Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

33.

Z Dominiką psychicznie z każdymi godzinami było coraz gorzej. Z chłopakami zresztą nie lepiej. Tracili nadzieję z każdą kolejną informacją, że nadal poszukiwania lekarzy nie przyniosły skutków. Nawet fotoreporterzy, którzy starali dotrzeć do szpitala i informacji na temat stanu Wonho odpuścili.

- Dominika, chodź zawiozę Cię do domu, musisz się przespać, wyglądasz jak trup – usiadł obok Dominiki zmartwiony Jackson – reszta zostanie, jak by coś miało się dziać od razu zostaniesz poinformowana.

- Nie – odpowiedziała od razu.

- Jackson ma rację, drugi dzień i drugą noc tu siedzisz, wykończysz się – dopowiedział Kihyun.

Dominika spojrzała na nich przez swoje spuchnięte i ledwo otwarte oczy. Ledwo trzymała się na nogach od chodzenia tam i z powrotem, pomiędzy poczekalnią, a salą Wonho. Była jedyną osobą, która nie opuściła szpitala od czasu kiedy Wonho został tu przywieziony. Niestety szpital w tym okresie był całkowicie zapełniony, więc nie byli w stanie nawet zapewnić jej łóżka, jej łóżkiem zostały niewygodne krzesła w poczekalni, na których zwyczajnie nie dało się nawet zasnąć. Potrzebowała snu i chwili odpoczynku, ale myśl że miałaby go zostawić bardziej ją przerażała.

***

- Panienko – usłyszeliśmy damski głos koło siebie – jeśli nie chce panienka opuścić szpitala, a widzę że potrzebuje panienka się położyć udostępnimy wyjątkowo naszą kanapę w pokoju pielęgniarek – zobaczyłam uśmiech już dobrze znanej mi pielęgniarki – bo już nie możemy patrzeć jak się męczysz.

- O, bylibyśmy bardzo wdzięczni – krzyknął uradowany Jooheon – naprawdę się o nią martwimy.

- Nie ma o co, ja naprawdę czuję się dobrze – wstałam szybko z krzesła i nic więcej nie widziałam.

Widziałam jedynie zarysy postaci i głuche odgłosy, których nie byłam w stanie zweryfikować. Dalej nie czułam już nic.

***

- Dominika, kurwa, Dominika! – Jackson próbował ocucić nieprzytomną Dominikę leżącą na zimnej posadzce szpitala – jeszcze tego nam tylko brakowało.

Chwilę później przylecieli ratownicy przenosząc ją na łóżko szpitalne i podłączając ją do odpowiednich urządzeń. Jackson pobiegł za nimi, by móc przy niej być.

- Może być jeszcze gorzej? – zapytał Shownu.

***

Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że leże na szpitalnym łóżku podłączona do kroplówki. Spojrzałam w lewo gdzie spał trzymając mnie za dłoń Jackson. Próbowałam wyciągnąć dłoń z jego mocnego uścisku bez obudzenia go, ale on momentalnie podniósł głowę.

- Obudziłaś się w końcu – uśmiechnął się.

- Co się stało? – zapytałam.

- Zemdlałaś z wyczerpania organizmu, spałaś prawie 13 godzin – odpowiedział.

- Ile?! – krzyknęłam odczepiając sobie kroplówkę i wyskakując na równe nogi z łóżka.

- Dominika co Ty robisz? – słyszałam za sobą krzyk Jacksona.

Nie obchodziło mnie już nic, słysząc ile godzin spędziłam na śnie i ile mogło mnie ominąć ruszyłam do sali Wonho. Biegłam ile sił miałam w nogach. Zostawiłam go na tak długo, a powinnam być przy nim cały czas. Byłam na siebie zła, że mój organizm tego nie wytrzymał.

Wpadłam do pomieszczenia, w którym leżał Wonho. Łzy napłynęły mi do oczu. To był koniec? Ja przespałam koniec? Nie miałam szansy się pożegnać? Łóżko Wonho było całkowicie puste, pościel była zmieniona, a urządzenia zniknęły. Upadłam na kolana rozpłakując się jeszcze głośniej i mocniej. To było ponad moje siły. Miałam do siebie przyswojony fakt, że tak może się stać, ale teraz widząc puste, czyste łóżko i żadnego śladu po Wonho dotarło do mnie, że to się stało. Że zostawił nas wszystkich. Przeze mnie. Dopiero teraz poczułam co to ból. Pierwszy raz w życiu towarzyszyło mi takie uczucie. Pierwszy raz tak bolało. Skuliłam się jeszcze mocniej wbijając pazury w zimną posadzkę, wyrywając sobie włosy z głowy. Czułam się jak opętana, ale ból rozdzierał mnie od środka. Nie chciałam żyć. Nie chciałam żyć bez niego.

- Dlaczego? Dlaczego?! – krzyczałam.



--------------------------------

bardzo krótka część, bo będę powoli kończyła to opowiadanie! :)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro