Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

- Jak było? - podnoszę wzrok z nad książki i spoglądam w strone drzwi w ktorych stoi Brian.

- W porzadku. Casmir sprawdzał jak idzie mi strzelanie. Jutro rano mam stawić się przed zbrojownią.

Chłopak staje przy szafce obok swojego łóżka. Wiedzę jak wyciąga coś zza paska spodni i wkłada do szuflady.

- Co masz? - pytam i wstaję z łóżka. Powoli idę w jego stronę. Zatrzymuję się tuż za jego plecami i staję na palach aby zobaczyć co schował.

- Nieważne - odpowiada i szybko zasuwa szufladę.

- Brian - kładę dłoń na jego ramieniu. Obraca sie i bierze ją w swoje.

- Naprawdę, nieważne - mowi patrząc mi w oczy. Mrużę je powoli i uwarznie mu się przyglądam.

- Widzę i wiem, że to co tam masz wcale nie jest takie nieważne - straram się z sensem dobrać słowa. - Pokaż - proszę.

- Aillen - wzdycha. Kręcę głową.

- Pokaż - proszę. - Domyślam się, że Casmir dał ci coś co mi sie nie spodoba. Wzdycha cicho i obraca sie na pięcie. Odsuwa szufladę i spowrotem staje na wprost mnie. Unosi prawą rękę na wysokość moich oczu. Moja twarz oblewa się rumieńcem. Tego sie nie spodziewałam. Myślałam, że dał mu co innego.

- Zadowolona? - pyta. Zamykam oczy i zaciskam dłonie w pięści.

- Muszę do łazienki - wymyślam szybko i obracam się na pięcie. Gorąco mi po twarzy, czuję się zażenowana. Mogłam jednak sie powstrzymać. Ale jakoś nie chce mi sie wierzyć, że Casmir dał mu pudełeczko prezerwatyw.

Wchodzę do łazienki i zamykam za sobą drzwi. Ściągam ubrania i wchodzę pod prysznic. Dopiero gdy ciepłe krople wody spływają po moim ciele dociera do mnie, że mogłam się zastanowić zanim pod ten prysznic weszłam. Kto normalny myje sie w południe, zaraz po tym gdy zobaczy prezerwatywy i nie bierze ze sobą ubrań. Tylko od tak wchodzi i się myje. Uderzam się otwartą dłonią w czoło. Jestem głupia. Z moich ust wydostaje się cichy jęk bezradności.

- Żyjesz? - słyszę głos Braian zza drzwi.- Ej Aillen siedzisz tam już ponad pół godziny, wszystko w porządku? - pyta i uderza kilka razy w drzwi.

- Wszystko okay - odkrzykuję i otwieram oczy. Unoszę twarz do góry krople z niewyobrażalnie dużą siłą uderzają o moją twarz. Zakręcam kurki i wychodzę spod prysznica. Nie czułam, że woda jest zimna. Jak to możliwe? Osuszam ciało recznikim, materiał po tej czynności jest cały mokry więc zawieszam go na kaloryferze wyciągam z szafki drugi i owijam sie nim. Trzymam go na wysokości piersi aby mieć pewność, że nie spadnie. Staję przy drzwiach i biorę głęboki oddech. Przekręcam klucz w zamku i naciskam dłonią klamkę. Uchylam drewnianą powłokę i wychodzę. Brian leży na łóżku. Unosi głowę do góry z nad telefonu i wciąga szybko powietrze gdy mnie widzi.

- Aillen - warczy i szybko wstaje z łóżka.

- Przepraszam - mówię szczekając zębami. - Już się ubieram - podchodzę szybko do komody i odsuwam pierwszą szufladę. Dobrze że moje rzeczy sa wypakowane. Biore w dłonie bieliznę. - Odwrócisz się? - pytam spoglądając na niego. Wzdycha i odwraca sie. Ubieram szybko na siebie czarne figi i biustonosz. - Już - obraca się i spoglada na mnie. Znow zaczynam się trząść.

- Kobieto czy ty jesteś mądra? -pyta i szybko do mnie podchodzi  ściąga przez głowę koszulkę. - Unieś ręce - unoszę jedną wkłada mi koszulkę, przez głowę, wkładam jedną rękę do rękawa. Przytrzumuje nią ręcznik i drugą wkładam do drugiego rękawa. Szczękam zębami. Przecież woda powinna być ciepła. Casmir zapewniał, że jej nie brakuje. Brunet podnosi mnie jak pannę młodą, robi kilka kroków i kładzie mnie na łóżku. Puszczam ręcznik, a on opada na materac. Chłopak bierze go w dłonie i zanosi do łazienki. Wychodzi z pomieszczenia i podchodzi do swojego łóżka, bierze z niego kołdrę i kocyk. Podchodzi do mnie i przykrywa mnie swoją pościelą, mimo że już jestem przykryta tą z mojego łóżka. 

- Dzięki - mówię i okrywam kocykiem od niego ramiona. Siada obok mnie i kręci głową.

- Jesteś straszna - mówi i obejmuje mnie ramieniem. Przyciąga mnie do siebie, nie opieram się. Kładę głowę na jego raminu. Jest oparty o zagłówek więc jest nam wygodnie tak w połowie siedzieć, w połowie leżeć.

- Dlaczego? - pytam.

- Jak można tak długo stać pod prysznicem i to w dodatku podczas gdy woda jest lodowata - wyjaśnia kręcąc głową. - Ty rzeczywiście potrzebujesz przyzwoitki.

- Spadaj - warczę, ale po chwli dołączam do niego i razem się śmiejemy.

Nagle drzwi otwierają się i do środka wchodzi Ben. Odsuwam się szybko od Briana. Chłopiec z piskiem biegnie w naszą stronę. Otwieram szerzej oczy. Wyciągam ręce przed siebie, łapię go i przytulam, gdy wskakuje na łóżko.

- Powiedz mu żeby dał mi spokój - mówi i obejmuje rękoma moją szyję.

- Ale komu? - pytam. W tym samym momencie do środka wchodzi nie znany mi mężczyzna w średnim wieku.

- Tutaj jesteś - mówi patzrąc na Bena. - Chodź do mnie Benjaminie - wyciąga ręce w jego stronę. Delikatnie i dyskretnie staram się przesunąć Bena jak najbardziej za siebie. Brian chyba wyczuwa mój strach, bo jak na zawołanie zrywa się z łóżka i zagradza mężczyźnie drogę do nas.

- Kim jesteś? - pyta pewnym głosem.

- Jego ochroniarzem - mówi z lekkim oburzeniem i zdziwieniem. - Szef kazał mi pilnować tego małego skurczybyka. Ale gdy tylko wszedłem do jego pokoju zaczął przede mną uciekać i piszczeć. W końcu wpadł do tego pokoju - tłumaczy się.

Zapada cisza. Brian odwraca się w moją stronę i pochyla się nade mną.

- Mówi prawdę - szepcze mi na ucho.

- Skąd wiesz? - odpowiadam szeptem.

- Casmir mówił, że każdy ochroniarz ma indywidualny identyfikator - wyjaśnia. Wyglądam zza ramienia bruneta i mróżę oczy. Rzeczywiscie ma identyfikator, z imieniem, nazwiskiem, jakimś numerkiem i czymś jeszcze ale tego nie rozumien. Domyślalm sie, że to jakaś funkcja lub stopień. Wzdycham cicho i skinam głową.

- Ben - zwracam sje do swojgo podopiecznego. - Ten pan ma cię pilnować. Przysłał go wujek Casmi - tłumaczę mu. Skina głową i odsuwa się do mnie.

- Nie jest zły? - pyta.

- Nie jest - zapewniam go.

- Pobawisz się ze mną? - zwraca sie do mężczyzny. Ochroniarz szeroko otwiera oczy i patrzy na niego z zakłopotaniem. Zaczynam chichotać.

- Jeżeli dzięki temu przestaniesz krzyczeć i uciekać przede mną- mówi w końcu. Ben podbiega do niego, łapie za rękę i ciągnie w stronę drzwi.


*******

Co powiecie na częstsze dodawanie rozdziałów???

100 🌟+15 💬= następny rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro