11. Żadnego wąchania, jasne?
Wattpad ostatnio mnie nie lubi, więc mam pytanko: wyświetlił wam się rozdział 10?
Jako niepełnoletnia, Florence nie mogła opuszczać terenu watahy, mało tego, gdyby ktokolwiek dowiedział się, że zabieram córkę Alfy za granicę, na spotkanie z człowiekiem, nawet pozycja wilczej swatki by nie pomogła.
A jednak teraz biegłam z nią w stronę zachodniej granicy, przedzierając się przez krzaki, żeby uniknąć spotkania kogoś na drodze.
Jak ja się w to wpakowałam? I dlaczego w ogóle się na to zgodziłam? Może kierowała mną chęć pokazania przyjaciółce świata poza watahą, może chciałam podzielić się z kimś tajemnicą albo po prostu miałam już dość jej narzekania i wytykania mi tchórzostwa...
Teraz to i tak już nie miało znaczenia, stało się i trzeba było doprowadzić całą akcję do końca, przy okazji najlepiej nie dając się złapać.
Zerknęłam na Flo, która podekscytowana pędziła przed siebie. Do granicy było już niedaleko.
- Wendy! - szepnęła, chwytając mnie za rękę. - Wilki. Po lewej. - dodała i nie zatrzymując się ani na chwilę, pociągnęła mnie w przeciwnym kierunku.
- Są blisko? - zapytałam, między oddechami.
- Nie. Wiatr wieje na naszą korzyść. Myślę, że nawet nas jeszcze nie wyczuli, ale lepiej się trochę oddalić. - oceniła.
Kierowałyśmy się lekko w prawo, po skosie w stronę granicy. Adrenalina buzowała mi w żyłach, chociaż tak naprawdę nic takiego się nie działo. W najgorszym razie dostałybyśmy tylko reprymendę i szlaban do końca życia.
Odetchnęłam z ulgą dopiero, kiedy wybiegłyśmy z lasu, tym samym zostawiając za sobą teren stada. Dla pewności zwolniłyśmy do marszu dopiero kawałek dalej. Odtworzyłam w głowie drogę do domu Jake'a i poprowadziłam przyjaciółkę w prawdopodobnie zupełnie innym kierunku. A jednak, mój zmysł orientacji wyjątkowo nie zawiódł i po chwili stałyśmy już pod domem chłopaka, który rozpoznałam głównie po zadbanym ogrodzie i starej żelaznej furtce.
- To tutaj? - spytała Florence, a ja kiwnęłam głową i z cichym skrzypnięciem otworzyłam drzwiczki. - Wow! Jaki niesamowity ogród! Patrz ile tu kwiatów! - uśmiechnęłam się pod nosem, widząc szczęśliwą przyjaciółkę.
Pociągnęłam rozkojarzoną blondynkę w stronę budynku i zadzwoniłam dzwonkiem, na co Flo skrzywiła się lekko. Jak widać wilczy słuch, nie zawsze był taki fajny.
- Emm... Flo? Jeszcze zanim wejdziemy, posłuchaj dobrze? - spróbowałam skupić jej uwagę na sobie. - Więc pamiętaj, ludzie mają inne zwyczaje, dlatego postaraj się nie robić żadnych głupstw. Żadnego wąchania, przemiany w wilka, czy skakania z pierwszego piętra. Ludzie tak nie robią, jasne? - powiedziałam, a przyjaciółka, wyraźnie podekscytowana tylko kiwnęła głową.
Po chwili, drzwi się otworzyły i w progu stanął Jake, którego kroki Flo prawdopodobnie słyszała już od dłuższej chwili.
- Hej! Śmiało, wchodźcie. - powiedział chłopak i gestem zaprosił nas do środka.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to włosy przyjaciela. Tym razem od połowy były niebieskie, co oczywiście musiałam skomentować:
- Och, co za zmiana. Kiedy przefarbowałeś?
- Wczoraj. Jakoś tak... Zielony już mi się znudził. - wzruszył ramionami.
Skierowaliśmy się w stronę schodów, po drodze witając się z babcią, która powitała nas ze śmiechem: "Och, Jacob, dzisiaj już dwie dziewczyny? Nie masz może jakiś kolegów?"
- Dzień dobry, jestem Florence.
- Miło mi Cię poznać, kochanie! Mów mi babciu Jane albo po prostu Jane! - przytuliła zaskoczoną dziewczynę. - Lećcie na górę, a ja przyniosę wam ciasteczka. - dodała i wróciła do kuchni.
- Tak, więc... to moja babcia. - Jake, nerwowo podrapał się po karku i ruszył przodem, prowadząc nas do swojego pokoju.
- Tutaj pachnie tak bardzo... ludzko. Ty tak nie pachniesz. - szepnąła mi na ucho Flo, kiedy szłyśmy po schodach.
Rzuciłam jej tylko rozbawione spojrzenie i zwróciłam się do Jake.
- Więc tak oficjalnie jeszcze się nie poznaliście. - zaczęłam. - Jake, to jest Florence. Florence, to Jake. - powiedziałam, od niechcenia machając przy tym rękami.
- Hej. - powiedzieli równocześnie, po czym nadal jednocześnie się zaśmiali.
Pokręciłam zrezygnowana głową.
Poznanie ich ze sobą chyba nie było takim dobrym pomysłem. Szczerzyli się do siebie jak bratnie dusze i dogadywali chyba lepiej niż że mną. Florence miała dar do zawierania nowych znajomości, którego mnie od zawsze brakowało.
Dlatego, kiedy udało jej się namówić chłopaka, by zagrał coś na gitarze, w mojej głowie kłóciły się tylko dwie myśli: "Dlaczego wszyscy zawsze lubią Florence?!" i "Wreszcie usłyszę, jak Jake gra na gitarze!"
W życiu na niczym nie grałam, więc nie miałam za bardzo rozeznania w tym temacie, ale szło mu chyba całkiem nieźle. Grał kawałek jakiejś znanej piosenki, której oczywiście nie znałam w przeciwieństwie do rozpromienionej blondynki, która od razu zaczęła trajkotać o jakimś zespole.
- Flo, zabrałaś mi przyjaciela. - klepnęłam ją lekko w ramię.
- Spokojnie. Nadal jesteś moją przyjaciółką. I dłużej się znamy. - wzruszył ramionami szatyn. - Ale Florence też jest bardzo fajna. Znajdujesz sobie samych czadowych znajomych. Na przykład mnie. - dodał, usiłując zachować powagę, co nie za bardzo się udało i po chwili wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
- Jak to działa Flo, że wszyscy Cię lubią? - zapytałam, kiedy się już uspokoiliśmy.
- Po prostu jestem zajebista! - powiedziała, parodiując zachowanie Jake'a z przed chwili. - Poza tym lubią mnie prawie wszyscy. Jest jeszcze mój kochany braciszek.
- No tak, James. Ale on to co innego... on Cię nienawidzi. - powiedziałam.
- Czemu go tak nie lubicie?
- Jest irytujący. Zawsze kabluje rodzicom, a sam ciągle mi dokucza. Jest starszy tylko o półtora roku, a zachowuje się jak niewiadomo kto. - wyjaśniła dziewczyna.
- Wolałabyś żeby był młodszy? - dopytał.
- Nie, chyba nie. Jeszcze by mnie zabił żeby przejąć władzę po rodzicach. - palnęła Flo, a ja spojrzałam na nią przerażona. Dopiero po chwili zreflektowałam się, wymuszając śmiech.
- Władzę? - zapytał Jake.
- Florence chodziło o spadek po rodzicach. Jej rodzina tak jak moja jest bardzo konserwatywna. Wszystko przekażą pierworodnemu dziecku. - wymyśliłam na szybko.
- Yhym... - wymamrotał chłopak, chyba nie do końca przekonany, ale na szczęście nie drążył tematu. - Skąd się w ogóle znacie?
- Nasi rodzice się znali. Mieszkamy teraz bardzo blisko siebie. - tym razem odezwała się blondynka.
- Też mieszkasz w lesie? - dopytał chłopak, a Flo rzuciła mi zdziwione spojrzenie, przytakując.
- Nasze rodziny są dosyć... nietypowe. Florence też uczy się w domu.
- Jeju. Jak wy żyjecie tak całkiem z dala od ludzi? I to w lesie. - zdziwił się szatyn, ale przynajmniej uwierzył nam w tę historyjkę.
•••
Dalsza część spotkania minęła już bez większych problemów. W pewnym momencie sytuację uratowała Jane, przynosząc ciasteczka akurat wtedy, kiedy powrócił niezręczny temat naszych rodzin.
Mimo wszystko poczułam ogromną ulgę, kiedy opuściłyśmy dom Jake'a i spokojnie dotarłyśmy na teren watahy.
- To... Jak Ci się podobało za granicą? - zapytałam.
- Och, Gwen! Było cudownie! - przyjaciółka rzuciła mi się na szyję. - Ojej, przepraszam... Wendy.
- Nic nie szkodzi... Ostatnio chyba jakoś mniej mi to przeszkadza. - powiedziałam, ale widząc że blondynka już chce coś odpowiedzieć, dodałam szybko: - Ale zostańmy na razie przy Wendy, ok?
- No dobra. A wracając do naszej wycieczki... Naprawdę bardzo dziękuję, że mnie tam zabrałaś. A Jake jest naprawdę super, ludzie są czadowi! I jeszcze te jego włosy... Odwiedzimy go jeszcze kiedyś? - wyrzuciła na jednym oddechu.
- No nie wiem...
- Proszę, Wendyyy - powiedziała, robiąc słodkie oczka, które zignorowałam, a wtedy Flo przemieniła się w swoją wilczą postać, przybierając pozę "małego pieska".
Spojrzałam na ślicznego białego wilka, o dużych, niebieskich oczach i westchnęłam zrezygnowana.
- No dobrze! - przewróciłam oczami, a wilczyca zamerdała ogonem. - Ale musisz się bardziej pilnować.
W sumie ten rozdział wyszedł nawet długi idk.
Miłego nonia (w sensie wiecie, takie połączone NOcy i dNIA, normalnie taki ship xD)
Ehhh te moje nieśmieszne żarty, lepiej pójdę już spać...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro