05.
Otworzyłam oczy. Leżałam w białym pokoju. Odwróciłam głowę w stronę okna. To na pewno nie był mój pokój. Byłam w szpitalu? Co ja tu robiłam? Miałam dziwny zanik pamięci i nie potrafiłam sobie przypomnieć co się stało. Odwróciłam wzrok w stronę szyby, która ukazywała mi co dzieje się na korytarzu. Zobaczyłam rozmawiającego szefa z moimi rodzicami. I od razu sobie przypomniałam. Pamiętam co się stało. Pamiętam to małe pomieszczenie, jakbym znowu się tam znalazła. Od razu przez moje ciało przeszły ciarki.
- Musiałam zemdleć – powiedziałam sama do siebie przecierając oczy.
Do pokoju weszła moja mama, gdy zobaczyła przez szybę, że się obudziłam. Podeszła i usiadła koło mnie.
- Jak się czujesz? – zapytała łapiąc mnie za dłoń.
- Dobrze, na pewno lepiej niż wczoraj – odpowiedziałam powoli podnosząc się i siadając na łóżku – Mamo, naprawdę się bałam – przytuliłam się do niej.
- Nawet nie wiesz jak się martwiliśmy, nie wróciłaś na noc do domu ale stwierdziliśmy, że może śpisz u chłopaków dlatego po nocach nie chciałam wydzwaniać, ale jak dostaliśmy dzisiaj rano telefon, że sprzątaczka znalazła Cię nieprzytomną w swojej kanciapie – wzięła głęboki oddech – powinnam zadzwonić, pomimo wszystko.
- Mamo, po prostu się zatrzasnęłam, a strach przed małymi pomieszczeniami mnie złamał i nie miałam jak dać komuś znać, że tam jestem.
- Co Ty robiłaś w kanciapie sprzątaczki?
- Nic, pożyczałam miotłę na chwilę i chciałam ją odnieść, najwidoczniej musiał być gdzieś przeciąg i zatrzasnęło drzwi – skłamałam.
Sprawę zamknięcia mnie w kanciapie chciałam załatwić osobiście. Miałam na liście tylko jednego podejrzanego. Ale chciałam z tym wszystkim zaczekać. Może fakt, że wylądowałam przez niego w szpitalu nim wstrząśnie. Chociaż kogo ja oszukuje. On jest bez serca. Pewnie gdzieś siedzi i się śmieje, że tak spanikowałam, że zemdlałam. Przebrał miarkę. Chyba w końcu udało mu się mnie złamać i jest z tego powodu na pewno zadowolony jak nigdy. Zaczęłam się zastanawiać czy to wszystko jest na moje siły. Czy skoro posunął się do zamknięcia mnie na całą noc w pokoju, nie jest w stanie posunąć się do czegoś gorszego. Nie wiedziałam czy to był strach, ale na samą myśl o nim znowu mnie paraliżowało. Musiałam to zakończyć. Musiałam dać mu wygrać. Zaczęłam się zastanawiać nad zwolnieniem się z pracy. Naprawdę, byłam zdolna zwolnić się, byleby nie przebywać już nigdy więcej w jego towarzystwie. Musiałam to wszystko przemyśleć na spokojnie. Nie chciałam zaprzepaszczać swojej kariery, którą tak naprawdę nie dawno zaczęłam przez jakiegoś idiotę, ale bałam się że jak tego nie zrobię to ten idiota zrobi mi w końcu prawdziwą krzywdę.
Przesiedziałam całe popołudnie w szpitalu czekając aż porobią mi wszystkie potrzebne badania i mogłam wrócić do domu. Spojrzałam w telefon, miałam kilkadziesiąt nieprzeczytanych wiadomości. Wszystkie były od chłopaków z Monsta. Przepraszali, że nie mogli się pojawić, ale musieli dzisiaj wylecieć na nagranie programu do Tokio. Nie miałam im tego za złe, naprawdę ciężko pracowaliśmy wszyscy by udało się to załatwić. Ale było mi miło, że się martwili. Odpisałam Kihyunowi by przekazał reszcie, że ze mną wszystko w porządku, że spotkamy się za kilka dni jak wrócę i żałuję, że nie mogłam lecieć z nimi.
Usiadłam na swoim łóżku i znowu zaczęłam wszystko analizować. Musiałam podjąć decyzję, chyba jedną z najważniejszych w moim życiu. Rok czekałam na taką szansę, to była moja praca marzeń, a teraz będę musiała to zaprzepaścić. Ale czułam, że nie mam innego wyjścia. Zadecydowałam, że odchodzę, to było jednak ponad moje siły.
Zeszłam na dół porozmawiać z rodzicami. Nie wiedziałam jak im wytłumaczę dlaczego chcę zrezygnować z tej pracy. Skłamałam im, że sobie nie radzę i jestem wykończona pracą tam. Łyknęli to od razu, a ojciec powiedział, że pomoże mi szukać czegoś nowego.
Wróciłam do swojego pokoju, wyskrobałam na komputerze proste i szybkie wypowiedzenie. Zniknę z tej firmy zanim oni wrócą. Wiedziałam, że będą chcieli mnie zatrzymać. Nie wiedziałam, co zrobię z moim kontaktem z chłopakami. Nie chciałam się na niego znowu natknąć.
Położyłam się do łóżka i momentalnie zasnęłam.
***
Siedziałam przed gabinetem szefa ze świstkiem papieru, który zaraz zmieni moje życie i wrócę do punktu wejścia.
- Cześć – usłyszałam obok siebie męski głos.
Odwróciłam się i zobaczyłam siadającego obok mnie Jacksona.
- Cześć – odpowiedziałam na przywitanie.
- Co to? – zapytał spoglądając przez moje ręce na kartkę którą trzymałam.
- A Ty co taki ciekawski? – spojrzałam na niego poirytowana.
- Ratowałem Cię, a Ty mi się tak odwdzięczasz? – uśmiechnął się.
- Ratowałeś? Tak uratowałeś, że właśnie się zwalniam – pokazałam mu wypowiedzenie przed nosem i mina mu zrzedła.
- Zwalniasz się? Dlaczego? Przez Wonho? Zrobił Ci coś? – zaczął zadawać tysiące pytań.
- Nie, po prostu przerosła mnie ta praca – założyłam kosmyk włosów za ucho patrząc na to cholerne wypowiedzenie.
- Nie umiesz kłamać – zaśmiał się – Jooheon mówił, że już dawno nie mieli kogoś tak dobrego, a ja mu wierzę – nic mu nie odpowiedziałam – słuchaj, jeśli chcesz pracować na takim stanowisku i chcesz być przede wszystkim daleko od tego idioty to pomogę Ci.
- Przecież nawet mnie nie znasz – spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Ja nie, ale Jooheon zna, a jeśli on mówi że ktoś jest dobry to tak jest – poprawił włosy – przejdź do JYP Entertainment, zajmiesz się mną i chłopakami z mojego zespołu, mamy asystenta ale potrzebujemy dodatkowej pary rąk – uśmiechnął się – to jak? Tu masz moją wizytówkę z numerem.
- Zastanowię się, dobrze? – odwzajemniłam uśmiech i wzięłam od niego karteczkę z numerem.
Nie wiem czy ja miałam tyle szczęścia, czy ktoś nade mną czuwał. Tak bardzo nie chciałam rezygnować z tego stanowiska i fakt, że musiałam załamywał mnie niezmiernie. A tu zjawia się osoba, która proponuje mi pracę. Nie powinnam się zastanawiać nawet, ale musiałam to przemyśleć.
Usłyszałam z gabinetu szefa swoje imię, wstałam i weszłam do środka. Nie wiedziałam jak on zareaguje na moje odejście. Naprawdę mnie chwalił przez ostatni czas. Usiadłam na fotelu naprzeciwko jego biurka i podałam mu kartkę.
- Co to jest? – spojrzał na mnie z niedowierzaniem, gdy przeczytał pierwsze parę słów – pytam się, co to jest? – podniósł delikatnie głos – przepraszam, jestem po prostu w szoku.
- Nie jestem w stanie dłużej tu pracować – spuściłam wzrok.
- Za mało Ci płacimy? Dam Ci podwyżkę, awansuje Cię, dostaniesz swój własny gabinet, co chcesz, tylko powiedz czego od nas oczekujesz? – wypytywał się.
- Panie Park, tu nie chodzi o zdobycie jakiś profitów, po prostu nie chcę tu pracować – odpowiedziałam.
- Mam nadzieję, że to nie przez chłopaków? – przyglądał mi się uważnie czekając na moją odpowiedź.
- Nie – odpowiedziałam pewnie, żeby nic nie wyczuł.
- Z ciężkim sercem, ale muszę uszanować Twoją wolę, ale pamiętaj, że zawsze, ale to zawsze możesz do nas wrócić – uśmiechnął się.
- Dziękuję Panie Park, cudownie mi się z Panem pracowało – odwzajemniłam uśmiech i wyszłam z jego gabinetu.
Poszłam po swoje rzeczy. Ciężko mi było opuszczać to miejsce. Tyle się tu wydarzyło. Tyle mojej ciężkiej pracy, stresu, uśmiechów, śmiechów, łez, bólu. To wszystko w jednym miejscu. Nie dowierzałam, że jutro wstanę i nie będę musiała tu przyjeżdżać. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
- Tak będzie lepiej – powiedziałam sama do siebie i wsiadłam do taksówki, która po mnie przyjechała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro