posłania.
Leżę i nie mogę zasnać. Słyszę miarowy oddech Briana co świadczy o tym, że śpi. Mma ochotę się obok niego położyć. Niewiele myśląc podnoszę się z łóżka i podchodzę do jego posłania.
- Nie śpisz jeszcze? - pyta zaspanym głosem. Nie spodziewałam się tego, wiec pisnęłam cicho.
- Nie - przyznaję. - Mogę sie obok ciebie położyć? - pytam niepewnie. Podnosi kołdrę do góry.
- Wskakij - mówi. Kładę się na materacu obok niego, przykrywa mnie poscielą i otacza ramieniem w tali.
- Dziękuję - szepczę.
- Za co? - pyta i przyciąga mnie bliżej siebie.
- Nie wiem - wzruszam ramionami na tyle na ile to możliwe. - Za wszstko- dodaję po chwili.
- Śpij maleńka - całuje mnie w tył głowy i opuszcza swoją na poduszkę obok. Zasypiam w jego ramionach nie czują już skrępowana, jak niedawno na balkonie.
*****
Jak się podoba rozdział?
Z góry przepraszam za błędy, możecie mnie poprawiać w komentarzach. Byłam bym za to wdzięczna, bo przynajmniej wtedy może zapamiętam jak napisać dany wyraz i więcej tego błędu nie popełnię. ☺☺
100 🌟+ 15💬= następny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro