Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14

Dominik

Wszyscy znajomi? Chyba tak ich mogę nazwać. Także jak mówiłem, wszyscy znajomi wyszli już z mieszkania bruneta, ale mi niestety na to nie pozwolił. Wyraźnie powiedział, że zostaje tu chociażby do poniedziałku, wtedy będę mógł wrócić do swojego domu. Z jednej strony było mi to na rękę, bo bynajmniej nie skonfrontuje się z ojcem tak szybko, ale przecież i tak za to oberwę, a nawet może gorzej niż mógłbym wracając wcześniej. Zapomniałem na ten moment o wszystkich złych rzeczach. Miałem teraz Filipa. On dawał mi szczęście i bezpieczeństwo. Będę mógł tu wrócić, jeśli coś się złego stanie, prawda?

- Domisiu! - krzyknął chłopak zza blatu kuchni połączonej z salonem, w którym ja leżałem rozwalony na całej długości kanapy.

- Od kiedy tak na mnie mówisz? - wstałem podchodząc leniwie do wyspy.

- Od kiedy powiedziałeś, że Ci się to podoba. - uśmiechnął się szczerze w moją stronę.- Musimy iść na jakieś małe zakupy. Będziesz mi towarzyszył tak? - dopytał widząc moją niepewną minę.

- Umm.. No okej. A gdzie chcesz iść?

- Szczerze, to gdziekolwiek. I tak nie kupuję jakoś dużo, bo zazwyczaj coś sobie zamawiam.

- Twoje życie musi być nudne. - mruknąłem podchodząc do lodówki drugi raz dziejszego dnia. Otworzyłem drzwiczki skanując prawie puste wnętrze. - Siedzisz tutaj, nie wygłupiasz się, nie masz współlokatora do rozmowy, nie gotujesz. To co ty robisz? - zaśmiałem się, na co chłopak chyba nie spodziewał się takich słów ode mnie. - Okej, a więc jakieś tam podstawowe produkty masz. Dajesz mi wolną rękę? Sprawie, że przez ten czas, kiedy tu będę, twoją codziennością stanął się domowe obiady. - zwróciłem swoją uwagę na Filipa, widząc jego zszokowanie zarumieniłem się i wtuliłem w jego tors. - Jeśli nie chcesz, to..

- Bierzesz co chcesz, ja płacę, ty gotujesz. - objął mnie ramieniem.

- Niech będzie.

Filip

Razem przeszliśmy się spacerem do najbliższego marketu. Zadowolony ze swojego pomysłu, zatrzymania Dominika u siebie na parę dni, podążałem za blondynem z koszykiem i patrzyłem jak co chwila jakiś produkt wpada do środka. Akurat kiedy mijaliśmy alejkę ze słodyczami zauważyłem ciągnący się wzrok młodszego- czego dopytałem podczas naszej rozmowy, kiedy szliśmy na te zakupy- po słodyczach. Wyglądał jak małe dziecko widzące otwarte czekoladki na stole, których nikt nie pilnuje.

- Weź sobie wszystko, na co tylko masz ochotę.

- Co? Naprawdę? - jego oczy błysnęły nadzieją i szczęściem jednocześnie. Pokiwałem tylko głową na tak. Nie musiałem się już powtarzać, bo po chwili obserwowałem z ogromnym uśmiechem biegającego w tą i z powrotem niebieskookiego. - Nie chce przesadzić. - zaśmiał się, po czym przytulił mnie mocno. - Ostatni raz jadłem słodycze jak jeszcze mama ze mną była. - zdziwiłem się na te słowa, zresztą nie tylko ja, zaraz chłopak złapał się za buzię i odsuną na znaczącą odległość. - To nie..

- Ja też nie mam już ze sobą mamy. - mruknąłem smutno. Nie chciałem żeby chłopak czuł się niekomfortowo z tą sytuacją, więc sam powiedziałem coś o sobie. - Idziemy dalej czy chcesz stąd coś jeszcze? - Dominik chyba zrozumiał, że nie za bardzo chcę o tym rozmawiać, tak jak on o sobie, więc ruszyliśmy dalej. Do końca zakupów żaden z nas nie wypowiedział słowa. Każdy zatopił się we własnych myślach o swoich bliskich. Nie umykała mi chęć poznania całej historii tego chłopaka, ale wiedziałem, że na to za wcześnie i przede wszystkim sam musiałbym otworzyć się na niego. W drodze powrotnej między nami również panowała cisza, w mieszkaniu też, prócz krótkiej wymiany zdań, gdyż Dominik chciał się umyć. Po poinstruowaniu go rozpakowałem wszystkie siatki, które ze sobą przynieśliśmy, po czym przysiadłem na kanapie zgarniając laptopa po drodze. Praca czekała, a pieniążki same się na konto nie przeleją.

Dominik

Gdy tylko wróciliśmy stwierdziłem, że potrzebuję odprężenia, a widziałem wcześniej w łazience wannę, o której pomyślałem od razu, kiedy przekroczyłem próg mieszkania bruneta. Spytałem go o to, czy mogę się wykąpać, na co on mi wszystko pokazał i opuścił pomieszczenie. Nalałem wody do połowy ceramicznej powierzchni, po czym wrzuciłem do środka jakąś kulkę, która leżała na blacie szafek. Mam nadzieję, że Filip się nie obrazi za to. Zdjąłem wszystkie ubrania i powoli zanurzyłem zimne od spaceru ciało w gorącej cieczy pachnącej lawendą. Poczułem jakby ulatywały ze mnie wszystkie ciężary dźwigane na codzień. Nie pamiętam, kiedy mogłem nacieszyć się takim ciepłem i czystością. Tak jakbym właśnie zmywał z siebie cały brud. Miałem chwilę, aby pomyśleć i odpocząć, jednak nie mogłem się do końca odprężyć. Cały czas po głowie plątała mi się myśl na temat zdania wypowiedzianego przez starszego w sklepie. Naprawdę chciałem mu pomóc, poznać jego przeszłość, dowiadywać się o nim wszystkiego, nauczyć życia z jego osobą. Śmiało mogłem go uznać teraz za najbliższego dla mnie. Pocałunek, przytulanie, spanie razem, którzy normalni znajomi tak robią? Czułem, że coś nas połączyło, stworzyła się między nami taka więź. Oboje siebie rozumiemy, nasze uczucia, zachowania, ciężką przeszłość. On już wyszedł na prostą, a teraz próbuje pomóc mi z moją sytuacją. Dostałem szansę by odbić się od dna, a tą szansą był Filip. Nie mogłem go odtrącać. Nie zasługiwał na to, tak wiele dla mnie robił. Cały czas kojarzyłem go z moją mamą, oboje byli względem mnie czuli i kochani. Podobało mi się tutaj, było o niebo lepiej niż z ojcem. Nikt mnie nie bił, nie oczerniał, niczego mi nie brakowało i ktoś okazywał mi trochę empatii. Gdybym tylko mógł, już nigdy bym się nie rozstawał z Filipem.

- Jesteś tam!? - usłyszałem chłopaka zza drzwi. Czyżbym się zasiedział?

- Tak, jestem! Już wychodzę! - wstałem z zimnej wody i opatuliłem ręcznikiem. Niestety nie wziąłem nic do przebrania. - Umm.. Filip!

- Co jest!?

- Nie mam tutaj ubrań żadnych!

- Zaraz coś Ci przyniosę.

Słyszałem kroki chłopaka, więc sam owinąłem pas materiałem i skierowałem się za nim, uprzednio wychodząc z łazienki. Patrzyłem jak brunet wyciąga ze swojej szafy parę czystych bokserek, koszulkę i dresy. Odwrócił się w moja stronę, przez co poczułem palący wzrok na swojej osobie. Bezwstydnie skanował moje ciało. Na policzkach zawitały mi rumieńce i to całkiem spore, nieprzyjemnie szczypały mnie w skórę, a sam stałem się strasznie skrępowany.

- Czy możesz mi dać te ubrania? - wymruczałem ledwo słyszalnie.

- Nie krępuj się. - prowokacyjnie na mnie spojrzał i nagle jego ręka z trzymanymi w niej materiałami wystrzeliła w górę. Zmrużyłem oczy na ten gest, po czym ruszyłem w jego stronę chyba jeszcze bardziej czerwony niż byłem wcześniej. Kiedy byłem już wystarczająco blisko próbowałem sięgnąć po odzienie, ale nagle zostałem przyciągnięty przez Filipa do siebie. Ciepła ręka wylądowała na mojej talii, zaś ta druga wyrzuciła ubrania na łóżko obok i dołączyła w silnym uścisku do tej wcześniejszej.

- F-Filip..

- Nie mogę uwierzyć w to, że tak piękne ciało zdobią tak szpetne siniaki. - mówiąc to cały czas patrzył mi w oczy. - Wiesz o tym? Masz cudną sylwetkę. Ba! Cały jesteś śliczny.

- Przestań. - chyba zaprzyjaźnię się na stałe z tymi rumieńcami.

- Mówię prawdę. - zbliżył swoje usta do tych moich, abym po chwili poczuł ich miękkość. Całowanie z nim było czymś wyjątkowym. Ja czułem się wyjątkowy. Nigdy w życiu nie doświadczyłem czegoś równie niezwykłego i nie byłem pewien czy to kwestia tego, iż to właśnie brunet ukradł mój pierwszy pocałunek czy raczej tego, że sama myśl o chłopaku czyniła to tak cudownym przeżyciem. Nie było to w żaden sposób nachalne, cała pieszczota emanowała czułością i spokojem, oddaniem, a zarazem pokazaniem swojej wyższości w tym ruchu. Tyle emocji, tyle nieodgadnionych odczuć. Niesamowite!

.....

Ruszamy z maratonem! 1/3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro