Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zwrot o 180°.

Wiem, że trochę czekaliście na ten rozdział. Myślałam ostatnio co zrobić dalej z tym opowiadaniem. Jutro opublikuję rozdział w "What's up tic-tacs?", w którym opiszę Wam co postanowiłam. Myślę, że spodoba Wam się to, co zamierzam z tym dalej zrobić, więc jeśli jesteście fanami tego fanfiction lub po prostu ciekawi Was co będzie dalej, zajrzycie tam jutro!

___________________

Avengers Tower pustoszało. Nie trudno było się temu dziwić, w końcu Mściciele już od długiego czasu nie mierzyli się z problemami na skalę świata czy choćby kraju, z jednego prostego powodu - aktualnie nie było takich problemów.

Alex wcale to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie - cieszyła się ze względnego spokoju na świecie, ale martwiło ją, że jej rodzina się rozchodzi.

Thor wciąż był poza Ziemią; Tony i Pepper postanowili zostać nieco dłużej w Los Angeles, pomimo tego, że interesy firmy były już stabilne; Clint chciał nacieszyć się swoją dziewczyną, a Sam niedawno przeprowadził się do nowego mieszkania i, o ironio, Alex musiała przyznać, że trochę jej go brakowało pomimo tego, że nie mogła się doczekać jego przeprowadzki.

W końcu tak to już jest z rodziną - wkurzają cię jak diabli, ale kiedy ich nie ma zaczynasz tęsknić.

Do tego wszystkiego dochodził jeszcze Steve, który ostatnio nieco dziwnie się zachowywał.
Od czasu kiedy Alex i Bucky zaczęli swój związek Steve zawsze trzymał się z Samem, kiedy oni spędzali razem czas (czyli wcale nie tak rzadko) i szatynka wiedziała, że po prostu brakuje mu przyjaciela, a niezbyt częste spotkania na treningi mu tego nie wynagradzają.
Kobieta odkryła, że przyczyną dziwnego zachowania Steve'a był wewnętrzny konflikt. Blondyn zaczął zastanawiać się nad przeprowadzką do Wilsona, co ten sam mu zaproponował, ale z drugiej strony nie chciał zostawiać Bucky'ego, który wciąż nie czuł się do końca komfortowo w wieży Starka.

To był tylko kolejny powód do zmartwień dla Alex. James już dosyć długo mieszkał w Avengers Tower, ale wciąż nie czuł się tu do końca swobodnie, a Alex pragnęła, aby miał poczucie, że jest w domu i jeszcze nie odkryła co może zrobić, aby tak się stało.

Oprócz Steve'a, Bucky'ego i Alex w wieży przebywali również Bruce i Natasha, choć ten pierwszy jakby go nie było - całe dnie przesiadywał w laboratorium, prowadząc jakieś nowe badania lub spędzał akurat czas z Romanoff.
No tak, Natasha. Zdecydowanie lepsza w sparingu niż konwersacji, ale przynajmniej umiała słuchać i zazwyczaj dawała dobre rady.
Kiedy już opowiedziała wszystko co miała o wakacjach, które urządziła sobie z Brucem (czego nie było zbyt wiele, bo Czarna Wdowa nie słynęła z wylewności), zaczęła dopytywać Alex o jej ostatnie, najwyraźniej złe samopoczucie.
Alex oczywiście opowiedziała jej o fatalnym pierwszym dniu w pracy i niemoralnej (przynajmniej z jej strony) misji, pomijając inne fakty, o których postanowiła nie wspominać. Tak naprawdę, choć bardzo się starała, nie mogła przestać o tym myśleć i wciąż zastanawiała się czy wyznać komuś prawdę, a jeśli tak - komu? Postanowiła, że dopóki nie zdecyduje, będzie wypierała z siebie ten fakt, udając, iż nie istnieje.

I tak siedziała samotnie w kuchni, popijając gorąca czekoladę i starając się o niczym nie myśleć.
Steve i Bucky wybrali się na wspólny trening i nic nie wskazywało, aby szybko wrócili, jako że Barnes również zauważył rozterki swojego przyjaciela. Natasha natomiast z samego rana wróciła do T.A.R.C.Z.Y, bo oprócz bycia jednym z Mścicielów, wciąż pracowała dla Fury'ego.

Tak jak teraz Alex.

Szatynka miała jednak mieszane uczucia co do agencji, więc idąc za radą rudowłosej, postanowiła  jeszcze raz wszystko przemyśleć, bo jak mówiła Romanoff "misje w T.A.R.C.Z.Y bywają czasami jeszcze gorsze".

Jej telefon zawibrował, a kiedy go odblokowała nawet się nie zdziwiła.

32 nieodebrane połączenia i 5 wiadomości od: Fury.

19 nieodebranych połączeń i 11 wiadomości od: Ethan.

8 nieodebranych połączeń i 2 wiadomości od: Andrew.

Zablokowała telefon, nie odczytując ani jednej wiadomości i nie bawiąc się w oddzwanianie.

Jak miała to spokojnie przemyśleć, kiedy tych trzech wciąż zasypywało ją telefonami?

Westchnęła i schowała urządzenie z powrotem do kieszeni. Pochyliła się, opierając łokcie na kolanach i ukryła twarz w dłoniach.
Czuła się przytłoczona tym wszystkim. Czuła się przytłoczona nawet samym przebywaniem w wieży, w której nie było żywego ducha. Tak jakby była w klatce.

Siedziała tak dłuższą chwilę, kiedy do jej uszu dobiegł dźwięk otwieranej windy. Uniosła czujnie głowę i ruszyła w tamtym kierunku, mając nadzieję, że może jednak Steve i Bucky postanowili skończyć wcześniej.

Jednak w salonie, wychodzącego z windy zastała kogoś innego.

- Halo! Jest tu kto? - zawołał Peter, akurat w momencie, w którym szatynka wkroczyła do salonu. - Alex! - chłopak podszedł do niej i już miał ją przytulić, kiedy zatrzymał go palec kobiety.

- Nie! Co o tym mówiłam? - zapytała, wciąż trzymając wskazujący palec w górze, jakby beształa małe dziecko.

- "Bez przytulania, młody. Nie jestem twoją ciotką" - zacytował Peter.

- Dokładnie - pochwaliła go Alex, zabierając dłoń. - Więc po co tu jesteś?

- Pan Stark mnie zaprosił!

- Tony'ego nie ma - powiedziała Alex, rozkładając się na kanapie.

- Jak to... - zmieszał się Peter. - Wysłał mi wiadomość tydzień temu. Pisał, żebym wpadł...

- Coś musiało ci się pomylić - stwierdziła kobieta. - Tony jest z Pepper w Los Angeles.

Peter wciąż wyglądał na zmieszanego, a jednocześnie pewnego swoich słów.
Alex zmarszczyła brwi. Przecież ten dzieciak kochał Avengers, jak mógłby pomylić datę wizyty w ich wieży?
Za to zakochany w sobie miliarder, który właśnie przebywał w LA ze swoją dziewczyną, wydając kupę kasy, którą posiadał?

Chyba wiadomo kto tu nawalił.

- Ty kretynie - mruknęła Alex, podnosząc się i wyjmując telefon. - O, nie. To nie do ciebie, Peter... - sprostowała, widząc minę chłopaka. - Poczekaj, już do niego dzwonię...

Wyjęła telefon i odblokowała go. Nie zdążyła nawet wejść w kontakty, bo ktoś się do niej dobijał. Odrzuciła połączenie od Ethana, wzdychając. Po tym kliknęła ikonkę kontaktów i już miała zacząć przewijać w dół, ale tym razem zaczął dzwonić do niej Fury. Przewróciła oczami i znowu wcisnęła czerwoną słuchawkę.

- Wiesz co? Może jednak ty do niego zadzwoń - stwierdziła.

Peter zrobił co mówiła Alex. Przeprowadził z Tonym krótką rozmowę, podczas, której szatynka z irytacją odrzuciła kolejne dwa połączenia.
Kiedy skończył, nie wyglądał na najszczęśliwszego.

- I co?

- Happy jest akurat w Nowym Jorku. Odwiezie mnie... - oznajmił chłopak, a Alex poczuła jak robi jej się żal Petera (choć nigdy by się do tego nie przyznała). Młody za każdym razem tak cieszył się na spotkanie z Tonym.

- Wiesz co... Ja cię odwiozę - wypaliła nagle Alex, nie wiedząc czy przemawia przez nią jej lepsza strona czy po prostu zirytowanie, spowodowane siedzeniem w czterech ścianach w samotności i przytłaczające ją problemy.

- Naprawdę?!

- Taa... Ej, coś ty taki zdziwiony? - oburzyła się.

- Ja? Nie... Po prostu... Rety!

- Dobra, dobra. Wsiadaj do windy - powiedziała. Sama wyjęła telefon i napisała do Bucky'ego szybką wiadomość: Niedługo wrócę.

Kiedy wchodziła do windy za Peterem, przyszedł do niej kolejny sms od Fury'ego. Przewróciła oczami i tym razem postanowiła go odczytać.

Mam dość. Jadę do ciebie.

Zachłysnęła się własną śliną i zanim drzwi windy zdążyły się zamknąć wrzuciła telefon do salonu.

- Co się stało? - zapytał zszokowany czynem kobiety Peter.

- Nic takiego, po prostu nie chciałam, żeby ktoś namierzył mój telefon... No i musimy się trochę pospieszyć z wyjechaniem z miasta... - oznajmiła szatynka.

- Rety! Czyli przed kimś uciekamy? Przed jakimś pościgiem albo...

- To żaden pościg! - przerwała mu kobieta. - Powiedzmy, że mam taką zachciankę...

Peter pokiwał energicznie głową, dając znać, że rozumie, ale w jego oczach wciąż czaiła się ekscytacja.
Alex westchnęła.
Wysiadła z windy, kiedy ta się otworzyła i wkroczyła do garażu.
Usłyszała westchnienie zachwytu Petera za sobą.

- Czym pojedziemy? - zapytał podekscytowany. - Porshe, lamborghini czy może...

- Range Rover - wtrąciła Alex, podchodząc do białego, terenowego samochodu z czarnymi szybami i dachem. Trudno było jej przekonać Tony'ego do jego zakupu, bo Stark lubował się w sportowych samochodach. Ostatecznie jednak udało jej się go namówić na najnowszy i najdroższy model, bo jak sam powiedział: nie będzie jeździł przeżytkami, tańszymi od jego telewizora. - Wsiadaj.

Peter wyglądał na bardzo zawiedzionego.

- Możemy wziąć jakieś z tych? Proooszę!

Alex spojrzała sceptycznie na czerwone lamborghini, wskazywane przez Petera. Westchnęła. Chyba miała dzisiaj dzień dobroci dla pajęczaków (cieszył się z tego szczególnie pająk z łazienki, którego postanowiła rano nie uśmiercać).

- Niech ci będzie - wydusiła w końcu. - Ale weźmiemy białe, bo mniej rzuca się w oczy! - zastrzegła.

Parker pokiwał żywo głową, ciesząc się niczym dziecko (czyli tak jak cieszy się każdy facet, na wieść o przejażdżce wypasionym samochodem).

- Gotowy na jazdę cackiem Tony'ego? - zapytała idąc w stronę samochodu i obracając na palcu kluczyki.

- Naprawdę dasz mi prowadzić lamborghini?! - zawołał chłopak.

- Oszalałeś? - żachnęła się. - Jazdę. To znaczy ja będę kierować, a ty siedzieć na miejscu pasażera - sprostowała Alex i wsiadła do samochodu, a za nią podążył nieco przygaszony Peter.

 ~*~

Wyjechanie z Nowego Jorku wcale nie było aż takie trudne. Szczególnie kiedy miało się wprawę w ignorowaniu tajnej organizacji i nie przestrzegało się przepisów ruchu drogowego.
Sztuczna inteligencja, która maskowała pojazd przed radarami też była przydatna.

- Czyli to jednak pościg? - zapytał podekscytowany Peter, kiedy wyjechali z Nowego Jorku z dużym przekroczeniem dozwolonej prędkości.

- Żaden pościg - warknęła Alex. - Po prostu chcę mieć trochę spokoju.

- Myślałem, że w wieży nikogo nie było...

- Bo nie było... No dobra był Bruce, ale on nawet jak jest, to jakby go nie było... W każdym razie Fury włazi mi na głowę. Nie za dobrze przyjmuje odmowy.

- O rety, naprawdę ignorujesz samego szefa T.A.R.C.Z.Y? - zapytał chłopak z niedowierzaniem.

- No powiedzmy, coś w ten deseń... - mruknęła szatynka. - Zapamiętaj, Peter - ty też możesz to zrobić. Jeżeli kiedykolwiek Nick Fury będzie do ciebie dzwonił, a ty nie będziesz chciał z nim gadać - to nie odbieraj! Ten stary pryk i tak ma wszystko, czego chce - dodała pod nosem.

- Oczywiście, zapamiętam! - powiedział żywo Parker.

Przez dłuższy czas jechali jedynie przy dźwiękach radia, jednak po około dwóch milach rozległo się miarowe, drażniące uczy pikanie.

- Świetnie - jęknęła Alex. Całkowicie wypadło jej z głowy, że powinna zatankować, bo Tony'ego nie było od dłuższego czasu i nikt nie zajmował się samochodami.
Na szczęście paliwa starczyło im akurat, żeby dojechać na stację benzynową.
Alex zajęła się samochodem, a Peterowi dała gotówkę, aby poszedł zapłacić. Kiedy skończyła tankować, wsiadła do samochodu, zastanawiając się gdzie ten chłopak tak długo się podziewa.

- Panno Stark - rozległ się nagle głos.

- Co jest, Jarvis?

- Pan Stark chce wiedzieć gdzie pani jest. Martwi się - poinformował program.

- Oczywiście - mruknęła. - Pirat pewnie już się z nim kontaktował...

- W istocie. Pan Fury kontaktował się z panem Starkiem.

- Nic mu nie mów, bo zaraz wygada! - zastrzegła Alex. - I nie przestawaj maskować samochodu. Nie mam ochoty mieć połowy T.A.R.C.Z.Y na karku...

- Nie jestem pewien czy mogę to zrobić, panno Stark.

- Och, Jarvis jesteś dla mnie jak najlepsza przyjaciółka, wiesz? - powiedziała Alex, kręcąc palcem kółka po masce rozdzielczej. - Jesteśmy siostrami, a Tony to taki nasz upierdliwy tatko, łapiesz? Musimy się nawzajem kryć.

- Nie jestem pewien czy w pełni zrozumiałem. Mam zbywać pana Starka?

- Dokładnie, Jar. Liczę na ciebie... Pomożesz mi? - zapytała z nadzieją szatynka.

Przez chwilę panowała cisza. Potem nastąpiło kilka zgrzytów i Alex już się bała, że Jarvis się zawiesił. W końcu prosiła go o czyn niezgody dla każdej sztucznej inteligencji, czyli zrobienie czegoś przeciwko swojemu wynalazcy.
Ale Jarvis jednak się nie zawiesił.

- Oczywiście - odparł w końcu. - Zrobię co w mojej mocy - powiedział i się wyłączył.

Ha!, pomyślała Alex. Nastawić sztuczną inteligencję przeciwko twórcy. To jest dopiero coś!

Po chwili do samochodu wrócił Peter z trzema hot-dogami w rękach. Kiedy Alex zapytała, co on najlepszego wyprawia, odparł, że była akurat promocja, której nie mógł przegapić, a kiedy szatynka oznajmiła, że może zjeść półtora hot-doga, które przypadało jej w udziale - chłopak nie posiadał się ze szczęścia.

Alex mogła w spokoju prowadzić, słuchając jedynie radia, a Peter zajął się swoimi hot-dogami. Jednak nawet parówki w bułce nie były w stanie na długo go uciszyć. Pochłonął je w wyjątkowo szybkim tempie, o które Alex posądziłaby jedynie Thora.

- Mam wrażenie, że nie uciekasz tylko przed Furym - oznajmił nagle Peter. - Masz jakieś problemy?

- Peter, błagam. Żadnych pytań.

- Wybacz...

Jechali przez chwilę w ciszy, aż w końcu Alex przewróciła oczami. Miała potrzebę z kimś pogadać, a może wcale nie musiała zdradzać co dokładnie ją trapiło?

- Dobra - westchnęła. - Komu powiedziałeś, kiedy odkryłeś, że masz super moce? - zapytała po chwili namysłu.

- Nikomu - odpowiedział bez zastanowienia Peter.

Alex spojrzała na niego zszokowana.

- No co ty?

Nie mieściło jej się w głowie, że nastolatek, który nagle zdobył nadnaturalne umiejętności nikomu się tym nie pochwalił.

- No tak, wiesz... przez jakiś czas to do mnie nie docierało. Wtedy pewnego razu udało mi się komuś pomóc tylko dlatego, że miałem moce. I od tamtej pory zacząłem pomagać ludziom, ale w przebraniu, bo przecież nastolatek skaczący bo budynkach i łażący po sufitach wywołałby chaos albo przynajmniej medialną burzę. A nie chciałem dodawać mojej cioci problemów i stresu. Nie masz pojęcia jakby się martwiła... Zresztą wyobrażasz to sobie? Zapuszkuję jakiegoś bandziora, a on po wyjściu napada moją rodzinę lub przyjaciół, żeby mnie szantażować. Przecież to klasyk w filmach!

Alex uśmiechnęła się pod nosem i postanowiła nie komentować ostatniego zdania na temat kinematografii. Zamiast tego zapytała:

- Czyli oprócz Mścicieli nikt nie wie kim jesteś?

- Tylko mój najlepszy kumpel - Ned. Ale on właściwie dowiedział się przez przypadek... Mieliśmy raz składać Lego i... Zresztą nieważne.

- Ale jesteś blisko ze swoją ciocią - stwierdziła Alex, przypominając sobie wszystkie razy, kiedy Peter o niej opowiadał.

- O tak, May jest wspaniała - potwierdził chłopak.

- To dlaczego jej nie powiedziałeś?

- To proste. Przecież to i tak by niczego nie zmieniło. To znaczy, oczywiście ona zaczęłaby świrować, nie spać po nocach i się zamartwiać. Ale przecież nie cofnęłaby czasu, nie mogłaby odebrać mi mocy, więc po co ma się zamartwiać? Zamiast tego razem z panem Starkiem powiedzieliśmy jej, że otrzymałem stypendium i jestem stażystą w firmie Stark Industries. Mega się z tego cieszy!

Alex pokiwała w zamyśleniu głową, wpatrzona w drogę. To co właśnie usłyszała z ust Petera, wydawało się świetnym rozwiązaniem przynajmniej jednego z jej problemów.

Po co miała komukolwiek mówić o tym, że nigdy nie zajdzie w ciążę, skoro i tak nikt nie mógł z tym nic zrobić? Po co mieli się martwić i patrzeć na nią z żałością w oczach?
I przede wszystkim: po co miała wpędzać swojego ukochanego w poczucie winy, a Tony'ego w złość i konflikt z Jamesem?
I wtedy postanowiła. Tak zrobi - nikomu nie powie. Będzie miała spokój. Przecież tak na dobrą sprawę nawet nie wiedziała czy Bucky chciałby mieć dzieci.

- Dzięki młody, bardzo mi pomogłeś.

Ogromny uśmiech rozjaśnił twarz Petera. To był jak na razie największy komplement, jaki usłyszał od szatynki.

~*~

W końcu dojechali na Queens pod mieszkanie Parkera. Alex zaparkowała tuż pod jego blokiem.

- No to na razie, młody. Powodzenia w szkole - powiedziała szatynka.

- Taak... Dzięki - odparł nieco bez przekonania. Chciał wysiąść, ale drzwi samochodu się nie otworzyły.
Spojrzał pytająco na kobietę, która właśnie zdejmowała palec z przycisku blokowania drzwi.

- Co jest...? - zdziwił się.

- Mów o co chodzi.

- To nic takiego...

- Mów albo nie wyjdziesz - nalegała Alex. Ten dzieciak bardzo jej pomógł. Wyciągnął ją z czterech ścian i pomógł poukładać parę spraw. Ponadto Alex stwierdziła, że naprawdę go lubi, ale będzie to utrzymywać w tajemnicy, żeby nie poprzewracało się mu w głowie. - No już. Nie żartuję, nie wysiądziesz dopóki mi nie powiesz, a zaraz wracam do Nowego Jorku, więc lepiej się pospiesz.

- Dobra, dobra - poddał się Peter. - Chodzi o to... - zawahał się. - Po prostu nie jestem jedną z tych fajnych osób w szkole, okej? Ludzie raczej się ze mnie nabijają, szczególnie taki jeden mięśniak, który dręczył mnie od dzieciństwa.

- To go wyjaśnij. No wiesz dokop mu w zad czy coś i się odczepi - wyjaśniła Alex, widząc pytającą minę Petera.

- C-co? Nie! - oburzył się chłopak. Nie spodziewał się takiej rady.

- Dlaczego? - zdziwiła się kobieta.

- Nie mogę. Przedtem... To znaczy zanim dostałem super moce byłem raczej... ciamajdą - wyjaśnił zmieszany. - Więc teraz muszę udawać, że nadal taki jestem, żeby nikt się nie pokapował. No wiesz - wcześniej nie grałem w futbol, więc teraz też nie mogę. Tak to działa...

- No tak... - westchnęła Alex. - A co właściwie ten...

- Flash - podsunął Peter.

- Co ten Flash ci robi?

- Cóż... - zastanowił się Peter. - Wiele rzeczy... Ale ostatnio uczepił się szczególnie mojego stażu u pana Starka.

- Co? - zdziwiła się Alex. - Jak można z tego szydzić?

- Uwierz mi, na wiele sposobów, szczególnie jeśli uważa się to za kłamstwo.

- A to mały buc - mruknęła Alex pod nosem.

- Coś mówiłaś? 

- Tylko tyle, że chyba jednak nie wracam jeszcze dzisiaj do Nowego Jorku...

Nikt nie będzie gnębił Parkera. Tylko ona ma do tego prawo.

~*~

Plac i parking przed liceum tętniły życiem. Tym bardziej, że był to wyczekiwany przez wszystkich piątek, a słońce grzało od rana.

Uczniowie korzystali z czasu, jaki pozostał im jeszcze przed lekcjami i żywo rozmawiali ze znajomymi i przyjaciółmi w mniejszych lub większych grupkach.

Na parking właśnie wjechało sportowe auto, odprowadzane kilkoma zazdrosnymi spojrzeniami.
Flash Thompson, jak zwykle przyjechał do szkoły samochodem, zakupionym przez jego rodziców.

Zaparkował i wysiadł z auta ze swoimi kumplami, napawając się spojrzeniami zazdrości i uznania rzucanymi w jego stronę.
Nagle jednak zrobił się o wiele większy gwar niż zazwyczaj i wszyscy spojrzeli w jednym kierunku, a nie był to bynajmniej kierunek bruneta.

Na parking przed szkołą wjechało auto, na które nie było stać nawet Thompsona.
Białe lamborghini zatrzymało się, powarkując cicho. Na rejestracji zamiast cyfr miało napisane STARK.

- Stark?! - rozległy się szepty.

- Co tutaj robi Tony Stark?!

Z pojazdu jednak nie wysiadł Iron Man, a nie kto inny jak...

- Parker?! - zawołał zszokowany Flash. - Co tu jest grane?!

Drzwi od strony kierowcy się otworzyły i teraz wysiadła brązowowłosa kobieta.

- Przecież to bratanica Starka - dało się znowu słyszeć w tłumie.

- To ona ma tą odjechaną moc...

- Ej, młody - zawołała Alex i rzuciła mu plecak, którego Parker zapomniał, po czym do niego podeszła. Cała szkoła przyglądała się szeroko otwartymi oczami, jak Peter Parker rozmawia z Alexandrą Stark.

- Dzięki! Naprawdę nie wiem jak ci się odwdzięczę - powiedział chłopak, tak, że tylko szatynka go usłyszała. Już chciał ja przytulić, ale powstrzymał się w ostatnim momencie. - A tak... bez przytulania.

- No już dobra, chodź tu - mruknęła, przewracając oczami. Uściskała go i powiedziała: - Trzymaj się, młody.

Po czym ruszyła z powrotem do samochodu, odprowadzana setkami zszokowanych spojrzeń.

- A właśnie - powiedziała, zanim jeszcze wsiadła do auta. -  Zluzuj gacie Thompson i zejdź z Petera, bo będziesz miał ze mną do czynienia.

Po czym zostawiając zszokowanego bruneta, który nie był w stanie wydobyć z siebie ani słowa, wsiadła do samochodu i zamykając drzwi swoją mocą, odjechała, widząc jeszcze w lusterku, jak gruby chłopak (zapewne Ned) prowadzi żywą rozmowę z Parkerem.

Widząc bladą twarz Neda i rozemocjonowanie na niej wypisane zrozumiała, że to nie Peter z tej dwójki był tym, który o mało co nie mdlał z byle powodu...

~*~

Alex stała w windzie, jadąc właśnie na ostatnie piętro Avengers Tower. Wiedziała, że czeka ją tam jakaś niemiła niespodzianka, ale była na nią w pełni gotowa.

Podwiezienie Petera zajęło jej wprawdzie trochę dłużej niż myślała, bo musiała u niego przenocować, aby zrealizować swój plan, ale wyszło jej to tylko na dobre.

Ciocia Petera była przemiłą osobą. Bez problemu ją przenocowała, nakarmiła, a nawet przeprowadziła z nią bardzo potrzebną konwersację na poziomie, której Alex bardzo potrzebowała.

Niestety nosiła na sobie piętno podrywu Tony'ego z czego Alex zdała sobie sprawę, kiedy zaczęła o niego wypytywać...

W każdym razie May dała Alex wiele przydatnych rad, po których szatynka przemyślała sobie wszystkie trapiące ja problemy. Teraz miała na nie rozwiązanie i była gotowa wszystkim je oznajmić.

Czekając aż winda się otworzy, jeszcze nie wiedziała, jak dosłowne będą jej słowa. Kiedy w końcu drzwi się rozsunęły, rozległ się krzyk:

- Żyjesz! Myślałem, że znowu cię porwali!

I Tony, który tak się zmartwił nieobecnością bratanicy i porzuconym w salonie telefonem oraz faktem, że nie można jej namierzyć, że wrócił wraz z Pepper do Nowego Jorku, rzucił jej się na szyję.

- Wreszcie jesteś - rozległ się także inny głos. - Nie można się z tobą skontaktować od trzech dni. Musisz się bardziej postarać, jeśli dalej chcesz pracować dla T.A.R.C.Z.Y.

W salonie znajdował się również Fury. W ogóle było tu jakoś tłoczno. Pepper, Fury, Ethan, Andrew, Steve, Natasha, Bruce a nawet Sam stali i patrzyli na nią z ulgą. Jakby właśnie udało jej się wyślizgnąć z rąk śmierci.
Był też oczywiście Bucky, który (po tym jak Tony wreszcie się od niej oderwał) natychmiast ją przytulił.

- Muszę wam wszystkim coś powiedzieć - oznajmiła stanowczo Alex, przerywając Tony'emu wywód jak to myślał, że Jarvis się zawiesił, bo nie chciał mu nic powiedzieć.

- Co ty znowu wymyśliłaś? - szepnął James.

- Przemyślałam kilka spraw... - odszepnęła mu do ucha. - Ale nie wiem czy zgadzasz się ze wszystkimi... Możemy je najpierw sami obgadać, jeśli chcesz.

- Nie - powiedział pewnie Bucky. - Jestem po twojej stronie. Zawsze. - Po czym jedną ręką objął ją w talii i stanął po jej boku.

Alex skinęła głową, nie mogąc powstrzymać rozchodzącego się od jej serca ciepła.
Wszyscy wciąż na nią patrzyli, więc zaczęła oznajmiać to, co chciała im przekazać.

- Wyprowadzam się - powiedziała.

- Co? - powiedzieli w tym samym momencie Tony i Bucky.

- Oczywiście razem z Jamesem - dodała szatynka.

- Co?! - zapytał tym razem tylko Stark.

- Nie będę dłużej pracować w T.A.R.C.Z.Y.

- Co? - tym razem był to Fury.

- Wybacz, Piracie, ale to nie dla mnie.

Fury przewrócił teatralnie okiem, ale posłał jej takie spojrzenie, że Alex wiedziała, że wszystko rozumie. Poza tym dostała również uśmiechy od Natashy i Andrew, a od Ethana spojrzenie w stylu "A nie mówiłem?".

- Mam nadzieję, że to wszystko co chciałaś powiedzieć - zaczął Tony, którego Pepper starała się uspokoić. - Chyba musimy coś przedyskutować, bo...

- Idę na studia.

I po raz trzeci rozległo pełne zdziwienia, głośne "CO?!", wykrzyczane przez Tony'ego.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro