Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. Age of Ultron.

A teraz chodź. Musisz coś zjeść  zarządziłam. Chwyciłam jego dłoń, splatając nasze palce razem, aby czuł się trochę pewniej i razem ruszyliśmy na dół.

Zeszliśmy po schodach i jak gdyby nic się nie stało, usiedliśmy na kanapie obok Laury i Natashy. Podałam Bucky'emu jedzenie, sama biorąc swoją porcję.

Podczas mojej nieobecności uformowały się małe "grupki" i teraz prowadzone było kilka konwersacji. Z tego co udało mi się usłyszeć były to rozmowy o błahostkach. Nikt nie chciał się jeszcze zastanawiać nad tym, co dalej z Ultronem.
Osobiście miałam nadzieję, że nie będę musiała zagłębiać się w rozmowę, ale los miał inne plany.

Stanęła przede mną Lila  córka Laury i Clinta. Chwilę przyglądała się mi uważnie,po czym bezpardonowo wepchnęła się na kanapę obok mnie. 

Zesztywniałam nieco zdziwiona.

 Baldzo dobla kolacja - wysepleniła. Spojrzałam na nią z uniesionymi brwiami.

 Dziękuję  uśmiechnęłam się. Szatynka odwzajemniła gest.

 Umiesz strzelać z łuku?  zapytała, patrząc na mnie z jakąś dziwną słodkością w oczach.

 Nie...

 Ja też nie... Ale tatuś obiecał, że kiedyś mnie nauczy!  niemal wykrzyczała z radości.

 No... w takim razie będziesz najlepszym strzelcem na świecie. W końcu strzelanie z łuku to supermoc twojego taty.

Oczy małej zaświeciły się tak, jakby ktoś zapalił w nich światło. I to nie zwykłą jarzeniówkę, ale ledy.

 Tak, będę kiedyś taka jak on!  zawołała, a z radości niemal upuściła miskę z jedzeniem. Na szczęście udało mi się ją złapać. Ulokowałam ją z powrotem w rękach Lily, a ona tymczasem zadała kolejne pytanie.  A ty masz jakąś supermoc?

 Powiedzmy... Chcesz zobaczyć?  zapytałam w taki sposób, jakbym zdradzała jej największy sekret pod słońcem. Ona tylko pokiwała energicznie głową, najwyraźniej nie mogąc wykrztusić z siebie słowa przez ekscytację.

Uniosłam dłoń tak, aby była dobrze widoczna. Wokół niej zalśniła biała poświata i pojawiła się drobna kuleczka energii, która przeskakiwała pomiędzy moimi palcami, kiedy nimi poruszałam.
Lila rozdziawiła buzię z zachwytu. Przeniosłam białą poświatę na końcówki jej rozpuszczonych włosów, sprawiając, że uniosły się do góry ponad jej głowę.
Dziewczynka obserwowała to jak zaczarowana z ognikami zachwytu w oczach, a kiedy skończyłam na jej twarzy pojawił się lekki smutek.

 Twoja supermoc jest o wiele lepsza...

 Żartujesz?  zapytałam z emocjami w głosie.  To nie jest nawet w połowie tak fajne jak strzelanie z łuku. Tak naprawdę twój tata jest o wiele lepszy ode mnie. Naprawdę. Pomógł o wiele większej ilości osób niż ja. No i jeśli chcesz znać moje zdanie  szepnęłam konspiracyjnie  to on jest najsilniejszym Avengerem.

Oczy dziewczynki znów zabłysły, na co uśmiechnęłam się pod nosem. Oddała swoją miskę w moje ręce i szybko zeszła z kanapy, mówiąc, że szybko musi iść do taty. Już po chwili siedziała w objęciach Clinta, opowiadając mu coś żywo, a Barton słuchał z nie mniejszym zaangażowaniem co mówiła jego córka.

Uśmiechnięta spojrzałam na kobiety siedzące naprzeciwko mnie i dopiero teraz zauważyłam, że przyglądały mi się przez cały ten czas. Zresztą tak samo Bucky.

 Będziesz kiedyś wspaniałą mamą  powiedziała Laura z wielkim uśmiechem na twarzy, gładząc swój brzuch, po czym przeniosła wzrok na swojego męża, na którego kolanach właśnie śmiała na głos jej córka.

Poczułam jak moje wnętrzności zaciskają się na te słowa.

 No nie wiem...  powiedziałam tylko i jakoś tak wyszło, że automatycznie spojrzałam na Bucky'ego. Może chciałam po prostu sprawdzić jego reakcję na te słowa?

Zobaczyłam na jego twarzy lekki, pełen ciepła uśmiech i to przechyliło szalę. Uśmiech spełzł z mojej twarzy, a oczy się zaszkliły.
James najwyraźniej coś zauważył, bo również przestał się uśmiechać.

Poczułam się przytłoczona pod spojrzeniem jego oraz Laury i Natashy.
Usilnie starając się nie stracić twarzy, próbowałam się uśmiechać, ale miałam wrażenie, że musi to wyglądać to co najmniej sztucznie.

 Wybaczcie, ale chyba pójdę już górę... W ogóle dzisiaj nie spałam i...  zaczęłam wstawać.

 Tak, oczywiście  przytaknęła Laura.  Musisz być padnięta po tym wszystkim, idź odpocząć, ja się tym zajmę  oznajmiła i odebrała ode mnie naczynia.

Chciałam jak najszybciej zniknąć, aby nie wybuchnąć w salonie pełnym ludzi, którym nie byłam gotowa zdradzić swojej tajemnicy.
Kiedy w pośpiechu wychodziłam, udało mi się kątem oka zarejestrować nieco zmartwiony wzrok Bannera, ale zignorowałam go.
Chciałam po prostu zostać teraz sama.

Wręcz wbiegłam po schodach, a kiedy tylko znalazłam się w pokoju, zamknęłam za sobą drzwi.
Zaczęłam szlochać, oddychając nieco spazmatycznie, choć łzy nawet jeszcze nie zmoczyły moich policzków.

Usłyszałam jednak kroki na schodach, więc wzięłam się w garść tak, że kiedy Bucky wpadł do pokoju, miałam jedynie lekko nierówny oddech i wilgotne oczy.
Udałam, że przygotowuję się do snu, a chodząc w tę lub z powrotem po pokoju usilnie unikałam jego wzroku.

 Wszystko w porządku? Dlaczego tak nagle wyszłaś?

 Już mówiłam  po prostu jestem zmęczona...

Czułam się podle okłamując go. Dobrze wiedziałam, że na to nie zasługiwał, ale nie zasługiwał również na brak możliwości zostania ojcem.

 Alex...

 Hmm?

Nie byłam w stanie na niego spojrzeć. Po prostu chodziłam po pokoju, szukając jakichś rzeczy na przebranie czy ściągając masę poduszek z łóżka, żeby je zaścielić.

 Wiem, że nie dlatego wyszłaś.

 Hmm? Nie wiem o co ci chodzi.  Moje serce pękało, kiedy tak mu kłamałam. Coraz trudniej było mi zachować obojętną twarz, bo płacz był już wręcz skumulowany w moim ciele i tylko czekał, aż wybuchnę. Czułam to przez niesamowicie ściśnięte gardło, przez które ledwo przechodziły moje słowa.

 Widziałam jak patrzyłaś na córkę Clinta. Jak patrzyłaś na ciążowy brzuch Laury  wymieniał, a ja nie byłam w stanie nawet zaprzeczyć, bo czułam że wtedy na pewno wybuchłabym płaczem. Zamiast tego skupiłam całą swoją uwagę na ścieleniu łóżka.  Chciałabyś mieć to samo... Widziałem to w twoich oczach. A tymczasem ty nie możesz...  zamarłam. Czy on wiedział?  Nie możesz tego mieć, bo jesteś ze mną...

 Co?  odwróciłam się do niego zszokowana. Długo wstrzymywane łzy znalazły swoje ujście i zaczęły skapywać po policzkach wbrew mojej woli.

 Wiem jakie to ryzyko. Zdaję sobie z tego sprawę. Przy mnie nasze dziecko nigdy nie byłoby bezpieczne, nawet na ciebie się rzucam, kiedy tracę kontrolę...

 Myślisz, że to twoja wina?  zawołałam, a mój głos przez ściśnięte gardło załamał się.

Bucky stał, nie wiedząc za bardzo co zrobić. W jego oczach widziałam bezradność i, o niebiosa, skruchę. On naprawdę myślał, że to on jest problemem.

 Nic nie rozumiesz!  oznajmiłam i odwróciłam się do niego tyłem. Czułam, że moja rozpacz zamienia się w histerię.

Toczyłam wewnętrzny konflikt. Jedna strona jak mantrę powtarzała "To wytłumacz mu to!", a druga podsuwała obraz Jamesa walczącego z Tonym.
Zaczęłam głośno szlochać i zasłoniłam twarz rękoma. Sama już nie wiedziałam co robić. A on w tym wszystkim myślał, że nie będziemy mieć dzieci, bo on jest niebezpieczny.

 Alex, wiem, że bardzo byś tego chciała, a ja... ja, naprawdę...

 Kiedy to nie jest twoja wina!  zawołałam rozpaczliwie, bo nie mogłam już znieść tego wszystkiego.  To ja! Rozumiesz? To ja nie mogę... To moja wina! To przeze mnie nigdy nie będziemy mieć rodziny...  załkałam.  Ja... ja nie mogę mieć dzieci...

James stał nie rozumiejąc co się dzieje. Widziałam to w jego oczach. Był zszokowany nagłym obrotem sytuacji i chyba to jeszcze do niego nie docierało.

 Jak to... Skąd wiesz...?

Podwinęłam koszulkę do góry, ukazując mu tak dobrze znaną bliznę na podbrzuszu. Tę, którą sam kiedyś zrobił jako Zimowy Żołnierz.
Widziałam jak w jego oczach pojawia się szok, a potem ból. Jego twarz straciła nagle wyraz.

 Bruce zrobił badania...  wyszeptałam.  Dlatego byłam pewna, kiedy mnie zapytałeś. Nigdy nie brałam tabletek, bo... bo to i tak nie możliwe  zapłakałam. Osunęłam się po łóżku na ziemię i podkuliłam nogi. Szloch wstrząsał moim ciałem. Nie chciałam patrzeć na jego reakcję.

Poczułam jak siada obok mnie. Był tak zszokowany informacją, którą nagle na niego zrzuciłam, że nawet mnie nie przytulił. Nic nie powiedział.
Oparł łokcie na kolanach i wsunął palce we włosy, patrząc nieobecnym wzrokiem przed siebie.

Doskonale wiedziałam o czym teraz myślał. Obwiniał się za wszystko, bo to on rzucił tym nożem i to w pewnym stopniu on ponosił za to odpowiedzialność, choć kiedy to się stało nie był sobą.

Przez dość długi czas żadne z nas się nie odzywało. Uspokoiłam się już nieco, ale łzy wciąż leciały po moich policzkach, a w pokoju co jakiś czas było słychać pociąganie nosem.

W końcu James się odezwał.

 Co ja zrobiłem...

Wystarczyło jedno spojrzenie na niego, żeby moje serce znów ścisnął żal. Jego oczy były zaszklone, powstrzymywał się od płaczu.

 Wybacz mi, że tak cię skrzywdziłem... Nigdy tego nie chciałem... ja...

 Przestań  poprosiłam płaczliwym głosem i nie wytrzymując już dłużej tego dystansu, objęłam go ramionami.

Oboje się tuliliśmy, pocieszenie znajdując jedynie w sobie nawzajem, bo żadne słowa nie były w stanie załagodzić tej sytuacji.

*

Było już późno, kiedy wymknęłam się z pokoju i zeszłam po schodach, wychodząc jak najciszej się dało na ganek. Powietrze było chłodne i przyjemnie łagodziło moje rozgrzane i czerwone od płaczu policzki oraz oczy. Przesycał je zapach pobliskiego lasu, na niebie można było dostrzec wszystkie gwiazdy, a gdzieś w trawie cykały świerszcze.

Jamesa zostawiłam na górze. Wydawało mi się, że zasnął, ale nie byłam pewna  mógł tylko udawać. Nie zagłębiałam się w to jednak. Ja nie mogłam zmrużyć oka, więc potrzebowałam się przewietrzyć i zostać na chwilę sama.

Czułam się okropnie. Odetchnęłam głęboko, chłonąc panującą wokół atmosferę, bo tylko ona podnosiła mnie teraz na duchu. Była tak inna od wszystkiego, co znałam. A to było równoznaczne z tym, że nie miała żadnego związku z moim życiem, które właśnie zaczęło roztrzaskiwać się na malutkie kawałeczki. Wszystko się posypało...

 Ty też nie możesz spać?  usłyszałam cichy głos, po mojej lewej stronie i o mało nie zeszłam na zawał. Spojrzałam na ławkę, na której w ciemności siedziała Natasha. 

 Niestety  mruknęłam cicho. Moje gardło było zachrypnięte, a nos zakatarzony, co było idealnie słyszalne.

 Wiem co ci jest  stwierdziła kobieta, po chwili ciszy, po czym wstała i oparła się obok mnie o barierkę. Spojrzałam na nią zdziwiona, choć w jej oczach było coś, co kazało mi sądzić, iż rzeczywiście wie o czym mówi.  Widziałam twoje reakcje  pokiwała w zamyśleniu głową.  Jak patrzyłaś na Laurę, na Lilę...

 Skąd wiesz? 

 Bo jestem taka sama  wyznała. Spojrzałam na nią zaskoczona.  Ja też nigdy nie zajdę w ciążę. Wiem jakie to uczucie. Pamiętam pierwsze lata... kiedy przyglądasz się komuś innemu i rozrywa ci serce...

 Czy to kiedyś mija?  zapytałam po kolejnej chwili ciszy, wypełnionej jedynie dziwną melodią graną przez świerszcze.

 Do bólu się przyzwyczajasz  oznajmiła, patrząc beznamiętnie w gwiazdy.  Ale pustka zostaje na zawsze...

Czułam, że po moich policzkach spłynęłyby kolejne łzy, gdybym tylko miała jeszcze czym płakać...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro