Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Specjał: Wizyta Jelonka. Cz.1

Tydzień wcześniej

- Dobra, Peter. Zaczynamy - powiedziała szatynka, wchodząc na salę treningową. Tak jak się spodziewała - chłopak już dawno był w środku.
Przystanęła jednak, zaskoczona strojem chłopaka. Miał na sobie kostium Spidermana, brakowało tylko maski do kompletu.

- Po co go ubrałeś? - zapytała przyglądając się niebiesko-czerwonemu strojowi. W sumie wyglądał trochę jak druga skóra, bo przylegał idealnie do ciała chłopaka.

- Pan Stark wprowadził jakieś ulepszenia i chciałem je wypróbować. Nie masz nic przeciwko...?

Miała coś przeciwko? Sprawa wymagała analizy i zastanowienia się nad ewentualnymi konsekwencjami. Jeśliby miała Peter musiałby się przebrać, co zajęłoby pewnie trochę czasu. Jej cennego czasu...

- Oczywiście, że nie. Zaczynajmy - oznajmiła.

Stanęli na przeciwko siebie. W sumie dziewczyna czuła się trochę dziwnie. Jeszcze nie walczyła z kimś tak młodym; jej sparingowi partnerzy zawsze byli starsi, nie wspominając o prawdziwej walce. Tymczasem chłopak stojący przed nią był nieletni.

- Lekcja pierwsza: Skuteczny atak.

Czy powinna dać mu fory? Sama zawsze się denerwowała, kiedy Bucky, albo Steve to robili. Wilsona nie wspominała, bo on zawsze chciał ją pokonać, co zresztą działało też w drugą stronę...

Zanim zdążyła podjąć decyzję chłopak zaatakował. Teraz wiedziała już o co chodziło Jamesowi, kiedy mówił, że jest niecierpliwa. Zrobiła zgrabny unik, a kiedy Peter zaatakował ponownie z łatwością zablokowała jego cios... a potem kolejny i jeszcze kolejny. Czytała z niego jak z otwartej książki. Wiedziała, że znacznie poprawiła swoje umiejętności, które na początku nie były za dobre. Dręczyła ją jednak jedna myśl: Skoro ona z taką łatwością umiała przejrzeć Petera, który powiedzmy sobie szczerze - nie był taki zły, to jak musiało to wyglądać w jej przypadku, całkiem na początku, kiedy Steve dopiero uczył ją walki? W sumie chyba wolała nie wiedzieć...

- Postaraj się, Peter! - powiedziała, kiedy kolejny raz udaremniła jego próbę ataku. Chłopak skupił się i z jeszcze większym zacięciem zaczął wyprowadzać ciosy. Kiedy wreszcie udało mu się trafić, Alex uśmiechnęła się pod nosem. Trafił ją w brzuch, ale prawie nie poczuła bólu. Dziwnym trafem przeciwnicy zawsze trafiali ją w brzuch, przez co była już ranna kilka razy...

- Świetnie. - Przerwali na chwilę sparing. - Teraz lekcja druga - czyli równie skuteczna obrona.

Niespodziewanie podcięła mu nogi, przez co chłopak wylądował na podłodze. Przez sekundę sprawiał wrażenie jakby nie wiedział co się stało. Zaraz jednak podniósł się, przybierając postawę obronną.

Teraz role się odwróciły i to szatynka atakowała. Peter bronił się jak mógł, ale starsza i bardziej doświadczona dziewczyna miała dość znaczącą przewagę. Ledwo udało mu się zablokować parę ciosów.

- Skup się, Parker! - powiedziała nieco ostrzej niż poprzednio. Wciągnęła się w trening z chłopakiem, chociaż pewnie nikomu by się do tego nie przyznała. Chłopak skoncentrował się całkowicie na ruchach dziewczyny i po chwili zatrzymał jej pięść - w ostatnim momencie zresztą, bo sekundę później i wylądowałaby na jego twarzy.

- Lekcja trzecia: Idź na całość.

Nie zdążył nawet nacieszyć się swoim małym zwycięstwem, jakim było zatrzymanie jej ciosu, bo już znowu był atakowany.
Jeśli myślał, że wtedy było trudno, to nie miał słów na określenie tego. Stało się jasne, że dawała mu wtedy fory. Czyżby był aż taki zły? Przecież wcale nie walczył znowu tak najgorzej, no i do tego strzelał siecią i miał pajęczy zmysł... Właśnie kostium! Tak wciągnął się w sparing, że całkowicie zapomniał o swoim kostiumie.

Szatynka atakowała coraz bardziej zawzięcie. Ledwo dawał sobie z nią radę, bo wyprowadzała cios za ciosem. Miał jednak plan.
Kiedy diewczyna zaatakowała go z pół obrotu, odbił się mocno od ziemi, skacząc do góry. Alex zdziwiona nagłym brakiem swojego celu straciła równowagę.
Wykorzystał to i wystrzelił w jej kierunku sieć, właściwie wisząc na suficie.

Ręce dziewczyny zostały skrępowane białą siecią. Nastąpił niezręczny moment ciszy, w którym Alex patrzyła skonsternowana na swoje dłonie, a Peter wisiał przyczepiony do sufitu, obserwując jej reakcję.

Podniosła głowę, patrząc na chłopaka z dziwnym błyskiem w oku, który nieco go zaniepokoił.

- Czyli tak się bawimy? - zapytała z uśmiechem, a chłopak był coraz bardziej zestresowany.

Ze splątanych dłoni dziewczyny wystrzeliła biała energia niszcząc opaltające je sieć. Następna biała smuga pomknęła w kierunku chłopaka, który uniknął jej w ostatnim momencie.

Wydarzenia, które miały miejsce w następnej chwili śmiało można było nazwać komicznymi. Podczas gdy szatynka próbowała trafić w Petera, ktory uciekał po suficie, chłopak strzelał w nią siecią.
Większości pocisków Alex uniknęła, jednak jeden trafił ją prosto w twarz. Dziewczyna zatrzymała się w pół kroku. Sieć zakleiła jej całe usta, policzki, a także oczy i nos. Była dosłownie na jej całej twarzy.

Peter zeskoczył z sufitu, na jego czole pojawiły sie kropelki potu spowodowane zdenerwowaniem.

- Mpffghh - dziewczyna wydała z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, próbując wyswobodzić swoją twarz.

- W-wybacz - żachnął się Peter i już był przy niej, żeby zacząć odklejać lepką substancję.

Obecnie

Treningi, które Alex odbywała z chłopakiem przez cały tydzień, nie należały do banalnych.
Peter pomimo faktu, że nie był tak wprawiony jak ona, wykonywał wiele dziwnych i nieprzewidzianych ruchów, do których zaliczało się między innymi skakanie na ściany czy sufit. Pomimo nietypowego stylu walki Parkera, dziewczyna dawała sobie świetnie radę. Po jednym z treningów nie była nawet oklejona siecią! Miało to jednak nie za duże znaczenie, w świetle faktu jakim było to, że następnego dnia Peterowi zepsuły się sieciowody i sieć latała we wszystkich kierunkach, obklejając salę i szatynkę. Po tym incydencie stało się jasne, że ta dziwaczna substancja, którą chłopak sam sobie produkował, nie za dobrze schodzi z włosów...

W każdym razie Alex zużyła wiele sił, nerwów, czasu i cierpliwości, aby nauczyć czegoś Petera. Dlatego też uważała, że nagroda jaką otrzymała w pełni się jej należała. Tak jak umówiła się z Tonym - miała jego pracownię tylko dla siebie... przez szesnaście godzin.
Stark nie był zbytnio zadowolony z czasu jaki udało jej się osiągnąć; o ile był zdolny odstąpić jej swoje królestwo na godzinę czy dwie, o tyle cały dzień bez swoich zabawek nie wpłynął na niego za dobrze. Snuł się po wieży i marudził, że nie ma co robić. Próbował wyciągnąć do laboratorium Bruce'a, aby razem z nim dokonać jakichś ciekawych badań, ale doktor Banner był oddany swojemu zajęciu, jakim była rozmowa z agentką Romanoff.
Marudny i rozdrażniony Stark, zaszył się więc w swoim pokoju z butelką whiskey, niczym dziecko obrażone na cały świat i siedział z zegarkiem w ręku, czekając na chwilę, w której w końcu będzie mógł zejść i wygonić swoją bratanicę z garażu...

*

Alex siedziała przy zawalonym blacie, na którym znajdowały się części i narzędzia. Majstrowała jakieś dziwne urządzenie i w ogóle nie zwracała uwagi na to co dzieje się dookoła niej.

- A gdyby tak... Nie... Regulator nie pociągnie... - mamrotała do siebie pod nosem.

Przez swoje zajęcie nie zauważyła nawet, że ktoś wszedł do pomieszczenia.

- Jak nie dostanę za to nobla, to złożę skargę...

- Dostaniesz, po moich pięciu. - Była tak skupiona, że nawet nie podskoczyła, słysząc za sobą nagle czyiś głos. Był dziwnie podwyższony i jakby spięty, ale i tak go rozpoznała.

- Wariujesz bez swoich zabawek, co? - Nie mogła powstrzymać rozbawionego prychnięcia. Pomimo tego, nie odwróciła się, dalej grzebiąc w urządzeniu.

- Po prostu nie za bardzo lubię się dzielić. Mam nadzieję, że niczego nie zniszczyłaś - mówiąc to rozejrzał się dokładnie po pomieszczeniu i mina trochę mu zrzedła, kiedy zobaczył panujący w nim bałagan.

- Długo zamierzasz jeszcze zawracać mi głowę? - zapytała, odwracając się w jego kierunku.

- Nie - oznajmił, a kiedy dziewczyna już chciała powrócić do wcześnienszego zajęcia, dodał:
- Możesz wyjść.

- Słucham? Zostały mi jeszcze dwie godziny - powiedziała szatynka wskazując na stoper, który odmierzał czas. - A dokładnie dwie godziny i osiem minut. Specjalnie marnujesz mój czas? - zapytała marszcząc oczy i wydymając wargi.

- Nie - odpowiedział Stark, a w jego głosie było słychać coraz silniejszą irytację. Zatrzymał odliczanie, klikając odpowiedni przycisk i spojrzał na nią wymownie. - Możesz skończyć kiedy indziej.

- Wyganiasz mnie?

- Tak.

- Wow, ty rzeczywiście dostajesz hopla, bez przebywania w pracowni przez cały dzień. - Tony zacząl pchać dziewczynę ku drzwiom, ale ta nie przerwała swojego wywodu. - Lepiej zrób sobie badania, to może być jakaś choroba. No wiesz zaburzenie, albo nawet uzależnienie. Jak nie ratujesz świata, to siedzisz w pracowni.

- Skończyłaś już robić mi paychoanalizę? - zapytał zirytowany Stark.
Był to iście niecodzienny widok, bo zazwyczaj to mężczyzna był tym, który wszystkich irytował.

- Znalazłoby się jeszcze parę rzeczy jeżeli chcesz wiedzieć - odpowiedziała z przebiegłym uśmiechem.

- Na razie - powiedzial wypychając ją za szklane drzwi i zamykając je za nią, tak, że nie mogła wejść do środka.

- Ej!

- Idź zrób psychoanalizę swojemu chłopakowi. Przyda mu się - krzyknął Tony zza szkła.

- Ha ha. Bardzo śmieszne, wyrodny wujku - burknęła dziewczyna.

- Słyszałem to.

Szatynka odwróciła się, postanowiwszy nie brnąć w kolejną kłótnię. Jak mógł ją wyrzucić w środku pracy nad jej własnym urządzeniem?

*

Alex szła wolno ulicą, zmierzając w stronę najbliższego kina.
Bucky spędzał czas ze Steve'em co ostatnio, podczas gdy ona była zajęta, robił dosyć często; Natasha zapewne rozmawiała z Banner'em (czy jej się tylko wydawało, czy ostatnio się do siebie zbliżyli?), a Peter pewnie męczył teraz Clinta ewentualnie Thora. O ile ten drugi był ucieszony takim zainteresowaniem Asgardem i resztą dziewiąciu światów, o tyle ten pierwszy raczej starał się pozbyć chłopaka.
Szatynka nie miała więc za dużego wyboru co do zajęcia na nudę. Jej chłopak i przyjaciele byli zajęci, trening w samotności nie był za ciekawy, zresztą po ostatnich wydarzeniach miała dosyc treningów na przynajmniej miesiąc; Do T.A.R.C.Z.Y. nie mogła się udać, bo Fury razem z Hill wyjechali gdzieś "w ważnych sprawach służbowych", a personel przeprowadzał się akurat z Helicarriera na Triskelion, który ostatnio został odnowiony. Tony natomiast okupował jej dotychczasowe miejsce pracy i pewnie świetnie się bawił nadrabiając kilkanaście straconych godzin.

Alex postanowiła poużywać trochę z "normalnego życia" i wybrać się do kina. Jak teraz się nad tym zastanawiała, nie była już w kinie dobrych kilka lat...
Seans na wielkim ekranie na pewno dobrze jej zrobi i może trochę rozbudzi, bo od kilkunastu godzin spędzonych w garażu jej powieki zrobiły się dziwnie ciężkie...

Szła dosyć szybkim krokiem, przemierzając ulice Nowego Jorku. Była cała obolała. Oprócz zakwasów, dochodził jeszcze ból kręgosłupa, spowodowany długim siedzeniem w niewygodnej pozycji nad blatem w pracowni.
Niebo była zachmurzone, jakby... bardziej niż zazwyczaj. Czuło się jakby chmury miały zaraz z wielkim tąpnięciem upaść na wielkie wieżowce. Alex miała tylko nadzieję, że nie będzie padać, albo co gorsza - że nie będzie burzy.

Czuła się dziwnie przytłoczona i jakby obserwowana. Już od pewnego czasu zauważyła, że zaczyna mieć paranoję. W sumie nie ma się co dziwić, że po kilku atakach na jej życie ma obsesję i nie za bardzo lubi chodzić sama po mieście. Niby miała swoją moc i mogłaby się obronić, ale czuła, że nie powinna robić tego przy ludziach. Jej umiejętności mogłyby wzbudzić panikę i strach, a ona nie chciała, żeby ktoś się jej bał.
Miło byłoby więc przestać czuć się zagrożonym z powodu tego dupka - Rumlowa, który aktualnie siedział zamknięty w najlepiej strzeżonym więzieniu na świecie.

W końcu doszła do kina i z ulgą odetchnęła klimatyzowanym powietrzem, wchodząc do środka. Na dworze zrobiło się dziwnie duszno.

Stanęła przed kilkoma tablicami, na których były powieszone rozpiski filmów.
Zastanawiała się na jaki film się zdecydować.
Na pewno nie horror. Nigdy nie lubiła sama oglądać  horrorów.

Film akcji? Zawsze je lubiła, ale ostatnio miała chyba dość akcji z pewnym nadgorliwym nastolatkiem...

Romans? Zdecydowanie nie.

Fantasy? Może być. Zawsze jest to jakieś oderwanie od rzeczywistości.
Następny seans takowego filmu rozpoczyna się o dziewiętnastej.
Swoją drogą ciekawe która godzina?
Już wyciągała telefon, żeby to sprawdzić, kiedy poczuła, że ktoś za nią przechodzi i usłyszała dziwnie wyniosły głos:

- W Midgardzie, chyba coś koło osiemnastej...

Odwróciła się na pięcie, chcąc zobaczyć kto to powiedział, ale za nią nikogo nie było. Jedynie parę metrów dalej, odwrócony do niej tyłem, szedł jakiś facet.

Jej mózg pomimo zmęczenia pracował na wysokich obrotach i natychmiast zdała sobie sprawę z kilku rzeczy.
Po pierwsze, nie była aż tak zmęczona, żeby nie wiedzieć co pomyślała, a co powiedziała na głos.

Po drugie słowo jakiego użył... Midgard, przypominało określenie jakim Thor nazywał Ziemię. Była niemal pewna, że to właśnie to.

A po trzecie... Oczywiście Nowy Jork był pełen dziwaków, ale nie żeby zaraz ubierali się jak grabarze i tak dziwnie spinali włosy...

Naprawdę chciała sobie odpuścić i pójść na film, ale jej intuicja i ten dziwny głosik wewnątrz jej głowy, który mówił, że musi kogoś ratować (chociaż do końca nie wiedziała kogo) nakazywały jej dowiedzieć się o co chodzi. Może to było tylko nieporozumienie i jej zmęczony mózg jednak płatał jej figla? Ale równie dobrze mógł to być jakiś nowy oprych Hydry, w końcu nie wiadomo czy jacyś z nich się nie pochowali i nie czekali tylko na dogodną okazję, żeby się zemścić.
Wykluczała trzecią opcję, która uznała za głupią. Przecież Thor mówił, że będzie ich informował jeśli ktoś chciałby się przedostać. Kosmici nie pytali o zdanie, ale... Nie, to nie było możliwe.

Wyszła z kina, starając się nie rozglądać na boki, żeby nie wzbudzić podejrzeń.
Zamiast tego użyła kilka trików, których nauczyła się od Bucky'ego. Udała, że poprawia kurtkę i włosy, a przy okazji dyskretnie omiotła otoczenie wzrokiem, starając się nie zgubić z pola widzenia osobnika, za którym podążała.
Nie zauważyła niczego podejrzanego; żadnych śledzących ją ludzi czy wsparcia z bronią.
Idąc dalej, chciała odnaleźć mężczyznę w czerni, którego na moment straciła z oczu, ale nie dostrzegła go wśród tłumu. Przystanęła raptownie, zbita z tropu. Gdzie on się podział? Odwróciła się tylko na sekundę. Ludzie tak szybko nie znikają!

Przykucnęła i udając, że wiąże buta, znowu rozejrzała się dookoła.

- Tandetne sztuczki - usłyszała, ale obok niej nikt nie stał. Ludzie dalej przechodzili ulicą i zdawali się nie słyszeć głosu, który słyszała ona.

Rozejrzała się ponownie, tym razem nie bawiąc się w dyskrecję.
Zauważyła mężczyznę, którego szukała w jednej z bocznych uliczek. Stał z dłońmi w kieszeniach czarnych spodni i patrzył na nią. Pomimo odległości dostrzegła na jego twarzy lekceważący uśmieszek.
Obrócił się i odszedł, znikając za rogiem budynku.

Alex bez zastanowienia ruszyła za nim. Kiedy minęła róg budynku, zatrzymała się jak wryta. Przed nią znajdowała się ceglana ściana łącząca dwa budynki. W uliczce stały jakieś kosze, ale na pewno nikogo tu nie było.

- Zawsze dziwiła mnie naiwność Midgarczyków. - Szatynka odwróciła się gwałtownie, słysząc za sobą głos.
Ujrzała mężczyznę, którego starała się śledzić. Starała, bo jakoś jej to nie wychodziło, a wszystko wskazywało na to, że to ona była jego celem, a nie na odwrót.

Im dłużej patrzyła w jego twarz tym bardziej wydawała się jej znajoma, ale postanowiła się nie odzywać i poczekać na rozwój zdarzeń.

- Twoje marne zdolności w niczym ci nie pomogły. Ludzie na Ziemi nigdy do końca nie pojęli wartości złudzenia i iluzji. A dają tyle możliwości... - Błysnęło jakieś dziwne światło i nagle obok bruneta pojawiło się czterech innych, którzy tak jak on, zbliżali się powoli do dziewczyny.
Alex patrzyła na to zdziwiona. Miała coraz gorsze przeczucia. Na początku myślała, że to jakiś oprych Hydry, ale sprawa zaczynała się komplikować. Facet miał jakieś zdolności. Kim on jest?

- Jestem Loki - powiedział jakby czytając jej w myślach. - Syn Laufeya...

- Brat Thora - przerwała mu szatynka i nagle wszystkie puzzle ułożyły się w układankę. Asgardczyk. To ten dupek zaatakował Nowy Jork.

- Nie jestem z nim spokrewniony! - Brunet nagle się uniósł. Jego kopie zniknęły, a ciało przeszył blask i teraz stał niecałe trzy metry od dziewczyny w jakimś dziwnym stroju i chełmie, trzymając w dłoni jakąś dzidę... - I nie ubliżaj mi nędzna ziemianko.

- A ty przestań siedzieć mi w głowie, Jeleniu - odpowiedziała spoglądając na jego hełm, po czym przy pomocy swojej mocy stworzyła barierę dookoła swojego umysłu.

- Starkowie mają dziwne poczucie humoru. - Dziewczyna nie wiedziała o co chodzi, ale skoro bóg z Asgardu wiedział, że jest Starkiem, musiał ja obserwować, co nie zwiastowało niczego dobrego. - Co zrobiłaś? - zapytał, nie mogąc ponownie dostać się do jej głowy.

- Użyłam swoich innych "marnych zdolności".

- Jesteś argoncka... Podoba mi się to, ale w żaden sposób nie zmienia mojego planu.

Alex nawet nie wiedziała, kiedy znalazla się pod ceglaną ścianą z tyłu niej. Od Lokiego dzielił ją już tylko jeden metr. Brunet z nieco szaleńczym wyrazem twarzy wyciągnął ku niej swoje berło.

Co on właściwie zamierza zrobić? Gdyby chciał ją tym przebić to raczej wziąłby zamach i zrobiłby to szybko.

Tymczasem mężczyzna zbliżał ostry koniec przedmiotu do jej serca, a na jego końcu pojawiła się dziwna niebieska energia.
Kiedy już miał ją dotknąć, jej własna obrona zadziałała. Biała energia, która jakby nie patrzeć od jakiegoś czasu była częścią jej organizmu, wystrzeliła dookoła jej ciała i odepchnęła Lokiego aż na przeciwległą ścianę. Biała poświata jeszcze przez chwilę unosiła się dookoła jej ciała niczym bariera ochronna, po czym zniknęła.
Loki w tym czasie próbował podnieść się z ziemi.

- Chyba pora wyjaśnić sobie parę spraw. - Dziewczyna stanęła nad brunetem i swoją mocą go unieruchomiła. Wyjęła z kieszeni kurtki nowoczesne kajdanki.

- Chyba powinnam porozmawiać o tym z terapeutą - mruknęła do siebie patrząc na przedmiot, który przed chwilą wyjęła z kieszeni. - Jarvis, poinformuj Tony'ego, że mamy gościa.

- Tak jest, panno Stark - odpowiedziała sztuczna inteligencja, kiedy ona zakładała Lokiemu kajdanki, starając się ignorować jego nienawistne spojrzenie.

*

Tony był w tym czasie całkowicie w swoim żywiole. Przy akopaniamencie głośnej muzyki poprawiał coś w jednej ze swoich zbroi, która była rozłożona na kawałki.
Starał się nie spoglądać na drugi blat, na którym leżało urządzenie, nad którym pracowała jego bratanica.
Nie chciał się wtrącac, bo jeszcze zaraz wybuchłaby afera.
W ostatnim czasie, sam się czasami nie poznawał. Podczas gdy kiedyś bez wahania wprowadził by zmiany i poprawki w jej wynalazku, teraz wolał sie nie mieszać. Ostatnio było tak spokojnie i podświadomie, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, chcial ten spokój utrzymać jak najdłużej.

Dlatego był wdzięczny losowi chociaż za to miłe popołudnie, które mógł spędzić w swojej pracowni, choć przez cały dzień snuł się jak markotne dziecko bez swoich zabawek.
W tym akurat momencie był szczęśliwy i nawet głupie żarty Bartona lub Wilsona nie byłyby w stanie mu tego szczęścia zaburzyć.
Nie był jednak przygotowany na to co miał za chwilę usłyszeć.

- Panie Stark, pańska bratanica prosiła, aby panu przekazać, że będziemy mieli gościa.

- Hę? Jakiego gościa? - zapytał, nie przerywając pracy.

- Słowo złoczyńca byłoby w tym przypadku chyba lepiej dobrane. To pozaziemski osobnik. Zdaje się - brat Thora.

Tony upuścił śrubokręt i opluł się kawą.

- Że co?!

*

Alex stała w windzie i nie mogła pozbyć się wrażenia, że coś jest nie tak.

Loki stał obok niej. Miała na niego oko teraz jak i przez całą drogę do wieży. Wiedziała, że potrafi tworzyć świetne iluzje, zresztą doświadczyła już tego na własnej skórze.

Tony nigdy nie mówił o Nowym Jorku z powodu swojej traumy, ale Thor coś tam czasami wspominał i dziewczyna wiedziała co nieco o Lokim, pomimo tego, że spotkała go pierwszy raz w życiu.
Zresztą brunet nie pojawiał się tylko w opowieściach o napadzie na Nowy Jork. Thor był dość gadatliwy i lubił wspominać swoje dzieciństwo czy wygrane bitwy. Z jego opowieści można było się wiele dowiedzieć.
Wydało jej się więc dziwne, że bóg kłamstw nie tworzy iluzji czy nie próbuje wydostać się w inny sposób.
Z drugiej strony miała nad nim przewagę ze swoją mocą. Musiał zdawać sobie z tego sprawę...

Po chwili winda dojechała na najwyższe piętro. Kiedy drzwi widny się rozsunęły, widząc widok przed sobą, Alex na chwilę zapomniała, że jest tą dobrą i miała ochotę cofnąć się pod samą ścianę. Kątem oka spojrzała na Lokiego i nie wiedziała jak brunet zachowuje taką obojętność, a nawet spokój.

Przed nimi stali niemal wszyscy Mściciele.
Tony w swojej najnowszej zbroi celował w ich stronę z reaktorów.
Clint mierzył do nich z łuku, Sam z Natashą z pistoletów, a Bucky trzymał w rękach karabin.
Kapitan stał w bojowej pozycji obok Starka.
Tylko Bruce z Thorem stali nieco z tyłu. Odinson ze swoim młotem i w zbroi.

- Alex... - zaczął Tony. - Chodź tu - powiedział jednocześnie z James'em.

Stark i Barnes spojrzeli na siebie. Przez chwilę zapanowała dosyć niezręczna cisza.

- Loki - Thor odezwał się zanim ktokolwiek zdążył coś zrobić. - Po co tu przybyłeś, bracie?

Mściele odsunęli się nieco, robiąc miejsce dla blondyna, który podszedł bliżej. Dalej jednak czujnie obserwowali Lokiego.
Alex przemknęło przez myśl, że mogła wyjść z windy zanim Thor zablokował wyjście. W trakcie tak ważnej rozmowy głupio byłoby przeciskać się do wyjścia...

- Powinieneś siedzieć w asgardzkim lochu! - Bóg piorunów był coraz bardziej zdenerwowany i poważny jak nigdy.

- Znowu przyprowadziłeś swoich kolegów? - rzucił Tony, odsłaniając maskę Iron Mana.

- Nie potrzebuje ich, żeby namieszać nam w głowach - powiedział Clint. Szatynka pierwszy raz widziała Bartona tak poważnego. Na jego twarzy nie było ani cienia rozbawienia, co praktycznie nigdy się nie zdarzało.
Atmosfera była tak gęsta, że można by ją kroić nożem.

- Przybyłem, bo mam do załatwienia bardzo ważną sprawę - odezwał się w końcu Laufeyson, robiąc jednocześnie trzy kroki do przodu.

- Jaką? - zapytał Thor.

W tym momencie Alex spojrzała na ręce bruneta. Wciąż był skuty w kajdanki, ale wydawalo jej się, że coś trzyma. Zmarszczyła brwi, widząc dziwny kamień.

- Zemstę - odpowiedział Loki i zanim ktokolwiek zdążył coś zrobić, ścisnął kamień rozbijając go w dłoniach.

Z kamienia wystrzeliła fala żółtej energii. Uderzyła w Mścicieli i odrzuciła wszystkich do tyłu, sprawiając, że wylądowali w różnych częściach salonu.

Alex została ochroniona przez własną moc, która znów zamknęła ją w otoczce białej energii.
Wystrzał żółtej energii był jednak tak silny, że boleśnie rzucił nią o ścianę, sprawiając, że zabrakło jej tchu.







_____________________

Wreszcie wstawiam rozdział. W prawdzie dwa tygodnie po egzaminach, a pisać zaczęłam już trochę przed egzaminami, ale tym razem zajęło mi to naprawdę dużo czasu.
Chciałam i starałam się, żeby był długi i chyba mi wyszło, bo ma ponad 3500 słów!

Wena w pewnych momentach nie chciała współpracować i jakoś nie mogłam nic sklecić.
Mój mózg wszedł w układy z sercem i razem spiskują coś przeciwko mnie, przez co nie mogę zapomnieć o pewnej osobie...

Mam nadzieję, że Wam się podoba. To dopiero pierwsza część specjału. Skończyłam ją pisać dopiero dzisiaj, więc nie wiem jeszcze kiedy pojawi się kolejna.

Do następnego~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro