Rozdział 3
Dzień drugi.
Przez wszystkie lekcje i przerwy starałam się omijać Briana. Co było naprawdę trudne jeśli ma się z nim lekcje i on na nich z tobą siedzi.
Tak siedzi ze mną na każdej lekcji. Na każdej lekcji coś do mnie mówił ale go nie słuchałam. Nie odpowiadałam na jego pytania, po prostu go ignorowałam. W końcu dał sobie chyba spokój bo przestał za mną chodzić na przerwach i na dwóch ostatnich lekcjach się do mnie nie odzywał. Po za tym i tak nie miałam dzisiaj na nic ochoty. Gorszy dzień.
Z perspektywy Briana.
Od rana dziewczyna mnie unikała, nie odzywałam się do mnie i mnie ignorowała.
Gdy na lekcjach coś do niej mówiłem nie odezwała się. Unikała mnie, a do tego była smutna.
Nie wiem dlaczego ale i tak próbowałem i chciałem, wiedzieć dlaczego jest smutna. Chciałem jej pomóc.
Wmawiam sobie, że to dlatego, że mam ją bliżej poznać. W sumie to racja, mam ją poznać bliżej żeby potem móc o niej powiedzieć coś więcej.
Dlaczego akurat na nią trafiłem.
Westchnąłem i zeszłam z Aill schodami na dół.
-Aill- zawołałam ją zdrobnieniem, którego wczoraj używał jej brat.
-Znowu ty?- westchnęła odwracając się w moją stronę.
-Skończyłeś już lekcje?- zapytałem nie zwracając uwagi na jej pytanie. Pokiwała głową i zamknęła szafkę.- Ja też, czyli możemy już iść.- powiedziłam z uśmiechem.
-Chyba sobie żartujesz!- prawie krzyknęła. Kilka osób spojrzał na nas ale zgromiłem ich wzrokiem i od razu przestali się patrzeć.
-Mówię poważnie.- powiedziłem.
-Nie mogę dzisiaj.- westchnęła po chwili zastanowienia.
-Bo?- podniosłem pytająco brew.
-Bo nie mogę.- westchnęła.
-Możesz mi wytłumaczyć dlaczego?- zapytałem lekko zdenerwowany. No bo sorry, ja staram się być miły, a ona i tak swoje!
-Nie muszę ci się tłumaczyć.- powiedziła spokojnie.- Brian zrozum po prostu nie mogę. Nie ma siły się z tobą kłócić, ani ci się tłumaczyć. Dlaczego nie mogę? Bo to moje sprawy.
-Dlaczego nie chcesz pozwolić mi się bliżej poznać? Dlaczego mnie odpychasz chociaż nic ci nie zrobiłem?- zapytałem cicho. Dziewczyna spuściłam wzrok i zacisneła mocno powieki.
-Brian- jak ona wypowiada moje imię.- Są rzeczy o których się nie mówić.- w jej głosie usłyszałem ból.
-Aill- powiedziłam cicho jej imię.- Rozumiem, ale daj mi się poznać, a ja dam ci się poznać mnie.
-To nie takie łatwe.- wyszeptała. Położyłem dłonie na jej biodrach i przyciągnąłem ją do siebie.
Dziewczyna nie opierała się, oparła czoło o moją klatkę piersiową i delikatnie niepewnie objęła mnie w pasie.
-Przepraszam.- wyszeptała po chwili.- Jesteś dla mnie miły, a ja i tak jestem dla ciebie wredna.
-Zdarza się.- powiedziałem z cichym śmiechem. Dziewczyna uderzyła mnie w klatkę piersiową, ale nawet za bardzo tego nie poczułem.-To miało boleć?- zapytałem.
-Nie, łaskotać.- powiedziała ironicznie.
-To co idziemy do mnie?
-Nie mogę.- westchnęła.
-To w takim razie gdzie jedziemy?- zapytałem.
-Dzisiaj raczej nigdzie.- powiedziała i odsunęła się ode mnie.
-Dlaczego?- zapytałem po raz kolejny. Dziewczyna wzięła głęboki oddech.
-Bo nie mogę. Muszę odebrać Bena z przedszkola, a potem idę do kawiarni.- powiedziała cicho.
-Pojedziemy razem po Bena tak jak wczoraj, a po tem pójdziemy do kawiarni.
-Nie możecie ze mną iść szef i tak się na mnie wścieka, że przyprowadzam ze sobą brata, jak zobaczy was obu to mnie wywali.
-Pracujesz?- zapytałem ze zdziwieniem. Dziewczyna spojrzała na mnie z bólem w oczach i pokiwała głową.
-A twoi rodzice?- ciało dziewczyny spieło się.
-Nie będziemy o tym rozmawiać.- powiedziła szybko i odwróciła się tyłem do mnie.
Z perspektywy Aillen.
Droga do przedszkola minęła w ekspresowym tępie. Tak jak wczoraj weszłam na górne piętro Zapukałam i weszłam do środka.
Przy jednym ze stolików zobaczyłam zapłakanego Bena. Podeszłam do niego szybkim krokiem i kucnęłam obok niego.
-Co się stało?- zapytałm i położyłam mu rękę na ramieniu. Chłopiec odwrócił się w moją stronę i wtulił we mnie. Wstałam z nim na rękach i zaczęłam kierować się w stronę drzwi.
-Aillen.- usłyszałam głos jego nauczycielki.
-Tak?- zapytałam i odwróciłam się w jej stronę.
-Zastanów się nad tym co ci wczoraj powiedziałam.
-Już się zastanowiłam. Lepiej dla niego gdy nie ma przy nim rodziców.- powiedziłam i wyszłam z przedszkola.
-Co się stało?- zapytał brunet gdy zeszłam na dół, z Benem na rękach.
-Jeszcze nie wiem ale się dowiem.- odpowiedziałam.- No już Ben, nie płacz wszystko będzie dobrze. Jak szybko się ubierzesz i przestaniesz płakać to pozwolę ci w kawiarni wypić trzy kubki czekolady.- zwróciłam się do brata, a on od razu przestał płakać.
-Idę- powiedził, a ja postawiłam go na podłodze.
-Co się stało?- zapytał Brian gdy chłopiec zniknął z naszego punktu widzenia.
-Nie ma pojęcie.- wyszeptałam bezradnie kręcąc głową. Usiadłam na jednej z ławeczek pod ścianą i schowałam twarz w dłoniach.
-Wszystko będzie dobrze.- powiedział chłopak i usiadł obok mnie. Odwróciłam twarz w jego stronę i pokręciłam głową.
-Nie Brian, nic nie będzie dobrze. On się boi i ja dobrze wiem czego.- wyszeptałam i zadrżałam.
-Ty też się tego boisz.- powiedział chłopak.
-Ja się nie boję tego, ja się boję o niego.- wyszeptałam.
-Co to jest?- zapytał patrząc mi w oczy. Popatrzyłam przed siebie.
-Nie mogę ci powiedzieć. Sama sobie z tym poradzę.- powiedziłam i wstałam z ławeczki. Przetarłam twarz dłońmi i wzięłam głęboki oddech.
Ben przebiegł do mnie i od razu skierowaliśmy się w stronę drzwi. Wsiedliśmy do samochodu, którym Ben był zachwycony tak jak wczoraj. Na co się zaśmiałam, lubiłam gdy był taki beztroski i się śmiał. Z natury był pogodnym dzieckiem ale ostatnio znów zaczynają go nawiedzać koszmary.
-Jesteśmy- z zamyślenia wyrwał mnie głos bruneta.
-Dzięki- powiedziłam i chciałam wyjść ale chłopak złapał mnie za nadgarstek.-Co?- zapytałm
-Mogę wejść?- zapytał. Patrzyłam przez chwile na niego i zastanawiłam się czy mu pozwolić. Wczoraj nie pozwoliłam mu wejść. Ale dzisiaj... no właśnie dzisiaj coś się zmieniło. Był dla mnie miły i wogólę.
-Możesz- powiedziłam po chwili zastanowienia.
Chłopak zgasł silnik i wyszliśmy z samochodu. Ben pobiegł przodem i czekał na mnie przed drzwiami. Dom nie jest duży, ale dla nas wystarcza, po za tym zmieściło by się w nim jeszcze kilka osób. Dwie lub trzy.
Wyciągłam klucz z plecaka i puściłam ich przodem.
-Idź- powiedził chłopak gdy kazałam mu wejść pierwszemu. Westchnęłam nie chcąc się z nim kłócić.- Na zamek zamknij.- powiedziłam, a chłopak kiwnął głową i zrobił co powiedziałam.
Odłożyłam plecak na krzesło w kuchni i odwróciłam się w stronę bruneta.
-Ładnie tu- powiedził.
-Wiem, w końcu sama urządzałam.
-Serio?- zapytał z nie dowierzeniem, a ja pokiwałam głową.- Masz bardzo dobry gust.
-Dziękuję- Powiedziłam zawstydzona.
-Idziemy?- zapytał Ben wchodząc do kuchni, pokiwałam głową i podeszłam do niego.- A ty idziesz z nami?- zwrócił się do Briana.
-Jeśli twoja siostra się zgodzi.- powiedział chłopak i spojrzeli na mnie.
-Możesz- odpowiedziałam po chwili ze śmiechem gdy zobaczyłam jego minę.
-Tak- krzyknął chłopiec i zaczął skakać po kuchni, a ja zaczęłam się śmiać. Po raz pierwszy szczerze od dłuższego czasu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro