Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22

- Chcesz powiedzieć, że ukąsił cię jakiś zmutowany robal i teraz latasz po ścianach i strzelasz pajęczyną? - upewniłam się, patrząc na Petera, który siedząc przy stole kuchennym, od dwudziestu minut tłumaczył mi wczorajszą sytuację.
Chłopak przytaknął głową, potwierdzając moje słowa.

- Którędy wychodzi z ciebie ta pajęczyna, jeśli można wiedzieć? - wtrącił się Bucky, który opierał się o blat.

- Mam specjalne sieciowody przy nadgarstkach, a sieć robię sam - przyznał Parker. - Naprawdę przepraszam za wczoraj - powtórzył po raz setny tego poranka. - Nie chciałem was przestraszyć, po prostu nie do końca ogarniam jeszcze ten nowy strój od pana Starka, ale obiecuję, że to się więcej nie powtórzy! - zapewnił od razu.

- Trzymam cię za słowo - powiedziałam. - Bo jak na razie wszyscy w tej wieży chcą przyprawić mnie o zawał serca - spojrzałam wymownie na Bucky'ego, a on uśmiechnął się niewinnie.

- Masz jakiś pseudonim albo coś? - zapytałam.

- Spiderman.

- Ciekawy - mruknęłam.

Peter zabrał się do jedzenia śniadania, a Barnes, wciąż opierając się o blat, popijał kawę.
Ja jadłam w spokoju swoje jabłko, kiedy poczułam wibracje telefonu. Wyjęłam urządzenie z kieszeni i odczytałam wiadomość, która przyszła. Bucky chyba zauważył lekki niepokój na mojej twarzy, bo przestał popijać ciepły napój i zaczął mi się badawczo przyglądać.
Odchrząknęłam lekko, pozbywając się z gardła nieprzyjemnej chrypki.

- Zbierajcie się lecimy na Helicarrier - oznajmiłam. Nie miałam na to najmniejszej ochoty i w sumie nie musiałam tego robić, bo w wiadomości były wspomniane tylko badania Barnes'a. Chciałam jednak mu towarzyszyć. W końcu to przeze mnie znalazł się w takim stanie.
Petera z kolei boję się zostawić całkiem samego w wieży, więc wolę już zabrać go ze sobą i mieć na niego oko.

~*~

- Naprawdę lecimy na Helicarrier? - chłopak już od dziesięciu minut ekscytował się tym faktem. - Przecież to główna siedziba T.A.R.C.Z.Y!

- Aktualnie - mruknęłam widząc na horyzoncie wspomniany obiekt. Zmniejszyłam nieco prędkość quinjeta, kiedy zbliżyliśmy się do lądowiska. Już po chwili wylądowałam maszyną, na wyznaczonym miejscu.

Kiedy tylko otworzyłam właz, chłopak natychmiast wyskoczył ze środka i zaczął z zachwytem oglądać ogromne lądowisko i stojące na nim odrzutowce.
Ja natomiast westchnęłam ciężko. Ostatnio starałam się unikać tego miejsca jak ognia. Wstałam niechętnie z miejsca i wyszłam za James'em z odrzutowca.

Idąc korytarzami Helicarrier'a czułam niepokój. Rozglądałam się dookoła, ale bałam się co zobaczę, a raczej kogo...
Bucky najwyraźniej to zauważył.

- Spokojnie - powiedział i położył mi rękę na ramieniu, a mnie przeszedł lekki dreszcz.
Uspokoiłam się trochę i odszukałam wzrokiem Parkera. Chłopak rozglądał się zachwycony i w sumie wyglądał trochę tak, jakby miał zaraz zemdleć przez te wszystkie emocje.

- Tylko się nie zgub Peter - powiedziałam, a chłopak skinął głową na znak, że rozumie.

Po chwili weszliśmy do pomieszczenia medycznego. W środku znajdowała się tylko jedna osoba. Jak się domyśliłam był to lekarz, bo miał na sobie biały fartuch.
Mężczyzna odwrócił się w naszą stronę, kiedy tylko usłyszał, że weszliśmy do środka. Był to wysoki mężczyzna, na oko w wieku Tony'ego. Jednak jego włosy, w przeciwieństwie do Starka, były siwo-czarne. Na twarzy, która posiadała dosyć ostre rysy, widniał kilkudniowy zarost, na którym także dało się zauważyć trochę siwizny.
Pierwszy raz go tu widzę, więc zakładam, że jest nowym pracownikiem, którego zatrudnił Fury.

- Wy pewnie jesteście Alex i Bucky - odezwał się niskim, ale przyjemnym głosem.

- Tak, a ja Peter - wyrwał się Parker zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.

- Uspokój się - upomniałam go. - A pan to...?

- Conrad Rain, nowy "nabytek" T.A.R.C.Z.Y. Doktor Banner wspominał mi, że wpadniecie - wyjaśnił.

~*~

- Z ręką już wszystko w porządku - powiedział Rain patrząc na prześwietlenie, które przed chwilą zrobił. - Może cię jeszcze trochę boleć, bo kość dopiero się zrosła. A co żeber... - tym razem wziął do ręki prześwietlenie klatki piersiowej Bucky'ego. - Świetnie. Żebra zrosły się bez zarzutów.

Odetchnęłam z ulgą. Cieszyłam się, że nie było żadnych komplikacji, bo jeszcze tylko tego mi brakowało, żeby mieć Bucky'ego na sumieniu. I tak już się za to obwiniałam.

Odwróciłam wzrok, kiedy Barnes zakładał koszulkę, którą do prześwietlenia musiał zdjąć.
Dopiero w tym momencie zorientowałam się, że jestem jedyną kobietą w pomieszczeniu i poczułam się trochę dziwnie.

Na szczęście w tej samej chwili do środka weszła Hill.

- Mogę cię prosić? - zapytała, a ja do niej podeszłam. - Fury chciałby z tobą porozmawiać.

Westchnęłam. Szczerze mówiąc bałam się tego co chce mi powiedzieć, ale wiedziałam, że nie mogę ciągle go unikać.
Ruszyłam z Marią w stronę wyjścia z pomieszczenia.

- Jest na mostku - poinformowała mnie kobieta.

- Będę czekać w jego biurze - powiedziałam i odłączyłam się od brunetki, skręcając w inny korytarz.

~*~

Stałam oparta o biurko i przeglądałam jakąś teczkę z aktami. Trochę mi się dłużyło, a Fury jeszcze nie przyszedł. Miałam wrażenie, że minęła wieczność, choć tak naprawdę pewnie tylko dziesięć minut.
Odłożyłam znudzona teczkę na biurko. Nie było w niej nic ciekawego.

Usłyszałam jak ktoś wchodzi do środka. Spojrzałam w tamtą stronę, jednak nie był to Fury. Przede mną stała wysoka brunetka. Miała założony kombinezon T.A.R.C.Z.Y. Długie do łopatek włosy były rozpuszczone, a w rękach trzymała jakieś papiery.
Było w niej coś niepokojącego, ale też znajomego.

Dziewczyna spojrzała w moją stronę. Przez jej twarz przemknęło zdziwienie, ale zaraz uśmiechnęła się pogodnie.

- O rety, to ty! Nie spodziewałam się ciebie tutaj - powiedziała z entuzjazmem podchodząc do biurka. Położyła papiery na meblu nie odrywając ode mnie wzroku, a ja zastanawiałam się skąd mnie zna.

- Mam nadzieję, że plama zeszła. Wiem, że kawę trudno sprać - powiedziała, a mnie oświeciło. To ta sama dziewczyna, która wylała mi na plecy kawę w parku! Już wiem skąd ją kojarzyłam. Natychmiast przypomniało mi się również jej dziwne zachowanie. Najpierw na mnie nawrzeszczała, a potem uśmiechała się jak głupia.

Zastanawiałam się co właściwie jej odpowiedzieć, kiedy do pomieszczenia wszedł Nick.

- Wreszcie jesteś - rzuciłam w jego stronę.

- Byłoby szybciej gdybyś ty przyszła do mnie - stwierdził.

- Nie mam zamiaru rozmawiać przy twojej świcie - sterownia zawsze była pełna pracowników, a po tym co ostatnio miało miejsce wolałam porozmawiać z nim w cztery oczy.

Zagadkowa brunetka przyglądała się z zainteresowaniem naszej krótkiej wymianie zdań.

- Cage - Fury zwrócił się w stronę kobiety.

- Oczywiście - brunetka wyszła z pomieszczenia zostawiając nas samych.

- Widzę, że nie próżnujesz i zbierasz nową bandę.

- Mamy małe braki w personelu - wyjaśnił. - Jak się czujesz?

- A jak mam się czuć? - zapytałam, nieco wytrącona z równowagi jego pytaniem. - Niemal całe moje życie okazało się kłamstwem, najbliższe mi osoby poleciały na inny kontynent walczyć z tajną nazistowską organizacją, a ja nie mogę im pomóc, bo jeśli użyję mocy, mój własny organizm mnie zabije! - zezłościłam się, a moje oczy się zaszkliły.

- Nie ma go tu.

- Co? - zapytałam zdezorientowana.

- Nie zjawił się w pracy od waszego spotkania - zrozumiałam, że chodzi mu o Ethana i szczerze mówiąc ulżyło mi. - Mam do ciebie sprawę.

- Jak zawsze - stwierdziłam. - Wiedziałeś, że przylecę z Barnes'em.

- Wiedziałem - przytaknął.

- Więc czego chcesz?

- Mściciele polecieli do Europy, a ty nie możesz walczyć, ale możesz im pomóc inaczej - powiedział, a ja spojrzałam na niego zainteresowana. - Nie mogą odwalać całej roboty, więc staramy się im pomóc jak tylko możemy. Lokalizujemy kolejne jednostki do likwidowania, wysyłamy potrzebną broń albo niezbędne współrzędne. Potrzebuję do tego zaufanych ludzi - spojrzał na mnie znacząco. - Oczywiście wykonywałabyś też inne zadania.

- Czyli dzień jak co dzień w T.A.R.C.Z.Y.

- Mniej więcej. Przyjmujesz propozycję?

- Nie wiem - powiedziałam kierując się do drzwi.

- Jutro o dziewiątej - usłyszałam kiedy wychodziłam.

- Przyjdę z Barnes'em i z dzieciakiem - oznajmiłam, po czym zamknęłam drzwi.









Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro