Rozdział IX
,,Martwi głosu nie mają..."- Armando Salazar, Piraci z Karaibów Zemsta Salazara.
Udało się! Wszystkim piratom udało się uciec ze świątyni, która tuż po tym, zapadła się pod ziemię.
-Abraham ma Trójząb! Co teraz zrobimy?!- denerwowała się Rosa.
Zawalona świątynia odsłoniła coś, co pozwoliło Johnowi na udzielenie odpowiedzi Rosie.
Otóż, w małej zatoczce zacumowany był statek Kennetha, na który Anglicy zbiegli, by uciec z wyspy.
-Wracamy na statek!- rozkazał John.
-A co z Trójzębem?!- niepokoiła się Rosa.
-Dogonimy Abrahama statkiem- odparł John.
Piraci zaczęli biec przez drogę, unikając już bagien. Pozwoliło im to na szybsze dostanie się na statek.
John wszedł na pokład i dobiegł do steru.
-Podnieść żagle!- rozkazał, po czym skierował ,,Zemstę" w stronę statku wroga.
John podpłynął w od bakburty okrętu liniowego nieświadomych ataku Brytyjczyków.
-Ognia!- krzyknął.
,,Zemsta" ostrzelała salwą burtową statek Abrahama.
-Znaleźli nas! Na stanowiska!- rozkazał Kenneth.
Żagle na statku wroga podniosły się.
-Zmiotą nas!- denerwowała się Rosa.
-Nie martw się, to najszybszy statek na tych wodach!- odparł zuchwale John.
Kapitan piratów dzielnie manewrował swoim statkiem, omijając wystrzały z dział wroga.
-Sir, ich statek jest za szybki, nie damy im rady!- wykrzyczał zdenerwowany redcoat.
Abraham zauważył w końcu, że jego ,,Mroczny Anioł" jest za ciężki i za duży, by stawić opór ,,Zemście Królowej Anny".
Owszem, siłą ognia bezsprzecznie dominowali brytyjczycy, jednak to John O'Connel miał w rękach ster najszybszego statku na Karaibach... przynajmniej teraz zwrócił on na to uwagę.
Rosa oglądała sytuację na pokładzie wroga przez lunetę.
-Coś jest nie tak... Abraham zszedł z mostka i do tego zamknęli furty działowe- powiedziała.
-Nie możr być!- wtrącił, zabierając kobiecie lunetę.
Nagle, Kenneth Abraham wyszedł ze swojej kajuty z Trójzębem w rękach.
-Co on wyprawia?!- zaniepokoił się John.
Dowódca Brytyjczyków wyciągnął go przed siebie i zaczął nim wymachiwać.
Wszyscy mieli na twarzach zdziewienia, dopóki nie dowiedzieli się, co mężczyzna zrobił.
Piraci poczuli lekki odrzut i pochył ich statku, chociaż morze było spokojne.
-Co się dzieje?- pytali się załoganci ,,Zemsty".
Wtedy właśnie, wszyscy ujrzeli to.
Woda od bakburty pirackiego statku zaczęła bulgotać i powoli rozstępywać się, jak zaczesywanie przedziałka pomiędzy włosami.
Minęło kilka sekund i z pokładu ,,Zemsty" widoczne było dno morskie. Morze rozstąpiło się.
Teraz, nie było czasu na pościg. John chwycił za ster i zaczął manewrować okrętem tak, by nie wpadł i nie został zassany przez pustkę pomiędzy morskimi falami.
Ten ruch ze strony Abrahama, pozwolił mu na ucieczkę i odseparowanie się od atakującego i szybszego statku pirackiego.
-Kapitanie! Nie dościgniemy ich już!- wykrzyczał pirat na bocianim gnieździe.
John spojrzał na ,,Mrocznego Anioła" z pogardą i chęcia zemsty.
Statek wroga zaczął znikać na horyzońcie, a zlewające się morskie wody lekko sciągnęły ,,Zemstę".
-Wszystko przepadło...- powiedziała zasmucona Rosa.
-Nie... to nie jest koniec!- odparł John.
-Jest... Abraham zbiegł z Trójzębem... a my co mamy?- zapytała, nie oczekując odpowiedzi.
-Mamy nadzieję! Kurs na Tortugę!- rozkazał John.
Kobieta popatrzyła na O'Connela, gdy to powiedział i wrócił jej na twarzy mały, choć widoczny uśmiech.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro