Rozdział XII
Stało się. Wystrzały armat na pokładach wrogich sobie statków obwieściły bitwę.
,,Zemsta" i ,,Prospero" stanęły naprzeciw siebie. Oddzielał ich tylko wir morski. Wokoło sypał się grad kul armatnich trafiających w burty i pokłady obu statków.
-Nie ma już odwrotu kamraci! Ha ha ha ha ha!- krzyknął O'Connel, po czym zakręcił sterem.
Kapitan manewrował swoim statkiem, aby unikać kul i tym samym przebijał się przez sztorm.
,,Prospero" zaczął doganiać piratów. Ostrzeliwał ich z przednich działek, trafiając co jakiś czas w pokład rufowy ,,Zemsty".
-Omińmy wir, inaczej nas zmiecie!- powiedział bosman.
-Nie! Podpłyniemy bliżej tej diabelskiej otchłani!- wykrzyczał John.
Nagle, zerwał się bardzo porywisty wiatr. Był on szansą dla Abrahama do dogonienia wroga.
,,Prospero" zaczął nabierać prędkości, co poskutkowało tym, że otarł się burtą o ,,Zemstę". W bardzo szybkim tempie statki zetknęły się burtami.
-Do abordażu!- wykrzyczał jakiś oficer Abrahama.
Brytyjscy Redcoat'ci zaczęli przeskakiwać na pokład statku O'Connela. W odpowiedzi, piraci uzbrojeni w muszkiety zaczęli do nich strzelać. Było to bardzo trudne, ponieważ deszcz nie pozwalał na dokładne celowanie.
Wszyscy przeszli do walki wręcz. Do Johna podbiegł z szablą w ręce jakiś żołnierz brytyjski. Zaczął wymachiwać swoją bronią i podchodzić w stronę Johna. O'Connel odruchowo wyjął pistolet i od ciągłych fal na morzu, nie trafił, postrzeliwując Redcoata w stopę. Ten upuścił szablę i złapał się za nogę. Tymczasem z boku wyłonił się jakiś pirat, który najwyraźniej uciekał przed wrogiem. Nie zauważył on postrzelonego Brytyjczyka i wpadł na niego, wypychając go za burtę. Pirat tylko spojrzał się na O'Connela.
-On był mój!- powiedział John wesołym tonem.
-Gdzie dwóch się bije... tam trzeci pomaga!- odpowiedział pirat.
Tuż po tym, O'Connel przeskoczył na pokład wroga. Nagle wbiegł na niego brytyjski marynarz. John spojrzał się na niego, marynarz na Johna, potem znów John na marynarza, po czym O'Connel wyjął mu z paska pistolet.
-To moje!- powiedział O'Connel, po czym uderzył marynarza pistoletem w głowę. Brytyjczyk osunął się na ziemię, a John skierował się w stronę mostka.
Walka była zacięta. Śliskość desek na pokładzie, spowodowana obfitym deszczem była utrudnieniem dla obu armii. Co jakiś czas widać było, jak marynarze przewracają się lub w najlepszym przypadku tylko tracą stabilność.
-Abraham! Gdzie jesteś tchórzu?!- wykrzykiwał John.
O dziwo, nigdzie nie było kapitana ,,Prospero".
O'Connel stwierdził, że zejdzie pod pokład. Przebił się on przez falangę wrogów i dotarł do otworzonej klapy.
Zszedł on na pokład działowy i uciekł przed załogą wroga niżej, do kubryku.
-Ty nędzny pionku Asasynów. Jesteś nikim myśląc, że mnie pokonasz!- powiedziała jakaś zakapturzona postać.
-Jak mam stanąć przeciwko komuś, komu nie jest mi dane spojrzeć w twarz?- zapytał John.
-Oj, zamknij się!- powiedziała owa postać, po czym zrzuciła z siebie płaszcz z kapturem.
Był to Kenneth Abraham.
Mężczyzna wyjął swoją szablę. Wysunął ją w stronę Johna. Ten odpowiedział na atak i zrobił to samo. Zaczęli walkę.
Abraham budził u Johna grozę, ponieważ był wyższy i lepiej zbudowany (najprawdopodobniej także lepiej wyszkolony w fechtunku).
Nagle, wszyscy na pokładach obu jednostek upadli od dużego uderzenia. Statki zderzyły się głównymi masztami i zaplątały takielunkiem. Teraz wyglądały jak dwa owoce wiśni zawieszone na połączonych szypułkach.
-Gdzie jest Trójząb?!- zapytał zdenerwowany już walką John.
-Nawet nie licz na to, że ci powiem. Albo ja zabiję ciebie, albo ty pójdziesz na dno z moim okrętem!- odpowiedział Kenneth, po czym zaczęli znowu walkę wręcz.
Walczyli tak przez parenaście minut, gdy nagle Abraham popchnął Johna na ziemię. O'Connel uderzył o coś twardego przykrytego materiałem.
Pirat zajrzał tylko za siebie i wstał, kulejąc.
-Nawet jeśli udałoby ci się dostać Trójząb, co byś poczynił?- zapytał Kenneth podchodząc coraz bliżej.
-Zapewne... to!- odpowiedział John, po czym odkrył materiał. Była nim przykryta armata.
-Zły pies!- dodał O'Connel, po czym sięgnął po palący się kawałek drewna i przyłożył do lontu działa.
Armata wystrzeliła błyskawicznie. Kula pędząca z zawrotną prędkością uderzyła w brzuch Abrahama i popchnęła go przez cały statek, aż do wody.
John wrócił na pokład. Abordaż trwał dalej. Nagle, ,,Prospero" zaczął być ściągany przez wir. O'Connel podbiegł do steru wrogiego statku. Ujrzał go... znaczy Trójząb. Abraham unieruchomił nim koło sterowe... ale teraz już był martwy, więc John wziął sprawy w swoje ręce.
-Wszyscy na ,,Zemstę", bo was zassie wir!- krzyczał.
O dziwo, wrodzy marynarze rzucili broń i przeskoczyli na pokład statku piratów, jakoby zmienili strony konfliktu.
John odłożył Trójząb i złapał za ster ,,Prospero".
Statki odplątały się w takielunku i O'Connel puścił koło sterowe. Złapał za Trójząb i wyskoczył za burtę na pokład swojego statku. Dobiegł do steru i wydał rozkaz odwrotu w stronę reszty sprzymierzonej floty. ,,Zemsta Królowej Anny" opuściła pole bitwy w kłębach dymu.
W oddali widziano tylko, jak ,,Prospero" znikał w czarnej otchłani wiru, z którego wydostawał się dym ze zgaszonego już ognia na pokładzie tonącego statku. Bitwa dobiegła końca...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro