Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. Żadnego wąchania, jasne?

Wattpad ostatnio mnie nie lubi, więc mam pytanko: wyświetlił wam się rozdział 10?

Jako niepełnoletnia, Florence nie mogła opuszczać terenu watahy, mało tego, gdyby ktokolwiek dowiedział się, że zabieram córkę Alfy za granicę, na spotkanie z człowiekiem, nawet pozycja wilczej swatki by nie pomogła.

A jednak teraz biegłam z nią w stronę zachodniej granicy, przedzierając się przez krzaki, żeby uniknąć spotkania kogoś na drodze.

Jak ja się w to wpakowałam? I dlaczego w ogóle się na to zgodziłam? Może kierowała mną chęć pokazania przyjaciółce świata poza watahą, może chciałam podzielić się z kimś tajemnicą albo po prostu miałam już dość jej narzekania i wytykania mi tchórzostwa...

Teraz to i tak już nie miało znaczenia, stało się i trzeba było doprowadzić całą akcję do końca, przy okazji najlepiej nie dając się złapać.

Zerknęłam na Flo, która podekscytowana pędziła przed siebie. Do granicy było już niedaleko.

- Wendy! - szepnęła, chwytając mnie za rękę. - Wilki. Po lewej. - dodała i nie zatrzymując się ani na chwilę, pociągnęła mnie w przeciwnym kierunku.

- Są blisko? - zapytałam, między oddechami.

- Nie. Wiatr wieje na naszą korzyść. Myślę, że nawet nas jeszcze nie wyczuli, ale lepiej się trochę oddalić. - oceniła.

Kierowałyśmy się lekko w prawo, po skosie w stronę granicy. Adrenalina buzowała mi w żyłach, chociaż tak naprawdę nic takiego się nie działo. W najgorszym razie dostałybyśmy tylko reprymendę i szlaban do końca życia.

Odetchnęłam z ulgą dopiero, kiedy wybiegłyśmy z lasu, tym samym zostawiając za sobą teren stada. Dla pewności zwolniłyśmy do marszu dopiero kawałek dalej. Odtworzyłam w głowie drogę do domu Jake'a i poprowadziłam przyjaciółkę w prawdopodobnie zupełnie innym kierunku. A jednak, mój zmysł orientacji wyjątkowo nie zawiódł i po chwili stałyśmy już pod domem chłopaka, który rozpoznałam głównie po zadbanym ogrodzie i starej żelaznej furtce.

- To tutaj? - spytała Florence, a ja kiwnęłam głową i z cichym skrzypnięciem otworzyłam drzwiczki. - Wow! Jaki niesamowity ogród! Patrz ile tu kwiatów! - uśmiechnęłam się pod nosem, widząc szczęśliwą przyjaciółkę.

Pociągnęłam rozkojarzoną blondynkę w stronę budynku i zadzwoniłam dzwonkiem, na co Flo skrzywiła się lekko. Jak widać wilczy słuch, nie zawsze był taki fajny.

- Emm... Flo? Jeszcze zanim wejdziemy, posłuchaj dobrze? - spróbowałam skupić jej uwagę na sobie. - Więc pamiętaj, ludzie mają inne zwyczaje, dlatego postaraj się nie robić żadnych głupstw. Żadnego wąchania, przemiany w wilka, czy skakania z pierwszego piętra. Ludzie tak nie robią, jasne? - powiedziałam, a przyjaciółka, wyraźnie podekscytowana tylko kiwnęła głową.

Po chwili, drzwi się otworzyły i w progu stanął Jake, którego kroki Flo prawdopodobnie słyszała już od dłuższej chwili.

- Hej! Śmiało, wchodźcie. - powiedział chłopak i gestem zaprosił nas do środka.

Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to włosy przyjaciela. Tym razem od połowy były niebieskie, co oczywiście musiałam skomentować:

- Och, co za zmiana. Kiedy przefarbowałeś?

- Wczoraj. Jakoś tak... Zielony już mi się znudził. - wzruszył ramionami.

Skierowaliśmy się w stronę schodów, po drodze witając się z babcią, która powitała nas ze śmiechem: "Och, Jacob, dzisiaj już dwie dziewczyny? Nie masz może jakiś kolegów?"

- Dzień dobry, jestem Florence.

- Miło mi Cię poznać, kochanie! Mów mi babciu Jane albo po prostu Jane! - przytuliła zaskoczoną dziewczynę. - Lećcie na górę, a ja przyniosę wam ciasteczka. - dodała i wróciła do kuchni.

- Tak, więc... to moja babcia. - Jake, nerwowo podrapał się po karku i ruszył przodem, prowadząc nas do swojego pokoju.

- Tutaj pachnie tak bardzo... ludzko. Ty tak nie pachniesz. - szepnąła mi na ucho Flo, kiedy szłyśmy po schodach.

Rzuciłam jej tylko rozbawione spojrzenie i zwróciłam się do Jake.
- Więc tak oficjalnie jeszcze się nie poznaliście. - zaczęłam. - Jake, to jest Florence. Florence, to Jake. - powiedziałam, od niechcenia machając przy tym rękami.

- Hej. - powiedzieli równocześnie, po czym nadal jednocześnie się zaśmiali.

Pokręciłam zrezygnowana głową.

Poznanie ich ze sobą chyba nie było takim dobrym pomysłem. Szczerzyli się do siebie jak bratnie dusze i dogadywali chyba lepiej niż że mną. Florence miała dar do zawierania nowych znajomości, którego mnie od zawsze brakowało.

Dlatego, kiedy udało jej się namówić chłopaka, by zagrał coś na gitarze, w mojej głowie kłóciły się tylko dwie myśli: "Dlaczego wszyscy zawsze lubią Florence?!" i "Wreszcie usłyszę, jak Jake gra na gitarze!"

W życiu na niczym nie grałam, więc nie miałam za bardzo rozeznania w tym temacie, ale szło mu chyba całkiem nieźle. Grał kawałek jakiejś znanej piosenki, której oczywiście nie znałam w przeciwieństwie do rozpromienionej blondynki, która od razu zaczęła trajkotać o jakimś zespole.

- Flo, zabrałaś mi przyjaciela. - klepnęłam ją lekko w ramię.

- Spokojnie. Nadal jesteś moją przyjaciółką. I dłużej się znamy. - wzruszył ramionami szatyn. - Ale Florence też jest bardzo fajna. Znajdujesz sobie samych czadowych znajomych. Na przykład mnie. - dodał, usiłując zachować powagę, co nie za bardzo się udało i po chwili wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.

- Jak to działa Flo, że wszyscy Cię lubią? - zapytałam, kiedy się już uspokoiliśmy.

- Po prostu jestem zajebista! - powiedziała, parodiując zachowanie Jake'a z przed chwili. - Poza tym lubią mnie prawie wszyscy. Jest jeszcze mój kochany braciszek.

- No tak, James. Ale on to co innego... on Cię nienawidzi. - powiedziałam.

- Czemu go tak nie lubicie?

- Jest irytujący. Zawsze kabluje rodzicom, a sam ciągle mi dokucza. Jest starszy tylko o półtora roku, a zachowuje się jak niewiadomo kto. - wyjaśniła dziewczyna.

- Wolałabyś żeby był młodszy? - dopytał.

- Nie, chyba nie. Jeszcze by mnie zabił żeby przejąć władzę po rodzicach. - palnęła Flo, a ja spojrzałam na nią przerażona. Dopiero po chwili zreflektowałam się, wymuszając śmiech.

- Władzę? - zapytał Jake.

- Florence chodziło o spadek po rodzicach. Jej rodzina tak jak moja jest bardzo konserwatywna. Wszystko przekażą pierworodnemu dziecku. - wymyśliłam na szybko.

- Yhym... - wymamrotał chłopak, chyba nie do końca przekonany, ale na szczęście nie drążył tematu.  - Skąd się w ogóle znacie?

- Nasi rodzice się znali. Mieszkamy teraz bardzo blisko siebie. - tym razem odezwała się blondynka.

- Też mieszkasz w lesie? - dopytał chłopak, a Flo rzuciła mi zdziwione spojrzenie, przytakując.

- Nasze rodziny są dosyć... nietypowe. Florence też uczy się w domu.

- Jeju. Jak wy żyjecie tak całkiem z dala od ludzi? I to w lesie. - zdziwił się szatyn, ale przynajmniej uwierzył nam w tę historyjkę.

•••

Dalsza część spotkania minęła już bez większych problemów. W pewnym momencie sytuację uratowała Jane, przynosząc ciasteczka akurat wtedy, kiedy powrócił niezręczny temat naszych rodzin.

Mimo wszystko poczułam ogromną ulgę, kiedy opuściłyśmy dom Jake'a i spokojnie dotarłyśmy na teren watahy.

- To... Jak Ci się podobało za granicą? - zapytałam.

- Och, Gwen! Było cudownie! - przyjaciółka rzuciła mi się na szyję. - Ojej, przepraszam... Wendy.

- Nic nie szkodzi... Ostatnio chyba jakoś mniej mi to przeszkadza. - powiedziałam, ale widząc że blondynka już chce coś odpowiedzieć,  dodałam szybko: - Ale zostańmy na razie przy Wendy, ok?

- No dobra. A wracając do naszej wycieczki... Naprawdę bardzo dziękuję, że mnie tam zabrałaś. A Jake jest naprawdę super, ludzie są czadowi! I jeszcze te jego włosy... Odwiedzimy go jeszcze kiedyś? - wyrzuciła na jednym oddechu.

- No nie wiem...

- Proszę, Wendyyy - powiedziała, robiąc słodkie oczka, które zignorowałam, a wtedy Flo przemieniła się w swoją wilczą postać, przybierając pozę "małego pieska".

Spojrzałam na ślicznego białego wilka, o dużych, niebieskich oczach i westchnęłam zrezygnowana.

- No dobrze! - przewróciłam oczami, a wilczyca zamerdała ogonem. - Ale musisz się bardziej pilnować.

W sumie ten rozdział wyszedł nawet długi idk.

Miłego nonia (w sensie wiecie, takie połączone NOcy i dNIA, normalnie taki ship xD)

Ehhh te moje nieśmieszne żarty, lepiej pójdę już spać...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro