Rozdział 11
Po słowach dziewczyny moja pewność siebie trochę się ulotniła a mała część odwagi wyprowała.
Czy jestem gotowy i pewny, zrezygnować z dotychczasowego życia, dla dziewczyny, której nie znam?
Spojrzałam na nią i to mi wystarczyło. W jej oczach był strach i nadzieja, smutek, tęsknota i wszystkie inne uczucia, których nie potrafię nawet opisać. W jej oczach zobaczyłem to coś, co przekonało mnie do mojej decyzji.
Przesunąłem dłonie po stole i położyłem je na dłoniach Aillen. Dziewczyna spojrzała na nasze dłonie, a następnie przeniosła wzrok na moją twarz i uśmiechnęła się smutno.
Jak taka młoda i delikatna osoba, tyle znosi i skąd w jej życiu jest tyle problemów i trudności?
-Jestem pewnien.- powiedziałem po dłuższej chwili cicho ale pewnie.
-Brian to jest decyzja, która zaważy nad całym twoim życiem. Wszystko się zmieni.
-Twoje życie zmieniła?- zapytałem.
-Ja to co innego.- Odpowodziała cicho nie patrząc na mnie. Wzięła ręce spod moich i położyła na swoje kolanach, ja swoje Przesunąłem bliżej siebie.
-Więc ty to co?- zapytałem.
-Nie chcę o tym mówić. Już i tak za dużo o mnie wiesz.
-Ale to nadal mało.- odpowiedziałem.
-Jak dla mnie to bardzo dużo.- Odpowiedziała cicho i spojrzała na mnie. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, ale ja wiedziałem,że to tylko maska. Nie jest możliwe żeby w ciągu tak krótkiego czasu, emocje ją opuściły.- Brian. Znamy się dopiero od trzech dni i to nie całych. Jesteś jedyną osobą, która w tak krótkim czasie tyle o mnie wie. Dla ciebie to może mało o mnie wiesz, ale dla mnie to bardzo dużo. Decyzja, która musisz podjąć nie może być pochopna. Jeśli ci powiem, wszystko się zmieni. Nie będzie już tak jak dawniej.
-Aillen. Jestem pewnien. Moje życie wcale nie jest takie na jakie wygląda. Wcale nie jest takie idealne. Też mam problemy, o których wolałbym nie mówić i nie chciał bym żeby ktokolwiek o nich wiedział. Ale tak się nie da. Daj sobie pomóc.
-Jesteś pewien ?- zapytała cicho.
-Tak jestem pewnien.- odpowiedziałem pewnie.
Dziewczyna wstała z krzesła i podeszła do drzwi, otworzyła je i popatrzyła na korytarz, następnie zamknęła je za sobą, sprawdziła czy dobrze to zrobiła i wróciła na swoje miejsce.
-Obiecaj mi, że nikomu tego nie powiesz, nikt się o tym od ciebie nie dowie.- powiedziała .
-Obiecuje.-zapewniłem.
Spojrzała na mnie i chwilę mi się przyglądała jakby szukała w mojej twarzy czegoś co by oznaczało, że kłamie.
Ale nie bałem się , mówiłem prawdę. Nie wiem jak w ciągu tych dni, tak bardzo się zmieniłem. Jak w ciągu tych trzech dni jestem w stanie podjąć decyzję, która zaważy na całym moim życiu. I nie tylko moim, ale też jej.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech i spuściła wzrok na swoje dłonie.
-Damona, poznałam jak miałam trzynaście lat.- mówił cicho i powoli.- W sumie to dwanaście, prawie trzynaście. Jest starszy ode mnie o cztery lata lub pięć. Już nawet nie pamiętam. Byłam młoda, głupia i zakochana. Zaprosiłam go do domu. Nie wiedziałam jakie będą tego konsekwencje. Ben nie jest moim bratem, jest moim siostrzeńcem, synem Damona. Miałam starszą siostrę, Damon ją zgwałcił, zaszła z nim w ciążę, urodziła Bena ale sama zmarła przy porodzie. Byłam przy narodzinach Bena, obiecałam siostrze, że zajmę się jej dzieckiem. Damon dowiedział się, że Flayer zaszła z nim w ciążę i od tej pory próbuje znaleźć Bena i mi go odebrać. Za każdym razem udaje nam się uciec. Ale on i tak nas znajduje. Ben o niczym nie wie, myśli że jestem jego siostrą. Jest jeszcz mały a Nie chce zabierać mu dzieciństwa. Wystarczy ze Emi było odebrane zbyt wcześnie. Potem pojawił się Casmir, dał nam ochronę, ale ona czasem zawodzi. Tak jak teraz. Damon nas znalazł i historia się powtarza. Musimy uciekać. Ale ja nie chce. Ben ma już cztery lata. Od czterech lat jestem poza domem. Od czterech lat nie widziałam rodziny. Nie mogę ryzykować. Jeśli pojawię się w domu, Damian może to użyć przeciwko mnie. Wie że za rodzinę jestem w stanie umrzeć, lub zrobić wszystko. Jedyną osobą, która przy mnie jest to Ben. Jestem jego opiekunką. Casmir jest Rosjaninem , zajmuje się nielegalnym rzeczami, między innymi gangami, do którego w pewnien sposób należę. Ale o tym nie teraz. Damon jest jednym z synów Bossa, wkrótce ma objąć stery nad gangiem. Wtedy zrobi sie nie ciekawe, nie będzie się musiał hamować, policja nic mu nie zrobi bo ma w niej swoich ludzi poza tym reszta się go boi. To nie jest takie proste jak się wydaje, odpowiedziałam ci to tylko z grubsza, zresztą nie tyko tobie. Casmir tez nie zna całej prawdy. Ta historia nie jest jedną z tych o których chce opowiadać - mówiła cicho jakby bała się, że głos się jej załamie.-Brian?- zapytała po dłuższej chwili gdy się nie odzywałem i spojrzała na mnie.
-Tak?- odpowiedziałem pytaniem.
-Dlaczego nic nie mówisz?- zapytała cicho i niepewnie.
-A co mam ci powiedzieć? Sam nie wiem. To co sie działo jest naprawdę dziwne. Nie spodziewałem się tego.- odpowiedziałem.
-Wiesz, że nie możesz się wycofać?
-Oczywiście, że wiem, że nie mogę się wycofać. Nawet nie zamierzam tego zrobić. Pomogę wam. Tylko nie wiem co mam robić. Nie jestem za bardzo w temacie, musiała byś mi powiedzieć, co mam robić. Bo nie mam pojęcia czym mam się zająć.
-Na początku będzie trzeba ogarnąć wszystko z Casmirem. on ci wyjaśni całą sytuację lepiej niż ja bo on i jego ludzie zajmują się znalezieniem Damona. A z tego co wiem to on jeszcze tu jest.
-Ułatwiasz mi dostęp do siebie skarbie?- usłyszałem męski głos z korytarza. Dziewczyna zadrżała lekko ,zerwał się z krzesła i wybiegła na korytarz.
-Czego chcesz?- krzyknęła głośno.
Szybko wyszedłem za nią. No tak zapomnieliśmy zamknąć drzwi. Stanąłem obok Aillen, która stała przed schodami odgradzając mężczyźnie drogę na górę, gdzie jest Ben.
-Widzę, że masz kolegę.- powiedział ze śmiechem. Spojrzałem na niego, blond włosy, wysoki, wysportowany, ubrane w drogie ciuchy i pistolet włożony delikatnie za spodnie. Obdarzyłem go groźnym mspojrzeniem.
-Czego tu szukasz?- zapytałem pewnie.
-Przyszedłem po swoją własność.- odpowiedział I przeniósł wzrok na Aillen.-No ale skoro tu jestem to mogę wziąść dodatkowo kilka osób. Na przykład ciebie skarbie - powiedział I zarobił krok w jej stronę.- Jestem pewnien, że z tobą w łóżku było by mi dobrze, nawet jakbyś nie chciała. Mógłbym cie potem dać do kilku moich znajomych, gdyby ci się u mnie nie podobało. Ben by u mnie został, nic by mu nie było. A twój kolega mógłby ci towarzyszyć, jestem pewnien ze nie pogardził by widokiem nagiej dziewczyny. Nie sądzisz?- z każdą chwilą zmniejszał odległość między nami.
Ale jego ostatnie zdania mnie wkurwiły. Oczywiście, ze Pogardził bym widokiem nagiej dziewczyny. Ale jeśli ona robi to dobrowolnie, a nie dlatego, że jakiś chory psychiczne człowiek, chce ją upokorzyć.
-Pogardził bym.- powiedziałem pewnie.
*****
Na weekendzie dodam jeszcze dwa rozdziały, bo już je prawie skończyłam.
Może uda mi się napisać coś na weekendzie majowym, to rozdziały będą częściej.
Mam nadzieje, że ktoś jeszcze czyta.
Jeśli będzie dużo 💬 to szybko dodam kolejny rozdział bo już jest napisany.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro