Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3


Dzień drugi.

Przez wszystkie lekcje i przerwy starałam się omijać Briana. Co było naprawdę trudne jeśli ma się z nim lekcje i on na nich z tobą siedzi.

Tak siedzi ze mną na każdej lekcji. Na każdej lekcji coś do mnie mówił ale go nie słuchałam. Nie odpowiadałam na jego pytania, po prostu go ignorowałam. W końcu dał sobie chyba spokój bo przestał za mną chodzić na przerwach i na dwóch ostatnich lekcjach się do mnie nie odzywał. Po za tym i tak nie miałam dzisiaj na nic ochoty. Gorszy dzień.

Z perspektywy Briana.

Od rana dziewczyna mnie unikała, nie odzywałam się do mnie i mnie ignorowała.

Gdy na lekcjach coś do niej mówiłem nie odezwała się. Unikała mnie, a do tego była smutna.

Nie wiem dlaczego ale i tak próbowałem i chciałem, wiedzieć dlaczego jest smutna. Chciałem jej pomóc.

Wmawiam sobie, że to dlatego, że mam ją bliżej poznać. W sumie to racja, mam ją poznać bliżej żeby potem móc o niej powiedzieć coś więcej.

Dlaczego akurat na nią trafiłem.

Westchnąłem i zeszłam z Aill schodami na dół.

-Aill- zawołałam ją zdrobnieniem, którego wczoraj używał jej brat.

-Znowu ty?- westchnęła odwracając się w moją stronę.

-Skończyłeś już lekcje?- zapytałem nie zwracając uwagi na jej pytanie. Pokiwała głową i zamknęła szafkę.- Ja też, czyli możemy już iść.- powiedziłam z uśmiechem.

-Chyba sobie żartujesz!- prawie krzyknęła. Kilka osób spojrzał na nas ale zgromiłem ich wzrokiem i od razu przestali się patrzeć.

-Mówię poważnie.- powiedziłem.

-Nie mogę dzisiaj.- westchnęła po chwili zastanowienia.

-Bo?- podniosłem pytająco brew.

-Bo nie mogę.- westchnęła.

-Możesz mi wytłumaczyć dlaczego?- zapytałem lekko zdenerwowany. No bo sorry, ja staram się być miły, a ona i tak swoje!

-Nie muszę ci się tłumaczyć.- powiedziła spokojnie.- Brian zrozum po prostu nie mogę. Nie ma siły się z tobą kłócić, ani ci się tłumaczyć. Dlaczego nie mogę? Bo to moje sprawy.

-Dlaczego nie chcesz pozwolić mi się bliżej poznać? Dlaczego mnie odpychasz chociaż nic ci nie zrobiłem?- zapytałem cicho. Dziewczyna spuściłam wzrok i zacisneła mocno powieki.

-Brian- jak ona wypowiada moje imię.- Są rzeczy o których się nie mówić.- w jej głosie usłyszałem ból.

-Aill- powiedziłam cicho jej imię.- Rozumiem, ale daj mi się poznać, a ja dam ci się poznać mnie.

-To nie takie łatwe.- wyszeptała. Położyłem dłonie na jej biodrach i przyciągnąłem ją do siebie.

Dziewczyna nie opierała się, oparła czoło o moją klatkę piersiową i delikatnie niepewnie objęła mnie w pasie.

-Przepraszam.- wyszeptała po chwili.- Jesteś dla mnie miły, a ja i tak jestem dla ciebie wredna.

-Zdarza się.- powiedziałem z cichym śmiechem. Dziewczyna uderzyła mnie w klatkę piersiową, ale nawet za bardzo tego nie poczułem.-To miało boleć?- zapytałem.

-Nie, łaskotać.- powiedziała ironicznie.

-To co idziemy do mnie?

-Nie mogę.- westchnęła.

-To w takim razie gdzie jedziemy?- zapytałem.

-Dzisiaj raczej nigdzie.- powiedziała i odsunęła się ode mnie.

-Dlaczego?- zapytałem po raz kolejny. Dziewczyna wzięła głęboki oddech.

-Bo nie mogę. Muszę odebrać Bena z przedszkola, a potem idę do kawiarni.- powiedziała cicho.

-Pojedziemy razem po Bena tak jak wczoraj, a po tem pójdziemy do kawiarni.

-Nie możecie ze mną iść szef i tak się na mnie wścieka, że przyprowadzam ze sobą brata, jak zobaczy was obu to mnie wywali.

-Pracujesz?- zapytałem ze zdziwieniem. Dziewczyna spojrzała na mnie z bólem w oczach i pokiwała głową.

-A twoi rodzice?- ciało dziewczyny spieło się.

-Nie będziemy o tym rozmawiać.- powiedziła szybko i odwróciła się tyłem do mnie.

Z perspektywy Aillen.

Droga do przedszkola minęła w ekspresowym tępie. Tak jak wczoraj weszłam na górne piętro Zapukałam i weszłam do środka.

Przy jednym ze stolików zobaczyłam zapłakanego Bena. Podeszłam do niego szybkim krokiem i kucnęłam obok niego.

-Co się stało?- zapytałm i położyłam mu rękę na ramieniu. Chłopiec odwrócił się w moją stronę i wtulił we mnie. Wstałam z nim na rękach i zaczęłam kierować się w stronę drzwi.

-Aillen.- usłyszałam głos jego nauczycielki.

-Tak?- zapytałam i odwróciłam się w jej stronę.

-Zastanów się nad tym co ci wczoraj powiedziałam.

-Już się zastanowiłam. Lepiej dla niego gdy nie ma przy nim rodziców.- powiedziłam i wyszłam z przedszkola.

-Co się stało?- zapytał brunet gdy zeszłam na dół, z Benem na rękach.

-Jeszcze nie wiem ale się dowiem.- odpowiedziałam.- No już Ben, nie płacz wszystko będzie dobrze. Jak szybko się ubierzesz i przestaniesz płakać to pozwolę ci w kawiarni wypić trzy kubki czekolady.- zwróciłam się do brata, a on od razu przestał płakać.

-Idę- powiedził, a ja postawiłam go na podłodze.

-Co się stało?- zapytał Brian gdy chłopiec zniknął z naszego punktu widzenia.

-Nie ma pojęcie.- wyszeptałam bezradnie kręcąc głową. Usiadłam na jednej z ławeczek pod ścianą i schowałam twarz w dłoniach.

-Wszystko będzie dobrze.- powiedział chłopak i usiadł obok mnie. Odwróciłam twarz w jego stronę i pokręciłam głową.

-Nie Brian, nic nie będzie dobrze. On się boi i ja dobrze wiem czego.- wyszeptałam i zadrżałam.

-Ty też się tego boisz.- powiedział chłopak.

-Ja się nie boję tego, ja się boję o niego.- wyszeptałam.

-Co to jest?- zapytał patrząc mi w oczy. Popatrzyłam przed siebie.

-Nie mogę ci powiedzieć. Sama sobie z tym poradzę.- powiedziłam i wstałam z ławeczki. Przetarłam twarz dłońmi i wzięłam głęboki oddech.

Ben przebiegł do mnie i od razu skierowaliśmy się w stronę drzwi. Wsiedliśmy do samochodu, którym Ben był zachwycony tak jak wczoraj. Na co się zaśmiałam, lubiłam gdy był taki beztroski i się śmiał. Z natury był pogodnym dzieckiem ale ostatnio znów zaczynają go nawiedzać koszmary.

-Jesteśmy- z zamyślenia wyrwał mnie głos bruneta.

-Dzięki- powiedziłam i chciałam wyjść ale chłopak złapał mnie za nadgarstek.-Co?- zapytałm

-Mogę wejść?- zapytał. Patrzyłam przez chwile na niego i zastanawiłam się czy mu pozwolić. Wczoraj nie pozwoliłam mu wejść. Ale dzisiaj... no właśnie dzisiaj coś się zmieniło. Był dla mnie miły i wogólę.

-Możesz- powiedziłam po chwili zastanowienia.

Chłopak zgasł silnik i wyszliśmy z samochodu. Ben pobiegł przodem i czekał na mnie przed drzwiami. Dom nie jest duży, ale dla nas wystarcza, po za tym zmieściło by się w nim jeszcze kilka osób. Dwie lub trzy.

Wyciągłam klucz z plecaka i puściłam ich przodem.

-Idź- powiedził chłopak gdy kazałam mu wejść pierwszemu. Westchnęłam nie chcąc się z nim kłócić.- Na zamek zamknij.- powiedziłam, a chłopak kiwnął głową i zrobił co powiedziałam.

Odłożyłam plecak na krzesło w kuchni i odwróciłam się w stronę bruneta.

-Ładnie tu- powiedził.

-Wiem, w końcu sama urządzałam.

-Serio?- zapytał z nie dowierzeniem, a ja pokiwałam głową.- Masz bardzo dobry gust.

-Dziękuję- Powiedziłam zawstydzona.

-Idziemy?- zapytał Ben wchodząc do kuchni, pokiwałam głową i podeszłam do niego.- A ty idziesz z nami?- zwrócił się do Briana.

-Jeśli twoja siostra się zgodzi.- powiedział chłopak i spojrzeli na mnie.

-Możesz- odpowiedziałam po chwili ze śmiechem gdy zobaczyłam jego minę.

-Tak- krzyknął chłopiec i zaczął skakać po kuchni, a ja zaczęłam się śmiać. Po raz pierwszy szczerze od dłuższego czasu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro