Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

52


Harry za nic ma moje uczucia, jakby go interesowało to co czuję to na pewno nie przyjeżdżałby tutaj. Mam ochotę wziąć pistolet i po prostu go zastrzelić. To by było najbardziej odpowiednie po tym co on zrobił z moim ojcem.

— Niech pani wraca do środka — mówi Wiliam.

— Vicky! — woła Harry i wychodzi z samochodu. Po jego sposobie marszu widać, że jest pod wpływem alkoholu. Harry naprawdę rzadko tak mocno się upija.

— Sama sobie z nim poradzę — komunikuje, a następnie wbrew wszelkiemu rozsądkowi do niego podchodzę. Uśmiecha się do mnie. Ja jednak tego nie odwzajemniam.

— Tak bardzo za tobą tęsknię kochanie. I się martwię, że zrobią ci tu jakąś krzywdę — powoli się do mnie zbliża.

— Bez obaw to ty jesteś najlepszy w krzywdzeniu mnie. Doskonale wiedziałeś jak bardzo kocham ojca, a jednak go zabiłeś. Czemu? Bo nie spełniłam twojego żądania i nie okazało się, że jestem w ciąży? Nie masz pojęcia jak bardzo się cieszę, że te testy wyszły negatywnie, bo wiem, że i następne dziecko byś mi zabił. Ty nie potrafisz niczego innego jak zabijanie tych, których kocham! — w oczach pojawiają mi się łzy. Te wszystkie wspomnienia są takie bolesne.

— Nie wierzysz mi, ale twoje cierpienie mnie boli. I choć wiele razy miałem do tego okazję to nigdy nie zrobiłem nic co by zagroziło życiu twojego ojca. Chciałem, ale nie potrafiłem go zabić. Musisz mi w to uwierzyć — patrzy mi prosto w oczy. Wydaje się taki szczery. Widocznie wszedł na nowy poziom oszukiwania.

— Chciałbym, ale nie jestem jeszcze na tyle głupia. Wracaj do domu i daj mi wreszcie ten cholerny rozwód. Chcę wreszcie zacząć życie od nowa.

— I związać się z mordercą własnego ojca. To ten Theo go zabił! Sypiasz z mordercą swojego ojca! — wrzeszczy i jeszcze bardziej się do mnie zbliża. Nie cofam się, ale dobrze wiem, że ochroniarze są już gotowości.

— Co ty tu robisz?! — nagle do moich uszu dociera podniesiony głos Theo. Dobrze, że się tu pojawił. — Nie dość ją skrzywdziłeś!?

— Przyznaj się do tego co zrobiłeś! Pieprzony nic nie warty sługus Alexa — teraz wzrok Harry'ego jest całkowicie skupiony na brunecie. — Zabiłeś go pewnie dlatego, że, nie chciał by Victoria była ze zwykłym pracownikiem, który nie ma jej niczego do zaoferowania. Ja przynajmniej mam nazwisko i pozycje. Nasze rodziny owszem były skonfliktowane, ale przynajmniej potrafiłem zapewnić zonie godne życie. Ty byłbyś jedynie pasożytem żerującym na Victorii.

— W odróżnieniu od ciebie nigdy jej nie skrzywdziłem. Odkąd tylko wróciłeś do jej życia to ona tylko cierpi. Zniknij wreszcie z naszego życia!

— To ty mieszasz się tam gdzie nie trzeba. Nic nie warty śmieć, który nie zna swojego miejsca.

Theo jest wściekły, dopiero co spiął się ze mną przez Nialla, a teraz jeszcze dochodzi konfrontacja z Harrym. Najwidoczniej to dla niego zbyt wiele jak na jeden dzień.

— Zasługuje na nią bardziej niż ktokolwiek.

— Po co tu przyjechałeś? — komunikuje Alex. Najwidoczniej któryś z ochroniarzy musiał go o wszystkim poinformować. — Już nie raz mówiłem, że nie sprzedam ci siostry — Alex podchodzi do mnie i owija swoje ramię wokół mojego pasa. Wiem, że chce mi tym dodać otuchy.

— Naprawdę cię nie docieniałem. Chociaż nadal nie mam pojęcia do czego ty dążysz. Skoro pozwoliłeś na zabójstwo własnego ojca to po co ci siostra.

— Ty już do końca zwariowałeś, jedyne czego pragnę to uwolnić Victorię od ciebie — oznajmia, a następnie pcha mnie  na podwórko. — Nie powinnaś z nim rozmawiać, a tym bardziej pozwalać by on był tak blisko ciebie. To było szalenie niebezpieczne.

Nie mówię tego na głos, ale ja czuję, że on nie zrobiłby mi krzywdy. A na pewno fizycznie.

Ktoś ma pomysł co takiego może kombinować Alex. Liczę też na wasze komentarze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro