•8•
Poczułam jak ktoś delikatnie szarpie mnie za ramię. Jestem zbyt leniwa, aby otworzyć oczy.
-Nao, wstań już. Proszę.. -gdy usłyszałam jęk ze strony Camerona otworzyłam oczy i się zaśmiałam.
-Już dobra, dobra. Wstałam. - powiedziałam i otworzyłam drzwi. Gdy wysiadłam z auta mogłam poczuć ten charakterystyczny zapach drzew. Rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam, że obok naszego samochodu znajdują się jeszcze cztery inne.
-Idziemy. - usłyszałam za plecami głos Camerona. Chłopak trzymał w rękach nasze bagaże. Nie lubię jak ktoś robi coś za mnie, dlatego podeszłam do niego i ściągnęłam torbę z pleców. Szarooki jak poparzony odwrócił się do tyłu.
-Oddaj mi to. - powiedział mrużąc oczy i powolnym krokiem podchodząc do mnie.
-Nie, nie lubię jak ktoś mnie w czymś wyręcza. I tak masz jeszcze trzy torby. - powiedziałam i wskazałam na bagaż w jego lewej ręce.
-Ale to jest ciężkie, daj mi to. - powiedział i wyciągnął ręce. Ja nic nie robiąc sobie z jego słów szłam dalej leśną dróżką. Za sobą usłyszałam jeszcze głębokie westchnięcie. Szarooki dorównał ze mną kroku i razem już pokonywaliśmy drogę.
Po nie całych dziesięciu minutach zatrzymaliśmy się na polu gdzie było już rozstawione pięć namiotów. Cameron pewnym siebie krokiem poszedł w tamtym kierunku. Za to ja szłam bardzo powolnym krokiem. Dopiero teraz czułam się niepewnie. Jadąc samochodem nie przejmowałam się jacy są ale czy mnie zaakceptują. Brunet cały czas mi powtarzał, że wszyscy na pewno mnie polubią ale co ja mogę wiedzieć.
Z namiotów wyszło czterech chłopaków i jedna dziewczyna. Miała bardzo jasną cerę i długie, ciemne włosy do pasa. Jeden z bliźniaków miał kolczyk w lewej brwi. Oboje mieli blond włosy i byli bardzo wysocy. Trzeci chłopak miał krucze włosy i niebieskie jak ocean oczy. Ostatni miał włosy czarne z blond grzywką, jego oczy miały bardzo intensywny, zielony kolor. Z moich przemyśleń wyrwało mnie nawoływanie Camerona.
-To jest Nao, opowiadałem wam o niej. - powiedział. Powolnym krokiem podeszłam do przyjaciół Camerona i rzuciłam ciche Cześć.
-Miło nam cię poznać. Ja jestem Rey, a to mój brat Taylor. Jeszcze Brad, Scott i Lucy. - wszyscy pokiwali do mnie głowami. Muszę przyznać, że może nie będzie tak źle.
***
Moje szczęście mnie dziś opuściło, ponieważ kazało się, że mój namiot jest dziurawy. Mogłam sprawdzić go przed wyjazdem ale przez Camerona, który mnie tylko popędzał zapomniałam o tym. No i właśnie takim sposobem musi dzielić namiot ze mną.
Na dworze robi się co raz ciemniej i zimniej. Wszyscy postanowiliśmy się cieplej ubrać i zrobić małe ognisko. W sumie to będzie dobry moment abym mogła się z nimi lepiej zapoznać. Weszłam do namiotu i wyciągnęłam z torby moją ulubioną szarą bluzę.
Wszyscy usadowili się na drewnianych ławeczkach wokół ogniska. Rey i Scott co chwile dokładali drewna do ognia. Teraz było o wiele cieplej.
-Hej, Nao. - odezwał się Brad. Posłałam mu pytające spojrzenie. - Ile ty masz tak w ogóle lat?
-19.
-Młoodziutka. - mruknął pod nosem a ja się zaśmiałam.
-Chodzisz na studia? - zapytała Lucy.
-Nie, nie chodzę. Pracuję w małej kawiarence w Dallas ale to chyba wiecie. - powiedziałam i nerwowo się zaśmiałam.
***
Cały wieczór śpiewaliśmy i gadaliśmy. Okazało się, że z Lucy mamy naprawdę wiele wspólnego. Jest bardzo miła i sympatyczna. Nie tak jak inne plastiki, które zdążyłam poznać w swoim życiu.
Leżałam właśnie w namiocie gdy zamek zaczął wydawać swój charakterystyczny dźwięk, a do środka wszedł Cameron. Przebrał się w koszulkę i jakieś spodenki oraz białą bluzę. Położył się po prawej stronie i westchnął.
-Jak się bawiłaś? - zapytał.
-Naprawdę dobrze. Lucy i chłopaki są zabawni. - powiedziałam przypominając sobie jak cała piątka chłopaków udawała jakieś cizie, które kłócą się o koszulkę w centrum. Razem z dziewczyną spadłyśmy z ławki ze śmiechu.
-Tak myślałem, że ci się spodoba. Dobranoc.
-Dobranoc.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro