Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11.

Kilka dni minęło, wzięłam sobie wolne od pracy, bo nadal nie mogłam się podnieść po informacjach, które przekazał mi Wonho. To było chyba jeszcze gorsze niż jego znęcanie się nade mną. Nie mogłam przeżyć faktu, że doprowadziłam kogoś do skraju, na którym postanowił odebrać sobie życie. Że byłam na tyle głupia i nieodpowiedzialna za swoje zachowanie. Nie dziwiłam się, że odpłacił mi się tym samym, że chciał doprowadzić do takiej samej sytuacji jaka spotkała jego przyjaciółkę. Wybaczył mi to i co z tego? Ja mu tez wybaczyłam i co z tego? Nie potrafię mu teraz spojrzeć w oczy. Reszcie chłopaków tak samo. Co oni muszą o mnie teraz myśleć?

- Dominika, ktoś do Ciebie! – usłyszałam krzyk mamy z dołu.

- Przecież miała mówić, że mnie nie ma – przeklęłam pod nosem wychodząc z pod kołdry.

Zeszłam na dół przeszywając wzrokiem moją mamę krzątającą się w kuchni.

- Mówiłam, byś mówiła, że mnie nie ma – szepnęłam do niej cicho.

- Mówiła, ale nie jestem na tyle głupi, by w to uwierzyć – usłyszałam przed sobą męski głos – Cześć Dominika – podniosłam wzrok i zobaczyłam Wonho.

- Cześć, co Ty tu robisz? – zapytałam zszokowana nadal mu się przyglądając.

- Wyciągam Cię na wycieczkę, zbieraj się – uśmiechnął się.

Patrzyłam na niego chwilę, nie wiedziałam co on tu robi i po co przyszedł. Poszłam do pokoju się ogarnąć. Chciałam dać mu szansę, chociaż nadal nie potrafiłam być w jego otoczeniu. Nie ze względu już na strach, ale na mój osobisty wstyd, wstyd przed tym czego się dopuściłam. Dziwiłam się, że mimo wszystko on chce mnie widzieć, a jego stosunek wobec mnie całkowicie się zmienił. Jak by to wszystko co było, zniknęło i jak byśmy zaczynali wszystko od nowa. Inaczej na mnie patrzył, jego oczy nie były już tak przerażająco chłodne, tylko delikatne i ciepłe. Ubrałam się szybko, przeczesałam włosy i zeszłam z powrotem na dół. Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do jego samochodu.

- Gdzie jedziemy? – zapytałam, gdy zobaczyłam że wyjeżdżamy poza Seul.

- Nie bój się, nie zrobię Ci tym razem krzywdy – zaśmiał się.

Odkąd zaczęliśmy razem pracować, nigdy nie widziałam jak się śmieje, jak się uśmiecha, znaczy widziałam jak mnie wyśmiewał, jak śmiał się gdy się przewróciłam, albo znowu przykleiłam do krzesła, ale takiego naprawdę szczerego uśmiechu u niego nigdy nie widziałam. Dopiero teraz zobaczyłam go pierwszy raz, patrząc na niego poczułam się w końcu rozluźniona w jego towarzystwie.

- Chłopaki za Tobą tęsknią, odwiedź ich w końcu, są Ci wdzięczni – spojrzał na mnie.

- Wiedzą? – zapytałam.

- O czym?

- O tym co powiedziałeś mi kilka dni temu – spuściłam wzrok.

- Wiedzą, musiałem się jakoś wybronić i powiedziałem im to w nerwach po imprezie, to liderka Sistar doniosła na mnie do managera, ale nie martw się, nie mają Ci nic za złe – złapał mnie za dłoń.

Jego gesty były nad wyraz dziwne. Nie mogłam do nich przywyknąć.

- A Ty, nadal bardzo masz mi to za złe?

- Dominika, miałem. Ale nie mogę całe życie obwiniać kogoś za jej śmierć. Może postawiła mi Ciebie przede mną bym nauczył się wybaczać i bym przestał szukać chęci zemsty we wszystkich dokoła.

- Nie poznaje Cię Wonho, naprawdę – lekko wysunęłam swoją dłoń z jego uścisku – ja sobie chyba tego nie wybaczę.

- Jesteśmy – zobaczyłam jak Wonho parkuje i wysiedliśmy z samochodu.

Przed sobą zobaczyłam cmentarz, potężny cmentarz. Jeszcze kilka tygodni temu bym pomyślała, że Wonho przywiózł mnie tutaj by mnie gdzieś zakopać, ale teraz wiedziałam dlaczego tu jesteśmy. Nie potrafiłam zrobić kroku, nie wiedziałam czy chcę na to patrzeć i jeszcze bardziej przyswajać sobie fakt jej śmierci.

- Wiem, że to będzie ciężkie, ale zobaczysz, że lepiej się poczujesz jak przynajmniej się za nią pomodlisz, jestem zaraz obok Ciebie – podszedł do mnie, złapał mnie za dłoń i pociągnął za sobą.

Stanęliśmy przed jej grobem, wszędzie w około było mnóstwo bukietów i świeczek. Wonho zostawił mnie na chwilę samą i odszedł trochę dalej. Czytając to co było napisane na grobie znowu poczułam, że łzy podchodzą mi do oczu. Nie chciałam płakać, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Upadłam na kolana, to mnie przerosło. Zakryłam twarz dłońmi i po prostu rozwyłam się jak bachor.

- Przepraszam, naprawdę przepraszam, gdybym mogła tylko cofnąć czas, nigdy przenigdy bym do tego nie dopuściła – łkałam coś pod nosem – gdybym tylko wiedziała... - zatrzymałam się podnosząc głowę i ocierając łzy – nie naprawię już tego, ale mogę obiecać Ci jedno, wiem że nie przywróci Ci to życia, ale skoro on był dla Ciebie ważny tak samo jak Ty dla niego, postaram się o to by nigdy przenigdy nie stała mu się krzywda, będę tuż obok niego, dla Ciebie – dotknęłam rękoma delikatnie grób – tylko tak w tej chwili mogę jakoś odkupić swoje winy, chociaż w małej części – spojrzałam na Wonho spacerującego daleko między grobami – on naprawdę Cię kochał i kocha nadal, zrobię wszystko by w życiu było mu najlepiej – uśmiechnęłam się delikatnie widząc jak Wonho zauważył, że na niego spoglądam i pomachał delikatnie dłonią w moją stronę – spoczywaj w spokoju, to na pewno nie jest moja ostatnia wizyta tutaj – podniosłam się z kolan ocierając resztę łez.

Czułam się naprawdę lepiej, może nie jakoś wybitnie, ale jakiś ciężar spadł mi z serca. Już wiem dlaczego on mnie tu przywiózł. Wiedział, że mi to pomoże. Wiedział, że taka rozmowa pomoże mi coś przemyśleć. To nie zniknie z mojego życia, ale wiedziałam, że mam teraz misję. Człowiek, który sprawił mi tyle przykrości teraz ma stać się osobą, o którą muszę dbać jak o nikogo innego. Ale nie czułam w tym żadnej presji, chciałam tego. Tylko tyle mogłam dla niej zrobić.

Podeszłam do Wonho i obydwoje ruszyliśmy w stronę parkingu.

- I jak? Lepiej? – zapytał Wonho gdy wsiedliśmy do samochodu.

- Tak, dziękuję że mnie tu zabrałeś – uśmiechnęłam się – początek był ciężki, ale mimo że nadal będę się obwiniać, zrobiło mi się trochę lżej.

- Poczekaj – przybliżył się do mnie i delikatnie palcem dotknął mojej twarzy – makijaż Ci się rozmazał – uśmiechnął się odsuwając się ode mnie.

To było tylko kilka dni, a tyle się zmieniło. Nie mogłam przestać na niego spoglądać. Chciałam zapamiętać każdy szczegół jego twarzy. Delikatnej twarzy, której wcześniej u niego nie widziałam. Chciałam już zawsze widzieć taką twarz.

Wonho odwiózł mnie pod dom i odprowadził mnie pod drzwi.

- Dziękuję – zaczęłam odwracając się do niego przodem – wiem, że nie mogę Cię prosić o wiele, ale obiecaj mi, że to nie była nasza ostatnia wizyta u niej.

- Obiecuję, to mogę Ci obiecać, idź odpocznij i pamiętaj, odwiedź chłopaków – podszedł do mnie i mnie przytulił.

Nie ma takiej opcji bym mogła się przyzwyczaić do takich gestów z jego strony. Zawsze będę odczuwała niepokój, chociaż już w ogóle nie powinien mi towarzyszyć.

- Odwiedzę, cześć – odsunęłam się od niego i weszłam do mieszkania zamykając za sobą drzwi.

Poszłam do siebie do pokoju, ogarnęłam się i od razu wskoczyłam do łóżka, byłam wykończona i fizycznie i psychicznie. Zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro