~9~
Mała, siedmioletnia dziewczynka siedziała na kanapie, wtulając się w puchatego, nieco zużytego misia.
Czekała, aż jej rodzice wrócą z pracy. Powinni być w domu już dwie godziny temu. Niania, która ją pilnowała dawno musiała iść do domu, a dziewczynka powiedziała jej, żeby się nie przejmowała, bo jest już przecież duża i sama zaczeka na rodziców. Kobieta napisała więc na kartce informację dla mamy dziewczynki i wyszła, zostawiając ją samą.
Na dworze było już ciemno.
Mała siedziała i wsłuchiwała się w odgłosy dochodzące zza okna. Z niecierpliwością wyczekiwała, aż drzwi mieszkania otworzą się i do środka wejdą jej ukochani rodzice.
Kiedy cisza stała się dla niej przytłaczająca, zsunęła się z kanapy i wlokąc za sobą misia, podeszła do starego radia. Wzięła jedną z kaset, które leżały obok niego, i włożyła ją do urządzenia. W pokoju rozbrzmiała jej ulubiona piosenka.
Wróciła na kanapę i znów wtuliła się w misia. Po chwili zasnęła.
Obudził ją dźwięk otwieranych drzwi i odgłos kroków. Wstała powoli i przecierając wciąż zaspane oczka, ruszyła na korytarz wraz ze swoim misiem. Od progu dostrzegła swoją mamę.
— Mama! — krzyknęła i podbiegła do kobiety, mocno ją przytulając. — Czemu tak długo was nie było?
Kobieta nie odpowiedziała. Dziewczynka spojrzała na osobę, która stała za jej rodzicielką. Nie był to jednak jej tata, tak, jak się spodziewała.
— Wujek! — znów krzyknęła i podbiegła do młodego mężczyzny o brązowych oczach. Ten wziął ją na ręce i mocno przytulił.
— Cześć, Malutka.
Dziewczynka rozejrzała się po pomieszczeniu. Coś było nie tak, ale nie umiała powiedzieć co.
— Gdzie jest tata? — Te trzy słowa sprawiły dwóm dorosłym ludziom, na których widok tak się ucieszyła, więcej bólu niż mogłaby się spodziewać.
Dziewczynka przyglądała się im, wyczekując odpowiedzi. W półmroku nie mogła dostrzec, grymasu bólu na twarzy mężczyzny i łez ściekających po policzkach kobiety.
— Tatuś już nie wróci, kochanie.
***
Mała dziewczynka siedziała przed blokiem pod ogromnym drzewem i bawiąc się patykiem, kreśliła na ziemi różne kształty.
Była smutna, bo już nigdy nie miała zobaczyć swojego taty.
Już nigdy nie miała się do niego przytulić i poczuć bijącego od niego ciepła i spokoju, który sprawiał, że czuła się bezpieczna.
Już nigdy nie miała usłyszeć z jego ust "kocham cię", podczas gdy pili gorącą czekoladę, kiedy ona była smutna.
Już nigdy nie miała posłuchać z nim swojej ulubionej piosenki, do której zawsze razem tańczyli i śpiewali.
W takim razie już nigdy nie zamierzała jej słuchać. Mała, brązowowłosa dziewczynka postanowiła, że już nigdy nie posłucha tej piosenki, która tak przypominała jej o ukochanym tacie, którego straciła zaledwie miesiąc temu.
Zasmucona dalej kreśliła coś patykiem na ziemi, kiedy przed nią pojawiły się dwie postacie. Uniosła głowę do góry i dostrzegła dwóch chłopców. Wyglądali na trochę starszych od niej. Jeden miał brązowe włosy, a drugi był ciemnym blondynem.
— Czemu się smucisz? — zapytał ten drugi. Miał piękne niebieskie oczy, które przeszywały dziewczynkę wnikliwym i pełnym troski spojrzeniem.
— Straciłam tatusia — odpowiedziała dziewczynka, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy.
— Nie płacz — powiedział chłopiec. — To, że jest tam — wskazał palcem na niebo — wcale nie znaczy, że cię nie kocha. Cały czas na ciebie patrzy i pilnuje żeby nic ci się nie stało. Wiem, bo moja mama też tam jest.
Dziewczynka otarła rękawem łzy z policzków i delikatnie się uśmiechnęła.
— Jestem Ethan — przedstawił się chłopiec i uśmiechnął się przyjacielsko. — A to jest Andrew, mój przyjaciel. A ty jak się nazywasz?
— Alex...
— Chcesz się z nami przyjaźnić, Alex?
— Tak — odpowiedziała, a uśmiech całkowicie zagościł na jej twarzy.
***
Dziesięcioletnia dziewczynka z trudem próbowała odebrać starszemu chuliganowi swoją piłkę.
— Oddawaj — zawołała kolejny raz i spróbowała przewrócić przeciwnika, aby odebrać mu swoją własność. Została jednak popchnięta i przewróciła się. Kiedy upadła boleśnie na ziemię, jej oczy delikatnie się zaszkliły.
Nagle obok pojawili się dwaj trzynastolatkowie.
Blondyn, z troską w oczach, pomógł wstać dziewczynce, a szatyn odebrał chuliganowi piłkę i kazał mu "spadać", co ten uczynił z przestrachem.
— Dziękuję — powiedziała cicho Alex i wtuliła się w swoich przyjaciół.
***
W krótkim czasie dziewczynka zaprzyjaźniła się z chłopcami. Nie przeszkadzało jej, że są o trzy lata starsi. Stali się nierozłączni. Całe dnie spędzali razem. Bawili się tylko ze sobą, chodzili po drzewach, odwiedzali opuszczone miejsca i robili tam sobie kryjówki. Chronili się i nawzajem pocieszali, kiedy któreś było smutne.
Wracali cali umorusani do domu, a ich kolana i łokcie często bywały poprzecierane.
Ethan był z nich najrozsądniejszy. To on musiał pilnować pozostałą dwójkę, aby nie wpakowała się w kłopoty, co nie zawsze mu wychodziło.
Andrew był typowym łobuziakiem. To on zazwyczaj chronił swoich przyjaciół i nie zawahał się wziąć udziału w niejednej bójce.
Alex, mała zagubiona dziewczynka, która straciła tatę, znalazła oparcie i spokój właśnie w tych dwóch, którzy pomimo tego, że tak się różnili, byli najlepszymi przyjaciółmi.
Chłopcy zawsze byli dla niej mili i troszczyli się o nią, szczególnie Ethan, który nie za dobrze ukrywał swoje emocje. W jego oczach często było widać troskę, współczucie lub zrozumienie – w zależności od sytuacji. Natomiast Andrew, który zazwyczaj pakował ich w kłopoty, przy dziewczynce stawał się bardziej opiekuńczy i choć trochę rozsądny.
***
Piętnastoletnia dziewczyna, siedziała na dachu pewnego opuszczonego budynku. W spokoju obserwowała piękny krajobraz, który roztaczał się przed nią. Jej długie brązowe włosy opadały na ramiona i plecy. Czekała na swojego przyjaciela.
Po chwili, kiedy oczekiwanie zaczęło jej się dłużyć, wyciągnęła z kieszeni kurtki paczkę papierosów. Wyjęła jednego i zapaliła. Zaciągnęła się i zaczęła kaszleć nieprzyzwyczajona do dymu. Robiła to od niedawna. Jej przyjaciele jeszcze o tym nie wiedzieli.
Nagle usłyszała za sobą kroki. Nie musiała się obracać, żeby wiedzieć, że jej przyjaciel właśnie się zjawił. Podszedł do krawędzi i usiadł obok niej. Uśmiech nie schodził osiemnastolatkowi z twarzy.
Jego piękne niebieskie oczy lustrowały ją dokładnie. Jednak gdy ujrzał papierosa trzymanego przez dziewczynę, spochmurniał.
— Alex... Ty palisz?
— Tak, od niedawna. Chcesz? — zapytała dziewczyna, wyciągając w jego stronę papierosa.
— Nie — powiedział stanowczo chłopak, wziął od niej papierosa i zgasił. — Proszę, przestań. To jest bardzo niezdrowe, coś może ci się stać.
— Nie przesadzaj, to tylko...
— Alex, moja mama umarła na raka płuc — przerwał jej chłopak, patrząc na nią z powagą.
Widziała w jego oczach smutek i rozczarowanie. Wiedziała, że temat jego mamy nie należy do najprzyjemniejszych i że bardzo rzadko go porusza. Nie chciała, aby był nią rozczarowany. Nie chciała go zawieść.
— Nie pal.
— Dobrze...
— Obiecaj.
— Obiecuję — powiedziała i wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów, po czym zamachnęła się i rzuciła ją jak najdalej, obserwując jak spada na dół, znikając pomiędzy budynkami.
Chłopak momentalnie się uśmiechnął.
— I z czego się cieszysz? Przez ciebie moje dziesięć dolarów właśnie zleciało z jedenastego piętra — mruknęła i wydęła wargi, udając obrażoną.
Chłopak zaśmiał się dźwięcznie i przyciągnął do siebie dziewczynę, przytulając ją. A ona znowu poczuła to, co czuła od dłuższego czasu, kiedy była przy nim. Uczucie wewnętrznego spokoju, bezpieczeństwa, tego, że ktoś ją kocha. Nie chciała stracić tego uczucia. Nie chciała stracić Ethana.
— Ty też mi coś obiecaj.
Chłopak spojrzał na nią pytająco.
— Obiecaj, że nigdy mnie nie zostawisz — powiedziała, a jej głos lekko się załamał.
— Obiecuję, księżniczko.
— Ethan?
— Hmm?
— Kocham cię.
Mówi się, że przyjaźń damsko-męska istnieje, aż do momentu, w którym jedna z osób nie wyzna swoich uczuć. W tym przypadku było jednak inaczej. Od początku było to coś więcej. Byli dla siebie wszystkim. Ona – bez ojca i On – bez matki.
Uzupełniali się. Osoba, która obserwowałaby ich z boku z łatwością mogłaby stwierdzić, że relacja, która łączyła tych dwojga, która dawała im poczucie spokoju, stabilności i szczęścia, przerodziła się w miłość. To po prostu nie mogło się inaczej skończyć.
— Wiem. Ja ciebie też — szepnął blondyn i złączył ich wargi w pocałunku.
Po jej ciele rozeszło się przyjemne ciepło i uczucie ogromnej radości. Takiej radości nie czuła odkąd zginął jej tata.
Włożyła w ten pocałunek całe swoje uczucia. Żal związany ze śmiercią jej ojca, szczęście jakie czuła, kiedy przy niej był i to, którym obdarowywali ją codziennie on i Andrew. Poczuła się wolna. Wolna od wszystkich emocji i ciężarów, które obarczały ją codziennie. Była po prostu szczęśliwa, że może tu teraz być.
Nagle usłyszeli jakże znajomy głos.
— Ja was szukam po całym mieście i zachodzę w głowę co się stało, a wy się tu całujecie, zakochańce — zaśmiał się szatyn.
Oboje spojrzeli na niego zaskoczeni i zarumienili się.
— Andrew, my...
— Oj, bądźcie już cicho i chodźcie. — Chłopak znowu się zaśmiał, widząc ich zmieszane twarze. A oni wstali i trzymając się za ręce, wyszli z budynku, podążając za przyjacielem.
***
Pijana siedemnastolatka szła chwiejnym krokiem przez park. Pierwszy raz przesadziła z alkoholem i teraz odczuwała tego skutki. Doprowadziła się do takiego stanu, po tym jak usłyszała o śmierci ojca z rozmowy swojej matki i wujka. Chcieli jej jeszcze coś wytłumaczyć, ale dziewczyna nie chciała ich słuchać i wybiegła z domu.
Kręciło jej się w głowie, a obraz rozmazywał jej się przed oczami. Wyjęła z kieszeni telefon i z trudem wybrała numer.
— Halo? Ethan, koootkuuu przyyyjeeedź po mnie — ledwo wybełkotała do słuchawki.
— Alex? Gdzie ty jesteś? Jest pierwsza w nocy!
— Nie krzycz tak, przyjedź. Jestem w parku.
— Czy ty jesteś pijana?!
—Tylko troszeeeeeczkę... — powiedziała i opadła na ławkę.
Po dwudziestu minutach chłopak odnalazł ją w parku i nakładając na nią swoją bluzę, zaczął ja prowadzić w stronę auta zaparkowanego przy ulicy.
— Coś ty narobiła? Czemu jesteś pijana?
— Bo piłam.
— Dlaczego?
Dziewczyna dłuższą chwilę wpatrywała się przed siebie.
— On go zabił, rozumiesz? Nie uratował go i pozwolił mu zginąć.
Chłopak nie wiedział co na to odpowiedzieć. Przez chwilę całkowicie zabrakło mu słów, ale szybko się otrząsnął i wydusił:
— Alex, co ty mówisz... Jesteś pijana, to dlatego...
— Nie. On go nie uratował... Nienawidzę go...
Kiedy doszli do samochodu, blondyn zajął się otwieraniem drzwi, jednak w tym czasie szatynka oddaliła się niepostrzeżenie, niebezpiecznie blisko środka jezdni. Nagle na ulicy pojawił się samochód, który jechał z zawrotną prędkością. Chłopak odwrócił się i zdał sobie sprawę z zaistniałej sytuacji.
— Alex, uważaj! — krzyknął i skoczył, aby odepchnąć dziewczynę na bok.
Upadła, uderzając głową o twardy beton. Zaczęło jej dzwonić w uszach, a przed oczami pojawiły się czarne plamy.
— Ethan... — zdążyła tylko wyszeptać i straciła przytomność.
Obudziło ją ciche, miarowe pikanie. Powoli otworzyła oczy. Znajdowała się w szpitalu. Przekręciła lekko głowę i spojrzała na osobę, która siedziała przy jej łóżku.
— Andrew...
— Nareszcie się obudziłaś — powiedział chłopak z miłym uśmiechem. — Twoja mama jest w bufecie.
— Ile czasu byłam nieprzytomna?
— Dwa dni.
Dziewczyna przez chwilę patrzyła na niego zszokowana, po czym wstała i odłączyła wszystkie kable, które były przypięte do jej ciała.
— Alex, co ty robisz? Powinnaś odpoczywać...
— Muszę go znaleźć i zobaczyć co z nim — powiedziała rozgorączkowana i wyszła z sali. Chłopak ruszył za nią.
— Alex...
— Muszę znaleźć Ethana...
Dziewczyna szła dalej, zaglądając do każdej sali po drodze.
— Alex zaczekaj...
— Muszę znaleźć Ethana! — krzyknęła i spojrzała na chłopaka idącego za nią.
— Ale Ethan... On... Nie żyje...
W tej chwili ziemia ugięła jej się pod nogami. Zasłoniła usta dłonią, oddychając spazmatycznie. Z jej oczu zaczęły niekontrolowanie spływać łzy. Stała na środku korytarza, a w jej głowie huczały słowa: "Obiecaj, że mnie nie zostawisz. – Obiecuję."
Złamałeś obietnicę.
_________________________
Jestem ciekawa jakie były wasze pomysły po przeczytaniu ostatniego rozdziału na to, kim jest Ethan. Piszcie w komentarzach ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro