~9~
Otworzyłam oczy i ujrzałam puste miejsce.
Zerknełam na zegarek była 12:30.
Powoli zwlekłam się z łóżka i na palcach powędrowałam do mojego pokoju.
Wzięłam szybki prysznic i poszłam przygotować sobie ciuchy.
Gdy tylko weszłam do pokoju zauważyłam Belle czytając książkę.
Podeszłam do szafy i wybrałam czarne spodnie z wysokim stanem i biały crop-top z napisem " I love boys".
Zrobiłam lekki makijaż i spiełam włosy w kucyk.
Razem z Bellą zeszłyśmy na dół.
Rozmawiałyśmy na różne tematy.
Dowiedziałam, się że mamy treningi rano i wieczorem, w każdy dzień tygodnia oprócz weekendów.
Mamy także mieć nowe stroje, a ja jako kapitan mam wybrać jak będą wyglądać.
Po skończonym śniadaniu poszłyśmy na naradę zwołaną przez mojego ojca.
Opowiadał, że Loki ze złości rozwalił pół Nowego Yorku.
Postanowiliśmy ulepszyć ochronę miasta i przenieść ludzi do schronu.
Jak już wszyscy będą bezpieczni schwytamy go i odstawiamy do Asgardu.
Po naradzie wszyscy (młodsi) avengersi poszli ze mną wybrać stroje.
Nie chciałam wybierać sama, ponieważ mogły by się im nie spodobać.
Trwało to trochę długo, ale zdecydowaliśmy się na jednoczęściowy czarny strój z logiem Avengers.
Oczywiście, każdy dostosowany do swoich potrzeb.
Do tego każdy dostanie broń.
Ja biały miecz, na którego mogą wpływać żywioły.
Bella młot podobny do tego, który ma jej ojciec.
Kamila nie potrzebuję broni.
Alex dostanie łuk i zatrute strzały.
Kay broń palną i sztylety, a Dominic tarczę z tego samego materiału co ma jego ojciec.
Wszyscy siedzieliśmy w salonie i graliśmy w karty.
Nagle usłyszeliśmy dźwięk alarmu.
A to oznaczało tylko jedno ktoś, włamał się do Stark Tower.
Nim się zorientowaliśmy zgasły wszystkie światła i wysiadł prąd.
A do salonu powolnym krokiem wszedł nie kto inny jak Loki.
Poczułam wielki gniew i chęć mordu.
To co mi zrobił jest nie do wybaczenia.
Wszyscy gotowi do ataku czekali na dalszy rozwój wydarzeń.
-Witajcie Avengersi- powiedział z kpiną Loki.
-Czego od nas chcesz?- spytał z pogardą mój ojciec.
-Śmierci was wszystkich, a przede wszystkim jej- powiedział i wskazał na mnie palcem.
Wtedy nie wytrzymałam i zaczęłam rzucać w niego kulami ognia.
Omijał je zwinne, ale był trochę poparzony.
W czasie kiedy ja z nim walczyłam avengersi zabijali jego pomocników, którzy przylecieli 30 minut temu.
Były to roboty o wysokości 2 metrów i do tego strasznie silne.
Moja chwila nie uwagi sprawiła, że oberwałm w ramię.
Zdekoncentrowało mnie to trochę, ale ostatecznie przygniotłam go do ziemi.
A avengersi zabili wszystkie roboty.
-I co teraz zrobisz?- spytałam z pogardą.
-Ja nic, ale on... - wskazał ręką na kąt rozwalonego salonu.
Wtedy zobaczyłam, że o ścianę opiera się jakaś postać.
Nie widziałam jego twarzy, ponieważ był w cieniu.
-Pokaż się! -krzyknęłam.
-Nie wierzę, że mnie nie poznałaś - powiedział a ja doznałam szoku.
Postać wyłoniła się z mroku i zobaczyłam...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro