Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Specjał: Wizyta Jelonka. Cz.2

Alex musiała odzyskać oddech po upadku.
Krótką chwilę zajęło jej zorientowanie co się właśnie stało. Kiedy to do niej dotarło, natychmiast podniosła się z ziemi i nie zważając na ból, wybiegła z wciąż otwartej windy, podbiegając do najbliżej leżącej osoby.

- Tony... Tony! - Stark leżał nieprzytomny w swojej zbroi.

- James... - szatynka znalazła się przy drugim mężczyźnie. Miał puls i oddychał, ale również był nieprzytomny.
Tak samo jak Steve, Natasha i cała reszta...

Nie zdążyła się nawet zastanowić co dalej, kiedy usłyszała jakiś dziwny dźwięk. Odwróciła się natychmiast i zobaczyła Lokiego, który właśnie uwolnił się z kajdanek.
Opanowała ją jakaś nagła wściekłość, kiedy uświadomiła sobie, że przecież to wszystko przez niego.
Podeszła do niego szybkim krokiem i spoliczkowała go z impetem. Już brała kolejny zamach, ale brunet chwycił ją mocno za nadgarstek udaremniając jej czyn.

- Nie radzę ci tego powtarzać - powiedział z zaciśniętymi zębami.

Szatynka jednak nie odpowiedziała. Wykręciła swoją rękę, wyswobadzając się z uścisku mężczyzny. Następnie uderzyła go w brzuch, złapała za jego nadgarstek, kopnęła w plecy i przyciskając do ściany windy, unieruchomiła. 

- Nie radzę ci pogarszać swojej i tak marnej sytuacji - odpowiedziała.

Brunet próbował się wyswobodzić, ale dziewczyna użyła swojej mocy, całkowicie pozbawiając go takiej szansy.

Wcisnęła odpowiedni przycisk, a winda zamknęła się i zaczęła zjeżdżać na dół.

*

- Odbierz do cholery...! - Alex chodziła zdenerwowana po salonie z telefonem przy uchu. Wszyscy Avengers zostali zgromadzeni dookoła dużej kanapy, a Loki siedział zamknięty w specjalnej celi sześć pięter niżej.

Dziewczyna była bezradna. Cała drużyna była nieprzytomna, a ona za nic nie mogła ich ocucić. 

- Nigdy ich nie ma, kiedy są potrzebni! - krzyknęła sfrustrowana i rzuciła telefon na jeden z foteli. Maria i Nick nie dawali znaku życia. Wyjechali, żeby załatwić "ważne, służbowe sprawy". Kto wie, może są nawet na innym kontynencie? 

Do kogo jeszcze mogłaby zadzwonić?

Nagle jej się przypomniało. Rzuciła się po telefon i wybrała odpowiedni numer. Mężczyzna odebrał już po kilku sygnałach.

- Halo? Rain! Jak dobrze, że odebrałeś! Musisz mi pomóc!

- Coś się stało, Alex? Akurat przenosimy ważny sprzęt na Triskelion. Nie za bardzo mogę teraz rozmawiać...

- Musisz natychmiast przyjechać!

- Co się stało? - dociekał mężczyzna.

- Wszyscy są nieprzytomni! Wytłumaczę ci na miejscu.

*

Conrad Rain kończył właśnie badać ostatnią osobę. 

- I mówisz, że co ten Loki im zrobił?

- Nie dosłownie on to zrobił... Odepchnęła ich jakaś dziwna energia i wszyscy rąbnęli w podłogę...

- Energia... - zastanowił się mężczyzna. - Posłuchaj nie do końca znam się na pozaziemskich technologiach... Z medycznego punktu widzenia są po prostu nieprzytomni. Choć po jednym, tak niegroźnym upadku jak opisujesz, to teoretycznie niemożliwe, szczególnie w przypadku Kapitana, Thora i Jamesa. Mogę jeszcze pobrać im krew i zrobić kilka badań, ale jeśli sami się nie wybudzą, to wątpię, że będę w stanie coś zdziałać. Możliwe jednak, że uda mi się określić co im jest.

Zapanowała chwilowa cisza. Za oknem było już niemal całkowicie ciemno. Dzień się kończył, a zarówno Alex jak i Conrad byli już zmęczeni, chociaż sami tego nie dostrzegali zbyt przejęci powagą sytuacji.

- Oprócz tego, że są nieprzytomni nic im nie dolega? 

- Nie.

- Okej... W takim razie pobierz im tą krew, czy co tam jeszcze potrzebujesz. Mam tylko jedno pytanie: Kiedy będziesz w stanie coś o tym powiedzieć?

- Jeszcze dzisiaj do północy ludzie z T.A.R.C.Z.Y powinni skończyć przenoszenie przynajmniej większości mojego sprzętu. Prześpię się trochę, bo od czterdziestu godzin jestem na nogach, a potem zabieram się do pracy. Poinformuję cię od razu jak czegoś się dowiem.

- Dobrze... - Alex przetarła twarz dłońmi. - Dziękuję, Conrad...

- Hej, nie przejmuj się - powiedział mężczyzna i przytulił szatynkę. - Wszystko będzie dobrze.

*

Alex spała na podłodze, oparta o ścianę w półleżącej pozycji. Nie pamiętała kiedy zasnęła, ale ból pleców i szyi podpowiadał jej, że to nie była krótka drzemka. Z wciąż zamkniętymi oczami mogła jak na razie stwierdzić dwie rzeczy. Pierwsza: była strasznie obolała. I druga: miała mokry policzek. Nie za bardzo wiedziała dlaczego, ale jej rozespany mózg nie widział w tym drugim większego problemu. 

Ewidentnie coś lizało ją po twarzy. Uchyliła powieki i zobaczyła jakiegoś psa. Patrzył na nią szarymi ślepiami z jakąś dziwną radością. Uśmiechnęła się lekko i już z powrotem zamykała oczy, kiedy zdała sobie sprawę z tego co zobaczyła. Resztki snu natychmiast ją opuściły. Zerwała się na równe nogi, patrząc z niedowierzaniem na widok, który się przed nią roztaczał. 

Po salonie chodziło sobie jakby nigdy nic siedem zwierzaków.

- Na brodę Odyna! - krzyknęła dziewczyna. Jakiś duży, jasny pies zaszczekał, a gdzieś z tyłu jej głowy zapaliła się lampka, że chyba spędza za dużo czasu z Thorem.

Szarooki pies dalej stał przy niej i wyglądał najspokojniej z całej zgrai, która kłębiła się w salonie. Alex spróbowała połączyć fakty, które posiadała; Zasnęła wczoraj w salonie z nieprzytomnymi przyjaciółmi, a dzisiaj rano obudziła się z bandą zwierzaków w salonie, a po bohaterach nie było śladu! To mówiło samo za siebie, ale było tak nieprawdopodobne, że dziewczyna z powrotem wylądowała na podłodze z głośnym tąpnięciem i złapała się za głowę.

- Co tu się...! - resztę zdania zagłuszyło głośne szczeknięcie owczarka niemieckiego, który przysiadł obok niej i delikatnie machał ogonem. Alex ponownie spojrzała w jego oczy, ale tym razem omal nie doznała zawału.

- Bucky?!

    *   

- No przecież mówię, Rain! Siedem psów i jeden kot! - szeptała konspiracyjne szatynka, stojąc na korytarzu i zaglądając do salonu, gdzie dalej szalały zwierzaki. Tylko ruda kotka siedziała na kanapie i patrzyła na to wszystko z góry. - Tego, że Nat jest kotem sama się domyśliłam!... Nie, nie wiem kim jest reszta! Zaraz, czekaj. James jest owczarkiem niemieckim. Skąd mam to wiedzieć?! Dobra spróbuję... a ty postaraj się z tymi badaniami! No, cześć...

Dziewczyna rozłączyła się i schowała telefon do kieszeni. Nagle usłyszała jakiś dziwny dźwięk. Coś z całą zawziętością skrobało w drzwi od pokoju Tony'ego. Powoli do nich podeszła i ostrożnie je uchyliła. Coś wypadło ze środka i rzuciło się na jej stopy. Jęknęła i odskoczyła do tyłu. Jakiś mały, pulchny, biało-czarny piesek z dużymi uszami zaczął ją obskakiwać. Nagle coś sobie przypomniała...

- Peter! Byłeś tu przez cały czas?! - pies zaszczekał radośnie. - Cholera... wiedziałam, że o czymś zapomniałam...

Parker straciwszy zainteresowanie dziewczyną, pobiegł w kierunku salonu, skąd dobiegały odgłosy najwyższego wzburzenia. Alex także ruszyła w tamtym kierunku. Salon zaczynał powoli przypominać pobojowisko. Kilka poduszek leżało już rozerwanych na ziemi, a Kot-Natasha w ucieczce przed swoimi niesfornymi kolegami, właśnie wskakiwała na jakiś mebel, z którego strąciła wazę.

Alex nie miała pojęcia co ma zrobić. Potrzebowała pomocy, bo to, że sama sobie nie poradzi było pewne. Ale kto miał jej pomóc? Rain wykonywał badania, żeby odkryć jak to wszystko odwrócić, Fury i Maria byli najprawdopodobniej na innym kontynencie, a cała T.A.R.C.Z.A. miała na głowie przeprowadzkę... Jej wzrok padł na windę, a w głowie pojawiła się samobójcza myśl.

- Nieee... - powiedziała do siebie, jakby przekonując swój mózg do tego, że to fatalny pomysł. - Ale czy mam jakiś wybór?

Westchnęła i wsiadła do windy, naciskając odpowiedni przycisk.

- Jestem masochistką...

    *   

- Wstawaj, Jeleniu. Pora odkupić swoje winy.

Brunet uniósł głowę i spojrzała na dziewczynę, przez szklaną celę. Jego twarz była tak samo lekceważąca jak wcześniej, tylko uśmiech bardziej zadowolony.

- Wypuszczasz mnie? - zapytał śledząc jej ruchy i dalej przebiegle się uśmiechając.

- Nie. Wznoszę twoje więzieństwo na wyższy poziom.

Alex weszła do środka, a Loki wstał. Dziewczyna wyswobodziła go z kajdanek, ale zanim to zrobiła, założyła mu na rękę dziwną bransoletę.

- Co to jest? - zapytał skonsternowany mężczyzna, niezbyt miłym tonem.

- Nadajnik i paralizator w jednym.

- Jak to paralizator?

- A tak.

Dziewczyna wcisnęła przycisk na małym urządzeniu, które miała na nadgarstku. Loki natychmiast upadł na ziemię, rażony prądem i wstrząsany drgawkami. Szatynka puściła przycisk, a ciało mężczyzny natychmiast się uspokoiło.

- To tak na wszelki wypadek, jakbyś próbował zwiać. Włącza się automatycznie, jeżeli oddalisz się ode mnie na więcej niż dziesięć metrów - wytłumaczyła, w czasie, kiedy Loki podnosił się z podłogi. - Nie zabije cię, ale lepiej niczego nie próbuj. Pilot ma wbudowane rozpoznawanie linii papilarnych, więc i tak tego nie wyłączysz. A teraz chodź.

Alex ruszyła do windy, a brunet podążył za nią, już nie z taką wesołą miną. 

- Skąd miałeś ten dziwny kamień? - zapytała dziewczyna, stojąc już w windzie.

- Nie muszę ci się spowiadać, nędzna Ziemianko.

Alex rzuciła mu sugestywne spojrzenie. Bóg kłamstw chyba przypomniał sobie, że do ręki ma przypięty paralizator, od którego sterownik jest w rękach właśnie tej nędznej Ziemianki, bo po chwili zastanowienia powiedział:

- Kupiłem go na innej planecie. Jej nazwa i tak niczego ci nie powie.

Alex nie odpowiedziała. Winda właśnie się zatrzymała, a kiedy drzwi się rozsunęły, usłyszała zdziwiony okrzyk.

- Co to za zwierzęta?!

Spojrzała na Lokiego, zaskoczona jego wybuchem.

- Sam to zrobiłeś i jeszcze się pytasz?! 

- Na brodę Tego Starego Głupca, nie chciałem zmienić ich w zwierzęta! Mieli cierpieć!

- Nie wyglądają na szczególnie cierpiących - zauważyła Alex, uśmiechając się pod nosem, bo psy dalej biegały po całym salonie, bawiąc się w najlepsze. 

- Przeklęty kolekcjoner...

- No proszę, niby bóg kłamstw, a jak łatwo dał się wrobić. - Mężczyzna rzucił jej gniewne spojrzenie.

Dziewczyna wyszła z windy, a Loki, nie mając wyboru, podążył za nią.

- Po co ja ci jestem właściwie potrzebny, co? - zapytał opryskliwie.

- Muszę ich rozpoznać. Conrad chce znać ich rasy, ponoć może mu to pomóc w badaniach czy coś... A potem muszę się nimi zająć dopóki tego nie odkręcimy. Chyba nie myślałeś, że dam sobie sama radę z dziewięcioma zwierzakami? Narobiłeś bigosu, to teraz go zjesz.

Alex stanęła na środku pokoju i próbowała określić rasy zwierząt biegających wokół niej.

- Cholera, czy oni muszą latać w tą i z powrotem - mruknęła do siebie. - Uspokójcie się! - podniosła głos, ale chaos w pomieszczeniu pozostał taki sam. 

- Nie zadziałało - skomentował Loki.

- Zauważyłam - warknęła szatynka. - Hej! Spokój! - spróbowała złapać jednego z psów, ale ten wymknął się, a jej marną próbę odebrał jako znak do zabawy. Skoczył na nią o mało nie przewracając. Reszta się dołączyła i już po chwili osiem psów obskakiwało ją z każdej strony, ujadając przy tym jak głośno się dało. 

- Nie możesz ich uciszyć?! - brunet próbował przekrzyczeć panujący harmider.

- Staram się!

- To staraj się bardziej, głupia dziewczyno!

Tego już było dla Alex za wiele. 

- DOSYĆ! - ryknęła na całe gardło, a jej tęczówki przyjęły biały kolor. Psy natychmiast umilkły i nieco przestraszone odsunęły się na bok. - A TY SIĘ ZAMKNIJ!!! Mam cię dosyć! Ma być cisza i spokój! I wszyscy: SIAT! - kiedy to wykrzyczała wszystkie psy usiadły, nawet Loki opadł na kanapę, nieco skonsternowany.

Widząc to, dziewczyna odetchnęła, a jej oczy znowu przyjęły normalny kolor.

- Świetnie... To teraz te rasy.

*

- To jest Thor - wskazał brunet na wielkiego, prawie metrowego, białego psa.

- Skąd wiesz? Kierowałeś się rozmiarem?

- Nie. Po prostu zieje od niego głupotą.

Alex postanowiła tego nie komentować. Zapisała kolejną informację na tablecie. Mieli już wszystkich. Łatwo nie było, ale jakoś znalazła każdą z tych ras w internecie. Wysłała wszystkie informacje do Conrada i opadła na kanapę. Psy były już spokojniejsze, a kot leżał zwinięty w kłębek na oparciu fotela. Jej chłopak w postaci psa położył jej łeb na kolanach. Poczochrała go po miękkiej sierści.

- Będzie dobrze, Buck - mruknęła, tak, że tylko on ją usłyszał. - Musi być. 









_______________________________

Cześć!

Wracam do Was po miesiącu, ale w końcu jestem. Muszę Wam powiedzieć, że liczyłam na trochę luzu po egzaminach, ale się przeliczyłam. W ostatnim miesiącu miałam NATŁOK sprawdzianów, kartkówek i wszystkich możliwych szkolnych obowiązków. Na szczęście jakoś to przeżyłam, a wolnym czasie udało mi się coś napisać, chociaż strasznie głowiłam się nad tym rozdziałem.

Jak zawsze mam nadzieję, że się podobał. Jak duże zaskoczenie przeżyliście? 😃

Niżej zostawiam zdjęcia i rasy zwierzaków, w jakie zmienili się nasi bohaterowie.




  Thor Odinson - Akbash Dog :


Steve Rogers - Golden Retriever :


Anthony Stark - Owczarek Australijski :


Bruce Banner - Seter Angielski :


Clint Barton - Wyżeł Weimarski Krótkowłosy :


James Barnes - Owczarek Niemiecki :


Peter Parker - Buldog Francuski :


Sam Wilson - Czekoladowy  Labrador :


Natasha Romanoff - Rudy Dachowiec




*Zdjęcia zaczerpnięte z Google Grafika; Prawa autorskie należą do osób, które je wykonały.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro