1. Age of Ultron.
Nacisnęłam ostrożnie klamkę od drzwi i kiedy ustąpiła, wślizgnęłam się do środka dużej auli. Była niemal w całości zapełniona studentami, na szczęście prawie nikt nie zauważył mojego nagłego pojawienia się. Jedynie kilka osób siedzących najbliżej drzwi, rzuciło w moją stronę przelotne spojrzenia i wróciło do słuchania interesującego wykładu, podczas gdy ja starałam się niezauważenie przemknąć po schodach w stronę mojego miejsca.
Kiedy byłam w połowie niefortunnie się potknęłam i tylko szybka reakcja powstrzymała mnie przed wybiciem sobie zębów. Utrzymanie równowagi wymagało jednak ode mnie kilku niezgrabnych wymachów rękoma, co z boku musiało wyglądać komicznie. Pokonałam szybko resztę schodów i przeciskając się przed nosami innych studentów opadłam, w końcu na swoje miejsce, obok Harper. Dziewczyna posłała mi pytające spojrzenie i zrobiła dziwną minę, mającą oznaczać, że pyta dlaczego się spóźniłam. Odpowiedziałam jej równie dziwną miną i bezgłośnym "potem".
Przez cały ten czas profesor nie przerwał swojego wykładu, wzrok wciąż mając utkwiony w kartkach papieru, leżących na jego katedrze. Już zaczęłam się cieszyć, że moje spóźnienie pozostało niezauważone, kiedy...
— Skoro, pannie Stark udało się jednak uniknąć spotkania ze schodami i w końcu dotarła na swoje miejsce, przejdźmy do trudniejszej części wykładu — oznajmił jakby nigdy nic. Większość obecnych uśmiechnęła się pod nosem, a niektórzy nie zawahali się nawet szeptać pomiędzy sobą złośliwych frazesów, jak "Znowu się spóźniła", "Jest tu tylko przez bogatego wujka" i tym podobne.
Przyzwyczajona do takich komentarzy po prostu wyjęłam kajet i zaczęłam notować co ważniejsze słowa wykładowcy.
Cóż... Taka właśnie w była moja rzeczywistość na studiach; Byłam znana z pomocy Mścicielom, więc ukrywanie nazwiska nie miało większego sensu – i tak prawie wszyscy mnie znali. Udało mi się dostać na wymarzone studia na M.I.T. dzięki własnej wiedzy i umiejętnościom, choć właściwie chyba nikt oprócz kilku moich znajomych w to nie wierzył. Schemat dla większości był prosty – "ma bogatego wujka, który wspiera uczelnię". Niemal od początku nie miałam więc wątpliwości, że ludzie myślą, iż po prostu "wykupiłam" sobie miejsce na uniwersytecie. Nawet większość wykładowców w to wierzyła, a niektórzy myśleli także, że Tony zleca wykonywanie za mnie projektów na zajęcia lub po prostu sam je dla mnie robi. Mało kto dostrzegał moje prawdziwe umiejętności.
Brutalna rzeczywistość.
Na początku oczywiście trudno było mi to znieść, ale z czasem się do tego przyzwyczaiłam. Oczywiście pomogli mi znajomi, którzy dostrzegli, że nie jestem jedynie rozpieszczoną bratanicą Tony'ego Starka.
Przede wszystkim – Harper. Czarnoskóra dziewczyna, z burzą czarnych dredów, z których ku mojemu zdziwienia, potrafiła wyczarować codziennie inną fryzurę. Szczerze mówiąc, na początku jej nie lubiłam i chyba z wzajemnością. Obie rzucałyśmy sobie wrogie spojrzenia, z tym, że ja uważałam ją za wredną, a ona mnie za pustą i rozpieszczoną... jak myślicie?... BRATANICĘ STARKA. Wszystko zmieniło się po pewnych zajęciach praktycznych, kiedy zostałyśmy przydzielone do wspólnego projektu. Chcąc nie chcąc musiałyśmy spędzić ze sobą dużo czasu. Oczywiście na początku nie obyło się bez kłótni i docinek. Po jakimś czasie okazało się jednak, że rzeczywistość jest nieco inna niż nam się wydaje i mamy wiele wspólnego. Przez czas naszego projektu poznałam Harper bardzo dobrze. Była może nieco protekcjonalna i wredna, ale tylko dla osób, których nie znosiła. Generalnie lubiła się podroczyć rzucając docinkami, ale nie oszukujmy się – ja również. Poza tym była ogromną gadułą i miała poczucie humoru; pomimo swojej dużej wagi zawsze śmiała się i mówiła: "Cieszę się, że nie jestem takim chuchrem jak ty, Stark. Grubych ludzi ciężej uprowadzić!". Ja w takich chwilach komentowałam, że faktycznie ma rację, więc porywaczom bardziej będzie opłacało się ją zastrzelić niż uprowadzić i konwersacja toczyła się dalej. Z takich rozmów wychodziły czasami naprawdę dziwne spekulacje i takim sposobem wymyśliłyśmy już kilka "scenariuszy", na wypadek gdyby komuś zachciało się porwać Harper.
Krótko mówiąc – zaprzyjaźniłyśmy się i niemal cały czas na uczelni spędzałyśmy razem. Czasami przebywał z nami również Daniel – wysoki okularnik, raczej szczupłej postawy z jasnymi, brązowymi włosami. Był... jak to nazwać... no typowym nerdem po prostu. Zdawał wszystkie egzaminy, praktycznie zawsze z najwyższymi wynikami i był bardzo inteligenty. Był również, teraz uważajcie... zakochany we mnie. Tak... na początku myślałam, że po prostu ma tendencję do długiego wpatrywania się w swoich rozmówców, ale po kilku incydentach i jakże subtelnych komentarzach Harper ("Stara, on na ciebie leci"), wszystko stało się jasne. Daniel wiedział jednak, że mam chłopaka, więc pomimo swoich uczuć trzymał stosowny dystans (który jak twierdzi Harper zburzyłby, gdybym nie była w związku z byłym najlepszym zabójcą na świecie...).
Oprócz Daniela i Harper miałam jeszcze kilku znajomych, z którymi okazjonalnie się spotykaliśmy, a którzy znali mnie jako MNIE, a nie jako bratanicę Anthonego Starka.
No więc tak rysowała się moja studencka rzeczywistość. Było dosyć ciężko – sesja na sesji, projekt na projekcie, a moja "opinia" raczej nie pomagała mi znieść tego lepiej, tym bardziej, kiedy coś wychodziło mi naprawdę dobrze.
Moi znajomi trzymali mnie w szyku i pocieszali, jednak jedyną osobą, która była w stanie naprawdę poprawić mi humor był Bucky.
Oczywiście, jak się domyślacie, przeprowadził się do Bostonu razem ze mną, bo właśnie tu znajdował się uniwersytet.
James właściwie nigdy nie czuł się w Avengers Tower jak w domu, więc nie było to dla niego zbyt dużym problemem, choć wiem, że tęsknił za Stevem.
Ja szczerze mówiąc również tęskniłam za... no, właściwie za wszystkimi, ale wiedziałam, że będąc tam wcale nie byłoby lepiej, bo cała ekipa powoli się rozchodziła. Spotykali się tylko na pojedyncze misje w poszukiwaniu berła Lokiego, bo kilka miesięcy temu radary T.A.R.C.Z.Y wykryły je w jednej z dzielnic. Zniknęło jednak tak szybko jak dowiedzieli się o jego obecności i teraz Avengers mieli za zadanie je znaleźć. Na szczęście nie było to nic na tyle poważnego, abym musiała im pomagać, więc mogłam cieszyć się swoim spokojem (jeśli można tak nazwać ciężkie studenckie życie) trzy i pół godziny drogi od Nowego Jorku.
Wiem co sobie myślicie: "Tak daleko?". Ale uwierzcie mi, nie jest wcale tak najgorzej. Oczywiście droga w powietrzu jest o wiele krótsza i mniej uciążliwa do pokonania, czego najlepszym dowodem jest Tony, który zaraz po naszej przeprowadzce, bywał u nas niemal codziennie, aż w końcu zapowiedziałam mu, że jeśli jeszcze raz zobaczę jego czerwono-złoty tyłek w Bostonie, to nie będzie miał czym wracać do domu.
Najwyraźniej moja groźba poskutkowała, bo Tony nie pojawił się od tego czasu. Jedynie czasami dzwonił lub wysyłał wiadomości.
No i oczywiście czasami przelewał parę groszy na konto...
Tak, tak. Wiem co myślicie. Tak się oburzam o to, iż inni myślą, że jestem rozpieszczona, a sama biorę co miesiąc kasę od wujka-milionera.
Wierzcie mi – sama nie jestem z tego dumna. Prawda jest jednak taka, że będąc na M.I.T. i chcąc się przyłożyć do studiów (wiem brzmi niedorzecznie, ale znacie mnie nieco z innej strony, okej?) naprawdę nie mam czasu, ani sił dodatkowo pracować.
Co prawda James, kiedy się przeprowadziliśmy znalazł pracę w jakimś warsztacie samochodowym, nie chcąc całymi dniami siedzieć w domu, kiedy ja bywam na uczelni, ale kokosów z tego nie ma. Cieszyłam się jednak, bo naprawdę się tym zainteresował tak, że często opowiadał mi, z zauważalną fascynacją, o swoim dniu w pracy.
Tak się w to wciągnął, że kupił jakiś stary motocykl (który jeździł po ulicach jeszcze za czasów jego młodości) i sam go naprawił, uzdalniając do jazdy.
— H A L O — usłyszałam nad uchem powoli przeliterowane słowo. Ocknęłam się i spojrzałam na Harper zdezorientowana. — Co się dzisiaj z tobą dzieje?
— O co ci chodzi? — zapytałam i dopiero w tym momencie zorientowałam się że moja przyjaciółka stoi, a wszystkie jej rzeczy spoczywają w torbie, wiszącej na jej ramieniu. Rozejrzałam się po sali i zauważyłam, że jest pusta, nie licząc kilku ludzi, którzy właśnie ją opuszczali.
— A...! - wydusiłam. Harper uniosła lewą brew i skrzyżowała ręce na piersi.
— B. — dopowiedziała, oczekując wyjaśnień.
— Możliwe, że pod koniec się trochę wyłączyłam... — mruknęłam i zgarniając swoje rzeczy, ruszyłam z dziewczyną ku wyjściu z sali.
— Wyłączyć można piekarnik. Ty śniłaś na jawie — oznajmiła brunetka.
Nie zdążyła jednak dodać nic więcej, bo kiedy tylko znalazłyśmy się na korytarzu i przeszłyśmy kilka kroków, doszło nas donośne wołanie.
— Alex! Hej, Alex! — obróciłyśmy się w tamtym kierunku i zobaczyłyśmy zmierzającego ku nam Daniela. A raczej przeciskającego się przez tłum ludzi Daniela.
Chłopak w końcu do nas dotarł. Poprawił czarne oprawki okularów, które zjechały mu nieco z nosa i torbę, która ciążyła na jego ramieniu.
— Co słychać? Czy coś się...
— Chyba jednak nie jestem znowu taka gruba, skoro tak często mnie nie zauważasz — skomentowała Harper. Daniel ocknął się jakby rzeczywiście dopiero teraz ją zobaczył i zmieszany, znów poprawił okulary, witając się z czarnoskórą.
Całą trójką ruszyliśmy korytarzem w stronę kolejnej sali.
— Czy coś się stało? — dokończył swoje pytanie chłopak. — Widziałem jak wchodzisz cichaczem do sali.
— Właśnie! — podjęła temat Harper, niemal wcinając mu się w zdanie. — Tłumacz się. Myślałam, że omówiłyśmy ten temat i nie będziesz dawała ludziom powodu do gadania za twoimi plecami!
Rzeczywiście zdarzyło mi się kilka razy spóźnić na wykłady (oczywiście nie z mojej winy) i dość szybko zauważyliśmy, że potęguje to tylko nieprzychylne komentarze na mój temat, więc Harper "nakazała" mi poprawę i musicie wiedzieć, że od tamtego czasu ani razu się nie spóźniłam. Nie licząc oczywiście dnia dzisiejszego.
— Wiem — jęknęłam. — Ale to naprawdę nie moja wina, że akurat dzisiaj mój samochód postanowił się zepsuć.
— Twój chłopak jest mechanikiem — przypomniała czarnoskóra.
— Mój chłopak wybył dziś z domu o szóstej rano.
— No dobra. Jest ci wybaczone — ugięła się w końcu Harper. Daniel się nie odzywał – jak zawsze kiedy rozmowa schodziła na Buckiego.
— Koniec gadania o mnie. Lepiej powiedzcie, jak wam idzie projekt na zajęcia u Radleya.
Oczywiście w tym momencie Daniel się ożywił – czyli jak zawsze podczas rozmów o studiach – i zaczął nam z wszelkimi szczegółami opowiadać o swojej pracy. Chociaż po pięciu minutach stało się to dość przytłaczające, starałam się sprawiać wrażenie, że wciąż go słucham. Harper nie była jednak równie wyrozumiała i w pewnym momencie zaczęła ziewać i dawać mi jasne sygnały, żebym zmieniła temat na inny.
Niemożliwym było jednak przerwanie Danielowi, kiedy ten mówił o rzeczach naukowych, więc reszta przerwy pomiędzy zajęciami minęła nam po prostu na słuchaniu jego wywodów.
Na szczęście na laboratorium, które mieliśmy następne, nigdy nie można się było nudzić. Były to zajęcia praktyczne, na których albo pracowaliśmy nad własnymi wynalazkami, albo robiliśmy projekty na ocenę.
Tego dnia oprócz dwóch godzin wykładów, mieliśmy właśnie trzy godziny "labów", które, jak zwykle, minęły mi w mgnieniu oka.
Okazało się jednak, że na koniec czekała nas niespodzianka.
— Od przyszłego tygodnia zaczynamy pracę nad nowym projektem — oznajmił profesor Morson. — Jeśli uda się wam, zaliczyć go na odpowiednią ocenę, będziecie zwolnieni z przyszłego egzaminu. Tym razem to ja wybiorę zespoły — dodał.
Spojrzałyśmy po sobie z Harper z zawodem.
Jak się domyślacie życie byłoby zbyt piękne, gdybym wylądowała w grupie z moją przyjaciółką lub kimkolwiek, kto mnie lubił. Los (i profesor Morson) już zadbał o to, żebym nie miała zbyt łatwo i rzucił mnie na pastwę osoby, która, mówiąc delikatnie, nie trawiła mnie.
Olivia Dixton była naprawdę niezłą suk... ekhem... WREDNĄ osobą. Mało tego należała do grona ludzi, którzy myśleli o mnie najgorzej.
— Tylko się przyłóż — rzuciła w moją stronę, kiedy profesor wyczytał nasze nazwiska i oznajmił, że będziemy razem pracować. — Nie mam zamiaru męczyć się z tym sama.
— I vice versa — odpowiedziałam, niezbyt zadowolona, a Olivia przewróciła oczami.
— Po prostu zrób swoją część bez pomocy wujka, a ja ogarnę resztę — oznajmiła, uśmiechając się sztucznie.
— To ma być praca zespołowa — przypomniałam.
— Okej, okej — westchnęła ciężko dziewczyna, a mina jaką przy tym zrobiła świadczyła o tym, że wolałaby już chyba poprawiać rok niż dyskutować ze mną choćby minutę dłużej. — Umówimy się jakoś telefonicznie — rzuciła i wyszła z sali, bo podczas naszej rozmowy, profesor skończył ustalać grupy i oznajmił koniec zajęć.
— W jej języku to znaczy: "Czekaj na smsa, plebsie" — powiedziała Harper, patrząc na odchodzącą Olivię. Spojrzałam na nią zdziwiona i obie się zaśmiałyśmy. Zabrałyśmy swoje rzeczy i razem z Danielem wyszłyśmy na korytarz, wciąż rozmawiając o Olivii.
— Jest wredna i cię nie lubi, ale przynajmniej nie trzeba za nią wszystkiego robić — stwierdziła Harper. — Zawsze mogłaś trafić na kogoś leniwego. Jak ja — powiedziała niezadowolona. Niestety Harper również nie miała największego szczęścia jeżeli chodzi o dobór partnera. Emma słynęła ze swojego lenistwa i niezbyt dobrej pracy przy grupowych projektach, ale jeśli wyznaczyło się jej konkretne zadanie nie marudziła i wypełniała je bez zarzutów.
— Chętnie się zamienię — sarknęłam. — Już wolę zaganiać kogoś do pracy albo zrobić wszystko sama niż wykłócać się o każdy szczegół i użerać ze złośliwymi komentarzami.
— Nie wiem o co wam chodzi — przyznał Daniel. — Przecież Olivia wcale nie jest taka zła.
Wraz Harper spojrzałyśmy na siebie sceptycznie.
— Ty nie doświadczasz jej wredoty, ale inni nie mają tyle szczęścia — mruknęłam.
— Nie rozumiem...
— Faceci... Laska na ciebie leci, Daniel! — wyrzuciła z siebie czarnoskóra, jakby zła na chłopaka, że nie rozumie tak oczywistej rzeczy. Daniel wyglądał na zaskoczonego, jakby nie docierał do niego sens słów dziewczyny.
Wracając jednak do słów Harper – była to najprawdziwsza prawda. Olivia nie była może typem kujona, ale z pewnością należała do grupy "zapaleńców". Wszystko starała się robić lepiej od innych i chciała wyróżniać się na ich tle. Daniel był idealną definicją tego zdania i prawdopodobnie właśnie dlatego tak podobał się dziewczynie. Była jednak pomiędzy nimi duża różnica. Mianowicie Olivia tylko dążyła do bycia najlepszą na roku, przy czym robiła to w dość negatywny sposób, bo patrzyła na innych z góry i nie była zbyt miła, a Daniel najlepszym na roku był, jednocześnie będąc miłym gościem, który wszystkim służył pomocą.
Podczas, gdy Harper starała się przedstawić Danielowi dowody na to, że Olivia naprawdę na niego leci, zdążyliśmy opuścić budynek i znaleźć się na zewnątrz. Nie mieliśmy już dzisiaj więcej zajęć i mogliśmy wracać do domu. Moja droga powrotna nie zapowiadała się jednak być równie szybka i komfortowa jak zwykle, z powodu już wcześniej wspomnianego zepsutego samochodu. Musiałam jakoś dojechać do swojego mieszkania i właśnie kalkulowałam w głowie, do których autobusów powinnam wsiąść i na jakich przystankach, kiedy usłyszałam Harper, przerywającą swój wykład (co zdarza się rzadko).
— A propos zakochania. Czy to nie twój zabójczo przystojny chłopak?
Podążyłam za jej wzrokiem i z zaskoczeniem stwierdziłam, że na parkingu oparty o motor, czekał Bucky. Miał na sobie czarną skórzaną kurtkę i ciemne jeansy, a włosy, jak zwykle od jakiegoś czasu, związane. W tym zestawieniu, oparty o swój motor w nieco nonszalanckiej pozie rzeczywiście wyglądał, jak ujęła to moja przyjaciółka – zabójczo.
— Dziewczyno — westchnęła Harper, przyglądając się mojemu chłopakowi. — Nie dziwię się, że śnisz na jawie, skoro mieszkasz z takim facetem.
Zauważyłam, że Daniel nieco speszony poprawił okulary i spojrzał w inną stronę, ale nic nie powiedziałam.
— Zresztą co tam mieszkasz, śpisz z nim jednym łóżku! Powiedz jak to jest, kiedy...
— Harper! — ostrzegłam i zatkałam jej usta zanim zdążyła dodać coś jeszcze. Sytuacja i tak była już niezręczna ze względu na okularnika.
— No dobra — wydusiła, uwalniając się od mojej ręki. Pożegnałam się z nią i z Danielem i zaczęłam odchodzić w stronę Bucky'ego.
— Ale gdybyś kiedyś z nim zerwała daj mi znać! — zawołała jeszcze za mną na odchodne.
— Nigdy! — odkrzyknęłam jej i śmiejąc się pod nosem, ruszyłam w stronę swojego chłopaka.
Choć rozglądał się po tłumie, zauważył mnie dopiero, kiedy do niego podeszłam. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, który chcąc nie chcąc odwzajemniłam.
— Co ty tu robisz? — zapytałam, udając, że wcale nie cieszę się jak dziecko.
— Wróciłem szybciej i zauważyłem twój samochód przed budynkiem... — zaczął tłumaczyć.
— Właśnie! Naprawdę nie wiem co mu odwaliło, wczoraj jeszcze jeździł! — przerwałam mu rozemocjonowana. — Spóźniłam się przez to na wykład u Edwingsa i...!
— Kochanie — przerwał mi tym razem James — zatankowałaś złym paliwem.
Zamilkłam nieco zdziwiona, a potem zaczęłam wracać myślami do wczorajszej sytuacji.
Byłam na stacji paliw i stałam przy dystrybutorze, kiedy zadzwonił do mnie...
— Tony — jęknęłam zła i zrezygnowana. Oczywiście znowu bombardował mnie setką pytań i masą informacji, dzięki czemu udało mu się mnie rozproszyć. — Co teraz? Jak...?
— Spokojnie — znów mi przerwał. Podszedł do mnie tak, blisko, że nasze ciała niemal się stykały i przytrzymując moją brodę w górze, obdarzył mnie delikatnym pocałunkiem. — Wezmę go jutro do warsztatu.
Jego słowa i sama jego obecność... no po prostu on działał na mnie uspokajająco i sprawił, że przestałam się tym martwić. Wiedziałam, że to naprawi.
Uspokojona objęłam go w pasie, podczas gdy on odgarniał mi włosy z twarzy i zadarłam głowę lekko do góry, patrząc na niego z wielkim uśmiechem.
Nie zwracałam uwagi na przechodzących obok nas ludzi oraz Harper i Daniela, którzy z oddali się nam przyglądali.
— W takim razie co teraz? — zapytałam, a mój uśmiech zmienił się w prowokujący.
— Teraz, panno Stark, zabiorę cię do domu, gdzie czeka obiad, a po obiedzie deser...
— Jaki? — dociekałam, zagryzając wargę i nie mogąc powstrzymać uśmiechu, bo spodziewałam się odpowiedzi.
James nachylił się nad moim uchem tak, że czułam jego ciepły oddech.
— Na deser zaniosę cię na rękach do łóżka i nie wypuszczę przynajmniej do jutra — szepnął, a ja poczułam jak przechodzi mnie dreszcz.
Kiedy delikatnie się odsunął, spojrzałam w jego oczy, w których skakały zawadiackie ogniki i powiedziałam, nie mogąc powstrzymać uśmiechu:
— Mój ulubiony.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro