19
Robimy to, co musimy, kiedy się zakochujemy.
Gdy to nie wystarcza, mówimy, co trzeba i się wymigujemy.
Czy to dla siebie, czy dla kogoś innego.
Wszyscy kłamią, kłamią, kłamią,
Czasami to jedyna prawda.
Nie ma znaczenia, czy szczerość gdzieś drzemie, czekając na ujawnienie lub została głęboko pogrzebana. Wszyscy kłamią.
Będąc szczerymi, gramy na korzyść obojga.
Łatwo jest nam oszukiwać, gorzej, gdy to nasze zaufanie zostanie zawiedzione.
Na dobre i na złe - szczęśliwi czy zranieni.
Wszyscy kłamią, kłamią, kłamią,
Czasami to jedyna prawda.
Nie ma znaczenia, czy szczerość gdzieś drzemie, czekając na ujawnienie lub została głęboko pogrzebana. Wszyscy kłamią.
Wszyscy żyją i wszyscy umierają.*
- Możesz mi wyjaśnić co się stało? - zapytał Tony, a jego głos był stanowczy i było słychać w nim nieudanie ukrytą złość.
Siedziałam w salonie na kanapie i tępo wpatrywałam się w swoje buty.
- Dlaczego użyłaś swojej mocy? Myślałem, że zrozumiałaś, że w tym momencie to niebezpieczne - uniósł lekko głos. - Nie masz pojęcia, jakie masz szczęście, że ja i Bruce mieliśmy odpowiednie leki. Gdyby nie to, już dawno zeszłabyś na zawał!
Wciąż milcząc, powróciłam myślami do chwili naszego powrotu. Gdy tylko wszyscy znaleźli się w odrzutowcu Banner niemal natychmiast się mną zajął, podając odpowiednie leki. Następnie zaczął pomagać Bucky'emu, który w tym właśnie momencie był dokładniej badany. A wszystko przez to, że nie umiem utrzymać swoich nerwów na wodzy.
- Naraziłaś nie tylko siebie, ale też Barnes'a! - powiedział, a ja zacisnęłam powieki, aby za moment otworzyć je załzawione. - Czy ty niczego nie rozumiesz? - zapytał, po raz kolejny w ciągu pięciu minut mój wujek, a ja wciąż tylko wpatrywałam się tępo w swoje buty i zawiązne na nich sznurówki.
- Odezwij się do cholery! - wrzasnął. Przez gwałtowny i strasznie głośny krzyk, aż podskoczyłam w miejscu.
W normalnej sytuacji pewnie też zaczęłabym na niego krzyczeć i się wykłucać, ale teraz było zupełnie inaczej. Moje oczy wypełniły się łzami. Nie chodziło tylko o krzyki i złość Tony'ego, chociaż dobrze wiedziałam, że jest mną zawiedziony. Czułam się okłamana i przygnieciona tym wszystkim, po prostu mnie to przesrastało i nie miałam pojęcia co mam z tym zrobić.
Wstałam i starając się nie patrzeć na rozzłoszczoną twarz Starka, szybko opuściłam salon.
Tony:
Alex wyszła z pokoju. Moja złość lekko ustąpiła, kiedy zobaczyłem w jej oczach łzy.
Westchnąłem, przecierając twarz rękoma i usiadłem na kanapie.
- Jesteś dla niej odrobinę za ostry - usłyszałem głos Natashy, która weszła do salonu z kuchni.
- Chcę ją dobrze wychować - mruknąłem, choć wiedziałem, że to marne wytłumaczenie.
- Wiesz, wydaje mi się, że okres wychowawczy Alex ma już dawno za sobą - powiedziała kobieta, siadając obok mnie.
- Naprawdę? To jakbyś nazwała jej zachowanie sprzed zaledwie ośmiu miesięcy? - zapytałem zaciekawiony, patrzac na nią z ukosa.
- Buntem? Sama nie wiem, miała problemy i przeniosło się to na jej zachowanie - stwierdziła Romanoff.
- No właśnie - przytaknąłem. - Tylko widzisz, teraz znowu ma problemy...
- I boisz się, że znowu zacznie się tak zachowywać - dokończyła Wdowa.
- Ona... zamyka się w sobie Natasha - wyjaśniłem. - A ja za cholerę nie wiem jak do niej dotrzeć.
- Niestety, tym razem ty nic nie możesz zrobić - stwierdziła. Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem. - Dziewczyna cierpi przez dawną miłość. I, w tej sytuacji, tylko miłość może to naprawić.
- Przecież... - zacząłem, ale kobieta mi przerwała.
- Naprawdę nie rozumiesz, czy tylko udajesz? - zapytała. - Powiedz mi Tony, kiedy ona ostatnio miała chłopaka? Albo chociaż była na randce?
Zastonowiłem się przez chwilę, a słysząc brak odpowiedzi Natasha kontynuowała.
- No widzisz. Jak ma zapomnieć o dawnej miłości, skoro nigdy nie miała innej? Ta relacja była dla niej wszystkim, Tony - powiedziała.
- Chcesz powiedzieć, że mam ją wyswatać? - zapytałem, a Romanoff pokiwała zrezygnowana głową.
- Chcę powiedzieć, że tym razem nie będzie łatwo - oznajmiła i wyszła z pomieszczenia.
Westchnąłem.
- Nigdy nie było...
Alex:
Podeszłam pod szklane drzwi od pomieszczenia, w którym właśnie był badany James. Schowana za ścianą próbowałam coś usłyszeć z tego co mówił Bruce.
- Oprócz tych trzech żeber i kilku stłuczeń, wszystko jest w porządku - powiedział Banner. Kiedy to usłyszałam, poczułam się jeszcze bardziej winna. Oddaliłam się cicho i szybko poszłam do swojego pokoju.
Bucky:
- Oprócz tych trzech żeber i kilku stłuczeń, wszystko jest w porządku - stwierdził Bruce. - Nie ma odłamków kostnych, więc zastosujemy proste leczenie - leki przeciwbólowe i przeciwzapalne. Zważywszy na to, że twój organizm jest ulepszony, złamania powinny się niedługo zrosnąć.
- Dziękuję - powiedziałem, patrząc jak mężczyzna kończy wiązać bandaż, na mojej stłuczonej ręce.
- Nie ma za co - brunet uśmiechnął się lekko.
- Pójdę zobaczyć co z...
- Alex - dokończył za mnie Bruce. - Jasne - odparł i znowu się uśmiechnął.
Wstałem i wyszedłem, kierując się do pokoju dziewczyny.
Steve:
Wszedłem do pomieszczenia lekarskiego. Chciałem dowiedzieć się co z Bucky'm, Bruce powinien skończyć już go badać. Jednak kiedy wszedłem do pomieszczenia, zastałem w nim tylko Bruce'a.
- Gdzie Bucky? - zapytałem zdziwiony.
- Już skończyliśmy. Poszedł zobaczyć co z Alex - poinformował mnie mężczyna.
- A to nawet lepiej, miałem do niej wpaść... - skierowałem się z powrotem do wyjścia, kiedy usłyszałem za sobą głos Bannera.
- Steve, myślisz, że...
- Nie wiem Bruce. Nie mam pojęcia - powiedziałem, ale uśmiechnąłem się lekko pod nosem.
Bucky:
Z powodu stłuczonej ręki, do drzwi zapukałem tą metalową, przez co wyszło trochę głośniej niż chciałem. Nikt w środku się nie odezwał, ale pomimo tego, powoli wszedłem do środka. Pokój był skąpany w pomarańczowej poświacie, zachodzącego słońca, które wpadało przez ogromne okno, zajmujące całą ścianę.
Alex siedziała przy szybie, odwrócona do mnie tyłem. Podszedłem bliżej. Nogi miała podwinięte i obejmowała je ramionami, a brodę oparła na kolanach. Wydawało się jakby w ogóle nie zauważyła mojej obecności, wpatrzona w zachód słońca i kolory jakie rzucał na wysokie budynki Nowego Jorku.
Usiadłem obok niej, ale ona nawet na mnie spojrzała.
- Jak się czujesz? - zapytałem. Jednak po jej zaczerwienionych oczach i beznamiętnym wyrazie twarzy poznałem, że nie za dobrze. Spojrzała w moją stronę, ale nie w twarz, tylko na rękę w bandażu.
- To wszystko przeze mnie - powiedziała cicho, a jej głos był lekko zachrypnięty. W jej oczach natomiast, pojawiły się łzy.
- Przestań - poprosiłem. - To nie jest twoja wina. Słyszysz? - opuściła głowę, a ja podniosłem jej podbródek do góry, żeby na mnie spojrzała. Mimo, że zrobiłem to metalową ręką, dziewczyna się nie wzdrygnęła. - Tyle dla mnie zrobiłaś... i teraz ja chciałem ci pomóc. Co prawda trochę mi nie wyszło, ale wszystko da się jeszcze naprawić.
- Bucky... ja złamałam ci trzy żebra - wydusiła. - No i jeszcze to - dodała, wskazując na rękę owiniętą bandażem, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy.
- Jeśli jeszcze nie zauważyłaś, nie mam ręki. Te trzy żebra i lekkie stłuczenie to naprawdę nic wielkiego - powiedziałem i uśmiechnąłem się lekko, chcąc dodać jej otuchy. Starłem jej łzy i przyciągnąłem ją do siebie, zamykając w delikatnym uścisku.
W tym samym momencie, usłyszałem pukanie i do środka wszedł Steve. Odwróciłem głowę w jego kierunku i napotkałem się z jego spojrzeniem, wciąż jednak trzymając dziewczynę w objęciach. Czułem jej nierówny oddech i czoło oparte delikatnie o moją klatkę piersiową.
- Jak się czujecie? - zapytał blondyn i usiadł po drugiej stronie szatynki.
- Dobrze - odpowiedziałem.
- Mów za siebie - usłyszałem słowa wypowiedziane prosto w mój tors. - To wszystko jest takie trudne - dodała, a po tonie jej głosu i kroplach wsiąkających w materiał mojej bluzki, wiedziałem, że znowu płacze.
Już miałem coś powiedzieć, kiedy uprzedził mnie Steve.
- Wszystko będzie dobrze - oznajmił i pogładził ją po plecach. - Musi być.
*tekst piosenki "Everybody Lies" aut. Jason Walker, piosenka powyżej w mediach ;)
__________________________
Cześć!
Tym razem rozdział tuż po weekendzie. Trochę krótki, ale cieszę się, że udało mi się go napisać. Wena trochę rozrabia i pomysły podsuwa na zupełnie co innego.
Ps. Czy ktoś byłby zainteresowany ff o Piratach z Karaibów?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro