Union charnelle.
Rozdział dedykowany dla pela_ann, która poniekąd popchnęła mnie do jego stworzenia, oraz dla wszystkich moich czytelniczek.
(ღ˘⌣˘)♥ ℒ♡ⓥℯ ㄚ♡ⓤ
___________________________
- Jesteś pewna, że wszystko jest w porządku? - Tony po drugiej stronie telefonu nie dawał za wygraną.
- Tak, wszystko DOBRZE - jęknęła po raz kolejny Alex, uspokajając swojego wujka. - Mówiłam ci milion razy, że nie jestem dzieckiem i nie musisz dzwonić do mnie codziennie. Jest nas czwórka i...
- Ani najmądrzejszych, ani najodpowiedzialniejszych - wciął się Stark.
- Ej! - oburzyła się kobieta. - Mamy Steve'a. On wyrabia normę sztywności i odpowiedzialności za nas wszystkich razem wziętych... A ty nie zapominaj, że jesteśmy spokrewnieni i nasze IQ jest podobne, więc...
- Dobra, dobra - przerwał jej ponownie Tony. - Po prostu się... No wiesz...
- Nie - droczyła się z nim szatynka. - Nie wiem. Wyduś to z siebie.
- Smarkula...
- Mówiłeś coś?
- Martwię się, okej?!
Alex uśmiechnęła się pod nosem, ciesząc się ze swojego małego zwycięstwa.
- Clint jest u swojej tajemniczej dziewczyny, Thor załatwia jakieś sprawy z tą całą Jane, a Bruce i Natasha już od dwóch tygodni siedzą na Kubie, chociaż powinni wrócić trzy dni temu...
- Daj im odpocząć i się tym nacieszyć. Zasługują...
- Tak, tak... Po prostu nie chcę cię zostawiać samej...
- Jestem już dużą dziewczynką, wujaszku - powiedziała szatynka i choć nie mogła tego zobaczyć była niemal pewna, że Tony po drugiej stronie telefonu właśnie się krzywi. - Poza tym mam chłopaków...
- Dwóch emerytów i weterana ze spaczonym poczuciem humoru - skomentował Stark. - A co jeśli ktoś was zaatakuje...
- Daj spokój - ucięła. - Masz paranoję. Mam nadzieję, że Pepper dobrze się tam tobą zajmie i...
- Ja za to mam nadzieję, że Barnes trzyma wszystko tam gdzie trzeba...
- Przestań! - warknęła dziewczyna, w porę wchodząc mu w zdanie. W duchu zastanawiała się jak to jest, że każda ich rozmowa polega na ciągłym przerywaniu sobie nawzajem. W końcu doszła do wniosku, że oboje są Starkami i nie powinno jej to dziwić...
- No co? Sam jestem facetem i wiem jak to wygląda!
- Zamknij się. Nie wszyscy są tak niewyżyci jak ty.
- Tony! - tym razem gdzieś z oddali po drugiej stronie doszedł ją damski głos, zdecydowanie należący do Pepper. - Tony! Znowu do niej wydzwaniasz?!
- Nie, kochanie, rozmawiam z Happy'm!
- Nie okłamuj mnie - głos kobiety stał się groźny. - Widziałam go w bufecie minutę temu jak zajadał się ciastkami! Kiedy w końcu do ciebie dotrze, że ona nie ma pięciu lat? Zostaw ją w spokoju...
- Pepper, zostaw...!
- Oddaj telefon, Tony!
Połączenie urwało się, a Alex zaczęła się śmiać, rozbawiona całą sytuacją. Tony już od dłuższego czasu potrzebował kogoś, kto ustawi go do pionu, a kiedy wrócił do Pepper po ich rozprawieniu się z Hydrą, wreszcie zdobył taką osobę.
Teraz razem rozwiązywali jakieś sprawy związane z firmą Starka, co było przyczyną nieobecności Tony'ego.
I choć Alex doskonale wiedziała, że niedługo oboje wrócą do Nowego Jorku, to nieco przerażało ją to, czego już wcześniej się obawiała - wieża zaczynała pustoszeć.
Nie powinno jej to dziwić, w końcu wszyscy mieli własne sprawy. A jednak czuła dziwny niepokój...
Położyła telefon na blacie kuchennym, przed którym stała i westchnęła.
Nie zdążyła się jednak nawet głębiej nad tym zastanowić, bo z salonu dobiegły ją niepokojące odgłosy.
- Cholera! - dało się słyszeć wściekły głos Sama.
Szatynka ruszyła zaintrygowana w tamtym kierunku. Kiedy znalazła się w pomieszczeniu, omal nie padła z nagłego napadu śmiechu, który ją dopadł.
Sam właśnie próbował uwolnić się z krawatu, który związany w jakiś dziwny supeł, zaciskał się wokół jego szyi, a Bucky starał się wyjąć swoją sztuczną rękę z poplątanego krawatu Steve'a, który najwyraźniej pomagał przyjacielowi zawiązać.
- Najwięksi bohaterowie na świecie polegli w walce z krawatami - wydusiła Alex pomiędzy salwami śmiechu.
Wilson posłał jej mordercze spojrzenie.
- Może zamiast rechotać, pomogłabyś... - wychrypiał, bo materiał boleśnie uciskał mu gardło.
Alex otarła łzy, które zebrały jej się kącikach oczu, po czym uniosła ręce, które otoczyła biała energia.
Była pewna, że gdyby próbowała w zwykły sposób, rozwiązanie tych supłów zajęłoby jej wieki, a Steve i Sam nie mieli tyle czasu.
W skupieniu poruszała palcami, a białe smugi, które pojawiły się wokół krawatów zaczęły je odwiązywać.
Przynajmniej tak jej się wydawało, dopóki nie usłyszała jak Wilson się dusi.
- Och, wybacz! - żachnęła się, ale nie mogła powstrzymać parsknięcia. - Nie w tą stronę...
Wilson posłał jej niedowierzające spojrzenie, które mówiło "naprawdę o mało nie umarłem, bo pomyliły ci się strony?".
Po chwili cała trójka była wolna.
Alex podeszła do Sama i zaczęła wiązać mu krawat. Szczerze mówiąc sama kiedyś nie miała o tym pojęcia, ale mieszkanie w wieży z gromadką facetów czegoś ją jednak nauczyło.
James przyglądał się uważnie całemu skomplikowanemu procesowi, który wykonała Alex po czym powtórzył go z krawatem Steve'a.
Po krótkiej chwili oboje byli gotowi do wyjścia; Wybierali się na jakąś imprezę organizowaną przez ośrodek do spraw pomocy weteranom wojennym, w którym niegdyś pracował Sam (swoją drogą Wilson miał zamiar znów podjąć tam pracę).
Oczywiście mężczyzna przekonał Rogersa, aby mu towarzyszył, wypominając, że blondyn już dawno miał wpaść i poprawić jego notowania w oczach pewnej sekretarki.
Alex i Bucky zrezygnowali jednak z tego pomysłu, woląc spędzić ten czas w swoim towarzystwie w wieży, która na jakiś czas miała być jedynie do ich dyspozycji, co jeszcze nigdy się nie zdarzyło i Alex była przekonana, że nieprędko znów do tego dojdzie; Nie żeby Sam jakoś szczególnie chciał ich ze sobą zabierać. Za James'em nie przepadał, a co do Alex, był święcie przekonany, że dziewczyna wkopałaby go przed wspomnianą sekretarką i, zamiast zyskać w jej oczach, unikałby jej do końca życia...
Nie przeszkadzało mu więc, że ta dwójka wolała zostać w Avengers Tower. Był z tego faktu wręcz nazbyt zadowolony. I to na tyle, że nie szczędził sobie "zabawnych" komentarzy.
- To co? - zapytał, posyłając im zawadiacki uśmieszek. - Mężczyzna. Kobieta. I całe sto dwadzieścia pięter do dyspozycji - poruszył znacząco brwiami. - Chcecie porozmawiać o kwiatkach i pszczółkach? Bo wujek Sammy jest do dyspozycji...
- Sam! - krzyknęła Alex, czując, że mimo woli na jej policzki wchodzi rumieniec.
Dlaczego ostatnio wszyscy postawili sobie za punkt honoru zaglądać do jej łóżka?
- Może lepiej już idźcie - powiedziała, patrząc znacząco na Steve'a.
Rogers, który również był nieco zmieszany zachowaniem przyjaciela, złapał go za ramię, ciągnąc w stronę windy.
☆
Głuche uderzenie rozeszło się po sali, kiedy James sparował uderzenie szatynki, a jej noga uderzyła w jego metalową dłoń.
Nie minęła chwila, a w jego stronę poleciały kolejne ataki, które ponownie zablokował.
Dziewczyna skrzywiła się nieznacznie, niezadowolona z tego, że coś jej nie wychodzi.
Spróbowała jeszcze kilka razy, ale efekt był taki sam. Ponadto mężczyzna jedynie parował jej ciosy, sam nie atakując.
- Bucky - jęknęła, ale mężczyzna posłał jej jedynie rozbawione spojrzenie. - Mógłbyś chociaż udawać, że się starasz.
- Jeśli chcesz, żebym cię zaatakował, najpierw ty musisz to zrobić.
Alex wydęła wargi obrażona. Ponownie spróbowała zadać mu cios; Najpierw nogą, a następnie kilka razy rękoma, ale Barnes wszystkie zablokował.
W końcu szatynka straciła cierpliwość i zanim zdążyła pomyśleć, użyła swojej mocy. Biała energia pociągnęła nogi Bucky'ego do góry, sprawiając, że runął na plecy.
Zanim zdążyła pojąć co zrobiła, sama wylądowała na ziemi, bo jej nogi zostały podcięte. Szybko zorientowała się w sytuacji i podniosła się zanim zrobił to szatyn.
Rzuciła się na niego, chcąc nie dopuścić to tego aby się podniósł. Wtedy z pewnością nie byłoby już tak łatwo go powalić, a Alex zamierzała wygrać.
Jednak kiedy znalazła się nad James'em chcąc przyszpilić go do podłogi, mężczyzna zepchnął ją na bok i podniósł się na nogi.
Kobieta szybko poszła w jego ślady i znów znaleźli się na przeciwko siebie. Tym razem Bucky wyglądał na bardziej zmotywowanego do walki.
- Oszukujesz - stwierdził, posyłając jednocześnie w jej stronę kilka ciosów.
- Mówiłeś, że mam cię zaatakować - przypomniała, unikając jednocześnie jego ataków, choć jeden trafił ją w ramię - ale nie mówiłeś jak dokładnie.
Szatyn prychnął rozbawiony, jednocześnie nie dowierzając temu, co usłyszał.
Tempo znacznie przyspieszyło i walka stała bardziej zacięta. Teraz równie dużo ciosów padało z obydwu stron i nikt już ich nie parował. W tak szybkim tempie znacznie lepszą opcją były uniki i atak.
Ciosy coraz częściej trafiały cel. Nikły uśmiech spełzł z twarzy Alex, kiedy Bucky przyspieszył jeszcze bardziej. Tempo było tak szybkie, że dziewczyna nie miała już niemal czasu atakować, bo całą uwagę skupiła na unikaniu ciosów.
W wirze walki prawie nie widziała twarzy Jamesa, bo jego włosy zakrywały jej większą część. Jednak kiedy odsłoniły już kawałek, Alex wydawało się, że przez sekundę w szarych tęczówkach ujrzała chłód.
Ten fakt tak ją zaskoczył, że nie zdążyła uskoczyć i metalowe ramię z ogromną siłą uderzyło w jej brzuch, sprawiając, że cofnęła się o parę kroków z grymasem bólu na twarzy.
James jakby nagle otrzeźwiał na ten widok. Cofnął się, a w jego oczach pojawiły się iskierki lęku.
Przetarł twarz dłonią, wściekły na samego siebie.
- Skończmy na dziś - powiedział, a w jego głosie można było wyczuć gniew. Ruszył po swoją bluzę i bidon z wodą, które leżały na drugim końcu sali.
Alex patrzyła na niego, nie za bardzo rozumiejąc co się właśnie stało, ale czuła, że to w dużej mierze jej wina.
- Przepraszam... - szepnęła. - James, przepraszam!
Podeszła do niego chwytając go za ramię. Ten gest sprawił, że mężczyzna się zatrzymał, jednak się nie odwrócił.
Alex obeszła go, stając mu na przeciw.
Ściągnęła z nadgarstka gumkę i zbierając jego przydługie pasma, związała je w małego koczka, aby lepiej widzieć jego twarz.
Szatyn uparcie patrzył w bok.
- Przepraszam - powtórzyła, chwytając jego twarz w dłonie.
- Przestań - powiedział Bucky wciąż na nią nie patrząc. Alex zmieszała się i odsunęła kawałek, zabierając ręce.
Co zrobiła nie tak?
Bucky chyba zorientował się, że Alex go nie zrozumiała. Bo spojrzał jej w oczy, mówiąc szybko:
- Jedyną osobą, która ma za co przepraszać, jestem ja... Poniosło mnie. Za bardzo się wczułem i o mało... o mało nie straciłem panowania - westchnął. Szatynka widziała jak wiele kosztuje go choćby mówienie o tym, a jednocześnie była bardzo zdziwiona, bo Bucky'emu nigdy wcześniej nie zdarzyło się to podczas sparingu z nią.
- To moja wina. Wybacz, nie powinnam na ciebie naciskać...
- Przestań - uciął mężczyzna, patrząc na nią poważnie. - To nie jest twoja wina. To ja...
- Teraz to ty przestań. Nie pozwolę ci obwiniać się za coś, na co nie miałeś wpływu - stwierdziła pewnie Alex. - Oboje jesteśmy niewinni.... Chociaż ty bardziej.
Bucky parsknął i pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Chodź tu - powiedział i przyciągnął dziewczynę do siebie, zamykając ją w uścisku. Alex mimowolnie się uśmiechnęła, czując wokół siebie jego ramiona. Wtuliła się w jego tors i otoczyła go własnymi ramiona. - Ty mały uparciuchu.
- Nie jestem uparciuchem - zaprzeczyła nieco naburmuszona i zadarła lekko głowę, aby na niego spojrzeć.
- Jesteś. I to jakim - powiedział Barnes, po czym cmoknął ją czule w nos. - A teraz chodź. Wypadałoby wziąć prysznic.
Oboje zabrali swoje rzeczy i ruszyli w stronę pokoi.
- Mówiąc wziąć prysznic, masz na myśli wziąć prysznic razem? - podsunęła Alex.
James spojrzał na nią pilnym wzrokiem, ale było to raczej jedno z tych spojrzeń, które mówiło "nie, nie o to mi chodziło".
- Zaraziłaś się entuzjazmem od Sama?
- Bardzo śmieszne - rzuciła Alex, ale gdzieś w środku poczuła zawód i nie wiedzieć czemu usłyszała cichy głosik, który był przerażający podobny do głosu Ethana.
Czyli do niczego jeszcze nie doszło.
- Ty za to masz chyba jakieś telepatyczne połączenie z Tonym - mruknęła.
Rozeszli się chwilę później, każde do swojego pokoju, aby zmyć z siebie pot po treningu.
☆
Pół godziny później leżeli już wygodnie na kanapie, wpatrując się w film lecący w telewizorze.
Na stoliku przed nimi znajdowało się kilka misek z przekąskami.
Alex leżała oparta o Bucky'ego z głową na jego torsie. Szatyn obejmował ją ręką i kreślił małe kółka na jej ramieniu, wpatrzony w scenę rozgrywającą się akurat w filmie.
Alex nie mogła się jednak skupić. Po głowie chodziła jej reakcja Jamesa kiedy zaproponowała wspólny prysznic.
Wprawdzie była to dosyć niecodzienna sytuacja, bo nie byli jeszcze tak blisko... ale szatynka spodziewała się zupełnie innej odpowiedzi.
Nie chodziło już nawet o to, co myślał sobie Ethan czy Sam...
Bucky bardzo wiele dla niej znaczył i chciała, żeby o tym wiedział. Chciała mu to pokazać, a nie tylko rzucić pustymi słowami.
Pragnęła go. Jego całego z zaletami i wadami.
Rzuciła mu krótkie spojrzenie, którego mężczyzna nie zauważył, wciąż wpatrzony w ekran telewizora.
Nagle w jej głowie pojawiła się myśl. Może on jej nie chciał...? Może nie pragnął jej w ten sposób? Może nie chciał pogłębiać tego co ich łączyło, bo uważał, że to i tak się nie uda?
Czy istniała taka możliwość? I kiedy zamierzał jej o tym powiedzieć?
Alex poczuła się nagle niezwykle niekomfortowo. Zdała sobie sprawę, że oddała temu mężczyźnie swoje serce, a on może z nim teraz zrobić co tylko zechce. Albo je przyjąć, albo całkowicie zniszczyć.
I kiedy to sobie uświadomiła, poczuła, że pierwszy raz od bardzo dawna się boi. Tak strasznie bała się ostatnio, kiedy przemierzała korytarze szpitala, chcąc znaleźć Ethana; Teraz bała się odrzucenia. Bała się, że dla osoby, która jest dla niej jedną z tych najważniejszych, ona nie jest tym samym. Bała się jak cholera tego, że zostanie zraniona. Tego, że znowu będzie cierpieć. I była pewna, że tym razem już by się nie pozbierała.
Przez chwilę przeszło jej nawet przez myśl, że może wtedy stałaby się taka, jak wtedy, kiedy nienawidziła wszystkich dookoła.
Albo nawet gorsza.
I wtedy przestraszyła się jeszcze bardziej.
- Wszystko dobrze? - usłyszała zmartwiony głos tuż przy swoim uchu. Bucky najwyraźniej zauważył, że coś ją dręczy.
To wyrwało ją z zamyślenia. Spojrzała do góry i napotkała jego wzrok.
Nie odezwała się, bo bała się, że usłyszałby w jej głosie ten strach, który trawił ją od wewnątrz. Przytaknęła jedynie głową.
- Nie umiesz kłamać - stwierdził James, a Alex zaczęła się zastanawiać, kiedy jej umiejętności niemówienia prawdy tak bardzo spadły. - Co cię dręczy? - zapytał ponownie, a szatynka wiedziała, że nie odpuści.
Nie wiedziała jak mu to wytłumaczyć. Zresztą po części bała się, że jeśli to zrobi, to okaże się to prawdą.
Do głowy wpadł jej jednak inny pomysł.
Musiała coś sprawdzić.
Złapała jego twarz w dłonie i połączyła ich usta w pocałunku.
Bucky był tak zaskoczony nagłym obrotem sytuacji, że na początku w ogóle nie zareagował. Po chwili jednak poddał się chwili, odsuwając na moment przyczynę zmartwienia szatynki na dalszy plan.
Alex poczuła jak James oddaje jej pocałunek. Wyplątała się z jego ramienia i nie odrywając swoich warg od jego, zmieniła swoją pozycję, tak, że teraz siedziała na nim okrakiem.
Bucky nie zaprotestował. Położył nawet dłonie na jej talii, jakby chciał się upewnić, że nie spadnie.
Teraz Alex przeniosła swoje usta na linię szczęki mężczyzny, znacząc ją pocałunkami. Jego przydługie włosy wciąż były upięte, więc jedynie kilka kosmyków, które się wymknęły łaskotało ją w nos, co nie za bardzo jej przeszkadzało.
Jej usta zostawiały ścieżkę pocałunków od jego ust, przez dobrze zarysowaną szczękę, aż do do jego szyi.
Jedna dłoń dziewczyny wciąż spoczywała na granicy szyi i szczęki, podczas gdy druga zaczęła błądzić po torsie mężczyzny.
Alex czuła jak skóra szatyna drży pod jej ciepłymi wargami.
Zaczynała się rozkręcać i już myślała, że jej obawy okazały się nietrafione, kiedy jednak coś ją w nich utwierdziło; Chwytała właśnie za rąbek bluzki Jamesa, kiedy poczuła jak jego mięśnie się spinają, a on sam łapie ją za dłoń, odsuwając się nieco.
- Przestań, Al - powiedział, nieco zachrypniętym głosem.
Kiedy to usłyszała, poczuła nagle dwie całkowicie sprzeczne emocje; Z jednej strony zdrobnienie jej imienia sprawiło, że po jej ciele rozlało się przyjemne ciepło. Z drugiej jednak fakt, że jej przerwał niebezpiecznie zaczynał potwierdzać jej rozmyślania.
W jej sercu pojawił się żal, a w oczach zawód.
Bucky to zauważył, ale nie zdążył nawet otworzyć ust, aby coś dodać, kiedy usłyszał ciche:
- Nie chcesz mnie...
Spojrzenie utkwiła w swoich dłoniach, które teraz znajdowały się oparte na jego torsie.
Spojrzał na nią z uniesionymi brwiami, nie wiedząc czy się przesłyszał.
- Co...?
- Nie chcesz mnie - powiedziała głośniej i tym razem odważyła się spojrzeć mu w oczy. Zobaczył w nich ból i strach.
- To nie tak, Al - rzucił szybko, bo nie mógł znieść tego widoku. - Nie masz pojęcia jak na mnie działasz i ile mnie kosztuje, żeby się opanować...
Szatynka zmarszczyła brwi, nie za bardzo rozumiejąc sprzeczne sygnały, które wysyłał jej Barnes.
James widząc, że dziewczyna potrzebuje wyjaśnienia, kontynuował.
- Ja po prostu... Boję się - wyznał, choć Alex widziała, że z trudem o tym mówi. - Boję się, że coś ci zrobię - sprostował. - Dzisiaj na treningu o mało nie straciłem kontroli... Kiedy ćwiczę ze Steve'em przynajmniej raz w tygodniu zdarza mi się zapomnieć. Działam wtedy instynktownie i nie zawsze wiem co robię. Tak jakby... Jakby moje ramię działało za mnie - wyjaśnił, a Alex poczuła, jak palce metalowej ręki poruszyły się niespokojnie na jej talii. - Podczas walki lub w skrajnych emocjach... mam wrażenie jakby włączała mi się ta druga podświadomość. Ta zaprogramowana na zabijanie. I cholernie się tego boję, bo nie chcę cię skrzywdzić.
Alex słuchała jego słów z niedowierzaniem. Spodziewała się wszystkiego, ale nie tego co usłyszała. To poruszyło coś w jej sercu. On ją chciał. Chciał ją bardzo, ale bał się, że zrobi jej krzywdę...
- James... - powiedziała nieco roztrzęsionym głosem, bo świadomość tego wszystkiego uderzyła w nią dopiero teraz. - Nie ma takiego fizycznego sposobu, w który mógłbyś mnie skrzywdzić... Możesz jedynie zranić moje uczucia. Moje posklejane w kawałki serce... - szepnęła i ponownie dotknęła jego policzka. Czuła niemal prąd przepływający między nimi, w miejscu, gdzie ich skóry się stykały. - A wiesz dlaczego? - zapytała, zdając sobie nagle z czegoś sprawę. - Bo cię kocham... Kocham cię Jamesie Barnesie.
Alex widziała jak na jej słowa oczy szatyna rozszerzają się w zaskoczeniu. Widziała jak po chwili zapalają się w nich iskierki szczęścia i poczuła jak dłonie szatyna mocniej zaciskają się na jej talii.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że wciąż siedzi na nim okrakiem, ale wcale jej to nie przeszkadzało. O dziwo nie czuła się z tym niezręcznie.
Patrzyła w szare tęczówki, wypełnione zaskoczeniem i radością, które mimo szarości nie były w ogóle zimne. To były najpiękniejsze oczy jakie kiedykolwiek widziała.
To był najpiękniejszy mężczyzna jakiego kiedykolwiek spotkała.
- Ja też cię kocham, Alexandro Stark.
Na te słowa szatynka poczuła ciepło dosłownie w każdym zakamarku swojego ciała.
- I pragnę cię najmocniej na świecie. Pragnę cię całej.
Alex nie śmiała wątpić w jego zapewnienie. Pomijając jego wyznanie, pozostawał jeszcze jeden wyraźny dowód na potwierdzenie jego słów, który z racji tego, że wciąż na nim siedziała, był doskonale wyczuwalny.
Nie zwlekając dłużej, oboje znów połączyli swoje usta w pocałunku. Ten był jednak inny niż poprzednie. Bardziej namiętny. Zapewniający o uczuciu. Alex czuła jakby przez jej ciało przechodził prąd, który od miejsca w którym stykały się ich usta, zmierzał prosto do jej podbrzusza, powodując przyjemne uczucie, które całą ją ogarnęło.
Rękoma trzymała jego głowę z obu stron. Natomiast dłonie Bucky'ego błądziły po jej plecach.
Pocałunek stawał się z każdą chwilą coraz bardziej namiętny i zachłanny.
Ręce mężczyzny wślizgnęły się pod materiał bluzki, po to, żeby za chwilę zdjąć ją z szatynki i odrzucić gdzieś na bok.
- James... musimy... - tylko tyle Alex zdołał wydusić pomiędzy pocałunkami. Bucky wiedział doskonale o co jej chodziło. Podniósł się, przytrzymując ją za uda, aby nie spadła. Dziewczyna owinęła nogi dookoła jego talii, a on zaczął iść w kierunku sypialni.
Nic po drodze nie zmusiło ich do oderwania się od siebie. Alex ze zdziwieniem stwierdziła, że skręcają w prawo, wchodząc do jej pokoju.
Szatyn zamknął niezdarnie drzwi nogą i już po chwili delikatnie położył swoją ukochaną na łóżku, zawisając nad nią.
Alex wykorzystała krótki moment, na który się od siebie oderwali, aby pozbawić go bluzki. Już po chwili błądziła dłońmi po jego umięśnionych plecach, brzuchu i ramionach, podczas gdy on obdarowywał pocałunkami jej szyję. Z ust dziewczyny wyrwał się jęk, kiedy Bucky delikatnie zassał jej skórę. Wplotła palce w jego włosy i pociągnęła lekko; Podczas ich drogi z salonu, gumka spinająca jego brązowe kosmyki niezauważenie spadła.
Mężczyzna wciąż zajmując się jej szyją, która była wyjątkowo wrażliwa i co chwilę doprowadzając szatynkę do cichych jęków i pociągnięć za jego włosy, odpiął guzik jej spodni, które już po chwili leżały na podłodze.
Kiedy James wrócił z powrotem do ust szatynki, Alex wykorzystała to i popchnęła go lekko, tak, że teraz to ona była nad nim.
Opuszkami palców przejechała po miejscu złączenia jego metalowego ramienia z resztą ciała. Znajdowało się tam wyjątkowo dużo blizn. Pochyliła się i zaczęła składać na nich delikatne pocałunki, pokazując mu tym samym, że kocha go całego. Nawet jego sztuczne ramię.
Po jej ciele przeszedł dreszcz kiedy z jednej strony poczuła gorącą skórę, a z drugiej chłód metalu, dłoni błądzących po całym jej ciele i prowokująco zahaczających o krawędzie jej bielizny.
Alex czuła fale pożądania, które z każdą chwilą mocniej kumulowały się w jej podbrzuszu.
Szybko pozbawiła Jamesa spodni, sprawiając, że teraz oboje byli jedynie na bieliźnie.
Pocałunki dziewczyny przeniosły się teraz na jego tors i zaczęły zjeżdżać znacznie niżej przez brzuch aż do podbrzusza.
Kiedy dotarła do krawędzi jego bokserek, mężczyzna nie wytrzymał i odwrócił ich tak, że teraz znów on górował nad szatynką.
Wpił się zachłannie w jej usta, dociskając ją do materacu i zaciskając dłonie na jej biodrach.
Jak na posiadane przez niego metalowe ramię, zrobił to jednak za mocno, nie zdając sobie nawet z tego sprawy.
Alex nie odczuła jednak bólu. W miejscu, w którym metalowe ramię zacisnęło się na jej ciele, pojawiła się biała energia. Nie odepchnęła ona jednak mężczyzny, a jedynie chroniła ciało szatynki przed zranieniem. Kiedy dłoń Jamesa zacisnęła się jeszcze mocniej, biała smuga pomknęła przez jego ramię, aż do ciała.
Poczuł jakby przez jego ciało przeszło coś w rodzaju prądu, który był niesamowicie przyjemny. Alex najwyraźniej poczuła to samo, bo jej ciałem wstrząsnął przyjemny dreszcz.
Oboje czuli, jak zalewa ich fala pożądania. Po chwili po ostatnich ubraniach nie było już śladu.
James przyglądał się swojej ukochanej z miłością i adoracją wypisanymi na twarzy. Była taka piękna...
Alex widziała jak Bucky na nią patrzy, sama nie pozostawała mu dłużna, ale nic nie mogła poradzić na to, że widząc tyle miłości i zachwytu na jego twarzy, ciepło rozlało się po jej ciele.
Kiedy już się na siebie napatrzyli, powrócili do tego co przerwali. Ich języki połączyły się powolnym, namiętnym tańcu, a po dłuższej chwili, pełnej pieszczot i namiętności również ciała złączyły się w jedno.
Zatracili się w sobie zupełnie i stracili poczucie czasu. Byli tylko oni, ich uczucia i narastające w ich ciałach napięcie.
Alex krzyknęła, a James schował twarz w zagięciu jej szyi, kiedy przyjemność osiągnęła punkt kulminacyjny. Biała energia rozeszła się po ich ciałach, przeszywając oboje nazbyt przyjemnym prądem i tylko potęgując to uczucie. Oboje spojrzeli sobie głęboko w oczy, a kiedy energia przepływała przez ich ciała, ich tęczówki zalśniły na chwilę bielą, aby po wszystkim wrócić do normalnego koloru.
☆
Pierwszym co Alex poczuła po obudzeniu, były ramiona szczelnie owinięte wokół jej ciała.
Uchyliła powieki i natknęła się na śpiącego Jamesa. Jego twarz była niesamowicie spokojna. Zawsze tak było, kiedy spał dobrze i nie śniły mu się żadne koszmary.
Alex odgarnęła zbłąkany kosmyk włosów, aby móc lepiej przyjrzeć się jego twarzy.
Dopiero po chwili zorientowała się, że są nadzy.
Wspomnienia poprzedniej nocy nagle pojawiły jej się przed oczami, a na jej policzki mimo wszystko wpłynął niekontrolowany rumieniec.
Zaraz przypomniała sobie jeszcze coś. Energię przepływającą przez ich ciała i biel tęczówek. Wydawało jej się również, że w pewnym momencie w ogóle nie czuła uścisku metalowego ramienia na swoim biodrze.
Pokręciła z niedowierzaniem głową. Jej moc była bardziej niezwykła niż mogłaby przypuszczać.
Poza tym ich uczucie...
Alex Brooke nigdy nie wierzyła w przeznaczenie. Zawsze uważała je za przeidealizowane bajki dla małych dziewczynek.
Ale Alex Stark była inna. Alex Stark poznała Zimowego Żołnierza z innej strony. Z tej ludzkiej.
I pomogła mu odzyskać przyjaciela, wspomnienia i człowieczeństwo.
Alexandra Jane Stark zakochała się w Jamesie Buchananie Barnesie.
Dostrzegła w nim odbicie swojej duszy. Dostrzegła doświadczonego przez ból i przez życie, zagubionego człowieka. I chciała mu pomóc, bo jej nikt nigdy tak nie pomógł;
Po Ethanie nie było nikogo, kto aż tak by się nią zainteresował. Kto nie widziałby w niej jedynie uszczypliwej i nazbyt aroganckiej, niewdzięcznej dziewczyny, ale zobaczył, że ta cała złość i uszczypliwość były jedynie mechanizmem obronnym. Że tak naprawdę, tkwiła tak głęboko w bólu i żalu, że nie umiała z niego sama wyjść.
Aktualna Alex Stark wierzyła w przeznaczenie. Bo jedynie będąc przy Buckym czuła się tak... wspaniale. Czuła się bezpiecznie. Za każdym razem kiedy on się uśmiechał, ona również była szczęśliwa. I czuła, że nie potrzebuje niczego więcej. Że znalazła kogoś kto jest jej całym światem, bratnią duszą.
A jeśli nie to, to co nazywa się przeznaczeniem?
Nie zdążyła się nad tym wszystkim głębiej zastanowić, bo poczuła czuły pocałunek na swojej szyi.
Ponownie spojrzała na Bucky'ego, który już nie spał, a wpatrywał się w nią z iskierkami w oczach.
Przysunęła się do niego jeszcze bliżej, stykając ich czoła i zamknęła oczy, czując jak gładzi ją po policzku.
- Moje kochanie... - usłyszała czuły, lecz zachrypnięty z rana, głos Jamesa.
Poczuła przyjemne ciepło na sercu.
Nie zdążyła jednak ani nacieszyć się chwilą, ani odpowiedzieć, bo oboje usłyszeli głośny krzyk, dochodzący gdzieś z salonu.
- Wróciliśmy!
Otworzyła szeroko oczy, patrząc na Bucky'ego, który wydawał się równie zdezorientowany co ona.
- Halo! Żyjecie?! Gdzie jesteście?! - darł się dalej Wilson.
Alex zdała sobie sprawę, że Sam ich szuka i prawdopodobnie wpadnie zaraz do jej pokoju, jeżeli niczego nie zrobi.
Niechętnie wyplątała się ramion Jamesa i zaczęła wciągać swoje ciuchy, które leżały w różnych miejscach na podłodze.
Brakowało jednak jej bluzki. Szybko wyjęła pierwszą lepszą z szafy i wciągając ją przez głowę, wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi, chcąc dać Bucky'emu czas na ubranie się.
Popędziła do salonu i pojawiła się tam w samą porę, bo Wilson właśnie zmierzał w stronę pokoi.
- O, to wy - powiedziała, udając zaskoczenie. - Już wróciliście?
- Już? - zdziwił się Steve. - Jest szósta rano.
- No tak...
Sam przyjrzał się Alex spod zmrużonych powiek i obserwował jak nieco za nerwowa, nawet jak na nią, próbuje doprowadzić do porządku swoje włosy.
Uśmiechnął się przebiegle.
- Ja wiem co tu jest grane... Czujesz, Steve? - zapytał, zaciągając się powietrzem. Rogers posłał mu zdziwione spojrzenie, nie mając pojęcia o czym mówi jego przyjaciel. - Czujesz to? W powietrzu unosi się miłość!
Alex zaczęła kaszleć, bo na stwierdzenie szatyna, zakrztusiła się własną śliną.
- Co... Nie! - zaprzeczyła szatynka, ale mężczyzna zaczął już obchodzić salon, przyglądając się uważnie każdemu calowi pomieszczenia.
Alex myślała, że serce wyskoczy jej z piersi, kiedy Wilson podniósł z ziemi jej bluzkę i spojrzał na nią z cwaniackim uśmieszkiem.
- Widzę, że ktoś tu miał union charnelle...
- Co...? - zapytał zdezorientowany Steve, najwyraźniej wciąż nie rozumiejąc sytuacji.
- To po francusku stosunek płcio...
- Dobra, dobra! - przerwała mu Alex, która była równie czerwona jak Steve. - Od kiedy ty niby znasz francuski, co?! - szatynka podeszła do niego i wyrwała mu bluzkę, którą Sam wciąż trzymał w dłoniach ze znaczącym uśmiechem.
- Od kiedy chodziłem z taką jedną Francuzką - powiedział udając urażonego.
Alex rzuciła mu mordercze spojrzenie, nie za bardzo wierząc w jego historyjkę, ale w duchu ciesząc się, że już niedługo Wilson wyprowadza się do własnego mieszkania i nie będzie codziennie zatruwał jej życia.
Nagle kobieta podskoczyła i omal nie zeszła na zawał, kiedy poczuła ramiona owijające się wokół jej talii i ciepły oddech na karku.
Odwróciła się i napotkała Bucky'ego.
Bucky'ego który miał na sobie jedynie spodnie.
Posłała mu niedowierzające spojrzenie. Kupiła mu tyle czasu, żeby się ubrał, a on...!
Szatyn posłał jej jedynie czuły uśmiech, wciąż przytulając ją od tyłu, a Alex zdała sobie sprawę, że jest aktualnie jedyną zażenowaną osobą w pomieszczeniu.
Nawet Steve przyglądał im się teraz z szerokim uśmiechem, ciesząc się z ich szczęścia. Debil.
Oni wszyscy chcieli ją wykończyć. To była cholerna zmowa!
Kobieta wyplątała się z ramion swojego ukochanego i ruszyła w stronę swojego pokoju.
- Kochanie, poczekaj... - usłyszała za sobą głos Jamesa. Jej twarz ponownie pokraśniała. Odwróciła się w jego stronę, mierząc w niego palcem i otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Zamknęła usta i jeszcze bardziej zdenerwowana własną bezsilnością, ruszyła przed siebie, zostawiając trójkę mężczyzn w tyle.
Usłyszała za sobą odgłos wesołych podskoków i słodki głosik jej cholernego przyjaciela.
- Poczekaj Al, powiedz jak to jest robić TO z gościem, który ma metalowe ramię? - zaszczebiotał.
Dla Alex było to za wiele. Machnęła ręką, posyłając białą smugę w jego kierunku. Usłyszała jeszcze głośny huk i odgłos bólu, który oznaczał, że Wilson właśnie nieźle wyrżnął w podłogę.
To sprawiło, że na jej twarzy pojawił się mimo wszystko lekki uśmiech.
_________________________
No dobra przyznać się, ile było zawałów serca? :D
A teraz tak szczerze... Pierwszy raz pisałam taką scenę, więc dajcie znać w komentarzach jak emocje!
Mam nadzieję, że Święta dobrze Wam minęły.
Buziaczki ( ˘ ³˘)❤
I do następnego~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro