Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21

- Pilnować bratanicy? - zainteresował się Bucky. - A wiesz ile ona ma lat?

- Nie... Nie do końca, ale zakładam, że jest małą, słodką dziewczynką - Bucky parsknął na usłyszane słowa i nie zdołał powstrzymać śmiechu, ja natomiast miałam ochotę chlasnąć sobie w twarz.

- Słodka... Można i tak to nazwać - mruknął do siebie Barnes, a ja spojrzałam na niego kątem oka. - Chociaż już nie taka mała - stwierdził. Chłopak spojrzał na nas zmieszany, nie rozumiejąc o co chodzi.

- Ile ty w ogóle masz lat? - zapytałam z westchnięciem.

- Piętnaście - odpowiedział, a ja wytrzeszczyłam oczy. Chyba się przesłyszałam.

- Sześć lat różnicy - stwierdził Barnes.

- Dziękuję, umiem liczyć - mruknęłam tak, że tylko on mnie usłyszał.

- Och, czyli Alex ma dziewięć lat? - zainteresował się Peter.

- Nie. Alex ma dwadzieścia jeden lat i stoi przed tobą - powiedziałam już zirytowana całą tą sytuacją.

- O rety! Ja... Naprawdę nie wiedziałem... Proszę wybaczyć, ale pan Stark... prosił, żebym przyjechał - chłopak był widocznie zmieszany.

- Tak, chyba muszę z nim o tym porozmawiać. Zaraz wracam - oznajmiłam i weszłam do kuchni, wyjmując telefon i wybierając odpowiedni numer.

Po zaledwie dwóch sygnałach usłyszałam głos Tony'ego.

- Alex? Co się dzieje? - zapytał, jakby spodziewał się, że już ktoś zdążył usiłować mnie zabić, albo przynajmniej porwać.

- Uspokój się, przecież nie ma cię od piętnastu minut. Nic mi nie jest.

- Więc o co chodzi?

- O to, że przysłałeś jakiegoś piętnastoletniego chłopaka, a ja nie mam pojęcia po co - odpowiedziałam.

- Ach... Peter ma cię pilnować - oznajmił Stark, jakby to było oczywiste.

- Tony, chyba coś przeoczyłeś - stwierdziłam. - On ma piętnaście lat!

- Barnes jest ranny, a ty nie możesz używać mocy. Przyda ci się ktoś dodatkowy.

- Ale nie ktoś taki - powiedziałam, wyglądając zza futryny i widząc jak Parker zachwyca się metalową ręką Bucky'ego.

- Jest utalentowany. Na pewno wyjdzie mu na dobre, jeżeli nauczysz go paru rzeczy.

- Czego miałabym go nauczyć? Pierwiastkowania, żeby zdał test z matmy? - zapytałam ironicznie, ale Tony nie odpowiedział na moje pytanie.

- Muszę kończyć. Pamiętaj nie jedź po nim za bardzo - powiedział i się rozłączył.

Westchnęłam i schowałam telefon do kieszeni.

Bucky:

Kiedy tylko Alex wyszła, zaponowała cisza, jednak nie na długo, bo po chwili chłopak zaczął gadać jak najęty.

- Jesteś jej chłopakiem? W sumie nie powinienem o to pytać, przepraszam. Ale należysz do Avengers? Rety, to by było naprawdę coś... Alex chyba należy, nie? Kojarzę ją z kilku akcji. Naprawdę fajnie używa tej swojej mocy. Chociaż to chyba bardziej energia? Masz swojego ulubionego członka drużyny? Ja uważam, że Iron Man jest naprawdę ekstra. Chociaż Kapitan i Thor też są nieźli.

Odwróciłem się, żeby dyskretnie odejść, ale wtedy usłyszałem głośny zachwyt.

- O rety! Masz metalową rękę! Ale czad! - szatyn błyskawicznie pojawił się obok mnie i zaczął oglądać moją protezę. Poczułem się dziwnie niezręcznie, ale na szczęście do pokoju wróciła Alex.

- Ej, Percy! - zawowała.

- Peter - poprawił ją chłopak i odwrócił się w jej stronę.

- No przecież mówię. Chodź tu.

Parker posłusznie podszedł do szatynki.

- Z racji tego, że będziesz tu tymczasowo mieszkać, na co szczególnie nie mam wpływu, masz się zachowywać i nie wchodzić mi na głowę - powiedziała, a ja posłałem jej wymowne spojrzenie. - No i Bucky'emu też nie - dodała, a ja poczułem się chociaż trochę spokojniejszy.

- Oczywiście proszę pani.

- I masz tak do mnie nie mówić. Będziesz spać w pokoju dla gości, piętro niżej, jasne?

- Tak jest.

- Świetnie to teraz tam idź i się rozpakuj czy coś. Jarvis powie ci gdzie iść.

Chłopak widocznie uradowany wszedł do windy i po chwili już go nie było. Przyjrzałem się Alex. Mogłoby się wydawać, że ostatnie, nieprzyjemne wydarzenia nie miały miejsca. Już nie wyglądała na tak bardzo przygnębioną, a ta cała sytuacja z Peter w dziwny sposób, ale chyba odciągnęła jej myśli od tego wszystkiego.

- Strasznie gadatliwy... i nadpobudliwy jakiś - mruknęła Alex opadając na kanapę. Usiadłem obok dziewczyny.

- I staro przy nim wypadasz... psze pani - powiedziałem z ironią, naśladując głos chłopaka.

- Powiedział prawie stuletni facet - odpowiedziała, a ja zaśmiałem się na jej komentarz.

- Ten 'prawie stuletni facet' walczy lepiej od ciebie - powiedziałem i uśmiechnąłem się zadziornie. Dziewczyna przeniosła na mnie wzrok, a w jej oczach dało się zobaczyć ambicję.

- Skoro, tak twierdzisz, zapraszam na trening, kiedy już ci to zdejmą - oznajmiła wskazując na opatrunek usztywniający moją rękę. Po chwili wstała i ruszyła do swojego pokoju.


*kilka godzin później*


Alex:

Tego wieczoru udało mi się w miarę spokojnie zasnąć. Nie zmieniało to jednak faktu, że wciąż byłam wszystkim przejęta, a aktualnie najbardziej tym, że cała drużyna poleciała na inny kontynent.
Może dlatego obudziłam się słysząc jakiś hałas w środku nocy, a może to po prostu intuicja podpowiadała mi, że skoro nie ma Thora, to nie ma kto hałasować w nocy, wyjadając zapasy z lodówki.

Zaniepokojona wygrzebałam się spod kołdry, zostawiając ciepłe i bezpieczne łóżko. Musiałam sprawdzić co się dzieje, bo wiem, że inaczej, na pewno ponownie bym nie zasnęła.

Wyszłam z pokoju, delikatnie zamykając za sobą drzwi. W takich sytuacjach od zawsze jeszcze bardziej stresowała mnie wszechobecna cisza. Świadomość, że ktoś, z nieprzyjaznymi zamiarami, może czaić się dosłownie za rogiem, a ja nawet o tym nie wiem, sprawiała, że moje serce biło milion razy szybciej, a oddech wymykał się spod kontroli, stając się wyjątkowo nieokiełznany.

Bardzo cicho zbliżałam się w stronę salonu. Kiedy byłam niemal na progu, ktoś zatkał mi usta ręką, odciągając lekko do tyłu.
Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi, ale uspokoiłam się czując na talii lekki chłód metalu. Odetchnęłam i odwróciłam się w stronę mojego 'oprawcy', kiedy ten zdjął już rękę z moich ust. Rzuciłam mu ostre, karcące spojrzenie, za usiłowanie wywołania u mnie zawału. Domysliłam się jednak, że obecność Barnes'a oznaczała, że on też obudził się przez wcześniejszy hałas.

Ruszyliśmy przed siebie. Czułam się o wiele spokojniej, wiedząc, że Bucky zabezpiecza tyły i że cokolwiek tam zastaniemy nie będę musiała mierzyć się z tym sama.
Weszliśmy powoli do salonu, rozglądając się na wszystkie strony. Pomimo ciemności, nie dostrzeglismy jednak nikogo, ani niczego, oprócz jakieś stłuczonej wazy, która chyba miała uchodzić, za dzieło sztuki, a której rozbicie, na pewno stało się powodem naszej pobudki.

- Jarvis zapal światło - szepnęłam, ale szybko tego pożałowałam. Kiedy tylko pomieszczenie zostało oświetlone, coś zeskoczyło z sufitu. Wrzasnęłam przestraszona i odskoczyłam do tyłu. Wpadłam na Barnes'a i razem runęliśmy na ziemię.
Usłyszałam jego jęk bólu, kiedy spadłam mu na brzuch. Zsunęłam się jednak szybko, nie chcąc uszkodzić mu i tak pogruchotanych, przeze mnie, żeber.

Mój wzrok powędrował na coś co przed chwilą spadło z suftu. Moje usta otworzyły się ze zdziwienia.

- Co ty tu robisz Parker?! - niemal krzyknęłam, odzyskawszy mowę i widząc przed sobą chłopaka, w jakimś dziwnym stroju i masce w ręce.

- Ja naprawdę bardzo przepraszam! - żachął się szatyn. - Nie chciałem, żeby tak wyszło, naprawdę! - przekonywał, podczas, gdy my podnosiliśmy się z podłogi. - Przetraszyłem się, kiedy usłyszałem kroki, więc wszedłem na sufit.

- Ja też się czasami czegoś przestraszę, ale nie latam z tego powodu po ścianach! - wydusiłam i dopiero teraz zauważyłam, że Barnes jest w samych dresach. - Co to w ogóle jest? - zapytałam odwracając wzrok i patrząc na czerwono-niebieski kostium chłopaka.

- Pan Stark mi go zostawił. Chciałem go wypróbować, ale zgłodniałem - wytłumaczył, a ja spojrzałem na jego drugą rękę, w której trzymał do połowy zjedzoną kanapkę.

Westchnęłam i przetarłam zmęczoną twarz ręką.

- Nie mam pojęcia co tu się właśnie odwaliło, ale porozmawiamy o tym jutro - powiedziałam twardo. - A teraz zabieraj się stąd i idź spać - rozkazałam, próbując nie zwracać uwagi na nagi tors Barnes'a. - Jeśli się jeszcze gdzieś wybierzesz, Jarvis o wszystkim mi powie.

Parker wylał jeszcze szereg lamentów z prośbą o przebaczenie, zanim z powrotem wsiadł do windy. Kiedy w końcu zniknął odetchnęłam głęboko. Pomyśleć, że niemal dostałam zawału, bo nastolatek, chciał sobie pochodzić po suficie...

Ruszyliśmy z powrotem w stronę naszych pokoi.
James po drodze poklepał mnie po plecach, chcąc dodać mi otuchy, jednak ja spojrzałam na niego spod byka.

- A ty co? - zapytałam, wciąż krzywo na niego patrząc. - Nie masz żadnych bluzek czy po prostu lubisz latać półnagi?

Bucky uniósł brwi, zdziwiony moją wypowiedzią.

- A co, aż tak rozpraszają cię moje mięśnie? - zapytał usmiechając się zawadiacko.

- Nie. Jestem jedyną na świecie kobietą, której nie rozprasza półnagi mężczyzna - powiedziałam ironicznie. - Przestań zadawać głupie pytania i może lepiej coś na siebie włóż! - fuknęłam, akurat w momecie, w którym doszliśmy pod drzwi naszych sypialni.

- Okej, okej. Tylko się już tak nie wściekaj, Złośnico - powiedział i pocałował mnie w czoło, po czym wszedł do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Ja natomiast stałam osłupiała, ze zmarszczonymi brwiami, wgapiając się jak głupia w drzwi, za którymi zniknął.

- Nie jestem Złośnicą - stwierdziłam po chwili, kiedy już otrząsnęłam się z szoku.

- Jesteś - usłyszałam zza drzwi.

- Nie.




_________________

Czeeeść, a raczej Dobry Wieczór? Nie wiem czy można tak nazwać dwunastą w nocy...

W każdym razie udało mi się dzisiaj złapać trochę weny i napisać 2/3 rozdziału, przy okazji go kończąc. Chyba nie jest najgorzej. Rozdział ma ponad 1400 słów.
W sumie mogłabym go wstawić rano czy coś, ale wstawiam teraz, bo tak wyszło. Może macie niespodziankę w środku nocy, a może nad ranem.

W każdym razie, tym razem naszej bohaterce udało się chociaż na chwilę zapomnieć, o przykrych zdarzeniach i być 'sobą', ale czy na długo?
To się okaże.

Jak na razie mam nadzieję, że rozdział się spodobał.

Do zobaczenia i... Dobranoc?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro