Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1.

Luty 2023.

Pov. Konopskyy

Minęło kilka tygodni od mojego pierwszego filmu na temat obrzydliwego zachowania Leksia i wybuchu wielkiej dramy z szanownym panem Wardęgą – szeryfem internetu. Nasza drama, a raczej spina zaczęła przypominać jakiś brazylijski melodramat, który rozgrywał się na oczach milionów internautów. I szczerze, powoli miałem tego dosyć. Męczyło mnie to nerwowe oczekiwanie na kolejny ruch druida. Moja psychika powoli zaczęła zaliczać tzw. „sitting" i nie wiedziałem ile czasu mi jeszcze zostało zanim zaliczę załamanie nerwowe. W tym niezwykle napiętym dla mnie czasie jedyną osobą, która mnie wspierała był Cezary, mój montażysta i najbliższy przyjaciel. Ograniczyłem również wyjścia na zewnątrz i jedzenie zamawiałem głównie przez glovo.

Pewnie spytacie: dlaczego?

Otóż od ostatniego filmiku starego dziada zacząłem otrzymywać groźby, że coś mi się może stać jak nie przestanę szkalować Leksia oraz atakować Sylwestra. Z początku nie brałem tego na poważnie i regularnie usuwałem wiadomości, lecz z czasem przybrało to na sile i nieźle siadło mi to na psychikę. Bałem się cokolwiek zrobić: zrobić zakupy, wyjść na spacer itp. Całe dnie spędzałem na przeglądaniu Internetu w poszukiwaniu jakiegokolwiek haka na Wardęgę lub obsesyjnie czytałem komentarze pod moimi filmami, które nawiasem mówiąc były w większości negatywne niż pozytywne. Fakt, może zjebałem z researchem i zweryfikowaniem wieku dziewczyn, które się ze mną kontaktowały, ale to nie był powód, aby mnie tak gnoić. Jeszcze ten przeklęty dziad nie odpuszczał i wypuszczał kolejny odcinek naszej telenoweli pt. „Kto kogo szybciej dojebie na argumenty". I zdecydowanie zaczął wygrywać. Przygryzłem wargę, nerwowo stukając paznokciem o ekranik telefonu. Drugą dłonią gładziłem futerko mojej wiernej towarzyszki, Channelki, która mruczała z zadowoleniem. Chociaż jedna była zadowolona ze sposobu w jaki spędzała dzień. Ja natomiast wpadałem w coraz większą paranoję. Dodatkowo moje myśli znów powracały do tamtej upojnej nocy, którą spędziłem po pijaku z Sylwestrem. Większości wieczoru nie pamiętałem, lecz dotyk, pocałunki wyryły mi się w umyśle. Poczułem jak policzki robią się cieplejsze.

- Boże, co ja robię. Nie myśl już o tym, Mikołaj, bo skończy się to dla ciebie nie najlepiej. - mruknąłem do siebie, odkładając telefon na szklany stolik stojący przy kanapie. To był nic nie znaczący epizod w moim życiu, o którym musiałem jak najszybciej zapomnieć. Sylwester zdawał się już tego nie pamiętać, skoro atakował mnie z całą zaciętością i zaciekłością. Poza tym miał już partnerkę życiową i ustabilizowane życie osobiste. Chyba. Chociaż nie powiem, kusiło mnie, aby wydobyć ten fakt na wierzch i oznajmić wszystkim, że umoralniający wszystkich szeryf internetu zdradził swoją wieloletnią dziewczynę z nikim innym jak swoim obecnym wrogiem numer jeden. To by dopiero był chichot losu. Z drugiej jednak strony była Monika, którym niczym nie zawiniła. Nie chciałem rujnować jej życia. Nie zasługiwała na to. Wystarczyło, że żyła z tym idiotą. Moje rozmyślania zostały przerwane przez wejście Cezarego.

- Nie mów, że znowu siedziałeś na socialach i szukałeś jakiegoś haka na Sylwestra. - powiedział z marszu, patrząc na mnie z dezaprobatą. Nic na to nie odpowiedziałem, patrząc się na niego z niewyraźnym wyrazem twarzy.

- Tak myślałem. - westchnął ciężko, rzucając kurtkę na kanapę. - Musisz przerwać tę dziecinadę. I to natychmiast. Nie jest ona dobra ani dla ciebie, ani dla niego. To co już robicie to podpada pod schemat: udowodnię rywalowi kto ma większe jaja i lepsze argumenty. - usiadł obok mnie, a Channelka – zdrajczyni – natychmiast zaczęła się do niego łasić, żebrając o pieszczoty. - Nie wiem dlaczego oboje jesteście tak zacięci, by zniszczyć drugiego. - pokręcił głową, wywracając oczami.

- Mógł się ten cymbał do mnie nie przypierdalać to by nie było problemu. - mruknąłem, opierając się wygodniej o kanapę i zamykając oczy. Odechciało mi się cokolwiek robić. A miałem nagrywać dzisiaj odcinek. Dlatego Cezary przyszedł.

- Serio, Miki? Cymbał i przypierdalanie się? A nie uważasz, że ma odrobinę racji mówiąc, że zjebałeś po całości research i wciągnąłeś w to inne osoby? - chłopak uniósł brew, wciąż się we mnie wpatrując.

- A ty po czyjej stronie jesteś? - warknąłem, otwierając oczy. - Po mojej czy tego dziada?

- Po twojej, Miki, serio, ale twój upór i zaślepienie powoduje, że nie wiesz co się dzieje wokół ciebie. Odpuść. - położył rękę na moim ramieniu. - I zajmij się czymś innym. Na przykład nagrywaniem nowego odcinka. I ignoruj go. Nie reaguj na jego zaczepki.

- Łatwo ci mówić. - szepnąłem. Cezary nawet nie miał pojęcia o tym co mnie i przywódcę Watahy łączyło w przeszłości.

- Chodź, czas nagrywać. - chłopak szarpnął mnie, bym wstał z kanapy i udaliśmy się do studia, by skupić się na czymś innym niż moje rozmyślania o tym co by było gdyby z Wardęgą.

Niemal trzy godziny później, odcinek został nagrany i wystarczyło tylko go zmontować i wsadzić na kanał. Na szczęście udało mi się nie myśleć przez ten czas o dramie z druidem i jako tako oczyścić umysł.

- No, to zmontuję go i wstawimy na kanał. - podsumował Cezary, wyłączając kamery oraz komputer. Jedynie kiwnąłem głową, dokańczając kawę.

- Dzięki, Czarek. Serio.

- Za co mi dziękujesz? - spytał, chowając sprzęt do futerałów.

- Dzięki tobie jeszcze nie zwariowałem. I potrząsasz mną, gdy tylko wariuję. Gdyby nie ty to pewnie wrzuciłbym w przypływie emocji parę storek lub filmów o Sylwestrze i moja kariera w internecie by się skończyła. - uśmiechnąłem się smutno, czując gorycz na końcu języka. Chłopak podszedł do mnie i chwycił za dłoń.

- Po to są przyjaciele. Na dobre i na złe. I żebyś nie popełniał głupich błędów. A co do watahy to odpuść. Serio. Ludziom już zaczęło się to przejadać. Widzę po komentarzach. - rzekł Dominiak, patrząc na mnie znacząco. - Obydwoje zatraciliście się w tej nienawiści. On powinien odpuścić z racji tego, że jest starszy i nie powinien zachowywać się jak gównażeria...

- Czy ty właśnie zasugerowałeś, że zachowuję się jak gównażeria? - podchwyciłem, unosząc brew.

- Tak, właśnie to zasugerowałem. Chociaż wait, cofam. Nie zasugerowałem. Ja was podsumowałem. - uśmiechnął się zadowolony z siebie.

- Oj, oj, bo poczuję się urażony. - odpowiedziałem ironicznie, po czym obydwoje się roześmialiśmy się. Atmosfera zdecydowanie się rozluźniła.

- To co? Pijemy coś czy musisz już lecieć? - spytałem, wychodząc z pomieszczenia i kierując się do kuchni. Od czasu afterparty po FAME MMA ograniczyłem spożycie alkoholu do minimum. A właściwie to do zera. Pewne wydarzenia skutecznie mi obrzydziły alkoholowe trunki.

- Mogę jeszcze chwilę zostać, ale potem muszę lecieć.

- Whiskey? Wódka?

- A masz może piwko? Nie wiem czy mam ochotę się schlać na amen.

- A kto powiedział, że się schlejemy?

- Miki, stary, ale prawie każde spotkania tak się kończą, że urywa nam się film. - Czarek spojrzał na mnie z politowaniem. Zmarszczyłem brwi. Każde?

- Przesadzasz. - odpowiedziałem, nalewając nam po trochu whiskey.

- Ja nie przesadzam. Ja stwierdzam fakty. - wziął swoją szklankę i udał się w kierunku salonu.

- Zabrzmiało to jakbyśmy byli alkoholikami i każda balanga zamieniała się w ostrą popijawę, a moje mieszkanie w melinę. - postałem chwilę w kuchni, by nadążyć za tymi informacjami i jakoś je przyswoić.

- W pewnym sensie nimi jesteśmy. - Czarek leżał już rozwalony na kanapie, a na jego kolanach koczowała królowa Channelka.

- Kurwa, serio? Chujowo się teraz czuję. - usiadłem obok niego, zamaczając wargi w bursztynowym trunku. Może i trochę miał rację, że gdy zaczynaliśmy pić to nie potrafiliśmy w odpowiednim momencie skończyć.

- No cóż. Bywa, nie? - chłopak przełknął alkohol, krzywiąc się nieco. - Nie wiem jak ty możesz to gówno pić.

- Normalnie. Łykami.

- Ale ty dowcipny jesteś. No nie mogę. - Czarek wywrócił oczami, ale na twarzy zagościł delikatny uśmiech.

- No taki już jestem. Nie wiedziałeś? - zaśmiałem się, upijając ponownie whiskey, czując jak rozpala mi gardło i wnętrzności. - To jest alkohol dla dojrzałych ludzi. Ty najwidoczniej jeszcze do niego nie dorosłeś.

- Odezwał się ten dojrzały. - montażysta wywrócił oczami.

- A żebyś wiedział, że jestem dojrzały. I to w wielu sprawach.

- Ciekawe jakich. - Cezary obrócił się do mnie i spojrzał prosto w oczy. - Od dobrych kilku miesięcy nie widziałem cię z żadną dziewczyną. Wprowadziłeś celibat czy co?

Jego słowa mnie zmroziły, a ręka ze szklanką zawisła w powietrzu. Nie spotykałem się z nikim od czasu pamiętnego afterparty, bo po pierwsze: po prostu nie miałem na to ochoty, a po drugie jedna osoba chodziła mi po głowie i musiałem się z tego wyleczyć. Nieskutecznie, jak widać, bo wracałem do tego po kilku miesiącach.

- Czarek...nie chcę się póki co z nikim spotykać. Zapracowany jestem. - odpowiedziałem ze zrezygnowaniem po dłuższej chwili, unikając jego spojrzenia. Ten uniósł brwi, jakby oczekując na dalszy ciąg mojej wypowiedzi.

- Zapracowany? W takim razie muszę cię gdzieś wyciągnąć. - skwitował Dominiak i odłożył szklankę na stolik. - W następny weekend pójdziesz ze mną do klubu.

- O nie. Co to to nie. - natychmiast zaprotestowałem, choć podskórnie czułem, że nic tym nie wskóram i tak z nim pójdę.

- Co nie? Mikołaj, życie to nie tylko praca. Musisz się też jakoś zabawić.

- Zabawić? A co dopiero wytknąłeś nam alkoholizm i brak jakichkolwiek hamulców. - wytknąłem mu z ledwo skrywanym rozbawieniem.

- Jezu, czepiasz się szczegółów. To będzie nasza ostatnia impreza na długi długi czas.

- Ta, jasne. Ostatnia. - prychnąłem, kładąc głowę na oparcie kanapy.

- Nie wierzysz mi?

- Jakoś ciężko mi w to uwierzyć.

- No to uwierz. Poznamy jakieś fajne laski, ty oderwiesz się od dram internetowych i będzie zajebiście. - Cezary skończył pić i wstał. - Ja się już muszę zbierać, ale dam ci info co i jak i pójdziemy się pobawić.

- Nie ustąpisz? - spytałem z nadzieją.

- Niestety, mój drogi przyjacielu. W tej kwestii nie ustąpię. Trzymaj się, brachu i do zobaczenia. - poklepał mnie po ramieniu i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Zostałem sam ze swoimi myślami. Byłem w nieco lepszym nastroju niż wcześniej, ale z tyłu głowy miałem groźby wypisywane pod moim adresem oraz jaki będzie kolejny ruch Wardęgi. Może Czarek miał rację i powinienem iść do przodu zamiast tonąć w tym bagnie?

Może powinienem wyprostować parę spraw i zamknąć ten rozdział? Decyzje, decyzje.

Przeciągnąłem się i ziewnąłem. Zerknąłem na zegar. Dochodziła 19. Za wcześnie na spanie. Tok rozmyślań przerwało miauczenie Channelki, która domagała się jedzenia.

- Już, już. Zaraz dostaniesz jedzonko, księżniczko. - zwróciłem się do niej pieszczotliwie, podnosząc tyłek i ruszając do kuchni, by nasypać karmy i uzupełnić wodę w misce mojego pieszczocha. Gdy to robiłem, usłyszałem dźwięk przychodzącego powiadomienia z instagrama. Zdecydowałem się jednak to zignorować, skupiając się na kocie oraz na tym, co puścić na Netflixie. Może „The Crown"? Słyszałem, że to niezły serial. Udałem się wolnym krokiem do łazienki, by wziąć szybki prysznic. Zamknąłem za sobą drzwi, rozebrałem się i wszedłem do kabiny. Niemal jęknąłem, gdy poczułem gorącą wodę na swojej skórze. I tak z szybkiego, kilkuminutowego prysznica przeciągnęło się do niemal czterdziestominutowej sesji. No cóż, bywa. Założyłem bokserki i udałem się do salonu, by rozpocząć mini seans. Chwyciłem za pilot, lecz widok telefonu i wcześniejszego powiadomienia przerwał mi tę czynność.

Odblokowałem ekran i moim oczom ukazała się wiadomość od najmniej spodziewanej osoby: Sylwestra Jebanego Wardęgi.

@sawardega_wataha:

co jest, młody? Już sobie odpuściłeś? ;)

A niech go szlag jasny trafi.

Ja i odpuszczenie czegokolwiek? Po moim i jego trupie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro