04. Pierwsza podpowiedź
Chcesz znać prawdę, Potter? Nie istnieje coś takiego jak prawda. To tylko wymysł głupców, którzy nie chcieli słyszeć pięknie sformułowanych kłamstw. A ja ci powiem, że po tym jak ktoś kłamie można stwierdzić jakim typem człowieka jest. A ty? Umiesz kłamać? Znasz naprawdę dobrych kłamców?
Harry nawet kilka lat po wojnie podziwiał Narcyzę Malfoy za to, że była w stanie skłamać Voldemortowi, że Harry Potter nie żyje, tylko dlatego, że bardziej niż swojego Pana kochała syna.
Harry często o tym myślał, gdy Draco odwiedzał go po swoim spotkaniu w Ministerstwie Magii, gdzie przechodził kontrolę różdżki i przesłuchanie ze swoich poczynań z danego tygodnia, bo takie były wytyczne względem Śmierciożerców, którzy nie siedzieli w Azkabanie. Malfoy przynosił ze sobą jakiś dobry alkohol i równie często pozdrowienia od swojej matki dla Harry'ego. Potter zawsze pytał o nią, ale i bez tego wiedział, że areszt domowy jej nie służył.
– Słyszałem coś – zaczął konwersacyjnym tonem głosu Draco i mieszał jednocześnie Ognistą Whisky w kryształowej szklance, obracając naczyniem zgodnie ze wskazówkami zegara. – Że masz teraz nowego partnera do rozwiązania pewnej naprawdę paskudnej sprawy sprzed lat.
– Pansy zdążyła ci się już wyżalić, że musi ze mną pracować? – zapytał Harry siedząc rozłożony we własnym fotelu w salonie. Draco oczywiście zajął całą kanapę jakby ta należała do tylko do niego. Był ubrany w biały garnitur, który często zakładał, gdy szedł do Ministerstwa. Tym razem koszula była dopasowana pod kolor jego oczu.
– Wiesz niektóre ptaszki ćwierkają naprawdę cicho, a niektóre drą się niemiłosiernie kiedy tylko przekroczą próg twoich drzwi.
Harry roześmiał się głośno.
– Pansy należy do tych drugich, prawda? – zapytał Harry, ale był prawie pewien jaka będzie odpowiedź.
– A jak myślisz, Potter? – Ironia wręcz spływała z ust Draco. – Oczywiście, że tak.
***
Pierwsza podpowiedź dotycząca sprawy dotarła do Harry'ego późnym wieczorem kiedy wziął już prysznic i prawie kładł się do łóżka. Koperta pojawiła się w błysku złotego światła i s głośnym POP jakby ktoś się teleportował, chociaż nie było to możliwe na Grimmuald Place 12 (wyjątek stanowiły skrzaty).
Harry pierwsze co zrobił to chwycił różdżkę i był gotowy do walki. Nie interesowało go teraz, że z włosów kapała mu woda i stał w samych bokserkach na środku pokoju. Jego wyćwiczone odruchy nie znikały tak po prostu.
Harry nauczony doświadczeniem (i przeszkolony w tym temacie przez Hermionę), rzucił najpierw na kopertę szereg zaklęć. Ale przesyłka nie była w żadnym stopniu szkodliwa – nie przeniosłaby go w czasie, nie zaraziła smoczą ospą czy nie poraziła prądem. Po prostu pojawiła się w blasku złotego pyłu.
Na kopercie było napisane jego imię i nazwisko. Ozdobne pismo, pełne zawijasów, które trudno było odczytać. Kiedy otworzył kopertę i wyciągnął złożony pergamin, nie spodziewał się, że jego oczom ukaże się raport z sekcji zwłok Carrie McCarthy.
Harry z każdym przeczytanym słowem, zginał coraz mocniej kartkę. Nie mógł uwierzyć w to co czytał. Carrie została zgwałcona. Ktoś oprócz zamordowania dziewczynki, do cła pozbawił jej niewinności jaką posiadały dzieci. Kałuża krwi, która była wokół jej głowy, powstała na skutek tego, że sprawca wielokrotnie uderzał jej potylicą w podłogę, aż kość pękła i krew dostała się do mózgu.
Oprócz raportu z sekcji zwłok, dostał jeszcze wyniki badań krwi, która w całości należała do Carrie. Sprawca napisał jej krwią ostrzeżenie, że będą kolejne morderstwa.
Harry miał pusty wyraz twarzy kiedy odłożył dokumenty i poszedł prosto do salonu, by wyciągnąć butelkę alkoholu. Wiedział już, że nie zaśnie. Nie po przeczytaniu tego jak wyglądało ciało Carrie, gdy ten potwór z nią skończył. Widział zdjęcia, które dużo gorzej to obrazowały, ale to były ślady zewnętrze. Wnętrze jej ciała stało się również ruiną i opisanie tego w raporcie oraz przeczytanie o tym, było jeszcze gorsze. Gdy rozsiadł się w fotelu i zamknął na chwilę oczy, widział tylko linijki tekstu mówiące, że dziewczynka miała ponad pięćdziesiąt ran na ciele spowodowanych nożem.
Po jakimś czasie, gdy wypił już kilka szklanek Whisky (Draco będzie naprawdę zły, że zaczął tę butelkę bez niego), zemdlał w salonie. Przez całą noc śniły mu się puste oczy Carrie i jej przeraźliwy krzyk oraz wołanie o pomoc. McCarthy stała się kolejną osobą, której Harry Potter chciał pomóc, nawet jeśli dziewczynka od dawna nie żyła, ale jej kat nadal gdzieś tam był, zamiast gnić w jednej z cel Azkabanu.
***
– Panie Potter – spokojny głos wykładowcy Metod dochodzenia śledczego rozniósł się po małej sali, gdzie właśnie odbywały się zajęcia. Harry podniósł wzrok z prawie niezapisanej rolki pergaminu na starszego mężczyznę ubranego w tradycyjne czarodziejskie szaty. – Czy może pan przypomnieć grupie jakąś jedną zasadę, której należy przestrzegać podczas przesłuchiwania świadków?
Harry przełknął głośno ślinę. Obok niego Ron wyprostował się nagle, bo wcześniej prawie leżał na ławce i ślinił kartkę, na której miał zapisywać notatki. Siedzieli pośrodku rzędu między innymi studentami, których Harry ciągle nie rozpoznawał.
– Jasne, panie profesorze – odpowiedział grzecznie. Jedna zasada, którą należy przestrzegać podczas przesłuchiwania świadków. Harry to wiedział. Czytał w końcu, ciągle i ciągle przesłuchania w sprawie małej Carrie. Na pamięć nauczył się już zeznań ojca, który był w stanie powiedzieć coś konkretnego w porównaniu z zrozpaczoną matką. Ale co innego wyuczyć się pustych zasad, a co innego stosować je w prawdziwym życiu. Podczas śledztwa morderstwa dziewięcioletniej dziewczynki. – Trzeba się upewnić czy świadek nie kłamie, a jeśli to robi, to spróbować złapać go na kłamstwie.
– Bardzo dobrze, panie Potter – pochwalił go starszy pan i zwrócił się już do całej grupy przyszłych Aurorów. – Drodzy państwo, chodzi o to, że jeśli macie czterech świadków zdarzenia, możecie być pewni, że jedno z nich kłamie. Ale to waszym zadaniem jest określić kto, dlaczego i w jakiej sprawie.
Kłamstwo. Czy zeznania, które tak ostatnio namiętnie czytał, były stekiem bzdur? Harry pokręcił głową. Nie, to nie możliwe. Ale jeśli by tak było, to kto kłamał? Rodzice? Sąsiedzi? Guwernantka? I w jakiej sprawie? Harry zsunął się najniżej jak potrafił na krześle. Merlinie, miał dość.
– Ludzie często chcą coś ukryć – kontynuował swój wykład mężczyzna. Jego błękitna peleryna powiewała za nim delikatnie w rytm jego kroków na podium z przodu sali. – Może to być coś zawstydzającego dla nich i wydaje im się, że ich reputacja jest ważniejsza, a to nie jest tak istotne dla śledztwa. Ale wiecie państwo, że nawet najmniejszy drobiazg może zmienić przebieg całej sprawy. A ludzie, są tylko ludźmi. Małostkowi, wstydliwi i kłamliwi.
***
Kiedy Harry wyszedł z uczelni na dziedziniec, zobaczył na jednej ławce Pansy Parkinson. Tym razem miała na sobie ciemne, skórzane spodnie, które opinały jej całe nogi i płaszcz zimowy. W ustach trzymała papierosa. Wydawała się na coś zła, ale i tak Harry podszedł do niej. Jego buty uderzały miarowo o ziemię, gdy szedł. Wcisnął mocniej ręce do kieszeni i stanął obok ławki Parkinson.
– Cześć – przywitał się grzecznie. Pansy podniosła na niego swoje brązowe oczy podkreślone ciemną kredką.
– Potter – kiwnęła głową i wypuściła dym z ust. Harry poczuł zapach papierosów. – Dostałam dzisiaj rano pewną przesyłkę – zaczęła suchym tonem. Harry'emu przypomniała się przesyłka, którą on dostał wczoraj wieczorem. Zadrżał odrobinę. – Z donosem od anonimowego pracownika Ministerstwa, że nasza ofiara została zgwałcona.
Harry bez pytania usiadł obok niej na ławce. Pansy patrzyła na niego i cierpliwie czekała, aż coś powie. Potter nie wiedział co miałby odpowiedzieć na to.
– Czy to prawda, Potter? – dopytała go Pansy, kiedy cisza zaczęła się przedłużać, a ona prawie wypaliła papierosa. – On ją zgwałcił?
– Tak – wydusił z siebie Harry. – Tak – wyszeptał.
– Oprócz mordercy, szukamy również gwałciciela. Jak miło – podsumowała z goryczą Pansy i zapaliła kolejnego papierosa. – Coś jeszcze ciekawego masz do powiedzenia, Potter?
Harry spojrzał na nią znad wpół przymkniętych powiek.
– Ktoś ze świadków kłamie – powiedział. – Ale nie wiem kto.
– To akurat norma – skwitowała to Pansy i włożyła papierosa z powrotem do ust. Harry znów zapatrzył się jak jej pomalowane na czerwono usta, otoczyły filtr. – Zawsze ktoś kłamie.
****
Mam mieszane uczucia co do tego rozdziału, ale niech będzie. Mam nadzieję, że się podobało.
Do następnego,
Demetria1050
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro