Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24

Stałam wprost na przeciwko niego. Siedział za biurkiem i patrzył na mnie zszokowany. Wcześniej widocznie wypełniał jakieś papiery, bo na biurku walało się pełno kartek.
Patrząc na niego wciąż nie mogłam uwierzyć, że żyje.

- Alex... - powiedział, jakby to on nie wierzył, że przed nim stoję. Zamknęłam za sobą drzwi, wiedząc, że teraz nie ma już odwrotu.

Nie mogę wiecznie uciekać przed przeszłością...

- Wytłumacz mi wszystko...

*Berlin*

Tony:

To była ciężka noc, nawet dla mnie, choć niejedną już zarywałem. Cały czas próbowaliśmy ustalić, gdzie znajduje się nasz kolejny cel. Nikt tej nocy nie zmrużył oka. Wszyscy byliśmy wykończeni, ale nie wiadomo co kombinuje Hydra, a trzeba się tego jak najszybciej dowiedzieć.

Czułem jak przeciągłe ziewnięcie ciśnie mi się na usta, kiedy czekaliśmy na swoich pozycjach, obserwując budynek w środku miasta, a Kapitan przypominał wszystkim plan.

Wciąż nie wierzyłem, że baza znajdowała się w samym środku miasta. Co tajna nazistowska organizacja robi w centrum Berlina? Wszyscy spodziewaliśmy się opuszczonych fabryk, kryjówek schowanych między górami, na totalnych odludziach - tak jak zawsze. A tu stoi przed nami zwykły kilkupiętrowy budynek w samym centrum, wokół którego codziennie przechodzi mnóstwo cywili, nie wspominając o policji i innych służbach porządkowych.

Oczywiście zwolennicy Hydry nieraz spotykali się pod kryptonimami, między normalnymi obywatelami. Ale składować tony broni w środku miasta? Coś mi się tu nie zgadza...

- Wszystko jasne? - usłyszałem pytanie Steve'a oznaczające, że skończył tłumaczyć plan ataku.

- Pewnie - odezwał się Clint, w którego głosie także było słychać zmęczenie.

Plan Kapitana zakładał wejście jego, Natashy i Clinta jako pierwszych i zlikwidowanie wartowników oraz tylu agentów ile to możliwe. Kiedy Hydra zorientuje się, że coś jest nie tak i ogłosi alarm ma wkroczyć reszta. Bruce siedzi bezpiecznie w samochodzie i obserwuje budynek. Wkracza dopiero kiedy będzie to niezbędne. Nie chcemy od razu zawalić całego budynku.

- No to do dzieła - powiedziała Romanoff i cała trójka ruszyła.

*Nowy Jork*

Alex:

Słuchałam całej jego opowieści. Ani razu mu nie przerwałam, choć chwilami miałam na to wielką ochotę.

Opowiedział mi wszystko. Od początku. Siedziałam z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony, po części zrozumiałam jego wybór, ale coś we mnie dalej pękało z bólu i mówiło mi, że przecież można było inaczej...

- Fury kazał mi się odsunąć... Nie mogliśmy narażać twojego życia. Oni polowali na mnie... - ciągnął blondyn. - Uwierz mi, w całym moim życiu, nigdy nie żałowałem niczego bardziej niż tej decyzji - położył dłoń na moich rękach. Kiedy poczułam jego dotyk przeszedł mnie lekki dreszcz. Spojrzałam na niego.

Tyle razy marzyłam o tym, żeby to wszystko okazało się kłamstwem. Żeby Ethan wtedy nie zginął. Więc dlaczego się nie cieszę?

- Tak długo - wyszeptałam, znowu czując w oczach łzy. - Tak długo cię nie było. A ja... ja się obwiniałam przez cały czas - poczułam jak spod moich powiek wydostają się łzy. Wstałam, strącając jego rękę i odwracając się tyłem, żeby nie widział jak płaczę.

- Już jestem - powiedział cicho, a ja poczułam jak staje za mną. - I obiecuję, że cię nie zostawię...

Odwróciłam się w jego stronę.

- Nie składaj obietnic, których nie możesz dotrzymać... - szepnęłam. Łzy dalej toczyły się po moich policzkach. Ethan podniósł rękę i delikatnie starł je z mojej twarzy.

- Zrobię wszystko, żeby tak było - powiedział cicho i znalazł się niebezpiecznie blisko mojej twarzy.
Jego ręka spoczęła na moim policzku, a niebieskie oczy przewiercały mnie na wylot. Moje ciało zdrętwiało, odmawiając mi posłuszeństwa. Sama nie wiem czego chciałam w tym momencie, nie byłam w stanie tego określić. Myśli kotłowały mi się w głowie. Nagle poczułam jego usta na swoich. Całował delikatnie i ostrożnie, jakby się bał, że ucieknę.

Dawniej kiedy to robił, czułam się szczęśliwa i bezpieczna. Teraz nie czułam nic. Wytłumaczył mi wszystko i pomimo tego, że to zrozumiałam, dalej czułam się oszukana i zdradzona.

Odsunęłam się od niego, kładąc mu ręce na torsie i zachowując bezpieczną odległość.

- Nie jestem taka jak kiedyś - powiedziałam, nie patrząc w jego oczy. Bałam się co w nich zobaczę. - Zmieniłam się...

Odwróciłam się i ruszyłam w stronę drzwi.

- To przez niego? - zapytał, kiedy położyłam rękę na klamce. W jego głosie był żal, a ja od razu wiedziałam o kim mówi.

- Jesteś niesprawiedliwy - powiedziałam, nie odwracając się.

Nie było go przez tyle lat, a teraz kiedy się pojawił, oczekiwał, że wszystko będzie tak samo...
Przez cały czas, wciąż myślałam, że go kocham... ale teraz już nic do niego nie czułam.
Oczywiście czułam ulgę, że jednak żyje i żal, że mnie okłamał, ale nic poza tym.
Przez cały czas nie mogłam określić co mnie łączy z James'em i wciąż nie jestem w stanie tego zrobić, ale teraz wiem, że cokolwiek by to nie było - jest silniejsze niż to co czuję do Ethana.

Otworzyłam drzwi i wyszłam bez słowa, czując jak znowu zbiera mi się na płacz.

Kiedyś był dla mnie wszystkim...

Bucky:

Już od jakiegoś czasu siedziałem, czekając na Alex. Dość długo jej nie było, więc postanowiłem, że zacznę sam.
Mam nadzieję, że dam sobie radę sam z tą całą technologią.

Podszedłem do urządzenia, chcąc je włączyć. Zobaczyłem, że przycisk na monitorze mryga na niebiesko. Zdziwiłem się i wcisnąłem przycisk. Zamiast ekranu startowego, wyświtliła mi się wiadomość. Współrzędne kolejnej kryjówki Hydry, najwyraźniej wysłane przez Starka.
Jedna rzecz mnie niepokoiła. Dlaczego komputer był włączony i to do tego na tej wiadomości? Przecież wczoraj Alex go wyłączała, jestem pewnien.

Moje rozmyślania zostały przerwane, drzwi rozsunęły się i do środka weszła szatynka.
Spojrzałem w jej stronę i od razu wiedziałem, że coś jest nie tak.
Miała lekko zaczerwienione oczy, co oznaczało, że płakała.

- Co się stało? - zapytałem i podszedłem do niej.

- Rozmawiałam z nim - powiedziała patrząc na swoje buty. Nie potrzebowałem więcej wyjaśnień.
Przyciągnąłem ją do siebie, zamykając w uścisku.
Objęła mnie w pasie, wtulając się we mnie. Pogładziłem ją po głowie.
Dopiero po chwili przypomniałem sobie o komputerze.

- Musisz coś zobaczyć - powiedziałem i zaprowadziłem ją przed monitor. Dziewczyna przez chwilę przyglądała się wiadomości. - Był włączony - poinformowałem ją.

- Ktoś tu był... - stwierdziła z pewnym strachem. Spojrzałem na nią zdziwiony. Czego się boi? Przecież jesteśmy na Helicarrierze.

- Nikt oprócz nas nie zajmuje się tą sprawą - wytłumaczyła. - Jeśli sprawdzał współrzędne bazy, którą odkryli teraz Mściciele... Kontaktowałeś się z Tony'm? Albo ze Steve'm?

- Nie - odpowiedziałem, coraz bardziej rozumiejąc jej obawy.

- Trzeba ich ostrzec.

Szatynka natychmiast wybrała numer Starka. Pomimo kilku prób nie udało jej się z nim skontaktować. Kiedy podpięła się pod ich komunikatory, zamiast rozmów czy odgłosów walki, usłyszeliśmy tylko przeciągły szum.


*Berlin*

Tony:

- Bruce znalazłeś coś? - zapytałem, strzelając jednocześnie z reaktora do grupy nadbiegających agentów.

Banner siedział w samochodzie, niedaleko budynku i korzystając z laptopa próbował zhakować ich system. Uzyskał już dostęp do planu budynku i przeglądał go dokładnie, próbując ustalić, gdzie znajduje się broń.

- Poziom minus piąty. Pomieszczenie ma wzmacniane tytanem ściany i wygląda na dobrze chronione - powiedział Bruce, ale ledwo go zrozumiałem. Odkąd znaleźliśmy się w budynku, sygnał w komunikatorach nie był za dobry.

- Słyszeliście. Pora zejść trochę niżej - oznajmiłem.

- Nie wiem czy to dobry pomysł - usłyszałem przerywany szumem głos Kapitana. - Coś jest nie tak.

- Jak już tu jesteśmy to z tego skorzystajmy - odezwał się Clint. Nikt nie zdążył już nic powiedzieć, bo komunikatory przestały działać i dało się słyszeć tylko przeciągły szum.


*Nowy Jork*  

Alex:

- Alex, poczekaj! - słyszałam za sobą głos Bucky'ego, przez całą drogę do hangaru. W końcu dogonił mnie, kiedy weszłam o dużego pomieszczenia z masą odrzutowców. Złapał mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę.

- Co ty robisz? - zapytał.

- Muszę do nich lecieć - odpowiedziałam. Czułam jak wszystkie wnętrzności zaciskają mi się w stresie. - Coś się stało.

- Nie możesz lecieć sama do Europy - spojrzałam na niego błagalnie i już miałam coś powiedzieć, kiedy mi przerwał. - Lecę z tobą.

Odetchnęłam z ulgą. Myśl, że nie będę sama była pocieszająca, ale dalej się denerwowałam. Co się z nimi stało?

- Musimy się spieszyć - stwierdziłam i weszłam do najbliższego quinjeta.

Peter:

- Do zobaczenia panie Rain! - pożegnałem się i wyszedłem z laboratorium z uśmiechem na twarzy. Skierowałem się do pracowni Alex. Ciekawe czy zrobili jakieś postępy w poszukiwaniu.

Doszedłem do pomieszczenia i wszedłem do środka. Zdziwiłem się widząc, że nikogo w nim nie ma. Po chwili poczułem wibracje telefonu. Wyjąłem urządzenie i odebrałem, widząc, że dzwoni Alex.

- Gdzie jesteście? - zapytałem od razu.

- Posłuchaj Peter, mamy coś naprawdę ważnego do załatwienia. Może nas nie być przez kilka dni. Pogadaj z Andrew, niech cię podrzuci do wieży - powiedziała, ale jej głos brzmiał jakoś dziwnie. Była zestresowana.

- Co się stało? Gdzie tak nagle jedziecie? - zapytałem zdezorientowany tą sytuacją.

- Do Europy. 

- Dlaczego? Coś się stało z Mścicielami?

- To nie jest rozmowa na telefon. Wytłumaczę ci później - powiedziała. Nie zdążyłem nawet nic powiedzieć, kiedy się rozłączyła. 

- Też chcę lecieć do Europy - burknąłem, chowając telefon do kieszeni.

Już miałem zamiar wyjść i znaleźć Andrew, ale to on wszedł do środka.

- Cześć Peter. Widziałeś Alex? Nie mogę jej znaleźć, a chciałem z nią zamienić kilka słów.

- Alex poleciała do Europy - mruknąłem.

- Że dokąd poleciała?!

Alex:

Siedziałam z głową utkwioną w podłodze, a James pilotował odrzutowiec.

- Wiesz, że to nie będzie łatwe prawda? - zapytał. - Jeśli coś się stało... i będzie trzeba walczyć, nie możesz używać mocy.

- Wiem - odparłam, patrząc na swoje ręce. Zacisnęłam je w pięści, żeby opanować ich drżenie. 

Barnes ustawił autopilota i podszedł do mnie. Wyjął coś z kieszeni i wyciągnął rękę w moim kierunku. Złapałam jego ciepłą dłoń, a on pociągnął mnie lekko do góry, pomagając mi wstać. Spojrzałam na niego pytająco, a on otworzył metalową dłoń, pokazując mi tym samym, co w niej trzyma. Była to mała strzykawka z wysuwaną igłą.

- Co to jest? - zapytałam skonsternowana.

- Lek - powiedział James. - Bruce zostawił kilka na wszelki wypadek, kiedy wyjeżdżali. Jakbyś się zdenerwowała, tak jak podczas tamtej misji, wystarczy, że to weźmiesz - wytłumaczył, podając mi strzykawkę. 

- Nosiłeś to ze sobą? - zapytałam zdziwiona.

- Tak na wszelki wypadek - wytłumaczył.

Uśmiechnęłam się lekko i schowałam przedmiot do kieszeni.

Bucky:

Dałem jej ten lek. Banner mówił, że cała dawka jest na naprawdę skrajną sytuację. Miałem nadzieję, że do takiej nie dojdzie, ale nie chciałem ryzykować.

- Boję się - usłyszałem i spojrzałem na dziewczynę.

- Wiem... i nie dziwię się. Też martwię się o Steve'a, ale najważniejsze w tym momencie to nie tracić zimnej krwi.

- Nie mogę - powiedziała zdesperowana, a ja widziałem, że stres wręcz zżera ją od środka.

- Zamknij oczy - poleciłem, łapiąc jej ręce. - No dalej.

Z lekkim oporem, zrobiła co jej kazałem. 

- Spokojnie - powiedziałem, słysząc jej niespokojny oddech, który był spowodowany zdenerwowaniem. - Wszystko będzie dobrze...

Jej oddech powoli się wyrównał, a ciało rozluźniło. Obserwując każdy skrawek jej twarzy, pomyślałem, że jest naprawdę wspaniała... Piękna, zabawna, a wgłębi serca naprawdę wrażliwa, choć za wszelka cenę stara się to ukryć. 

Nie wiem kiedy, ale znalazłem się  strasznie blisko niej, a moja zdrowa ręka wylądowała na jej policzku. Nie ruszyła się nawet o milimetr. Delikatnie musnąłem jej usta, czekając na reakcję z jej strony.

Alex:

Dotknął dłonią mojego policzka, a po chwili poczułam jak jego wargi delikatnie muskają moje. Nie myśląc za wiele, oddałam pocałunek i wplotłam rękę w jego przydługie włosy. Przyciągnął mnie bliżej siebie, a ja poczułam lekki chłód metalu na swojej talii.

O dziwo, pomimo stanu w jakim jeszcze przed chwilą się znajdowałam, teraz czułam się całkowicie bezpiecznie. Byłam spokojna, a w brzuchu czułam lekki ucisk, który tym razem nie by spowodowany zdenerwowaniem...











______________________________

Cześć  👋

Znowu pisałam rozdział przez dwa tygodnie, ale w końcu wstawiam. Tym razem jestem zadowolona z długości, bo liczy prawie 2000 słów, a takiego wyniku dawno nie było! 😃 Ostatni zakończył się trochę polsatowo, wiem xd Ale mam nadzieję, że ten rozdział Wam to wynagradza 😏 Ship, którego zdecydowana większość się domagała, wreszcie zaczął się realizować. Mam nadzieję, że się cieszycie? 😌

Do następnego~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro